Stocznie muszą zwrócić nielegalnie uzyskane od państwa dotacje. Taką konkluzją skończyła się wielomiesięczna awantura z Brukselą. Stoczniowcy, którzy ostatnio mniej jakby gorliwie budowali statki a bardziej jeżdżąc po świecie protestowali, mogą teraz spełnić swoje groźby zemsty. Nawet muszą. W przeciwnym wypadku stracą twarz. Zadrży więc zapewne Bruksela w posadach. A i Warszawie się chyba dostanie. Współdziałała przecież.
W 2002 roku byliśmy świadkami pierwszych protestów. Milczący, ponury tłum robotników w roboczych ubraniach przemierzający szlak od stoczni do Urzędu Wojewódzkiego, poprzez centrum, robił potężne wrażenie. Pochód zatrzymywał się co pewien czas i uczestnicy uderzali rytmicznie kaskami o bruk.
Stoczniowcy, przy okazji niejako, w ramach proletariackiej solidarności pobili w tamtych dniach prezesa Dany. Szwalni wsławionej za komuny zachodniopodobnymi substytutami dżinsów. Też teraz upadała a zatrudnione tam jeszcze szwaczki nie były w stanie swoich prezesów samodzielnie bić. Rzecz się dokonała w obecności gęstych szpalerów policji. Milcząco asystujących samosądowi.
Tam się więc na grzbiecie nieszczęsnego prezesa wykuwała dzisiejsza solidarność lewicy. Związki były bowiem narodowo katolickie a policja zarządzana przez postkomunistycznego ministra. Sprawiedliwie trzeba dodać, że jakiegoś policjanta za to ukarano potem dyscyplinarnie.
Miasto od dawna obiegała wieść o kłopotach stoczni, wywołanych niemożnością taniego i skutecznego spawania nierdzewnych blach powstających tam chemikaliowców. Koszta ich budowy wzrastały. Banki, według właścicieli stoczni inspirowane przez nieprzychylny im lewicowy rząd, odmówiły kredytów. Według rządu odmówiły z powodu rozrzutności właścicieli. Stoczniowcy podzielali stanowisko władzy i domagali się nacjonalizacji.
Rząd Leszka Millera przychylił się do ich stanowiska i znacjonalizował upadłą Stocznię. Woli związków stało się zadość a zarząd upadłej stoczni został aresztowany. Na rok z górą. Potem prezesów wypuszczono za kaucją. Media podnosiły od początku słabość zarzutów. Potwierdził to sąd, stosunkowo niedawno od winy uwalniając włodarzy dawnej stoczni i częściowo równocześnie jej właścicieli.
Nowa, państwowa stocznia uzyskała kredyty, których przedtem nie otrzymała prywatna i ukończyła pechowe chemikaliowce. Nadal jednak po staremu popadała w straty. Mimo, że – jak to państwowa – nie sięgała po nowe technologie. Tym razem straty były znacznie większe. Ale nowy właściciel, państwo, wykazywał należytą troskę o swą własność. I dotował, dotował, dotował.
I teraz trzeba będzie dotacje oddać. Bo się nie dało, mimo dotacji tradycyjnie zadłużonego zakładu sprywatyzować. Mimo, że podejmowali ten trud lewicowi najpierw a teraz “liberalni” włodarze państwa przy wsparciu związków. Które dla ułatwienia prywatyzacyjnych wysiłków wysyłały stosowne delegacje i miotały odpowiednio straszliwe groźby.
Teraz znowu będą bili. Muszą nawet.
komentarze
Co to znaczy
Nielegalnie?
Igła -- 05.11.2008 - 10:43A tak na poważnie
To czy widzisz zależność pomiędzy tym, że jak zamkną stocznie to kłopoty będą miały huty i część przemysłu maszynowego, jak huty to kopalnie i koksownie.
Igła -- 05.11.2008 - 10:56Tak jakoś się składa, że w Polsce jest największa firma koksownicza i kopalne w UE a drugą to chyba przypadkiem niemiecka.
Ja j€ż nie mówię, że zniszczony zostanie dorobek inżynierski i dobre rzemiosło.
Oczywiście na miejscu stoczni powstaną osiedla i biurowce przypadkiem należące do zachodnioeuropejskich deweloperów.
Ciekawe kto w nich zamieszka, czyżby niemieccy emeryci?
Igła
Nielegalnie, znaczy wbrew polskiemu prawu.
Stocznie upadną i zostaną za psie pieniądze wykupione. I się sprawdzi stary mechanizm “rozkradania narodowego majątku”.
Według niego państwowy zarząd najpierw doprowadza zakład do ruiny finansowej i ów albo zanika w coraz wiekszych pokrzywach albo zostaje wykupiony. Potem produkuje i płaci podatki. Wdzięczni obywatele właściciela za to nazywają złodziejem.
Jak się przypadkiem zdarzy, że to Niemiec, to jeszcze do tego wyciągają antyniemieckie resentymenty. “Niemcy nas wykupują”. Pokrzywy by według nich były patriotyczne i narodowe.
Jak chcesz do stoczni dokładać, to Ci przecież nikt nie broni. Możesz nawet powołać fundację. Ja nie chcę. I nie chcę aby za mnie to moimi pieniędzmi robiło państwo. I wolę aby stocznię wykupili Niemcy czy nawet Żydzi. I zatrudniali ludzi. I płacili podatki.
Bo już Adam Smith ustalił, że bogactwo powstaje z pracy. Także bogactwo narodów. Nie wiedziałeś?
Stary -- 05.11.2008 - 11:29Stary
A ty wiesz o czym piszesz?
Przecież Bruksela chce je zamknąć jako ostatnie stocznie w EU.
To powiedz dlaczego przy podobnych zarobkach w Japonii albo Korei oni ciągle coś wodują.
Igła -- 05.11.2008 - 11:33Czy przypadkiem u nas po prostu nie są złe podatki i przepisy?
I unijna biurokracja?
Igła
Oni wodują przy wyższych zarobkach. Ale mają znacznie większą wydajność. Bo są nowocześniejsi. Bo są prywatni i ich na nowoczesność stać.
A u nas próbowano zadłużone stocznie sprzedać w dodatku z warunkami. No i ze związkami zawodowymi. Po to, żeby potem splajtowały jak Daewoo. To i nikt ich nie chce kupić.
I nie przepisy są temu tu winne. Inne zakłady przy tych samych przepisach funkcjonują.
Przede wszystkim jest winne zadłużenie, jakie na stoczniach wisi od czasów renacjonalizacji. Czyli winny jest państwowy zarząd. W wyniku tego zadłużenia nie jest możliwa modernizacja i stocznia się moralnie zuzywa. Wydajność zamiast rosnąć, spada.
Winna jest też chciwość i nieróbstwo związkowych bonzów. W prywatnym zakładzie by musieli tyrać przy maszynie. To i blokowali wszelkie próby zmian, jak się długo dało.
Stary -- 05.11.2008 - 11:44