Nienawidzę Twittera i nie cierpię blogów! Czyli sernik do kawy

Ja rozumiem wybrać się z ciekawości do nowoczesnego wesołego miasteczka na ten, jak mu tam, rollercoaster. Dzieciaki zabrać, adrenaliny dostarczyć, ale tak raz na parę miesięcy. Jest tu ktoś kto się tak doładowuje co tydzień? Do lekarza z nim!

A tu posadzili mnie na tym Twitterze, i się okazuje, że jest w nim tylko pedał gazu, którego nie da się nawet zwolnić, najwyżej można jeszcze bardziej przycisnąć. Wariactwo.

Myślałem, że jak pójdę na chwilę w jakieś zacisze, to nieco odetchnę, ale gdzie tam. Nawet na bardzo niszowych blogach, czyli takich, które mają góra 3 (słownie: trzech) czytelników, daje się słyszeć dudniąco-zgrzytające echo tego rollercoastera.

Pisze jakiś bloger list do świata, znaczy tekst pisze po prostu i go na blogu zawiesza. I co? Ano, czeka na komentarze. Chyba czeka, bo po co by pisał na widoku? No i przyjdzie jeden czy drugi, dobre słowo zostawi, i pójdzie.

A jeśli nikt nie komentuje przez tydzień? A jeśli na odpowiedź gospodarza trzeba czekać miesiąc? Jakiś bezczelny? Na czytelnikach mu nie zależy? Albo czytelnik jakiś niewychowany?

Okropnie niecierpliwe się towarzystwo zrobiło.

W dobrym tonie jest odpowiadać na e-maile, teksty i komentarze najdalej w ciągu 24 godzin, a najlepiej w ciągu jednej godziny.

Czy my wszyscy pracujemy w jakimś helpdesku, którego klienci mają gwarancję Service Level Agreement opiewającą na czas reakcji poniżej 60 minut?

60 minut na godzinę, to proszę Państwa było, ale zupełnie co innego i zdaje się przed potopem. Nie wiem, może pan, panie Sułku pamięta?

Odręcznie pisane listy, na które odpowiedzi bez zdziwienia oczekiwaliśmy jeszcze niedawno tygodniami, w niczym nie przypominały e-maili, SMS-ów, tweetów ani tego najnowszego real-time-cudactwa pod nazwą Google Wave.

Jeśli czytając powyższe zdania znalazłeś w nich własne odczucia i refleksje, to znaczy, że masz często dziś spotykany kłopot – nie radzisz sobie z nowymi możliwościami komunikacji i pozwalasz się im terroryzować zamiast nad nimi panować.

To chciałem ci dziś powiedzieć. Przemyśl to sobie podczas niedzielnych imienin u cioci albo nad sernikiem w kawiarni, popijając całkiem spokojnie trzecią kawę.

Na deser:

Saw two people reading books from their local libraries today. Nice to see people using the library (better price than Amazon) RT @RickM

http://twitter.com/tekstowisko/status/1980273342

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Sergiuszu

właśnie wpadła mi w ręce książka: ‘Twitter Power: How To Dominate Your Market One Tweet At A Time’ (autor: Joel Comm) – wieczorem będzie do poduszki ;-)

Może się przekonam do Twitter’a, bo jakoś do tej pory nie jestem z tych przekonanych ;-)

Przy okazji: ze wstępu do książki dowiedziałem się, że wiadomość o zamachu w Mombaju (listopad 2008) została najpierw podana za pośrednictwem Twitter’a – ot, taka ciekawostka.

Pozdrawiam,
Zapiskowicz


Panie Wojtku,

to już Twitterowa ewangelizacja offline Pana dopadła? Sam Pan widzi, znikąd ratunku, pcha się ten Twitter nawet przez komin.

Z zebranych przeze mnie informacji wynika, że twórcy Twittera mają z nim inspirujący kłopocik: otóż jego popularność bierze się z tego, że jest tak prosty w użyciu, bez zbędnych gadżetów, dzięki czemu idealnie nadaje się też w charakterze podzespołu komunikacyjnego (czyli takiej części, która sama w sobie ma bardzo ograniczoną użyteczność, bo większość jej użyteczności objawia się dopiero w kontekście użytkowym, czyli w jakimś “opakowaniu” dla end-usera), a jednocześnie wielu użytkowników domaga się dodania paru opcji, zwłaszcza dodania funkcji wątkowanych komentarzy do tych mikro-notek. Ciekaw jestem, czy na to pójdą i jak to ew. zrobią, żeby nie zepsuć prostej i dobrze działającej konstrukcji.

Ja tu będę swoją drogą kontynuował cykl Twitter for Dummies, więc gdyby w tej książce znalazł Pan coś wartego wspomnienia, będę zobowiązany za cytacik.

Pozdrawiam!


Info, pewnie jak znam zycie spóźnione

i nie na temat do końca, ale właśnie w Trójce słucham, ze CHiny Twittera cenzurują w związku z wydarzeniami na Placu Tienanmen.

pzdr


Grzesiu,

na Twitterze czytamy i piszemy o tym od 24 godzin:

http://twitter.com/tekstowisko/status/2006140982


Witam Sergiuszu, jak widać,

Witam Sergiuszu,

jak widać, zaglądam i wypowiadam się... ;)

Do twittera podeszłam z dystansem i przymrużeniem oka. Nawet nie co dzień go włączam – jeszcze nie ma we mnie tego odruchu, możliwe, że nie będzie. Ale jako narzędzie promocyjno-marketingowe twittera jest całkiem niezły. Gdyby przyszło mi znów pracować w zawodzie, pewnie bym po niego sięgnęła – i pewnie byłyby widoczne efekty.

Inna sprawa, że przeraża mnie – no, może nie na zasadach horroru, bardziej obawa to, zadumanie, połączenie ich wielosmakowe – że co rusz nowy kanał komunikacji powstaje. I kiedyś nadejdzie dzień, kiedy przestanie to wszystko człowiek ogarniać. Możliwe, że powstanie jakiś ruch (mob? cykl tzw. eventów?) skierowany przeciw rośnięciu w siłę tej komunikacji nieogarnionej. I w ramach protestów wrócimy do piór i kopert ;)

To już naiwne marzenia i rojenia staroświeckiej głowy, z czego doskonale zdaję sobie sprawę. Ale przesyt, moim zdaniem, się pojawi. Wystarczy trochę poczekać.

Pozdrawiam serdecznie,
JJ


CIA

też przestała ogarniać.
Jakieś 10-15 lat temu.

No i widać to co słychać.
O wybuchy mi chodzi.


Witaj Joan,

cieszę się, że Cię widzę :)

Parę lat temu była w TiVi taka reklama, i choć nie pamiętam zupełnie czego dotyczyła, pamiętam doskonale jej przesłanie – były to ujęcia jakby z życia małego miasteczka: a to grupa roześmianych dzieci, spacerujących i rozmawiających znajomych, a to listonosz, który zsiada z roweru (takiego spracowanego) i z uśmiechem wręcza wychodzącej mu naprzeciw kobiecie papierową kopertę z listem.

I wtedy kamera jedzie w górę i pokazuje niebo, na którym widać dwa (!) słońca.

Aha, nie widziałem tam niczego w rodzaju Twittera, ani Google Wave :)

Pozdrawiam serdecznie.


Subskrybuj zawartość