pochodzi z innych nieco czasów. Mazowiecka wieś, połowa lat 60., chałupa kryta strzecha. Do chorego, 4-miesiecznego dziecka wezwane zostalo pogotowie. Dziecko w ciężkim stanie, jak sie potem okaże, chore na zapalenie płuc. Po przyjeździe pan doktor pierwsze co zrobił, to poprosił (przepraszam – to był rozkaz)o krzesło. Nastepnie, zgodnie z pamięcią mojej Matki, olał sprawę, nie zabrał dziecka do szpitala, dał jakies proste leki i odjechał. Dziecko zmarło.
Wspominam to nie po to, żeby wpisać się w chór obecnych narzekań na słuzbę zdrowia. Ciekawe jest coś zupełnie innego: ten “lekarz” ma na koncie sporo takich mało chwalebnych zachowan, a mimo to funkcjonuje tam od dziesiątków lat i ma się ok. Moja matka za każdą wizytę u niego ciągle czuje się w obowiązku zostawić “parę groszy”. Sam byłem u niego kiedyś dawno temu. I tak to się kręci.
A temu małemu było na imę Maksymilian. To był mój rodzony brat.
Ta historia
pochodzi z innych nieco czasów. Mazowiecka wieś, połowa lat 60., chałupa kryta strzecha. Do chorego, 4-miesiecznego dziecka wezwane zostalo pogotowie. Dziecko w ciężkim stanie, jak sie potem okaże, chore na zapalenie płuc. Po przyjeździe pan doktor pierwsze co zrobił, to poprosił (przepraszam – to był rozkaz)o krzesło. Nastepnie, zgodnie z pamięcią mojej Matki, olał sprawę, nie zabrał dziecka do szpitala, dał jakies proste leki i odjechał. Dziecko zmarło.
Stefan -- 14.01.2008 - 04:19Wspominam to nie po to, żeby wpisać się w chór obecnych narzekań na słuzbę zdrowia. Ciekawe jest coś zupełnie innego: ten “lekarz” ma na koncie sporo takich mało chwalebnych zachowan, a mimo to funkcjonuje tam od dziesiątków lat i ma się ok. Moja matka za każdą wizytę u niego ciągle czuje się w obowiązku zostawić “parę groszy”. Sam byłem u niego kiedyś dawno temu. I tak to się kręci.
A temu małemu było na imę Maksymilian. To był mój rodzony brat.