bardzo Ci dziękuję, na takie coś liczyłam. Niewątpliwie jedną przynajmniej rzecz mamy wspólną – zdolność do autoanalizy. :)
Po pierwsze, bez względu jak mnie inni postrzegają, za dziecko się nie uważam. Żałuję czasem, bo nachodza mnie myśli, ze wolałabym zostac dzieckiem, ale są rzeczy wazniejsze, niż to, czego by się chciało. Życie i bycie na czasie jest ważne. I może nie kumam polityki i nie mam w każdej sprawie wyrobionej opinii, ale gdy potrzebuję znaleźc odpowiedź na pytanie, któras mnie ukierunkuje, wiem, gdzie szukać. Mam autorytety, któym ufam.
Bardzo możliwe, że pojechałam z tym dzieckiem za daleko. Ale mogę to zwalić na bażanta zawsze. :)
Nie przejmuj się, ja też nie kumam polityki, nie wiem, czy nazwałabym mojego ojca autorytetem, ale jeśli sama nie rozkminię np. jak głosować w następnych wyborach, to mu powiem, żeby mi podpowiedział, i tyle.
I tu docieramy do odpowiedzi, czemu tak jest?... We mnie odbieranie świata i poglądy, na to co się dzieje, determinuje wychowanie. Od dziecka wzrastałam w konkretnych warunkach. Pewne rzeczy mi wpojono. Nie byłam trzymana pod kloszem, ale pewnych rzeczy nie doświadczyłam. Zapamiętałam, by od innych trzymać się z daleka. A gdy dorosłam i zaczęłam sprawdzać i nigdy nie znalazłam w tym, co mi mówiono od zawsze, w tym, w co wierzę, sprzeczności. Nie znalazłam nic przeciw, nie znalazłam zaprzeczenia, za to wiele razy znajdowałam potwierdzenia. Wiem, że to, czego się trzymam, jest słuszne.
Ha! Tak właśnie przypuszczałam. Nie no, ja też w pewnym sensie odebrałam staranne wychowanie, ale baaaardzo specyficzne… :P Powiedzmy, że od maleńkości dorośli ludzie rozmawiali ze mną niemalże o wszystkim i zwierzali się ze spraw prywatnych. Nic szczególnego mi natomiast nie mówiono w tym sensie, że nie pamiętam żadnych nakazów, ani zakazów. Mogłam robić co chciałam, mój ojciec zaufał, że mam olej w głowie i zasadniczo się w tym nie przeliczył.
A co do Ciebie, to jakoś nie chce mi się wierzyć, że istnieją ludzie (i systemy) spójne całkiem. Poczekaj, jeszcze ta Twoja dorosłość mocno świeża jest, znajdą się jakieś rysy i szczeliny…
Ja składam się z części niespójnych,
przeczących sobie nawzajem.
Jedna mówi chce stąd wyjść
druga mówi ja zostaję
Ważnym elementem są też nasze różne charaktery, inne odbieranie świata. Ty widzisz większość rzeczy w krzywym zwierciadle. Alebo tylko je tak przedstawiasz. A ja staram się w każdym słowie być prawdziwa i prostolinijna… Spójna. Pisze o rzeczach tak, jak je widzę, po prostu. Że nawinie? Nie przeszkadza mi to. Tak odbieram, tak opisuję. Jedyne, czego nie chcę robić, to przekłamywać rzeczy. Tego się boję.
Racja, trafiłaś w sedno. Mam kilka imion na każdy dzień, w żyłach morfinę, a nie krew. Nie mogę się zdecydować, czy bardziej mi się to podoba, czy mnie denerwuje :P
Cześć Mida,
bardzo Ci dziękuję, na takie coś liczyłam. Niewątpliwie jedną przynajmniej rzecz mamy wspólną – zdolność do autoanalizy. :)
Po pierwsze, bez względu jak mnie inni postrzegają, za dziecko się nie uważam. Żałuję czasem, bo nachodza mnie myśli, ze wolałabym zostac dzieckiem, ale są rzeczy wazniejsze, niż to, czego by się chciało. Życie i bycie na czasie jest ważne. I może nie kumam polityki i nie mam w każdej sprawie wyrobionej opinii, ale gdy potrzebuję znaleźc odpowiedź na pytanie, któras mnie ukierunkuje, wiem, gdzie szukać. Mam autorytety, któym ufam.
Bardzo możliwe, że pojechałam z tym dzieckiem za daleko. Ale mogę to zwalić na bażanta zawsze. :)
Nie przejmuj się, ja też nie kumam polityki, nie wiem, czy nazwałabym mojego ojca autorytetem, ale jeśli sama nie rozkminię np. jak głosować w następnych wyborach, to mu powiem, żeby mi podpowiedział, i tyle.
I tu docieramy do odpowiedzi, czemu tak jest?... We mnie odbieranie świata i poglądy, na to co się dzieje, determinuje wychowanie. Od dziecka wzrastałam w konkretnych warunkach. Pewne rzeczy mi wpojono. Nie byłam trzymana pod kloszem, ale pewnych rzeczy nie doświadczyłam. Zapamiętałam, by od innych trzymać się z daleka. A gdy dorosłam i zaczęłam sprawdzać i nigdy nie znalazłam w tym, co mi mówiono od zawsze, w tym, w co wierzę, sprzeczności. Nie znalazłam nic przeciw, nie znalazłam zaprzeczenia, za to wiele razy znajdowałam potwierdzenia. Wiem, że to, czego się trzymam, jest słuszne.
Ha! Tak właśnie przypuszczałam. Nie no, ja też w pewnym sensie odebrałam staranne wychowanie, ale baaaardzo specyficzne… :P Powiedzmy, że od maleńkości dorośli ludzie rozmawiali ze mną niemalże o wszystkim i zwierzali się ze spraw prywatnych. Nic szczególnego mi natomiast nie mówiono w tym sensie, że nie pamiętam żadnych nakazów, ani zakazów. Mogłam robić co chciałam, mój ojciec zaufał, że mam olej w głowie i zasadniczo się w tym nie przeliczył.
A co do Ciebie, to jakoś nie chce mi się wierzyć, że istnieją ludzie (i systemy) spójne całkiem. Poczekaj, jeszcze ta Twoja dorosłość mocno świeża jest, znajdą się jakieś rysy i szczeliny…
Ja składam się z części niespójnych,
przeczących sobie nawzajem.
Jedna mówi chce stąd wyjść
druga mówi ja zostaję
Ważnym elementem są też nasze różne charaktery, inne odbieranie świata. Ty widzisz większość rzeczy w krzywym zwierciadle. Alebo tylko je tak przedstawiasz. A ja staram się w każdym słowie być prawdziwa i prostolinijna… Spójna. Pisze o rzeczach tak, jak je widzę, po prostu. Że nawinie? Nie przeszkadza mi to. Tak odbieram, tak opisuję. Jedyne, czego nie chcę robić, to przekłamywać rzeczy. Tego się boję.
Racja, trafiłaś w sedno. Mam kilka imion na każdy dzień, w żyłach morfinę, a nie krew. Nie mogę się zdecydować, czy bardziej mi się to podoba, czy mnie denerwuje :P
Co do puenty, zgadzam się całkowicie.
Szczęść Boże i pururu