Najpierw zastrzegam, ze całego tekstu nie przeczytałam – przejrzałam, bo mam zaraz brać się do roboty i nie mam czasu, takie tam, znamy to. Ale znalazłam pytanie do mnie…
Pino
Mida, czemu tak jest, że jesteś studentką i ja jestem studentką, masz dziewiętnaście lat, a ja dwadzieścia jeden, dlaczego jesteś dzieckiem, a ja dzieckiem być przestawałam już mając lat dwanaście? Od czego to zależy, pytam bez żadnej złośliwości, jestem zwyczajnie ciekawa. Obie jesteśmy inteligentne, oczytane, wykształcone, Ty masz pięcioro rodzeństwa, ja jestem jedynaczką, żadna z tych sytuacji nie jest łatwa. Dlaczego moja miłość do świata jest brutalna, szydercza i pozbawiona wszelkiej naiwności, a Twoja jest piękna i dobra? Też wierzę w Zmartwychwstanie, nie idzie mnie nazwać osobą moralną ani religijną, ale głęboko wierzącą – oczywiście.
wiesz, że trudne pytania zadajesz?
Odpowiedź jest na to, ale czy wyczerpująca?...
Po pierwsze, bez względu jak mnie inni postrzegają, za dziecko się nie uważam. Żałuję czasem, bo nachodza mnie myśli, ze wolałabym zostac dzieckiem, ale są rzeczy wazniejsze, niż to, czego by się chciało. Życie i bycie na czasie jest ważne. I może nie kumam polityki i nie mam w każdej sprawie wyrobionej opinii, ale gdy potrzebuję znaleźc odpowiedź na pytanie, któras mnie ukierunkuje, wiem, gdzie szukać. Mam autorytety, któym ufam.
I tu docieramy do odpowiedzi, czemu tak jest?... We mnie odbieranie świata i poglądy, na to co się dzieje, determinuje wychowanie. Od dziecka wzrastałam w konkretnych warunkach. Pewne rzeczy mi wpojono. Nie byłam trzymana pod kloszem, ale pewnych rzeczy nie doświadczyłam. Zapamiętałam, by od innych trzymać się z daleka. A gdy dorosłam i zaczęłam sprawdzać i nigdy nie znalazłam w tym, co mi mówiono od zawsze, w tym, w co wierzę, sprzeczności. Nie znalazłam nic przeciw, nie znalazłam zaprzeczenia, za to wiele razy znajdowałam potwierdzenia. Wiem, że to, czego się trzymam, jest słuszne.
Ważnym elementem są też nasze różne charaktery, inne odbieranie świata. Ty widzisz większość rzeczy w krzywym zwierciadle. Alebo tylko je tak przedstawiasz. A ja staram się w każdym słowie być prawdziwa i prostolinijna… Spójna. Pisze o rzeczach tak, jak je widzę, po prostu. Że nawinie? Nie przeszkadza mi to. Tak odbieram, tak opisuję. Jedyne, czego nie chcę robić, to przekłamywać rzeczy. Tego się boję.
Czyli jaka jest puenta? Jesteśmy inne, bo tak się złożyło, bo mamy inne historie, inne charaktery?...
Chyba tak.
Ale może nie tylko.
Mi najwięcej dała rodzina – to rodzeństwo, którego, jak piszesz, nie masz.
Ci rodzice walnieci. ojciec, który nie pozwala mi (nadal) wracać do domu po 22.00, a nie bał sie zaufac mi, gdy jechałam na weekend do koleżanki.
Czemu tak jest?
Tylko Bóg to wie.
Trzeba mu zaufać, ze miał jakiś cel, tak to układając. I że mnie i Ciebie prowadzi w konkretne miejsce.
Pino,
Najpierw zastrzegam, ze całego tekstu nie przeczytałam – przejrzałam, bo mam zaraz brać się do roboty i nie mam czasu, takie tam, znamy to. Ale znalazłam pytanie do mnie…
Mida, czemu tak jest, że jesteś studentką i ja jestem studentką, masz dziewiętnaście lat, a ja dwadzieścia jeden, dlaczego jesteś dzieckiem, a ja dzieckiem być przestawałam już mając lat dwanaście? Od czego to zależy, pytam bez żadnej złośliwości, jestem zwyczajnie ciekawa. Obie jesteśmy inteligentne, oczytane, wykształcone, Ty masz pięcioro rodzeństwa, ja jestem jedynaczką, żadna z tych sytuacji nie jest łatwa. Dlaczego moja miłość do świata jest brutalna, szydercza i pozbawiona wszelkiej naiwności, a Twoja jest piękna i dobra? Też wierzę w Zmartwychwstanie, nie idzie mnie nazwać osobą moralną ani religijną, ale głęboko wierzącą – oczywiście.
wiesz, że trudne pytania zadajesz?
Odpowiedź jest na to, ale czy wyczerpująca?...
Po pierwsze, bez względu jak mnie inni postrzegają, za dziecko się nie uważam. Żałuję czasem, bo nachodza mnie myśli, ze wolałabym zostac dzieckiem, ale są rzeczy wazniejsze, niż to, czego by się chciało. Życie i bycie na czasie jest ważne. I może nie kumam polityki i nie mam w każdej sprawie wyrobionej opinii, ale gdy potrzebuję znaleźc odpowiedź na pytanie, któras mnie ukierunkuje, wiem, gdzie szukać. Mam autorytety, któym ufam.
I tu docieramy do odpowiedzi, czemu tak jest?... We mnie odbieranie świata i poglądy, na to co się dzieje, determinuje wychowanie. Od dziecka wzrastałam w konkretnych warunkach. Pewne rzeczy mi wpojono. Nie byłam trzymana pod kloszem, ale pewnych rzeczy nie doświadczyłam. Zapamiętałam, by od innych trzymać się z daleka. A gdy dorosłam i zaczęłam sprawdzać i nigdy nie znalazłam w tym, co mi mówiono od zawsze, w tym, w co wierzę, sprzeczności. Nie znalazłam nic przeciw, nie znalazłam zaprzeczenia, za to wiele razy znajdowałam potwierdzenia. Wiem, że to, czego się trzymam, jest słuszne.
Ważnym elementem są też nasze różne charaktery, inne odbieranie świata. Ty widzisz większość rzeczy w krzywym zwierciadle. Alebo tylko je tak przedstawiasz. A ja staram się w każdym słowie być prawdziwa i prostolinijna… Spójna. Pisze o rzeczach tak, jak je widzę, po prostu. Że nawinie? Nie przeszkadza mi to. Tak odbieram, tak opisuję. Jedyne, czego nie chcę robić, to przekłamywać rzeczy. Tego się boję.
Czyli jaka jest puenta? Jesteśmy inne, bo tak się złożyło, bo mamy inne historie, inne charaktery?...
Chyba tak.
Ale może nie tylko.
Mi najwięcej dała rodzina – to rodzeństwo, którego, jak piszesz, nie masz.
Ci rodzice walnieci. ojciec, który nie pozwala mi (nadal) wracać do domu po 22.00, a nie bał sie zaufac mi, gdy jechałam na weekend do koleżanki.
Czemu tak jest?
Tylko Bóg to wie.
Trzeba mu zaufać, ze miał jakiś cel, tak to układając. I że mnie i Ciebie prowadzi w konkretne miejsce.
Pozdrawiam :)
Mida -- 09.01.2010 - 17:05