koniec

Czy ktoś z was miał kiedyś takie momenty w życiu, w których cali trzęśliście się ze strachu. Myśleliście,że nic już nie będzie takie samo. Nie jetem kompletnie przygotowany do życia na tym świecie. Z każdą złą chwilą radzę sobie coraz gorzej i przestaje już wierzyć w moją szczęsliwą gwiazdę. Zycie to pasmo chorob przerywane pieknymi chwilami. Ale co jeśli na niektore piekne chwile nie bede mogl sobie pozwolic.Czy bede umial bez nich przeżyć? Coraz to nowe ciosy zwalają mnie na ziemie,a ja nie mam już sił się podnieść. Całe życie to samo. Nie docenia się błogiej nudy i spokoju dopóki coś jej nie zakłóci. Życie przewraca się do góry nogami,a w głowie coraz to nowe fobie, a na miejsce nowych przyjdą nastepne. szczescie to blogi stan umyslu mowia wszyscy.ze szczescie musisz samemu sobie stworzyc. Ze mozna nie miec niczego

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

Eh,

skwituję to tak, dziś (w sumie z banalnego powodu) doszedłem do wcale nienowego dla mnie wniosku, że wszystko się pierdoli a to co się jeszcze nie spierdoliło, to pewnie się jednak prędzej czy później spierdoli…:(

I najczęściej nie jedna to rzecz, a falami to idzie.

Zmęczony jestem i chcę przerwy, jeszcze prawie półtora tygodnia…


Jasne, że tak,

lekarz od łbów —> asentra+spamilan, czy cóś w tej podobie.

Za pół roku będziesz chłopie nówka sztuka.


Z babami

to zawsze tak jest.
A potem zawsze jaka druga się pojawia, a człowiek znaczy mężczyzna od razu zakwita.
Byle nie za bardzo.


Maciek

Odpowiedź brzmi tak . Ja tak . Pokaż mi kogoś, kto nie ...

To, co nazywamy życiem to przypływy i odpływy. Falowanie i spadanie.
Popatrz wstecz. Nie było już tak, albo podobnie? Ale nie mów nie było AŻ tak , spójrz tylko, czy nie było podobnie.

Co było potem? Przypływ, prawda? Jakoś lepiej, lżej, radośniej. Pojawiała się, właściwie nie wiadomo skąd, energia, niespiesznie przychodziła nadzieja.
Dlaczego tym razem ma tak nie być?

W ciemnych chwilach jesteśmy uwięzieni w tunelu, którego końca nie widać, a potem nagle błyśnie coś malutkiego i wstajesz. Sam nie wiesz jak to robisz, jeszcze kilka chwil temu uznałbyś to za niemożliwe, a jednak wstajesz. Już nie leżysz, nie jesteś powalony na kolana bólem. Nieśmiało się prostujesz i ku własnemu zaskoczeniu, stoisz.

Przypływ, ma silniejszą energię, niż odpływ. Wbrew pozorom, tak jest, choć wydaje nam się, że silniej przeżywamy ciemność. Może to kwestia zapamiętywania?
Może dobre uznajemy za naturalne, a złe za niesprawiedliwe i niepotrzebne?

Nie ma aż takiego znaczenia co mówią wszyscy, najważniejsze co sam sobie powiesz, jak spojrzysz na siebie, te ciosy, na nieustanną falę przypływów i odpływów.

Niedawno, jakieś dwa, trzy miesiące temu, wszystko się w moim życiu zawaliło. Kolejno, jak w dominie. Już myślałam, że koniec i wtedy pojawiało się coś nowego, równie beznadziejnego. Uderzenia z grubej rury, jakby ktoś chciał sprawdzić ile wytrzymam.
Wytrzymałam. Nie wiem jak. Tego się nigdy nie wie.
Nie powiem Ci, że dzisiaj jest dobrze, spokojnie i wszystko minęło, ale wstałam. Dzięki kilku ludziom, których obecności bym się nie spodziewała, dzięki iluś tam drobnym zdarzeniom, których przewidzieć nie mogłam.

Stoję.

Nie wiem co będzie dalej, ale stoję. Mocniejsza, z głową w górze rozglądam się po tym zmienionym świecie.

Pusto i pełno.
Samotnie i nie.
Boli, ale inaczej.

Już mogę coś zrobić. Odzyskałam wpływ na siebie. To znowu ja – kolejny raz odmieniona.

Może o te wszystkie zmiany chodzi?

Coś, czego dzisiaj nie widzisz wyraźnie, zobaczysz jutro, albo pojutrze, albo za rok. Przekonałam się o tym tyle razy, że nie mogę już mieć wątpliwości.

Dobrze o tym pomyśleć. O tych wszystkich zapaściach, z których wyszedłeś.
Tam tkwi Twoja siła, która nieustannie w Tobie rośnie.

Ona jest.
Wystarczy tylko jej użyć.


Piąteczka,

przeżyłam własną śmierć. Psychiczną, nie fizyczną.

Leżałam na dnie i było mi to całkiem obojętne.

Wstałam. Niespodziewanie.

I to się nie powtórzy. Ja to wiem.

Zaprawdę, powiadam wam, nie ma takiej szajki, jak ta


Czasem trza trafic na dno, by się odbić,

gorzej jak się tkwi w mule jak ja na ten przykład i się brodzi w nim i zapada:)

Brodzi i bredzi w sumie:)

Ale o odbiciu nie ma mowy, najwyżej można utonąć, no.


Maciej,

nic już nie będzie takie samo

Ależ to norma, to co jest, jest tu i teraz, każda chwila to coś nowego i nowa wiara, że jestem, żyję, przede mną droga… nie zniknęła.. jest

“maciej”

Z każdą złą chwilą radzę sobie coraz gorzej i przestaje już wierzyć w moją szczęsliwą gwiazdę.

Buntuję się na taki pesymizm, nie lekceważę przyczyn dla których tak myślisz, ale ta “każda chwila” minęła, jesteś a wiara w siebie jest fajna, bo wiadomo gwiazdy bywają kapryśne.


Maciej20

“Przez wiele burz musi przejść każdy z nas, by móc człowiekiem się stać.. .”

Wszystko ma sens, nawet choroba i “pod górę”. Choć to trudne i czasem ponad siły.

Nawet włosy na głowie naszej są policzone.. . Więc “sens jest” skoro policzone.

Dobrej woli życzę i cierpliwości a wszystko się poukłada. Chociaż to trudne i nic się nie da przyśpieszyć. Po prostu trza przetrzymać w dobrej wierze. Przetrzymać czarne myśli i nie dać się im. One “od dobrego wujka nie pochodzą”, więc słuchać ich nie wolno.

3mam kciuki!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


O, Pani Krystyno, a może b y tak częściej do nas zaglądać

i cos pisać?

:)

Pozdrawiam.


Macieju

to życie właśnie, taka jego uroda. Jedni odpowiadają na to jak Schopenhauer i Cioran – świat jako piekło, przekleństwo narodzin. Inni Gasset np. akceptują ten stan rzeczy: “Prawdziwe życie to życie rozbitka”.

I na marginesie.
Dlaczego eutanazja/samobójstwo jest zbrodnią? Bo przyspieszając zgon, nie pozwala się człowiekowi dojść do kresu – do bolesnego zrozumienia, że życie jest Krzyżem, do przyjęcia cierpienia, agonii i śmierci. My chrześcijanie modlimy się – “od nagłej i niespodziewanej śmierci wybaw nas Panie”.

pozdr.

A tu dla Ciebie jeden z dołujących kawałków :) – w profilu okienko you tube –

http://andrzejkisiel.blogspot.com/


Życie nie jest Krzyżem,

a jeśli się mylę, to dokumenty Kościoła na stół. Chwilowo pozwolę sobie traktować to jako czyjąś prywatną aberrację.

Życie jest weselem w Kanie Galilejskiej, łowieniem ryb na jeziorze i przemawianiem do tłumów. A Krzyż był tylko incydentem. Kluczowym, zgoda, ale nie piątek był najważniejszy, lecz niedziela.

Zwycięzca śmierci, piekła i szatana…


Pino

Nie mam potrzeby przekonywania Ciebie, ale porozmawiać na ten temat możemy.

1. Wiem, pamiętam, wczoraj na mszy ksiądz mówił, że WIARA (wiara, nie ŻYCIE) jest radością. Wiara, czyli życie z Chrystusem.

(wczorajsze czytanie: http://www.sw-jozef.pl/ )

2. Chrystus to nie magik, ani nie dobrodziej, który a to da wzrok, a to wino postawi, a to ryb napędzi do więcierza. W innym celu pojawił się wśród ludzi.

3. Jeśli przez Krzyż rozumieć Życie, a ja w takim właśnie znaczeniu użyłem tego słowa, to życie jest cierpieniem. Owszem, przetykane jest ono chwilami szczęścia, radości, euforii, spokoju, ale generalnie życie jest cierpieniem. Począwszy od tego, że towarzyszy nam najczęściej brak czegoś, nienasycenie, tęsknota, niepewność, poczucie nietrwałości i przemijanie, skończywszy na bólu i cierpieniu we wszelkich jego odmianach (ból narodzin, choroby, zdrady, lęku, agonii).

3. O tym, że życie to Krzyż, nie ja, lecz życie właśnie Ciebie przekona.

pozdr.


-->Pino

Pino

a jeśli się mylę, to dokumenty Kościoła na stół. Chwilowo pozwolę sobie traktować to jako czyjąś prywatną aberrację.

Życie jest weselem w Kanie Galilejskiej, łowieniem ryb na jeziorze i przemawianiem do tłumów. A Krzyż był tylko incydentem. Kluczowym, zgoda, ale nie piątek był najważniejszy, lecz niedziela.

Zwycięzca śmierci, piekła i szatana…

Pani Pino to jednak twarda zawodniczka. Rozgrzewają ją dopiero tematy, przy których inni milkną. Jak ja bym tak chciał ;) Mogę się do Pani zapisać na lekcje teologii? Wcale nie kpię, to może być niezłe, jeśli tylko Pani poprowadzi.

——————————
r e f e r a t | Pátio 35


O matko jedyno

Kiedyś nawet machnęłam kazanie wielkanocne wielebnej Pino MC, ale mój laptop zmarł...

Kisiel, ad. 1 no właśnie, ad. 2 nic takiego nie chciałam sugerować, ad 3 pewnie Cię zdziwię, bo jestem gówniarz, ale o cierpieniu to wiem całkiem sporo… I właśnie z tego wynika moje obecne radosne nastawienie. Czy mi się zmieni? Wątpię.

pozdrawiam


-->Pino

;) Ręce opadły ;)))) Tylko laptopa szkoda.

Czołem,

——————————
r e f e r a t | Pátio 35


Pino

Owszem niedziela jest kluczem i przyczyną radości jak i nadziei.. . Jednak do niedzieli dochodzi się przez Kanę, Wieczernik, Ogrójec, Krzyż i dopiero zmartwychwstanie. A właściwie Zesłanie Ducha Św., bo w nim możemy mieć radość pełną chodząc po ziemi z nadzieją której nic zgasić nie zdoła-żaden krzyż.

Synergie gdzieś napisał, że życie ma różne tajemnice: radosne, bolesna, chwalebne.. .
I się z tym zgadzam.

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Poldek,

no dobra… napisz coś, z czym się mogę pokłócić :)

O! Synergie św. Pawła wrzucił, ja zaprotestowałam. Po szkole, przed szkołą? :)


PIno

ja generalnie się z Tobą nie zgadzam. Ale nie wiem dlaczego Ty ze mną “tak”, skoro ja nie. :-))))

Pozdr.

p.s.
Chyba jak napiszę o nierozerwalności małżeństwa to mnie “ukrzyżujesz”. :-)))

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


No to fajnie,

ale z czym się nie zgadzasz, bo się pogubiłam?

Ja się zgadzam z przedostatnim Twoim postem w tym wątku. I nie widzę, gdzie jesteśmy sprzeczni.

Ja nie krzyżuję, ja prowadzę merytoryczną polemikę... no staram się przynajmniej :p

No, małżeństwo w rozumieniu kościelnym nierozerwalne być powinno. Ale cóż... 1 sierpnia 1959, św. Anna w Krakowie… początek lat sześćdziesiątych, rozwód… Co pan możesz?


Pino

Poszukam jakiś sprzecznośći – na pewno coś znajdę. :-)))

A w odniesieniu do ś.Anny.
W tym jest ambaras aby dwoje chciało na raz. A może się zejdą jeszcze – bo im się przypomni i po rozum do głowy wrócą. Jako wierzący Katolicy wrócą.

Po mojemu pójście sobie każdy w swoją stronę to kryzys wiary.. .

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Raczej nie,

pan zaraz potem drugi raz ożenił się cywilnie, spłodził syna i już trwa od lat prawie czterdziestu… Nie zgadniesz, co mocniejsze ;)

A, i on nie jest wierzący, jeśli już, to o buddyzm haczy, interesował się przynajmniej.

Pozdrawiam


Pino

a Ona? Też sobie życie ułożyła z inną osobą, czy też trwa w wierności?

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Ojej,

całe szczęście, że nie wiadomo, o kim to… Kocia łapka po drodze się trafiła, tak to ujmę.

Pozdrawiam


Pino

a Ty jakie masz zapatrywanie nz nierozerwalność małżeństwa?

pozdr.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Ha.

Toś mnie zażył z mańki…

Kość to jest poważna sprawa i przemyśleć to należy na dziesiątą stronę. I wtedy fajnie by było, żeby było. Wiesz, o co kaman.

Cywil jest po to, żeby można się było rozstać w razie niemca.

Mąż/Żona zachowuje się niedopuszczalnie – bezwzględnie popieram rozwody.

Zresztą, moja przyjaciółka ma jak najbardziej legalne unieważnienie, z Watykanu.

pozdrawiam


Pino

Pino

Mąż/Żona zachowuje się niedopuszczalnie – bezwzględnie popieram rozwody.

czyli żadne śluby, przysięgi nie mają sensu gdyż są warunkowe – jeśli ty… , to ja też.

Zresztą, moja przyjaciółka ma jak najbardziej legalne unieważnienie, z Watykanu.

Tak, w niektórych przypadkach w ogóle sakrament może nie zaistnieć jeśli coś jest “nieteges” w momencie jego zawierania. Nie tak łatwo to udowodnić przed tzw. sądem kościelnym.. .

pozdrawiam

A moja – sakramentalna – teoria małżeństwa jest taka:

1. Narzeczeni przychodzą do Kościoła sami.
2. Nowożeńcy wychodzą z Kościoła z Jezusem a więc w trójkę.

Może być tak, że wychodzą z Kościoła sami mówiąc Jezusowi Baj

Może tak być, że wychodzą w trójkę. Ale potem jedna osoba zbłądzi i wydaje się, że ta druga zdradzona pozostaje sama. A to figę prawda gdyż zostaje z Jezusem. Chyba, że bierze przykład z tej która zbłądziła i pozostawia Jezusa by pójść swoją drogą.. .

A więc to nie jest tak “hop-siup” i sobie kogoś znajdę i będzie “cymes”!

Tak naprawdę Kościół jeszcze nie odkrył tzw ekonomii małżeństwa. A Jan Paweł II mowił, że małżeństwo to najdoskonalsza ikona Trójcy Świętej.. .

Godność duża, odpowiedzialność wielka i łaska jak ocean.. . Ale trzeba się świadomie na to zdecydować i wszystko przemyśleć. Jeśli celem życia nie jest świętość, to i miłość i małżeństwo przestaje smakować a staje się ciężarem niedoudźwignięcia.
Stąd ważne jest rozeznanie, poukladanie sobie życia, poukładanie sobie wzajem życia, wytyczenie celów, uzgodnienie ich i pójście pod ołtarz po błogosławieństwo a jeszcze mocniej mówiąc zaprosić do tych planów Boga skoro chce wspólpracować z nami w dziele stwarzania lepszego świata, lepszego małżeństwa niż moich rodziców, pełniejszej miłości niż wszystkie inne.. .

To mocne wyzwanie ale może być fascynujące, gdy dzielone i przezywane wspólnie, co nie? :-)))

Pozdrawiam!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Nieprawda,

chleje? Bije? Łajdaczy się po nocach? Nie utrzymuje rodziny, albo o nią nie dba?

O takie przypadki mi chodziło…

Pozdrawiam


Pino

Pino

chleje? Bije? Łajdaczy się po nocach? Nie utrzymuje rodziny, albo o nią nie dba?
O takie przypadki mi chodziło… Pozdrawiam

Separacja, czyli niech się wyprowadzi na swoje, utrzymuje siebie oraz płaciu na utrzymanie dzieci. Jest to możliwe bez rozwodu.

Druga rzecz, to nie staje się taki z dnia na dzień.. – po ślubie. Gdzieś się rozjechali.
Stąd piszę o wytyczeniu celów, rozeznaniu co on i ona chce od życia, siebie, małżeństwa, itd. Małżeństwo – wyższa szkoła jazdy. Stąd wymagająca gruntowego przygotowania. Z motyką na księżyc nie da rady.. .

Pójście w tango może być też przez brak komplementów.. . Znajdzie się taka co powie “jakiś ty mądry”, “odpowiedzialny, zaradny a żona nigdy tego nie powie. I pójdzie taki omeś w “ramiona pięknych słów..” .

Jednak wsztysko skomplikowane jest i każdy przypadek inny.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Chyba że separacja,

znowu się zgadzamy, nuuudy.

Czy ja jestem mniejszy heretyk niż myślałam, czy Ty nadmiernie modernistyczny? :)

pozdrawiam


Gretchen

dodaj do tych zdań swoje o scyzoryku.. – dodaje pikanterii.

Nie zauważasz, że Twoja odpowiedź jest już totalnym odlotem.. ?

Napisz o co Ci idzie, bo ze scyzorykiem dyskutować nie można.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Hm, a nie macie wrażenia

że może lepiej pogadać na temat rozwodów i małżeństw gdzie indziej jednak?

Nie wiem, co autor na to, ale chyba trochę za bardzo nie na temat jest na mój gust.


Oczywiście, że nie na temat

Poldku pójdę z tym komentem powyższym do Ciebie i rozwinę myśl, a tu go wykasuję.


Gretchen

Grześ ma rację.. .

Zapraszam do mnie. Tam zacisze i kameralna ATMOsfera.

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


"samobójstwo jest zbrodnią"

ciekawa teoria. może jeszcze powinno być karane śmiercią. jako zbrodnia.

=moje nudne i banalne foty=


Docencie

Moje słowa o samobójstwie jako o zbrodni warto czytać łącznie z następującymi po nich: “eutanazja/samobójstwo jest zbrodnią? Bo przyspieszając zgon, nie pozwala się człowiekowi dojść do kresu – do bolesnego zrozumienia, że życie jest Krzyżem, do przyjęcia cierpienia, agonii i śmierci.”

To nie jest zbrodnia w prawnym znaczeniu, lecz zbrodnia na samym sobie i na najbliższych.

Mądrze o samobójstwie pisze ojciec Jacek Salij:

1. “Najczęstsza chyba postawa samobójcza to brak poczucia sensu życia. I nigdzie tak jasno nie widać, że istnieje społeczna odpowiedzialność za fałszywe ludzkie nastawienia. Jeden Bóg wie, ile są winni młodzi ludzie, głęboko rozczarowani do życia, nie wiedzący, jak wypełnić swoją wewnętrzną pustkę — jeżeli nie pokazano im tego jedynego, co w życiu ważne, ani nie dano im doświadczyć, że są potrzebni i kochani; jeżeli dorośli dają im jedynie przykład, jak swoją pustkę i poczucie bezsensu zagłuszać. Psychologowie sygnalizują, że wiele zamachów samobójczych wśród młodzieży to raczej desperackie wołanie o pomoc niż rzeczywiste targnięcie się na swoje życie. Ci młodzi ludzie to najczęściej ofiary postaw samobójczych pokolenia ich rodziców; główną ich winą jest to, że — wrażliwsi od nas, dorosłych — ostro sobie uświadomili, iż życie bezsensowne nie ma sensu, zarazem okazali się zbyt słabi i nieporadni, żeby odnaleźć prawdziwy sens życia.”

2. “Postawą bezsensowną, a więc samobójczą — na szczęście tylko niekiedy kończy się ona zamachem na samego siebie — jest każdy radykalny egoizm. Nie zapomnę, co powiedziała moja mądra matka, kiedy mówiliśmy w jej obecności o samobójczej śmierci pewnego studenta: “Tyle się matka przy nim napracowała, a on w jednej chwili to wszystko zniszczył!” Bo i rzeczywiście: samobójstwo potwornie krzywdzi tych wszystkich, którzy mają do mnie prawo, którzy mają prawo do mojej miłości, do mojej obecności. Ale przecież każdy egoizm ma w sobie coś z takiej krzywdy.

Starożytni Grecy podkreślali moment tchórzostwa w samobójstwie. Pisał o tym Arystoteles w trzeciej księdze Etyki nikomachejskiej (rozdz. 7), ideę tę znajdziemy u Plutarcha, w Żywotach sławnych mężów, na przykład w żywocie Kleomenesa. Wszyscy pamiętamy, jak gorąco przeciwko temu ujęciu protestowała Zapolska w Moralności pani Dulskiej: twierdziła wręcz, że niektórych ludzi właśnie tchórzostwo od samobójstwa powstrzymuje. Nie kłóćmy się jednak o szczegóły. Faktem jest, że samobójstwo może stanowić ucieczkę przed odpowiedzialnością, przed trudem życia, przed samym sobą — i faktu tego nie zmienia okoliczność, że warunkiem takiej ucieczki jest akt desperackiej odwagi. My podkreślmy raczej co innego: że każde tchórzostwo w sytuacjach istotnych, każda nieuprawniona ucieczka powoduje jakieś samounicestwienie.

Krótko mówiąc: Moralny wymiar samobójstwa nie ogranicza się do samego tylko zakazu podnoszenia ręki na samego siebie. Coś z samobójcy ma każdy, kto żyje bezsensownie, kto zdradza największe wartości i czyni niesprawiedliwość, kto zamknął się w swoim egoizmie lub boi się stawić czoło sytuacjom trudnym i wymagającym odwagi.”

3. “wszystkie motywy samobójstwa są jednakowo przerażające. Przerażająca jest utrata wiary w sens życia, a niemniej przerażające jest przeświadczenie, że człowiek może znaleźć się w sytuacjach zamkniętych na sens. Przerażające jest, jeśli zbrodniarzowi zabraknie wiary w możliwość pokuty, i przerażające jest nieliczenie się z ciężkim bólem, w jakim śmierć samobójcza pozostawi najbliższych. Przerażająca jest ta nieumiejętność stanięcia ponad swoją dramatyczną sytuacją, i przerażająca jest niewrażliwość otoczenia, które często nawet nie zauważa ludzkich dramatów. (Pomijam tu skomplikowaną problematykę psychiatryczną, dotyczącą samobójstwa: przypomina nam ona, że nie wolno sądzić ani potępiać konkretnych ludzi, a zarazem trzeba zdecydowanie głosić, że nikomu nie wolno podnosić ręki na samego siebie).”

4. “A co do argumentu, że człowiek powinien mieć prawo decydowania o sobie samym — bardzo abstrakcyjny to argument; nie bierze się w nim pod uwagę, że człowiek jest istotą zdolną do dobra i zła, istotą, która potrafi kochać i krzywdzić. Przypomina mi się tutaj odpowiedź na zupełnie inne pytanie, jakiej Ojciec Święty udzielił na Błoniach Krakowskich: “Czy można odrzucić Chrystusa i wszystko to, co On wniósł w dzieje człowieka? Oczywiście, że można. Człowiek jest wolny… Ale — pytanie zasadnicze: czy wolno?” My zapytajmy podobnie: Czy może człowiek odebrać sobie życie? Oczywiście, że może. Jednak czy mu wolno? Czy kiedykolwiek mu wolno?”

całość tutaj: http://mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_43.htm

Inne teksty Jacka Salija o samobójstwie:

http://mateusz.pl/ksiazki/js-pn/js-pn_48.htm

A tutaj i o samobójstwie i o temacie wywołanym przez Macieja – o świecie, który sie rozsypuje, o beznadzei i o tym jak sobie z tym radzić:

http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/jacek_salij/rozpacz_pokonana/054.ph...

http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/jacek_salij/rozpacz_pokonana/126.ph...

Polecam.


cierpienie to przeszkoda która

nic człowiekowi nie daje. cierpienie jest niepotrzebne, ale niestety jest. cierpienie trzeba usuwać, a nie pławić sięw nim.

zawsze mnie zastanawiała ta gloryfikacja czegoś tak zbędnego, która to gloryfikacja w chrześcijaństwie przyjmuje czasami groteskową formę.

a samobójstwo to jazda pod prąd … do niczego nie prowadzi

=moje nudne i banalne foty=


No cóż,

chyba się muszę zgodzić... Tischner na łożu śmierci rzekł “nie uszlachetnia”.

Uczy – to fakt.


Pino&Docent,

myślę tak samo, w większości przypadków jednak cierpienie nic dobrego nie przynosi.


jakiś czas temu na forum frondy

wyczytałem, że JPII podobno się biczował. nie wiem czy to prawda. za bardzo mi się wierzyć nie chcę, ale komentarze pod tą notką to był cymes…

=moje nudne i banalne foty=


Hehe

http://jakublubelski.salon24.pl/140096,slodki-jak-kremowki-nic-z-tego-ja...

Lubelski wsławił się też nadzwyczaj inteligentnym tekstem o Prattchecie… aż żałowałam, że nie pamiętam hasła do konta na S24


Docencie

Chrześcijaństwo gloryfikuje cierpienie?

Muszę jednak zacytować Salija, bo widzę, że nie czytawszy:

“Postawę wiary wobec cierpienia, czyli praktyczne poszukiwanie sensu cierpienia, sprowadziłbym do czterech punktów. Po pierwsze, o ile się da, z cierpieniem należy walczyć, “Bo Bóg śmierci nie uczynił i nie cieszy się ze zguby żyjących” (Mdr 1,13). Podobnie cierpienia Bóg nie uczynił, przyszło ono na nas jako zapłata grzechu. Nie wolno więc nam cierpienia (tego wszystkiego, co w bólu pierwotnie bezsensowne) sprowadzać ani na siebie, ani na naszych bliźnich. Należy też usuwać przyczyny cierpienia i – na ile to możliwe – zmniejszać cierpienie, które już stało się faktem.

Po wtóre, nie każdą jednak cenę warto płacić by uniknąć cierpienia. “Lepiej bowiem – jeżeli taka jest wola Boża – cierpieć dobrze czyniąc, aniżeli czynić źle” (1 P 3,17). Są ceny, których nie wolno człowiekowi płacić nigdy, np. nasza ludzka godność, uczciwość, wiara w Chrystusa. Z tego punktu widzenia, Henryk Elzenberg wystawił surowy rachunek przedwojennemu pacyfizmowi: “Pierwszą i naczelną pobudką pacyfizmu ideowego jest chęć oszczędzenia cierpień bliźniemu. Chęć godziwa lub raczej szlachetna: bo cierpienie jest złem niewątpliwym. Ale zgroza wobec cierpienia rozrosła się u pacyfisty do rozmiarów jakiejś idiosynkrazji – obłędu, w którym ginie poczucie, gdzie jaka rzecz ma swe miejsce w skali wartości. Że najgorszym lub zgoła jedynym złym sposobem postępowania jest wojna, w to wierzy on tylko dlatego, że najgorszym albo jedynym złem, mogącym spaść na człowieka, jest przedwczesna śmierć albo cierpienie. Ale tak czuć, to już nie jest godziwe. Cierpienie jest złem największym tylko dla zwierząt; mieć zmiażdżoną łapę, stracić potomstwo, być pożartym lub zastrzelonym, to jest katastrofa katastrof dla kota, dla psa, dla zająca. Takie sprawy lub podobne czynić złem ostatecznym człowieka, uważać, że nie ma rzeczy tak wielkiej, która by je równoważyła i dla której by się w ogólnym bilansie opłaciła nadwyżka cierpienia, to traktowanie człowieka na równi z kotem, psem czy zającem” [H. Elzenberg, Ahimsa i pacyfizm; w: tenże, Próby kontaktu, Kraków 1966, s. 197n.].

Walka z cierpieniem podobna jest do walki z brudem: sprzątać oczywiście trzeba, ale należy to czynić mądrze, należy unikać stosowania takich środków czyszczących, które zanieczyszczają środowisko znacznie niebezpieczniej niż brud, jaki usuwają. Również cierpienie należy usuwać, ale nie za cenę jeszcze większego zła.

Otóż my w XX wieku nazbyt często w walce z cierpieniem płacimy ceny niedozwolone. Podam trzy zjawiska, które łączy ta właśnie fałszywa postawa: terroryzm, instytucja rozwodów, nadużywanie środków uśmierzających. Czy uzurpacja władzy nad życiem drugiego człowieka, chociażby winnego, może prowadzić do usunięcia niesprawiedliwości? Co do instytucji rozwodów, została ona wprowadzona po to, aby oszczędzić małżeństwom niedobranym męki wspólnego życia. Nie pomyślano jednak o tym, jak bardzo samo istnienie tej instytucji odbiera ludziom ochotę do pozytywnego przezwyciężania małżeńskich kryzysów, ułatwia decyzje lekkomyślne i owocuje cierpieniem niewinnych dzieci. Co do trzeciego problemu, wolno nam oczywiście uśmierzać ból przy pomocy środków chemicznych, ale my często próbujemy przy pomocy tych środków wykupić się od obowiązku kochającej obecności przy cierpiącym. Ponadto środki te mogą przemieniać człowieka w bezwolną kukłę, odebrać mu możność świadomego przeżywania własnej choroby i śmierci.

Po trzecie, powinniśmy sobie wzajemnie pomagać w sensownym przyjmowaniu cierpienia. Zauważmy, że człowieka cierpiącego drażni okazywanie współczucia, a zarazem ciągle go się domaga, okazując swą rozpacz i opuszczenie. W ten sposób stworzona przez Boga natura woła – choć nieudolnie – nie tyle o współczucie w sensie litości, co o współczującą miłość. Przysłowie powiada, że dzielona radość staje się podwójną radością, a dzielone cierpienie maleje do połowy.”

całość tutaj:

http://www.nonpossumus.pl/biblioteka/jacek_salij/rozpacz_pokonana/126.ph...


poszukiwanie sensu cierpienia

cierpienie nie ma żadnego sensu

=moje nudne i banalne foty=


Docencie

“cierpienie nie ma żadnego sensu”

Per analogiam – życie też?


nie widzę tu żadnej analogii

życie ma jak najbardziej sens. sensem życia jest wyzwalanie się od cierpienia. innej drogi nie ma.

=moje nudne i banalne foty=


Taaa

i rozpuszczenie w zespole Cobaina :>

naszło mnie ambitnie na obrażanie uczuć religijnych… :)


Docencie

1. Nie czytacie Docencie, nie czytacie. :)

2. Ciekawa logika – życie ma sens, ale jego nieodłączny element już sensu jest pozbawiony.

3. Wyzwolić się z cierpienia to wyzwolić się z życia.

4. Niestety cierpienie jest koniecznym atrybutem życia – tu na Ziemi. Jak pisał Sęp Szarzyński:

“Pokój – szczęśliwość, ale bojowanie
Byt nasz podniebny.”

Nie mylmy pragnień, marzeń z rzeczywistością. To się zawsze kończy katastrofą.

5. Chciałbyś być człowiekiem, który nigdy nie płakał i nie zapłacze? Chciałbyś żyć wśród ludzi, którzy nie wiedzą, czym jest cierpienie? Był taki, któremu rodzice chcieli życie w ten sposób zaprojektować. Siddhartha Gautama się nazywał.

pozdr.


Pino

Stworzyłem Potwora? :)

pozdr.


Stopczyk

jozefstopczyk

życie ma jak najbardziej sens. sensem życia jest wyzwalanie się od cierpienia. innej drogi nie ma.
=moje nudne i banalne foty=

Cierpienie to brak, sensu życia.. .

Pozdrawiam.

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


poldek34

Nie spodziewałem się takiego oświadczenia. Chrystus cierpiąc na krzyżu, oblewając się krwawym potem w Ogrójcu przeżywał utratę sensu życia?

pozdr.


"Wyzwolić się z cierpienia to wyzwolić się z życia"

dokładnie

“Chciałbyś być człowiekiem, który nigdy nie płakał i nie zapłacze? Chciałbyś żyć wśród ludzi, którzy nie wiedzą, czym jest cierpienie?”

jak najbardziej

“Był taki, któremu rodzice chcieli życie w ten sposób zaprojektować. Siddhartha Gautama się nazywał.”

no i … ?

=moje nudne i banalne foty=


Kisielu,

a nie przezywał?

“Boże, mój Boże czemuś mnie opuścił”

Poza tym cierpienie jego było po coś, dla zbawienia innych, cierpienie większości zaś ludzi jest po nic i nic dobrego nie przynosi.

Przynajmniej nie umiem tego zauważyć.


Docencie

1. Przyznam się do nieciekawej historii sprzed lat. Było to późną jesienią 79 roku. Kolega, z którym mieszkałem w pokoju w akademiku zaproponował przeprowadzenie eksperymentu – seans spirytystyczny. Tabliczka z alfabetem i cyframi, świeczka, talerzyk. No wiesz, czary mary, te klimaty…

Byliśmy zdumieni, bo okazało się, że talerzyk rzeczywiście wariuje. Lata po całym stoliku, a nawet usiłuje zlecieć na podłogę, gdy za bardzo żartowaliśmy z “ducha”. W pewnym momencie wymyśłiłem, by przywołać “ducha Stachury’, było to po samobójczej smierci tego poety. No i pojawił się. Zapytałem, dlaczego odebrał sobie życie. Odpowiedział: “tak żyć, nie”. Następnie przyszło mi do glowy, by zapytać, czy będzie kiedyś komunizm. Odpowiedź: “tak”. Kiedy, spytałem. “Za 609 lat” – odpowiedział “duch Stachury”. Nie wiem dlaczego, ale zapytałem jeszcze: – czy będą wtedy ludzie?. “Nie” – odpowiedział Stachura.

To będzie właśnie moment wyzwolenia się ludzi z cierpienia.

2. Zobacz, jak współczesny wyznawca Buddy – Dalajlama chętnie się brata dziś z wszelkiej maści komuchami i peprzy ideologiczne głupoty. To jest własnie to pragnienie ucieczki od cierpienia, cos co Fromm nazwał ucieczką od wolności.


no bardzo zabawna historyjka

uśmiałem się po pachy. pycha!

tylko pytaliście niekompetentnego ducha. trzeba było wywołać Marksa, albo Lenina…

=moje nudne i banalne foty=


Kisiel

Imionarzeczy

Nie spodziewałem się takiego oświadczenia. Chrystus cierpiąc na krzyżu, oblewając się krwawym potem w Ogrójcu przeżywał utratę sensu życia?

pozdr.

Dobra uwaga. A w kontekście Jezusa oznacza, że nie każde cierpienie jest cierpieniem. Bo jest cierpienie będące błogosławieństwem, a jest cierpienie będące przekleństwem.

Skoro te dwa rozgraniczenia, to można z pewnością powiedzieć, że od tego jak je przeżywamy, zależy jakie ono rodzi skutki dla nas.

Chrześcijaństwo nie ZNOSI cierpieni, ale nadaje mu sens. Sens ten zaś sprawia, że przestaje ono być przekleńswem a staje się błogosławieństwem.
Najpełniej widać to w cierpiącym Jezusie Chrystusie.. .

Zdarza się, że traktujemy Boga jak “polisę ubezpieczeniową” ale nie o to chodzi w przyjaźni z Nim. Chodzi o to aby przemieniać swoją rzeczywistość w ofiarne życie. I nie chodzi tu o podkładanie się pod cierpienie ale o to aby dobrze żyć a jesli prxzyjdzie nam cierpieć, to dla miłości Boga w cierpliwości je należy przyjąć. Tak, jak krzyż przyjąć Jezus.

Pozdrawiam serdecznie!

************************
W poszukiwaniu światła w szarej codzienności.. .


Grzesiu

1. Oblany potem Jezus modlił się w Ogrójcu: “oddal ode mnie tę czarę goryczy”, ale jednocześnie dodał: “niech się wypełni Twoja wola”. Lękamy się cierpienia, ale w wierze przyjmujemy Krzyż.

2. Czy Ojciec opuścił Syna na Krzyżu, czy Syn zwątpił w Ojca?

Polecam uważnie przeczytanie lekcji na ten temat na stronie:

http://www.biblicalunitarian.com/modules.php?name=News&file=article&sid=...

Jezus mówi na Krzyzu słowami Pisma – językiem psalmów.

3. “Poza tym cierpienie jego było po coś, dla zbawienia innych, cierpienie większości zaś ludzi jest po nic i nic dobrego nie przynosi.”

Dwa przykłady:

- ojciec Paneloux z Dżumy. Będąc swiadkiem cierpienia i śmierci małego chłopca, ogałaca się z mniemań, pychy, otwiera się na człowieka.

- opowiadał mi kiedyś pewien ksiądz autentyczną historię. Przyszli do niego ludzie, których syn umierał w szpitalu po wypadku. Prosili o pomoc, mieli nadzieję, że ksiądz wymodli zycie dla ich syna. Niestety chłopak umarł. Jego rodzice nie byli ludźmi praktykującymi, a może i niespecjalnie wierzącymi. Po smierci jedynego syna zmienili całkowicie sposób zycia, stali się głęboko wierzący, adoptowali kilkoro dzieci. Znajomy ksiądz powiedzial, że nie zdradzi tajemnicy spowiedzi, ale może ujawnić pewną regułę: po śmierci dziecka, rodzice często adoptują tyle dzieci, ile wcześniej uśmiercili w drodze aborcji.

pozdr.


Poldek

Święte słowa. Amen.

pozdr.


Docencie

Stalin albo Mao byliby jeszcze lepsi (Mao żył wtedy jeszcze?).

pozdr.

Tym niemniej “przesłanie” dotyczące komunizmu pozostaje w mocy i warto je przemyśleć, zwłaszcza w konteście dzisiejszych manipulacji genetycznych, etycznych, politycznych i technologicznych.


“przesłanie” dotyczące komunizmu pozostaje w mocy

i warto je przemyśleć

tak, tak oczywiście.

=moje nudne i banalne foty=


Maciej, napisałbyś co u ciebie

lepiej?

pzdr

P.S. Panie Kisielu, przeczytałem te fragmenty o. Salija o samobójstwie, nie przekonały mnie, stały zestaw argumentów, nic odkrywczego jednak.

Może kiedyś napiszę o moim spojrzeniu na samobójstwo, ale to nie w najbliższym czasie raczej.

Pozdrowienia.


Chwin coś napisał,

jakiś cykl esejów, z których wynika podobno, że wszyscy jesteśmy samobójcami, pod warunkiem, że nas wepchnie w określony egzystencjalny rowek.

Ostatnio czytałam kryminał Mankella, w którym padło zdanie “osoby, które popełniają samobójstwa, są często bardzo silne psychicznie”. :P

civil disobedience


Kiedyś próbowałam,

ale nie było to w związku z zawiedzionymi uczuciami, tylko ambicjami :P

No nie, już wycięli Stopczyka… Maszyno, najpierw gwiazdy i róże, potem stołek w cenzurze?

civil disobedience


Subskrybuj zawartość