Wydaje mi się, że ulega Pan mirowi dawnej inteligencji na wyrost. Widać nie przeczytał Pan Franka Furediego “Gdzie się podziali wszyscy inteligenci”, skąd dowiedziałby się Pan, że problem zanikającej warstwy opiniotwórczej jest szerszy i nie daje się sprowadzić li tylko do utracenia zasobów ludzkich spowodowanych wojnami oraz komunistycznej dezorganizacji.
Poczucie braku wpływu na coraz bardziej niespójną rzeczywistość dotyka dziś w dużym stopniu inteligencję francuską, brytyjską czy niemiecką. Zanik środowisk opiniotwórczych a raczej ich degradacja i rozczłonkowanie jest faktem tak samo w USA jak we Włoszech. A tam przecież komunizmu nie było.
Proszę mnie źle nie zrozumieć – ja PRLu nie bronię! Ja tylko poddaję w wątpliwość możliwość odbudowania w dzisiejszych realiach etosu przedwojennego inteligenta. Obawiam się, że czas autorytetów i obywatelskiej odpowiedzialności się skończył po prostu dlatego, że ludzi współczesnych bardziej zajmuje tzw. styl życia niż spójne, przemyślane poglądy. Coraz częściej poglądy się “wypożycza” z repertuaru stylu, do jakiego się aspiruje. Ponieważ style się zmienia – jak modę – zmienia się też poglądy, lecz jest to akt bez znaczenia. Stare porzuca się jak zużytą odzież i zakłada nowe, które są bardziej “trendy”. Poglądów się nawet nie pogłębia, tylko je traktuje fasadowo – jako swego rodzaju race sygnałowe – pozwalają zbliżyć się do ludzi, na których komuś zależy i odseparować się od tych innych. Wymiana opinii przebiega coraz częsciej w formie kodowanej – subtelnych odzywek salonowych pełniących rolę identyfikacji “swój/obcy”. Powiedzieć: “Oh, wczoraj byłem socjalistą, a dziś jestem kabalistą” nikogo właściwie już nie zdziwi a może wykrzesać życzliwe zainteresowanie.
A do tematów poważnych deleguje się specjalistów, którzy szermują się w mniej lub bardziej eksperckich pogawędkach wspieranych marketingiem politycznym i wizażystkami. Ostatecznie jednak nie wybiera się racji i argumentacji, lecz właśnie styl życia, do jakiego doklejony jest dany kandydat. Jakoś tak ufamy, że to on właśnie będzie miał rację. A jeśli się myli, to ufamy, że nie aż tak bardzo.
Tak – demokracja może właściwie przerażać – jak taka banda matołów ma decydować o polityce? – Koniec świata!
Mitologizacja inteligencji
Wydaje mi się, że ulega Pan mirowi dawnej inteligencji na wyrost. Widać nie przeczytał Pan Franka Furediego “Gdzie się podziali wszyscy inteligenci”, skąd dowiedziałby się Pan, że problem zanikającej warstwy opiniotwórczej jest szerszy i nie daje się sprowadzić li tylko do utracenia zasobów ludzkich spowodowanych wojnami oraz komunistycznej dezorganizacji.
Poczucie braku wpływu na coraz bardziej niespójną rzeczywistość dotyka dziś w dużym stopniu inteligencję francuską, brytyjską czy niemiecką. Zanik środowisk opiniotwórczych a raczej ich degradacja i rozczłonkowanie jest faktem tak samo w USA jak we Włoszech. A tam przecież komunizmu nie było.
Proszę mnie źle nie zrozumieć – ja PRLu nie bronię! Ja tylko poddaję w wątpliwość możliwość odbudowania w dzisiejszych realiach etosu przedwojennego inteligenta. Obawiam się, że czas autorytetów i obywatelskiej odpowiedzialności się skończył po prostu dlatego, że ludzi współczesnych bardziej zajmuje tzw. styl życia niż spójne, przemyślane poglądy. Coraz częściej poglądy się “wypożycza” z repertuaru stylu, do jakiego się aspiruje. Ponieważ style się zmienia – jak modę – zmienia się też poglądy, lecz jest to akt bez znaczenia. Stare porzuca się jak zużytą odzież i zakłada nowe, które są bardziej “trendy”. Poglądów się nawet nie pogłębia, tylko je traktuje fasadowo – jako swego rodzaju race sygnałowe – pozwalają zbliżyć się do ludzi, na których komuś zależy i odseparować się od tych innych. Wymiana opinii przebiega coraz częsciej w formie kodowanej – subtelnych odzywek salonowych pełniących rolę identyfikacji “swój/obcy”. Powiedzieć: “Oh, wczoraj byłem socjalistą, a dziś jestem kabalistą” nikogo właściwie już nie zdziwi a może wykrzesać życzliwe zainteresowanie.
A do tematów poważnych deleguje się specjalistów, którzy szermują się w mniej lub bardziej eksperckich pogawędkach wspieranych marketingiem politycznym i wizażystkami. Ostatecznie jednak nie wybiera się racji i argumentacji, lecz właśnie styl życia, do jakiego doklejony jest dany kandydat. Jakoś tak ufamy, że to on właśnie będzie miał rację. A jeśli się myli, to ufamy, że nie aż tak bardzo.
Tak – demokracja może właściwie przerażać – jak taka banda matołów ma decydować o polityce? – Koniec świata!
Zbigniew P. Szczęsny -- 27.08.2008 - 17:21