Skorzystam więc z uprzejmości Jacka.
Jacek zresztą napisał już właściwie wszystko.
Zaznaczę, co dla mnie istotne:
Pani Gretchen, publicznie obrzuciła mnie Pani błotem, co tym bardziej jest przykre, że z mojej strony nie spotkał Pani żaden wrogi akt.
Owszem, spotkaliśmy się raz przy stole — po pogrzebie Michała. W gronie znajomych “po piórze”, poznanych w necie. Niektórych poznałem na TXT, niektórych jeszcze na Salonie 24. Rozmawialiśmy.
Ale to była rozmowa, nie spowiedź. Nie opowiadaliśmy się wzajemnie, z kim, kiedy i gdzie się spotykamy. Niby dlaczego?! Dlaczego miałbym pytać, czy Gretchen i Magia znają się pozablogowo. Albo, czy Gretchen bywa na Maddogowie, i czemu się tym nie chwali i nas tam nie zaprasza.
Nic mi do tego.
Wydaje mi się jasne, że to, z kim i gdzie rozmawiam prywatnie — a także o czym — jest sprawą moją i moich rozmówców.
W tej sławetnej rozmowie nie zapraszaliśmy się wzajem do domów, na wspólne imprezy. Ledwie się przedstawiliśmy. Teraz Pani, wraz z panią Magią, tworzy jakąś niesłychaną mitologię ze spotkaniem związaną. Jakby jakieś zobowiązania tam padły. Nie jestem Pani ojcem, bratem ani mężem. Zaledwie znajomym i to “po piórze”.
Zarzut zdrady jest więc tyleż groteskowy, co łajdacki.
Łajdacki, przez niedomówienia i insynuacje, z których wyłonić może się czytelnikowi obraz piątki zakłamanych hipokrytów, którzy nawet pogrzeb wykorzystują do wbicia noża w plecy przyjaciołom.
Prawda jest bardzo odległa od tego obrazu.
A częścią tej prawdy jest pani Gretchen, która w wirtualnym przebraniu włamała się do cudzego wirtualnego domu, by pogrzebać w cudzej korespondecji.
I zrobić z tego skandalik w miejscu publicznym.
Gdzie czytelnicy nie mogą zweryfikować faktów.
PS. Jacku Ka. Jeśli z jakichś przyczyn nie na rękę Ci, że tutaj odpowiadam pani Gretchen, daj znać — posprzątam po sobie.
Pani Gretchen odebrała mi prawo odpowiedzi u niej
Skorzystam więc z uprzejmości Jacka.
Jacek zresztą napisał już właściwie wszystko.
Zaznaczę, co dla mnie istotne:
Pani Gretchen, publicznie obrzuciła mnie Pani błotem, co tym bardziej jest przykre, że z mojej strony nie spotkał Pani żaden wrogi akt.
Owszem, spotkaliśmy się raz przy stole — po pogrzebie Michała. W gronie znajomych “po piórze”, poznanych w necie. Niektórych poznałem na TXT, niektórych jeszcze na Salonie 24. Rozmawialiśmy.
Ale to była rozmowa, nie spowiedź. Nie opowiadaliśmy się wzajemnie, z kim, kiedy i gdzie się spotykamy. Niby dlaczego?! Dlaczego miałbym pytać, czy Gretchen i Magia znają się pozablogowo. Albo, czy Gretchen bywa na Maddogowie, i czemu się tym nie chwali i nas tam nie zaprasza.
Nic mi do tego.
Wydaje mi się jasne, że to, z kim i gdzie rozmawiam prywatnie — a także o czym — jest sprawą moją i moich rozmówców.
W tej sławetnej rozmowie nie zapraszaliśmy się wzajem do domów, na wspólne imprezy. Ledwie się przedstawiliśmy. Teraz Pani, wraz z panią Magią, tworzy jakąś niesłychaną mitologię ze spotkaniem związaną. Jakby jakieś zobowiązania tam padły. Nie jestem Pani ojcem, bratem ani mężem. Zaledwie znajomym i to “po piórze”.
Zarzut zdrady jest więc tyleż groteskowy, co łajdacki.
Łajdacki, przez niedomówienia i insynuacje, z których wyłonić może się czytelnikowi obraz piątki zakłamanych hipokrytów, którzy nawet pogrzeb wykorzystują do wbicia noża w plecy przyjaciołom.
Prawda jest bardzo odległa od tego obrazu.
A częścią tej prawdy jest pani Gretchen, która w wirtualnym przebraniu włamała się do cudzego wirtualnego domu, by pogrzebać w cudzej korespondecji.
I zrobić z tego skandalik w miejscu publicznym.
Gdzie czytelnicy nie mogą zweryfikować faktów.
PS. Jacku Ka. Jeśli z jakichś przyczyn nie na rękę Ci, że tutaj odpowiadam pani Gretchen, daj znać — posprzątam po sobie.
odys -- 11.05.2009 - 14:05