Kilka lat temu postanowiłem w okresie Wielkiego Postu przeprowadzać rozważania dotyczące jakiegoś zagadnienia związanego z religią. Są to rozmyślania prywatne i jako takie nie mają nawet w zamyśle prawa do ortodoksyjności.
Dwa lata temu tematem była „Pasja” Gibsona. I moje wnioski raczej nie pokrywały się ze stanowiskiem, które w skrócie można określić: „cierp, cierp duszo moja , a będziesz zbawiona, a jak nie pocierpisz będziesz potępiona”.
W tym roku rozważania dotyczą postaci Chrystusa, jako jedynej w swoim rodzaju na tle podobnych występujących w innych religiach. Takie krótkie porównanie chcę odnieść do hinduizmu, buddyzmu, dżinizmu i judaizmu.
Wszędzie tam pojawiają się jednostki, które bądź tworzą, bądź ukierunkowują istniejące religie poprzez wskazanie nowych trendów, lub przywracanie ich pierwotnego znaczenia.
W buddyzmie postacią porównywalną jest bodhisattwa; Budda to stan odpowiadający zdolności zlania się z Absolutem i dlatego nie ma już oddziaływania na świat naszego bytowania. Bodhisattwa z kolei osiąga stan bliski doskonałości, ale jeszcze pozostaje w zakresie ziemskich oddziaływań celem niesienia pomocy innym w ich drodze doskonalenia się.
Tu istnieje pewna różnica; otóż bodhisattwa osiągnął swój stan doskonałości także dzięki pomocy innych, podobnych sobie postaci, które wspomogły jego rozwój. I teraz sam, z miłości do świata, ale też niejako spłacając dług, pomaga innym. Tymczasem Chrystus swój status zawdzięcza bezpośrednio Ojcu i własnej Osobie. Zatem ani nie jest, ani nie był zależny od innych ludzi w osiągnięciu stanu swej samoświadomości.
W przypadku dżinizmu mamy do czynienia z nauczycielami, którzy osiągnęli stan doskonałości i pozostali w sferze ziemskich oddziaływań celem pomocy innym. Te postacie mogą być porównywalne z bodhisattwami.
W hinduizmie, ostatnie wcielenie Wisznu – Kriszna jest postacią na wpół legendarną, na wzór greckich herosów, o życiorysie pełnym niezwykłych przygód i zasadzie pełnego uczestniczenia w życiu codziennym. Ta postać, interesująca, jest do podziwiania, a nie do naśladowania.
W judaizmie z kolei wyznawcy oczekują potężnego władcy, który pozwoli narodowi żydowskiemu osiągnąć przewagę nad resztą ludzkości. To właściwie przeciwieństwo roli i nauczania Chrystusa.
I teraz można przejść do wskazań Chrystusa.
Najpierw należy zauważyć, że brak tu elementów w które mamy wierzyć. Jest o duchach krążących po świecie, jest o życiu po śmierci, o Ojcu, że w niebie jest „mieszkań wiele”, i że nie będzie rozróżniania płci. I chyba tyle pamiętam. Reszta to wskazania jak żyć, aby dostąpić zbawienia, (nie czyń drugiemu, co Tobie niemiłe), i wskazówki jakie rzeczy są ważne i pomocne na tej drodze.
Jeśli teraz porównamy tę naukę z Jego życiem, to widać, że nie ma tu żadnej sprzeczności. Bo jeśli Królestwo Jego „nie jest z tego świata”, a jest zorganizowane wg wskazanych zasad, to czy możliwe jest poddanie się chwilowym pokusom o jakie posądzana jest ta postać? (Chodzi mi o sugestie dotyczące miłości erotycznej). Zwłaszcza dla Osoby mającej inne poczucie czasu.
A dla ciekawości, dla porównania uczonych dywagacji dotyczących czasu, proszę sobie zrobić następujące doświadczenie:
Siąść spokojnie, zamknąć oczy i „wymierzyć” odcinek czasu długości np. 10, 30, 60 sekund. Ale z zastrzeżeniem, aby nie liczyć, czy w inny sposób „znakować” czas. Trwać w bezruchu.
Bo czas naszego postrzegania jest znaczony obiegami ziemi dookoła słońca, obrotami ziemi, czy tykaniem zegara. Czym jest bez tego?
Czy można założyć, że Osoba Chrystusa nie miała tej świadomości i była uległa podszeptom chwili?
I tyle w tym roku.