Dlaczego duże za cholerę nie chce być piękne?

Jasne, bywają w życiu sytuacje, gdy size matters, ale ogólnie rzecz biorąc, wielkość jest przereklamowaną i zwykle silikonową pseudo-wartością.

Co innego wielkość ducha, prawda, no ale to inna półka, a nawet inna bajka, jakby.

Jakim więc cudem ten mityczny rozmiar niezawodnie działa na ludzi, zamieniając ich w ćmy lecące wprost w płomień świecy?

Odpowiedź jest taka, że to żaden cud, tylko zwykła sklepikarska skuteczność w zachwalaniu swojego towaru. Ludzie całkiem po prostu, bez żadnego cudu, chętnie kupują pospolity kit, byle był dobrze opakowany, a sklepikarz wystarczająco natrętny.

Co kraj to obyczaj, oczywiście, przeto w różnych stronach świata sprzedaż kitu (w tym na skalę przemysłową) odbywa się zgodnie z lokalnym ceremoniałem.

W jednej stronie świata będzie to fizycznie namolny sprzedawca, który nie odczepi się od człowieka, dopóki po długim targu czegoś od niego nie kupisz.

W innej stronie świata będą to rzucające się na człowieka z każdej ściany oraz z każdego ulicznego słupa wielkie plakaty oraz niewyobrażalnie długie bloki reklamowe atakujące człowieka z paszczy/pudła telewizora.

Tędy czy owędy, sklepikarska perswazja sprawia łatwo, że zanim się człowiek obejrzy, już targa do swojej chaty pełne siaty przeróżnego badziewia, czasem kompletnie zbędnego. Mało tego, bywa, że kupionego na kredyt.

Ale nie zbaczajmy z trasy tekstu.

Albowiem rzecz w tym, że to działa. Tak, człowieka nie tak trudno skłonić do działania niezbyt mądrego, wręcz dla niego szkodliwego, a do tego namówić go, żeby zapłacił za te buble z własnej kieszeni – pieniędzmi, czasem i życiową energią.

Wracając jednak do mitu wielkości. Otóż owszem, zdarza się, że wielki stadion jest jednocześnie piękny (jako obiekt), bo akurat trafił mu się zdolny architekt – artysta. Regułą jednakże jest to, że duże ludzkie skupisko na stadionie zasiadające jest po prostu duże i nic poza tym. No chyba, że to akurat dobry koncert rockowy – to inna, prawda, historia.

Wielkość tego rodzaju nigdy nie idzie w parze z jakością, i nie ma na to rady. I w ten sposób dochodzimy do myśli głównej. Otóż, darując sobie tymczasem aspiracje do piękna, zatrzymajmy się nad czymś bardziej przyziemnym i mierzalnym, nad jakością.

Jakość jest wartością, której nie sposób zadekretować (w misji), ani uregulować (w regulaminach). Jakości całości nie zagwarantuje nawet jakość składników. Kto nie wierzy, niech spróbuje ugotować pyszny obiad z tysiąca kilogramów najwyższej jakości składników.

Tym, co przesądza o powodzeniu, jest dobranie do naszej idei odpowiedniej skali i struktury.

To są rzeczy nie do przeskoczenia, nawet o tyczce. Owszem, można próbować, nie ma zakazu, tylko po co?

Czy ja tu napisałem coś odkrywczego?

Nie sądzę.

Ano właśnie.

I to by było, proszę Państwa, na tyle i na razie.

Fajnego weekendu Państwu!

Średnia ocena
(głosy: 5)

komentarze

Duże jest brzydkie?

Odwal się!

Ps.
No…Alga Cię pochwali!

Wspólny blog I & J


Serg

nic odkrywczego, ale życie potwierdza:

strasznie duże i przeraźliwie brzydkie, a do tego najwyższej jakości (technologicznej).

PS.
A Ty JJ się nie reklamuj;-)


@JJ - Paskudnik! :-)))

Co zaś do wzrostu, w przypadku facetów, nie będę się upierał, prawda.

Ale może niech się Panie w tej sprawie też wypowiedzą ;-)


Merlocie,

jakość jak jakość, prawda, człowiek po fotoszopie też pięknieje ;-)

Technika to tylko technika. Choć nawet maszyna musi mieć duszę, to coś.

No ale my tu zbaczamy w zaułek koneserów, a tematem jest fenomen pod tytułem “człowiek ćma” i okolice.


Sergiusz

Ja się mogę wypowiedzieć, że nie wzrost u mężczyzny jest najważniejszy, ale ponieważ wiem do kogo mówię to pozwolę sobie zauważyć, że nic złego w wysokim nie ma. :))

Tak bardziej merytorycznie to dodałabym jeszcze, że za tak rozumianą jak w tekście wielkością, idzie popularność. Za popularnością, ciekawość sprawdzenia i już często targamy to duże i popularne ze sobą.
Brak krytycyzmu i łykanie sieczki, ot co.

Ponieważ Gość z Obcej Planety wkleił link, to pozwolę sobie zauważyć, że mając doświadczenie w płynięciu podobnym, po niezwykle pięknych okolicznościach przyrody, jestem zdania, że można się poświęcić bez specjalnego wstrętu do siebie.

:))


Gretchen,

OK, OK ;-)

Dodam tylko, że merytorycznie to owszem, mechanizm ćmy nie jest przesadnie skomplikowany (wielkość -> popularność -> grawitacja płomienia).

Natomiast to co mnie nieustannie zadziwia, to uparte nierozumienie (ze strony architektów takich zbiegowisk), w czym jest rzecz i co (nie) jest do przeskoczenia, a także co z tym zrobić. To jest dopiero, IMHO, jazda.

Co zaś do poruszania się po morzach i oceanach taką wielką szkaradą, to ja nie mam nic przeciwko, można się jakoś przemęczyć.

;)


Chciałem tylko Sergiuszu

taktownie podkreślić, że napisałeś oczywistą oczywistość.

Inną, równie oczywistą oczywistością jest fakt, że większość ludzi na świecie występuje w obu rolach: wciskającego i łykającego kit.

Including you and me, bynajmniej ofkors, że tak powiem.


Merlocie,

Taktownie, taktownie… no bez przesady, nie jesteśmy tu (na szczęście) w jakimś klubie ą-ę panie hrabio. Tym niemniej, tym niemniej, mącisz wodę w dzbanie, uogólniając w tak szeroki sposób. Że tak powiem ;-)


Oj, Sergiusz

Co oczywiste dla jednego, dla drugiego stanowi tajemnicę zasłoniętą. No co Ty?

Tak z ciekawości zapytam: a w czym, Twoim zdaniem, jest rzecz, którą architekci powinni zrozumieć?

A przemęczyć się można, można. Na przykład leżąc na wygodnym leżaku umieszczonym na pokładzie i obserwując kiczowaty zachód słońca popijać Pina Colada oraz mieć cały świat wiadomo gdzie. Idzie wyżyć. :)


Gretchen,

hmm, no ja to nawet pogrubiłem w tekście, plus kulinarno-sportową ilustrację dałem :) O tej tyczce i tysiąc-kilogramowym obiedzie. Skala i struktura musi być dopasowana do idei, ot co. XXXXL-size nie ratuje sprawy w przypadku zbiegowiska, wręcz przeciwnie.

Kiczowaty zachód słońca z pokładu szkarady? Można jakoś wytrzymać ;)


Jak zwykle

m(Ą)c(Ę), tylko dlaczego w dzbanie?

Uogólnienie nastąpiłoby, gdybym napisał wszyscy. Większość – to już ponad połowa. I sądzę, że spokojnie można powiedzieć, że większość z nas oprócz załapania się na wciskaną nam wielkość , również innym jakąś wielkość choć raz w życiu wciskała…


Merlocie,

W dzbanie brzmi jakoś uprzejmiej niż miałem pierwotnie ochotę napisać.

Nie tylko uogólniasz w sposób nieuprawniony, ale do tego zmieniasz temat plus dzielisz na czworo (nieistniejący) włos. Takie gadki nazywam po imieniu – mąceniem. Nic tu nie ma skomplikowanego.

Pozdro.


Sergiusz

Wybacz, że jakoś nie wykazałam się bystrością umysłu, ale złość mnie zalewa na system, więc rozumiesz mam nadzieję.

Zbiegowisko rządzi się swoimi prawami, o czym nie należy prawda zapominać, żeby nie mieć pretensji do losu, czy do zbiegowiska. To trochę tak jakby otworzyć ten wielki stadion i się dziwić, że ludzie tam poezji nie recytują.
Z drugiej strony, jak już się ma zbiegowisko, to można mu okazać trochę takiego na przykład życzliwego szacunku, bo to ono ostatecznie na ten stadion pracuje.

Więc albo trzymamy się idei (tej niedopasowanej do skali i struktury), albo rezygnujemy z idei na rzecz czegoś innego.

Życie jest sztuką wyboru, o czym nie należy zapominać nigdy.

O! Można popłynąć szkaradą od miejsca do miejsca i paść się, paść się, paść się tym, co ocean wyrzuci, albo utyskiwać na szkaradę. :)

Ja tam nie wiem.


No to już nie mącę

i w sposób uprawniony skorzystam z okazji żeby pomilczeć


Gretchen,

właśnie o to chodzi, żeby jedno do drugiego dopasować.

Byle nie młotkiem, prawda, no w końcu istnieją też mniej inwazyjne metody ;)

Z tego co wiem.


Merlot

no problem ;)

Pozdrów Jull i innych pocztowców.


Sergiusz

No wiem, ale mi chodzi o to, że jak rzeczywistość zajrzy w twarz architektom, to zawsze mogą coś zmienić.

Inna sprawa, że taki architekt powinien zachowywać więcej dystansu niż zbiegowisko. W przeciwnym bowiem razie to, o co chodzi znika z horyzontu wszystkim.

Młotka czasem dobrze użyć, aczkolwiek są mniej inwazyjne metody. :)


Sergiuszu

Jacek już ci napisał, że Cię pochwalę, hi hi….jasne, bo małe jest urocze…wiem coś o tem.;p

A fakt, przy Twoim i Jacka wzroście dużo ryzykujesz…

Pozdro.:D

Wspólny blog I & J


Gretchen,

o to to to…

Dodam jeszcze, że architekt musi trzymać szeroko pojęty dystans (emo-poznawczy i takie tam podobne), ale nie musi (a nawet nie powinno) być po nim widać tego dystansu za bardzo.

To są już nie tak proste sprawy, żeby połączyć niezbędny dystans, perspektywiczne spojrzenie z codzienną autentycznością i zaangażowaniem.

Co do młotka, są różne opinie. Osobiście uważam go za półśrodek. Jak przychodzi co do czego, bywa konieczny ciężki sprzęt, czasem ;) Byle z głową!


Algo,

no to się doigrałem ;-)

Pozdrawiam!


Sergiusz

A ktoś obiecywał, że będzie prosto? :)

Z perspektywy kogoś, kto już blisko, coraz bliżej dwa lata jest w zaprojektowanej przestrzeni widzę rzeczy, o których nigdy mi się nie śniło. Szczerze mówiąc nie sądziłam, że użyję młotka. Tym bardziej cieszę się, że nie jestem architektem i nie muszę tego i owego.


Gretchen,

ano, nikt nie obiecywał, prawda, ale też dla mnie to nie nowość, w sumie, że nie ma prosto. U mnie te już ponad 10 lat doświadczenia w temacie sporo pomaga, nawet jeśli (nie od razu) na to wygląda :)


Sergiusz

Faktycznie, bywa, że nie od razu na to wygląda. :)

Jak już tak sobie fakturujemy i fakturujemy to muszę przyznać, że chwilami podziwiam Twoją cierpliwość, bo wygląda na nieskończoną.

Moje doświadczenie w pracy sieciowej uczy, że z czasem pewne sprawy, rzeczy i te takie wyczuwa się w kilka minut. Czuj taki, czy co?
Może po prostu dystans i doświadczenie.
Mam za sobą cztery, albo pięć lat – nie mogę się doliczyć.

Dziwna to przestrzeń: zachwycająca i przerażająca.


Gretchen,

jest coś takiego rzeczywiście, że z biegiem czasu wzrasta nie tylko doświadczenie (choć samo w sobie niczego nie gwarantuje), ale też wyostrza się ten taki czuj, na który składa się pewnie i samo doświadczenie i jakaś intuicja, która też się rozwija.

To bardzo pomaga w rozeznawaniu konkretnych sytuacji i podejmowaniu dowolnie kontrowersyjnych (dokładniej: odbieranych jako kontrowersyjne) decyzji w kilka chwil czasem, ale tworzy też dodatkową trudność, bo przecież przeświadczenie/przekonanie architekta co do jakiejś sprawy/sytuacji/decyzji nie jest żadnym argumentem dla kogokolwiek innego. I to rodzi nieuchronne napięcie, z którym trzeba sobie poradzić, a bywa że trzeba pozwolić na eksplozje. Trochę to przypomina pracę sapera.

W każdym razie to moje motto o sukcesie nie jest przepisane z książki, raczej przepisane z życia. Może stąd to wrażenie nieskończonej cierpliwości? ;)


Jak miło

wczytać się w ciekawą rzeczową dyskusję bez zbędnego wcinania się :)
Tym bardziej miło, że nie jest nudno w czasie (01:27) kiedy Morfeusz sobie odjechał moim rowerkiem w siną dal. Nie zabrał mnie tej nocy ze sobą...:(
__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.


@MarekPl

Znaczy nie tylko Serwer nie śpi? Zawsze to raźniej :-)


Aleosochozi?

Może i ona merytoryczna, ta dyskusja, ale jej sens jakoś mi umyka. Widzę tylko, że Gretchen mnie przezywa i że się ludzie zachwycają statorami.

A idźcie w cholerę do sklepu, kupić dwa metry kilwateru ;)

Zaś co do tego:

Gretchen

To trochę tak jakby otworzyć ten wielki stadion i się dziwić, że ludzie tam poezji nie recytują.

Wierzyński może być?

Oto tu jest największe Colosseum świata,
Tu serce żądz i życia bije najwymowniej,
Tu tajemny sens wiąże i entuzjazm brata
Milion ludzi na wielkiej rozsiadłych widowni.

(...)

Pocisk skacze kozłami od miasta do miasta,
Z jednej strony jest Moskwa, z drugiej Barcelona,
Już steruje ku siatce, już spod stóp wyrasta,
Trybuny tracą oddech, cały stadion kona.

I pokażcie mi teraz – gdzie, w jakich teatrach
Milion widzów wystrzeli takim wielkim głosem:
Zamora, lecąc w górę jak żagiel na wiatrach,
Za Atlantyk wybija piłkę jednym ciosem!

:)


Sergiusz

Podoba mi się metafora z saperem.
Wbrew powszechnej opinii, saper myli się dwa razy. Pierwszy kiedy się żeni. :)

Coś jest w tej intuicji, która się wyostrza… Niestety nie jest niezawodna o czym miałam okazję ostatnio sie przekonać, ale to inna historia.

Położenie architekta nie jest komfortowe, ale wystarczy wytrzymać dłużej niż inni.


Pino

A gdzie ja Cię przezywam?


Z tymi tam płynami,

jak nie yassa z ananasem, Stopczyk z modrzewiem, to Ty wyskakujesz z jakimiś kiczowatymi zachodami słońca :P

A tu się zgodzę, że najfajniej się pływa czymś niewielkim… Myślę, czy nie wkleić pewnej dawnej morskiej opowieści


Gretchen,

no skoro saper dwa razy, to ile razy saperka (pardą) ?
;-)

A serio to jedną z trudniejszych do rozbrojenia min jest mylenie się ludziom dystansu z manipulacją. Na to nie ma rady raczej, bo tu wchodzi w grę czuj lub nieczuj po drugiej stronie. Jak jest to fajnie, ale zwykle go nie ma, prawda.


Pino,

morskie opowieści zawsze mile widziane, dawaj, poczytamy.


Pino

Sergiusz ma rację – wklejaj.

Wspomnienia mnie dopadły, a Ty się czepiasz. :)


To wszystko z nudów,

Wysoka Służbo, to wszystko z nudów… :)

Dobra, jeszcze tylko napiszę, acz już nie dziś, jeden tekst, a później pożeglujemy do Wenecji.


Sergiusz

Saperka to ma przekichane. :)

A to ciekawe z tą manipulacją i dystansem.
Tak sobie myślę i myślę (i przychodzą mi do głowy różne dziwne psie myśli), że z jednej strony do manipulacji potrzeba dystansu, a z drugiej ona się bierze z jego braku.
W ogóle kwestia manipulacji fascynuje mnie od jakiegoś czasu. No, ale to nie na temat.

Święte słowa Twoje, że po drugiej stronie najczęściej jest nieczuj .
Tyle, że życie ogólnie jest trudne to i pogubić się łatwo.
Architekt ma przewagę i to znaczną, a takich się nie lubi. :)


Pino

Z nudów to ludzie są zdolni do naprawdę strasznych rzeczy. :)

No dziś to już nikt nie napisze tekstu, bo została minuta.


W sensie, że nie teraz,

planowany przeze mnie tekst wymaga a) skupienia b) posprzątania mieszkania łącznie z odkurzeniem c) wygrzebania z czeluści pewnej książki d) zakupu i spożycia przynajmniej dwustu gram… a ja wróciłam z pracy i nic mi się już nie chce :)


Zrozumiałam, tak tylko gorzko rzuciłam

Okropnie dużo warunków do spełnienia masz. W moim przypadku kładący byłby punkt (b).


Nie, dlaczego,

ja lubię sprzątać, jak mnie najdzie… ostatnio jednak brakuje mi w tym względzie weny.


A, to bardzo proszę

Ja jednak pozostanę przy swoim fuuj wobec sprzątania. Raczej mnie nie nachodzi. :)


Drogie Panie G & P

Jeśli mowa o sprzątaniu, to ja się tyle w życiu nasprzątałem, że teraz wprost nie mogę się nadziwić tym porządkiem und porządkiem. Wokół wielka lśniąca pustka
Aż nie mogę jej chwilami ogarnąć

Pozdrawiam wiosennie z Wrocławia, miasta 100 mostów, tylu kościołów chyba, i jeszcze więcej krasnali :))
__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.


No więc się wzięłam za to,

na razie polega to głównie na podnoszeniu rozmaitych rzeczy z podłogi i odkładaniu ich we właściwe miejsca :) Umyłam też trochę naczyń w zimnej wodzie – paskudztwo – wypiję jeszcze herbę i grzeję pełen czajnik na kąpiel :/ niezmiernie to ekologiczne i pewnie ocalam w ten sposób jakieś dzieci w Sudanie, ale wolałabym jednak, żeby włączyli ciepłą.

Panie Marku, pozdrawiam :) Koleżanka ciągnęła mnie właśnie do Wrocka na te dni, ale trzeba czasem posiedzieć na przysłowiowej dupie :)


Pino

Brak ciepłej wody jest cudownym i uzasadnionym merytorycznie pretekstem do odrzucenia pomysłu o sprzątaniu. :)

Ty się skurczyłaś jakoś ostatnio, że jeden czajnik wystarczy na całą kąpiel?

P.S. Ciekawe co Sergiusz powie jak się tu zjawi.


Panie Marku

Pustka to najlepszy z możliwych punkt wyjścia. Zazdroszczę.


Nie ma mowy,

jest niedziela, trza posprzątać. No.

Jeden, albo dwa, polega to na tym, że przelewa się wodę do gara, dodaje zimnej, mydli się i chlust ;) Sama radość, ale nie polecam.


Pojawiłem się i dodam (na temat, a co),

że mniejsze łatwiej ogarnąć niż większe, a co do kąpieli, bardzo niewiele wody trzeba, żeby na ten przykład wziąć tzw. prysznic jogiński.

W ogóle minimum gratów i maksimum przestrzeni dobrze robi na zdrowie :-)


Poguglałam

Kiedy wchodzimy pod prysznic jesteśmy świadomi tego, że zmywamy z siebie wszystko, co negatywne, że stajemy się w ten sposób oczyszczeni i przejrzyści. Możemy wówczas powtarzać swoje mantry oczyszczające Dordże Sempa; pod prysznicem jest to bardzo dobre. Kiedy idziemy do toalety dzieje się dokładnie to samo. Czujemy światło padające z góry i wypychające ku dołowi i na zewnątrz wszystko, co szkodliwe. Kiedy następnie wychodzimy, jesteśmy całkowicie uwolnieni i oczyszczeni. Przy śniadaniu możemy wizualizować lamę lub Buddę. Tybetańczycy utrzymują go w czasie jedzenia najczęściej w sercu lub w gardle. My, ludzie Zachodu, myślimy jednak trochę inaczej. Tybetańskie matki żują zwykle najpierw jedzenie, a potem wtłaczają je do ust dzieciom, dlatego podobny sposób medytacji nikomu tam chyba bardzo nie przeszkadza.

Czy ja się mogę z tego pośmiać? :D Dla równowagi możecie nabijać się z katolicyzmu :)


Pino,

to nie ten prysznic :-)
O tym co ja o nim mówię, nie ma w Guglu.
Gugiel jednak nie wie wszystkiego ;-)


Oczywiście Pino, że możesz

Nie widzę przeciwskazań. Przecież to brzmi bardzo zabawnie. :))


Laboga, laboga,

babcia właśnie walczy i krzyczy, że piec jest, cytuję, do dupy.

A w Dniu Pańskim hydraulików się nie ściągnie :(


Po pana Janka

trza dryndnąć :)
Przyjdzie popatrzy i każe poczekać
a jak nie to wężykiem...

__________________________________________
mnie już nic nie przeraża tak bardzo
wzrusza mnie płacz skrzywdzonego dziecka
i bezsilność złamanego człowieka.


Się będzie nagrywać

im to na sekretarkę... Może jutro przyjdą, na Mazowieckiej to nawet dobra ekipa pracuje.

Już jestem tak przyzwyczajona do przewałek z piecem, że nawet nie mam siły się tym denerwować :)


Sergiuszu

Słonie są duże i piękne. Wieloryby są duże i piękne. Kondory, strusie i inne orłyduże i piękne. Góry i oceany są wielkie i piękne.
I takie tam…

Jeśli zaś cokolwiek zrozumiałam z Twojego tekstu, to ludzi – te ćmy lecące wprost w płomień świecy – najłatwiej zwodzi kłamstwo w rozmiarze XX(...)L.
Im większe, tym łatwiej przyswajalne i tym chętniej uznawane za prawdę.

To akurat widać, słychać i czuć od lat. Wielu.

I to już nie je bajka.

Pozdrawki ciepłe.


Magio,

pewnie, że te wszystkie duże i piękne są naprawdę piękne. Bo nie są dziełem człowieka. Ludziom to niezwykle rzadko się udaje, prawda.

Ludzi zwodzi naczelna zasada siłowego marketingu, która głosi tzw. trzecią prawdę pod tytułem “Jedzcie gó**o! Miliony much nie mogą się mylić!”

Tak to mniej więcej się przedstawia.

Pozdrawiam serdecznie.

P.S. przypomina mi się w tym miejscu anegdota o tym, jak młody adept męczy swojego mistrza każdego ranka prośbami o sugestie, co miałby zrobić, bo chciałby zrobić coś wielkiego i czystego! Trzeciego dnia nauczyciel ma lekko dość tej gorliwości ucznia i odpowiada: to idź i umyj słonia. :-)


Rozumiem maszynę...

Będę maszynie posyłał paczki.
Smalec, cebula i co jeszcze?

Jakaś zrzutka na papugę?


Maszyna sobie za bardzo pozwala

Admin idzie po kombinerki i wiertarkę.


-->sergiusz & maszyna TXT

Panie Sergiuszu,

niech Pan dalej steruje tą łajbą, żeby było dobrze i pięknie. Pozdrowienia i serdeczności. Wszystkiego dobrego!

referent

-
Maszynie diodę kolorową. I dużo prądu.

——————————
r e f e r a t | Pátio 35


Siergiej,

za rewitalizację tekstowiska powinieneś mi kiedyś postawić w Łodzi wódkę :P

wesołego pururu


Panie Referencie!

a dziękować, dziękować! i odwzajemniać od Maszyny też :-)


Pino

nie ma sprawy, prawda, tu jest nawet trochę więcej takich zasłużonych, więc tym bardziej postawić, tylko czemu akurat w mieście Łodzi?

Wesołego! :)


Bo Łódź jest fajna bardzo,

nie ma to jak dyskusje nocną porą w knajpie na Pietrynie :)


No kurde, jakie spotkanie kiedy

tekstowiczów trza by urządzić:)

najlepiej gdzieś na wiosnę (bo więcej czasu od lutego będę miał) i gdzies blisko (np. w Lublinie, Dorcia&Docynt stamtąd, Radecki się wyoutował, ale zawsze można go tam nawiedzić:)), reszta dojedzie:)

No.


Wszystko będzie,

ja się zobowiązałam, polegajcie jak na Zawiszy czy innym Rolandzie.


Ładnie knujecie :)

Wiosna – to brzmi niewiarygodnie.

Merytorycznie pozwolę sobie zauważyć, że jak Pino się zobowiązała, to naprawdę wszystko (o, mamusiu…) będzie. Czas zacząć się bać. :)


o, ktoś mnie docenił

Gdy pewnej nocy nadszedł sztorm | C
I morskie fale wzdymał, | G7 C
Tytoniem splunął sternik John | D7
I rzekł do majtka Jima: | G G7
– “Północno-wschodni wieje, Jim, | C a d
Nic go nie wstrzyma w biegu. | F G C
Dopomóż Boże wszystkim tym,
Co dzisiaj są na brzegu.” | D7 G

Ref.: Razem! – W górę szkło! | C
Pij za tych, co na lądzie, | F
Aż po dno! | C G7 C

2. Tych nieostrożnych ludzi strach
Trzęsie w tej chwili właśnie
I w łóżkach leżąc drżą, że dach
Na łeb im zaraz trzaśnie.
Biedacy, jakże wszystkim nam
Zazdroszczą niesłychanie.
Jakże by chcieli, zamiast tam,
Być tu na oceanie.

3. Taki, na przykład, co spraw moc
Ma w mieście poza domem
I wraca w tę burzliwą noc,
By swą popieścić żonę.
Gdy na pokładzie, ja i ty,
Spokojnie sobie leżym,
Na niego belki, cegły, tynk,
Lecą, gdy miastem bieży.

4. Każdy z nas słyszał przecież to,
Że człowiek w mieście ginie.
Wypadki są, pożary są,
Złoczyńcy są w Lublinie.
I wszyscy narażeni tam,
Bogacze z nędzarzami.
Dziękować Bogu tylko nam,
Żeśmy są żeglarzami.


Subskrybuj zawartość