Marsjanki i Wenusjanie w okopach św. Graala

Jeśli men pyta woman na czym polega bycie men, to koniec świata jest bliski.

Mężczyzna może opowiadać o swoim wyobrażeniu kobiety, a kobieta może opowiadać o swoim wyobrażeniu mężczyzny. Nie musi przy tym chodzić o ideał, ale właśnie o wyobrażenie.

Jeśli jednak komuś się wydaje, że mężczyzna może orzec czy jakaś dziewczyna jest kobietą (lub czy jakaś kobieta jest kobietą), lub że kobieta może orzec, czy jakiś chłopiec jest mężczyzną (lub czy jakiś mężczyzna jest mężczyzną), to mu się wydaje i to wszystko.

Odpowiadanie wyobrażeniu o kobiecie lub mężczyźnie jest po prostu mylone z byciem kobietą lub mężczyzną.

Jeśli do tego dodać choćby jeden stopień trudności, za pomocą wymogu zastosowania tradycyjnego klucza chińskiego i/lub tradycyjnego klucza indyjskiego w nazywaniu i systematyzowaniu tego wszystkiego, co w uproszczeniu nazywamy kobiecością i męskością, to grozi nam jazda bez trzymanki i spory zawrót głowy.

Człowiek Zachodu ma w tych sprawach, bardzo delikatnie mówiąc, uproszczony obraz świata.

Być może to właśnie uproszczenie, a właściwie całkowite spłaszczenie obrazu powoduje, że dyskusje o męskości i kobiecości, a także o tym co pomiędzy, sprowadzają się do niecelnej wymiany stereotypowych pseudo-definicji i subiektywnych intuicji.

Harassment, Hate Speech, Mobbing i im podobne przejawy agresji w relacjach nie tylko w miejscu pracy czy nauki, nie są niczym nowym. Jedynie obco brzmiące słowa nadają im walor nowości.

Pozorna nie-rzeczywistość świata awatarów bardzo sprzyja rozmaitym przejawom tych zjawisk. Bezkarność związana z pozorną anonimowością w sieci lub z subiektywnym odrealnieniem relacji nie-anonimowych stwarza idealne warunki do rozwoju tych chwastów międzyludzkich relacji, zagłuszających to, co mogłoby być piękne, unikalne i wartościowe.

Podobnie jak to jest w mobbingu, przemoc słowna w sieci potrafi przybierać niezwykle trudne do rozpoznania niewprawnym uchem, wysublimowane formy. Zwykłe molestowanie, otwarta agresja, są wbrew pozorom znacznie lepiej znoszone, niż precyzyjnie i systematycznie wbijane szpile, starannie opakowane w mylące formy.

Otwarta agresja słowna to jak zachowanie kiboli na stadionie, natomiast “profesjonalny” mobbing to wyższa szkoła jazdy, przy której brazylijskie seriale ze swoimi schematami intryg wydają się dziecięcą igraszką.

Mobbingowi sprzyja hermetyczność środowiska, charakterystyczna dla społeczności o silnie hierarchicznej strukturze lub takich, w których inne okoliczności na tyle skutecznie ograniczają swobodę ruchu jednostki, że czuje się ona bardziej zależna niż wolna. Skrajnymi przykładami takich środowisk są sekty, zakony, klasztory, a zwykłymi gangi uliczne, redakcje dużych mediów, partie polityczne, a także struktury quasi-klanowe, jak choćby władze klubów piłkarskich.

Przemoc i agresja nie mają płci. Do ich stosowania nie jest też potrzebna siła fizyczna. Nie w tych czasach.

Męski szowinizm to w ogromnej większości odreagowanie faktycznej dominacji kobiety w domu. W różnych regionach Polski wygląda to różnie, ze względu na odmienności kulturowe w konsekwencji choćby przesiedleń. Jednak nawet tradycyjna religijność zdominowana jest przez matriarchat symbolizowany przez Matkę, której Syn pozostaje przez większość roku dzieciątkiem.

Pewnie nie jest aż tak, że Mamma pozostaje pierwszą i zarazem ostatnią instancją w strukturze rodzinnej władzy, jednak pomimo zachodzących przemian w obyczajowości, silnie zakorzenione wzorce pozostają żywotne.

Jak musi się czuć dziewczyna, do której przychodzi chłopak i pyta, czy może jest już mężczyzną?

Koniec świata!

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowny Panie Sergiuszu

Ten tekst do mnie przemawia,oby stał się zaczynem fajnej dyskusji;rzeczowej,obiektywnej.

Pozdrawiam


Powiem tak: 非常好!

znaczy się, komplement Ci wpisałem w tytule…

A w szczególności, za dwa akapity, które dotykają sprawy relacji międzyludzkich poprzez awatary. Ja je widzę podobnie. Miałem z tym ogromne kłopoty w początkach “życia w koncentratorze blogów” i nie mogłem zrozumieć dlaczego bywam niezrozumiany.

Poniaważ jednak odnosisz się głównie do tekstu G. i okolicznych, z nim związanych pozwolę sobie sprzeciwić Ci się w kwestii podstawowej. Mężczyzna staje się mężczyzną wówczas, gdy inni uznają go za mężczyznę. Wśród tych innych może znaleźć się też Gretchen w parku. Dla niej, to czy on jest kijanką czy mężczyzną nie leży w kategoriach wyobrażeń lecz faktów.

No i ona to pamięta do dziś, zapewne w odróżnieniu od niego.

Robię sobie właśnie re-wind wydarzeń z mojego życia, szukając takich, w których bycie mężczyzną odgrywało rolę jakąś rolę. I za każdym razem występuje w nich ktoś, kto uświadomił mi, że nim jestem. Przynajmniej dla niego.

Bycie mężczyzną wymaga odbiorców. Czyli – ich wyobrażeń?

此致敬意


Serge

No toś chłopie pojechał z tymi przyczynami męskiego szowinizmu. Podoba mi się to twierdzenie, o faktycznej kobiecej dominacji w domu. A czym ona się przejawia? Serge, odwiedź proszę pierwszy lepszy MOPS i pogadaj z ludźmi zajmującymi się problemami rodzin… Chodzi o skalę. Przyjmij do wiadomości, że większość nie jest podobna Tobie… Niestety.

Bo jak tak sobie myślę, że męski szowinizm bierze się jednak z poczucia władzy. Choćby – fizycznej. Bo pierwszy lepszy parch i szmaciarz bez mózgu i tak ma z definicji przewagę fizyczną. Skoro nie dostaje, to bierze. Przemocą. Druga kwestia – władza w korporacjach. Równouprawnienie równouprawnieniem, ale większość (miażdżącą) stanowisk menagerskich zajmują jednak faceci. Pozycja zawodowa kobiet na rynku pracy jest gorsza, pomimo wszelkich uregulowań prawnych. Kobietę wyrzuconą z pracy, lub taką która z niej odeszła, czeka o wiele więcej trudu w uzyskaniu nowej pracy. Tym samym – Ci którzy sa gnojami w kołnierzykach, dostają potężne narzędzie nacisku.

Masz rację – przemoc i agresja nie mają płci. Ale o wiele cześciej zdarza się facetom (Serge – mówimy o agresji seksualnej, a nie o tym, że szef gniecie swoich pracowników bez względu na płeć). Nierównowaga jest oczywista.

No i jeszcze jedno. To, że fizycznie jesteśmy facetami, to jedna kwestia. Natomiast zgadzam sie z Merlotem, że do bycia – powiedzmy ze dla odróżnienia napiszę z dużej litery: Mężczyzną, wymagane jest takie postrzeganie nas przez innych. I właśne wyobrażenie o sobie jest tutaj kwestia drugorzędną. I żeby nie było – nie piszę o żadnych ekstremach i konieczności spełniania wyobrażeń absolutnie wszystkich.

Serge – facet nie musi pytać kobiet, czy jest Mężczyzną. To pomyłka i głupota. Ale jeśli w ich oczach (w skali) nie jest, to… znaczy że nie jest.

Pozdrawiam.


Griszeq

Jeny dzięki za ten komentarz, wrócę do dyskusji, ale obowiązki wzywają.


Gdzie ci mężczyźni?


(edit)

Gdzie ci mężczyźni . . .

Bojownicy spraw ogromnych, owładnięci ideami
o znaczeniu wiekopomnym, i wejrzeniu, jak ze stali.
Gdzie umysły epokowe, protoplaści czynów większych,
niż pokątne, zarobkowe kombinacje tuż przed pierwszym.
Nieprzekupni, prości, zacni, wielkoduszni i szlachetni.
Gdzie ze oni, gdzie tytani woli, czynu, intelektu,
woli, czynu, intelektu, woli, czynu, intelektu…?


Szanowni Państwo,

jako że wpadłem tu w tzw. przelocie, szerzej się wysłowię za dobrą godzinkę jakoś.

Dziękuję za intensywne komentarze, jednak, jak się spodziewałem, jedną rzecz muszę naprostować. Otóż ten tekścik nie jest polemiką ani nawet odniesieniem się do wcześniejszych podobnych tematycznie dyskusji na TXT. Dlatego proszę, przeczytajcie zapominając na chwilę o wcześniejszych tekstach. Bo mój jest zaledwie na motywach, ale w zasadzie na trochę inny temat (tematy, bo to takie impresje wzięte z życia (nie mojego akurat), dla niepoznaki przebrane za twierdzenia).

Tyle tytułem posłowia.

Widzę, że Merlot przecenia mój copy-paste-chiński. Ja tylko dla efektu wstawiłem yin-yang!

Gdyby ktoś z Państwa mógł sprawdzić w międzyczasie, czy Merlot przypadkiem jakichś nieprzyzwoitych rzeczy mi tu nie wpisał po chińsku, byłbym zobowiązany. Po co mam się żonie mojej kochanej, prawda, tłumaczyć.

Lecę dalej, ale wrócę.

Pozdrowienia.


Pantoflarz z Autora...



Tomku!

A co to znaczą te napisy w górnych okienkach?

:)

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu!

Czy nie chodziło Panu o to, że jeśli facet potrzebuje potwierdzenia swej męskości i musi w tej sprawie pytać kobietę, to może sobie darować pytanie?

Pozdrawiam


Jerzy,

to zależy od wyobraźni czytającego…


Panie Zenku Szanowny!

to jest temat, który ludzie wolą zwykle omijać, nawet jeśli się wydaje, że go podejmują. Do tego omijania służą też stereotypy i subiektywne intuicje. W sumie o to mi głównie chodzi w wątku damsko-męskim tej notki.

Sam jestem ciekaw, kto zechce rzecz podjąć głębiej, niekoniecznie w komentarzu u mnie, może we własnym tekście?

Pozdrawiam


Merlocie,

moja kochana żona upoważniła mnie, żebym Ci w jej imieniu odpowiedział, że pogłoski o moim pantoflarstwie bardzo ją ubawiły :-)

A wracając do tego, kto może moim zdaniem orzec czy ktoś jest mężczyzną, to uważam, że orzec mogą tylko inni mężczyźni. Tak to działało od wieków i było oczywiste jak powietrze. Analogicznie jest moim zdaniem z kobietami.

Naprawdę uważam, że odpowiadanie wyobrażeniu nawet wielu kobiet o prawdziwym mężczyźnie nie może być źródłem męskiej tożsamości dla mężczyzny. Zwłaszcza w czasach, gdy te wyobrażenia kształtowane są bardziej pod wpływem zmiennych jak moda kulturowych okoliczności, a przede wszystkim są wynikiem odmiennych i bardzo różnych oczekiwań. Kobiety naprawdę niesamowicie różnią się między sobą ;-)

To wszystko staje się bardzo czytelne, gdy zastosować choć jeden z kluczy pojęciowych Wschodu.

Co zaś do świata awatarów, to temat jest rozwojowy, dopiero zaczynam.

Pozdrowienia


Griszeq,

widzisz, ale tu nie ma nic o mnie. To co napisałem opieram na własnych licznych obserwacjach, z których wynika, że prawie każdy maczo jest w domu zwykłym lub zakamuflowanym pantoflarzem, który nic nie ma do powiedzenia. Weźmy choćby Lecha Wałęsę.

Pomijam tu świadomie przypadki patologiczne, czyli brutalnych samców, którzy to samo prawo pięści stosują wobec obcych jak i we własnej rodzinie. Nie jest moją intencją rozmowa o patologiach, nawet jeśli występują nie-rzadko.

Widziałem też trochę przypadków faktycznego pantoflarstwa prowadzącego pośrednio do agresji, będącej jednak nie skutkiem stosowania prawa pięści, ale odreagowania nieustannej presji i nawet przemocy psychicznej połączonych sił żony i teściowej.

Co do męskiej tożsamości i jej źródeł to odpisałem właśnie Merlotowi i podtrzymuję.

Pozdrowienia


Pani Anno i Pani Agawo,

dziękuję, że Panie zajrzały do mojej jaskini :-)

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

dokładnie o to mi chodziło.
Choć nie tylko.

Pozdrawiam i dziękuję za wizytę. Zajrzę wkrótce do Pana.


Serge

Mamy po prostu odmienne informacje, pewnie wypływające z różnego doświadczenia..
Powiem tak – jeszcze całkiem niedawno glosiłem pogląd podobny do Twojego, że zachowaniami patologicznymi nie ma co się zajmować, gdy rozmawiamy o skali, generalizujac. Potem paru moich znajomych, zajmujących sie tematem niejako “zawodowo”, mocno przesunęło mi granicę postrzegania patologii. Co nie znaczy, że to ja mam rację, a nie Ty. Po prostu – zaczeliśmy się różnić.

Piszesz o papierowych macho. Ja mam wrażenie, że jest to jedynie margines.

Co do ostatecznej weryfikacji – generalizując, nawet największe uznanie wśród facetów i orzeczenie wybitnej męskosci, będzie jedynie źródłem frustracji jeśli kobiety (en masse) zgłoszą zdanie przeciwne… Bo to tak trochę jak: – wyprodukowałem najlepszy produkt dla konsumentow. – potwierdzają to wszyscy producenci. – tylko cholera żaden konsument nie kupuje.

Pzdr.


Griszeq,

ze swoich obserwacji nie staram się robić ogólnej teorii wszystkości, choćby w tym temacie. Tyle oleum w głowie mam. Poza tym nie głoszę poglądów, no daj pokój. Zresztą w pierwszym komentarzu już napisałem, że “to takie impresje wzięte z życia (nie mojego akurat), dla niepoznaki przebrane za twierdzenia”.

Jak się na czymś skoncentrujesz, niekoniecznie zawodowo, to dostajesz skrzywienia perspektywy. Więc nie przyjmuj pochopnie, że to coś więcej znaczy.

Błędnie mnie zrozumiałeś widzę. Nie miałem na myśli, że akceptacja innych samców wystarczy do uznania za mężczyznę. Miałem na myśli orzeczenie innych mężczyzn. Nie widzę powodu, żeby pisać mężczyzna z wielkiej litery. Jeśli ktoś nie jest dzieckiem, nie jest młodzieńcem i nie jest mężczyzną, a ma, że tak powiem, komplet fizycznych cech męskich, to jest jedynie biologicznym samcem. W moim pojęciu, oczywiście, bo ja wbrew pozorom nie jestem zwolennikiem generalizacji ani kardynalizacji.

Za pomocą świadomego przerysowania mocną kreską chciałem jedynie powiedzieć, że moim zdaniem wyobrażenia kobiet o mężczyznach nie mogą być punktem odniesienia dla orzeczenia o męskości.

Od wielu kobiet wiem, że podobnie myślą o tym ile są warte męskie wyobrażenia o kobietach.

Rozumiem, że komuś może wystarczać, że kobieta da mu odczuć, a może i powie, że uważa go za prawdziwego mężczyznę. No i fajnie. Dla mnie to jest gruntowne pomylenie pojęć.

Pozdrawiam


W największym skrócie:

Griszeq – si
Sergiusz – nie si
Yankee – no!


hm,hm

Pierwszym zdaniem czuję się wywołany do tablicy.
Ale zanim przebrnę przez komenty, to miną pewnie ze dwa dni.
Więc uprzedzam tylko, że ja tu jeszcze wrócę.


Odysie,

uprzedzając wydarzenia dodam, że nie powinieneś czuć się wywołany, bo ten tekścik jest jedynie na motywach, a dodatkowo nie nawiązuje (wbrew pozorom) do Twojego zapytania u Gretchen, bo pytałeś tam jednak o co innego, o ile pamiętam.

Dlatego wypowiadam teraz sakramentalne “wszelkie podobieństwo jest zupełnie przypadkowe”.

Zapraszam o dogodnej dla Ciebie porze.

Pozdrowienia.


Merlocie,

rozwiniesz te skróty przy okazji?
Bo (tylko nie powtarzaj nikomu) nie skumałem, chyba :-)

Pozdrawiam


Sergiuszu,

to teraz ja nie skumałem.
Chętnie oczywiście rozwinę ale co?


Merlocie,

a to “W największym skrócie” to ja napisałem czy Ty?
Kurczaki pieczone, no!


Sergiuszu,

dość trywialne:-)

Uważam (i to zarówno awatarowo, jak i realnie), że rację ma Griszeq, a nie Ty. Pozostawienie oceny czy jest się Mężczyzną w rękach innych przedstawicieli (wymierającego) gatunku mija się z celem. Natomiast udzielenie tego prawa zainteresowanym, czyli kobietom ma sens, bo mężczyną bywa się właśnie dla nich.

To, czy Artur lub Yassa uznają mnie za mężczynę mi wisi. Jeżeli zaś za mężczyznę uzna mnie Delilah, Gretchen albo AnnaP, będzie oznaczało, że coś w tym może być. Jakieś źdźbło.

Użyte awatary są przykładowe i nie należy na tej podstawie budować teorii. Spiskowych na przykład.

Trzeci skrót to ozdobnik, równorzędny popularnemu:

no.

Kreślę się męskim i donośnym

Ahoj!


Aha,

no a ja uważam, że nikt z nas nie ma racji, a dokładniej, że każdy ma własną, co niemal na jedno wychodzi, przynajmniej teoretycznie.

A co powiesz na to, że moją rację i Twoją rację i czyjąkolwiek rację (w sensie ich równoległą ważność/współistnienie) da się bardzo łatwo wyjaśnić wschodnim kluczem?

Dla nie-znających wschodnich kluczy dopowiedzenie: tu nie chodzi o żadne proste objaśnienia z gatunku “każdy ma swoją rację”.

Ale wracając do tego, z czym się u Ciebie nie zgadzam, a co roboczo nazwę sobie odwrotnym męskim szowinizmem. Pobrzękuje mi tu uwielbienie dla kobiet połączone z niedocenianiem mężczyzn. Albo krócej: niezdrowy brak równowagi w ocenie pożądanych wzajemnych relacji Marsa i Wenus.

Co Ty na to?

P.S. uważasz, że bycie mężczyzną to coś co nie istnieje bez kontekstu kobiety? Jaja sobie robisz?


Sergiusz. Pryncypialnie:

U W A Ż A M
Ż E
B Y C I E
M Ę Ż C Z Y Z N Ą
T O
C O Ś
C O
N I E
I S T N I E J E
B E Z
K O N T E K S T U
K O B I E T Y.

We wszystkich innych kontekstach wystarczy być
C Z Ł O W I E K I E M

I co misiu?


Niedźwiadku,

słabe i nieprawdziwe.

Pojadę po bandzie, chociaż i tak delikatnie, niemal kobieco: zamierzasz mnie przekonać, że w relacjach z własnym synem wystarczy jego ojcu być człowiekiem? Swoją drogą to by jakoś wyjaśniało Twoje urojenie o wymieraniu gatunku.

Chyba, że Ty bycie mężczyzną utożsamiasz wyłącznie z czymś co występuje w sferze (potencjalnego) erosa (niekoniecznie seksu)? Trzymajcie mnie, ludzie.

Ostrożnie z tym potencjometrem Eugeniuszu!


Trzymam cię mocno, S.

Wszystkie dotychczasowe tutejsze dywagacje na temat bycia lub nie bycia M dotyczyły tego właśnie aspektu. Tak, że oczywiście, utożsamiam.

Kwestia z synem jest w tym kontekście irrelelevant (my, snoby), a pana Gienka nie znam.

A w ogóle to się nie zaperzaj.
O kwestii domu i rodziny, czyli ogólnie mówiąc odpowiedzialności też można pogadać. W kontekście damsko-męskim.

Ale nie o 0227 CET;-)

Dobrej, męsko-szowinistycznej nocy Ci życzę!


macie rozkminki


Pino

A który jest Eugeniusz?


Terefere

wymigujesz się Merlocie, i tyle.
Czego dowodzi chętne czepienie się helpline-a pod postacią ucieczki w erosa.

Jeszcze Cię dopadnę, spoko.

Dobranocka :-)


Cześć Pino,

no, w końcu kolejny damski (choć chuligański) głos.
Co prawda po męsku oszczędny werbalnie, ale co tam :-)


Sergiuszu,

[przez sen, ale szczerze:] pisałem dość poważnie.
Może za bardzo plakatowo, sorry.

T.


Panowie!

Jak sobie nie ustalicie o czym dyskutujecie to wychodzą lekkie jaja, a co najmniej nieporozumienie.

Jeśli mężczyzna jest narzędziem do robienia dobrze kobietom, jak chcesz Tomku, to nie będzie się definiował przez relację do innych samców. Jeśli mężczyzna jest formą dojrzałą samca, jak chce pan Panie Sergiuszu, to właśnie inne dojrzałe samce pozwalają zorientować się na ile spełnia się kryteria męskości. Dlatego trzeba ustalić co mamy na myśli.

Aby pogrążyć Ciebie Tomku, to powiem Tobie, że kobiety szukają takich samców, które przez mężczyzn są uznawane za świetnych mężczyzn. (Nie chodzi o spodnie uznane przez inne spodni…)

Pozdrawiam


Jerzy,

tonąc, odszczeknę, że pewnie walczymy o inne samice;-)


When A Man Loves A Woman

He’d change the world for the good thing he’s found.

Pomarzyć dobra rzecz :))


Serge

Odpowiadajac na kończące zdanie:
Rozumiem, że komuś może wystarczać, że mężczyzna da mu odczuć, a może i powie, że uważa go za prawdziwego mężczyznę. No i fajnie. Dla mnie to jest gruntowne pomylenie pojęć. ;-))))

Ale na poważnie. Przecież nie piszę, ze “głosisz poglady”, albo tworzysz “teorie wszystkiego”. Spokojnie. Zaznaczam jedynie, że inaczej oceniamy sytuację.

Powtórze się – nie zgadzam się z tezą, że (generalnie) męski szowinizm jest odreagowaniem faktycznej dominacji kobiet w domu. Nie zgadzam się z tym podwójnie. Ani ze stwierdzeniem, ze kobiety dominują w domu (chyba, że piszesz o dominacji w zakresie spełniania funkcji pralko/zmywarko/kuchenko/odkurzacza, ale mam wrażenie, że nie o to Ci chodziło), ani z tezą, że to w ogóle mogłaby być przyczyna szowinizmu. To wprawdzie bardzo wygodne stwiedzenie dla facetów, ale… unikowe.

Co do kwesti samców, mężczyzn i “meżczyzn”. W sumie w ogóle nie mówimy o kwestii biologicznej, skupiamy się na pewnym wzorcu kulturowym. Równie dobrze to całe gadanie o mężczyznach prawdziwych, półprawdziwych i jakich tam jeszcze ktoś mogłby wyśmiać. Uznanie określonych grup też jest dość fałszywe, bo dla chłopaków z wojska wzorzec faceta jest w swej masie zupełnie inny niz np dla członków PAN. Podobnie z oceną kobiet – plastikowe panny wożące sie furami marki BMW rocznik 90 ze swoimi chłopakami – karkami, wystawia generalnie inne oceny niż doktorantki na uniwerku.

Serge – można oczywiście stwierdzić, że jest się mężczyzną głównie dla samego siebie, więc zdanie innych na ten temat mam w poważaniu. Ja się nawet pod tym podpiszę.
Jednocześnie, zapewne w równie głęboka frustracje może wprowadzić i brak uznania wśród braci męskiej, jak i całkowite lekceważenie przez drugą płeć. Jednak popieram stanowisko Merlota – nie da się w ogóle mówić o męskości bez kontekstu kobiety. W świecie samych meżczyzn, możemy wskazywać na człowieczeństwo. Miernikiem ostatecznym w świecie dwupłciowym (generalizując), bedzie jednak zawsze druga płeć.

Pozdrawiam Cie jak zawsze koncyliacyjnie.


Pani Agawo,

dzięki za czujne towarzyszenie tutejszym sporom jaskiniowców :-)

Pozdrawiam


Merlocie, Griszeq

Pan Jerzy zrobił trafiony i zatopiony, choć miałem zamiar zadać ten pogrążający cios trochę później, haha!

Ale już serio: złapałeś dlaczego twierdzę, że Ty i Griszeq patrzycie na sprawę jakby bardziej oczami kobiety niż mężczyzny?

Zwłaszcza kolejny komentarz Griszeq-a pokazuje to wyraźnie, że z jakiegoś powodu opieracie się przed zobaczeniem w mężczyźnie człowieka – dlatego nazwałem to sobie odwrotnym szowinizmem. Mi to zgrzyta, bo może ze swojej natury mniej jestem “wychylony” w stronę kobiet niż Wy obaj? Nie wiem, ale coś tu jest takiego, co sprawia, że Wy mężczyznę widzicie wyłącznie w kontekście kobiety. To moim zdaniem niedopuszczalne zawężenie definicji.

A gdy próbuję Was namówić do zdjęcia tych kobiecych empatycznych okularów, staracie się wymówić od tego, zarzucając mi, uwaga, jakiś męski szowinizm i to w wersji z Seksmisji na opak (czyli świata wolnego od kobiet). No to sorry, ale przeginka.

Na koniec Griszeq już całkiem odleciał z tym “byciem mężczyzną dla samego siebie”. No żesz kurczę, Pan Kleina mógłby w tym miejscu odpalić jakimś wykładem o narcyzmie itp sprawach.

Ludzie, no wszystko wszystkim, ale nie używajmy w dyskusji chwytów z gatunku argumentu z absurdu. bo znowu przyjdzie Pan Jerzy i nas ustawi do pionu :-)

Poooozdraaaawiaaaam!


Panie Sergiuszu

Rozmowy mężczyzn o mężczyznach to niezwykle intrygujące:)
Pozdrawiam dyskretnie


Pani Agawo!

Dla mnie również.

Pozdrawiam


Serge

Wyhamuj Chłopie z opiniami, że zarzucam Ci gdzieś “męski szowinizm rodem z seksmisji”. Chyba że chodzi Ci o przerzucenie dyskusji na tory – co kto powiedzial, a nie powiedział, ale zrozumiał – bo nie zrozumiał. Nie sadzę jednak, byś do tego dażył, ale wobec tego zważajmy. Obydwaj Brachu. Gadajmy.

Piszę, że mezczyznę można postrzegać tylko w kontekście kobiety, bo cała gadka w ogóle o rolach i społecznym odbiorze mężczyzn (i kobiet) bierze sie z istnienia dwóch płci i ich – kulturowego (a nie tylko fizycznego) zróżnicowania. W przypadku monopłciowości, cała dyskusja robi się bezcelowa i dlatego ja (i podejrzewam: Merlot) mówimy wówczas o “człowieku”.

Co do bycia meżczyzną dla samego siebie. Wzorce kulturowe są wyznaczone. Lustro masz. Jeśli nie bedzie wokoło Ciebie reprezentatywnej grupy (mężczyzn, kobiet), kto mógły Twoją męskość ocenić, to jesteś w stanie ją ocenić sam – i to rzetelnie. Pomijam oczywiście skończonych hipokrytów.
Serge – nie wiem jak Ty, ale ja jestem człowiekiem i w swojej kulturowej roli: facetem, głównie dla siebie. Bardziej boję się tego gościa w lustrze rano, niz miliona krytyków z zewnątrz. I w tym konrtekście napisałem o byciu mężczyzną dla samego siebie.

Pan Jerzy postawił do pionu (zatopił) Merlota tak, jak Hood postawił Bismarcka. Ja tylko powtórze za Merlotem – widać poruszamy się w innych grupach kobiet niż Pan Jerzy.

Pozdrawiam Cię absolutnie nieabsurdalnie.


O tej porze Panowie,

to się pracuje.
Albo molestuje.

Spędzanie czasu na rozkosznych pogawędkach awatarów (nawet, gdy niektóre z nich należą do Ścisłego Kierownictwa ) nie przystoi Prawdziwym Mężczyznom ;-)

Oczywiście, ta uwaga nie dotyczy Pań, a w szczególności WSP Agawy:-)


Panie Griszku!

Różnice pomiędzy płciami mają podłoże biologiczne, a jedynie przejawy społeczne. Co do kobiet mam nadzieję, że nie konkurujemy, bo pewnie bym nie miał szans. :)

Natomiast to czego oczekują kobiety (niezależnie od tego jakie), to jest to aby ich mężczyzna był najlepszy. Nie jest ważne w czym, ważne żeby był wyjątkowy, a przy tym:

bogaty,
przystojny,
wysportowany,
twardy,
czuły,
delikatny,
twardy,
młody,
dojrzały,

itd.


Merlocie

To się teraz zastanawiam, co porabiasz na tym wątku o tej porze.
Pracujesz? Molestujesz? ;-))))


Panie Jerzy

Mam wrażenie, że w tej chwili mówimy tylko i wyłącznie o funkcjach społecznych czy kulturowych, różnice biologiczne pozostawiając sobie w tle (choć przecież ewidentna przewaga fizyczna mężczyzn jest praźródłem chyba większości różnic społecznych).

Z punktu widzenia biologicznego, pewnie można założyć, że kobiety podświadomie szukają najlepszego garnituru genów u faceta. Ale ja bym się nie podjął obrony tej tezy, bo za mało wiem.
Czy więc faktycznie szukają tego najlepszego? Przecież (generalnie) nie ma ciągłej przesiadki na każdego kolejnego “lepszego” jaki się pojawi. Pewnie od tej obiektywnej “lepszości”, ważniejsza jest idywidualna więź. Pewnie – każdego możemy sprzymiotnikować. To oczywiste i normalne. Ale to dla mnie bardziej kwestia opisu, niż kryterium.

Pozdrawiam.


Szanowni,

mam kłopot, bo odnoszę narastające wrażenie, że się rozmijamy w rozumieniu spraw, które poruszyłem.

Problem bierze się moim zdaniem z tego, że (Griszeq i Merlot) robicie ten sam numer: dyskutujecie ze swoimi skojarzeniami i interpretacjami mojego tekstu a nie z tym co napisałem, a co więcej, w kolejnych komentarzach jakoś dodatkowo klarowałem.

Trudno, przyjmuję, że napisałem jednak za mało klarownie, żeby dyskutować i posuwać się w dyskusji do przodu, bo zamiast tego stoimy w miejscu pokazując sobie na migi, że te same znaki znaczą dla nas co innego, czyli uzgadnianie tego o czym mówimy zostało w lesie.

Nie chce mi się tego ciągnąć w tej formie, ponieważ jako typowy Marsjanin, jestem wbrew pozorom milczkiem i niechętnie rozpuszczam jęzor. Proszę o wyrozumiałość :-)

Tym samym otwieram ewentualną część rozrywkową, można pisać na temat i nie na temat, co tam komu się kojarzy, zwłaszcza zapraszam miłe Panie, aby tu się rozgościły.

Pozdrowienia.


Sergiusz,

mój sojusz z Griszkiem nie jest efektem spisku.

Ani ja, ani on (napisał o tym wprost) nie odmawiamy mężczyznom prawa do oceny i samooceny męskości cedując je wyłącznie w ręce pań. Po prostu uważamy (chyba obaj), że najbardziej wiarygodnym weryfikatorem cech, które naszym zdaniem na męskość się składają są kobiety.

Mam wrażenie, że brak consesusu wynika głównie z tego, że Twój katalog cech stanowiących o męskości różni się od naszego (czy może naszych, bo ja lustro z mojego wyłączam).

Przykład z synem jest znakomity – tu różnicę poglądów widać dobitnie.

A najlepsza pointa jest taka, że Ty z twoimi i my z naszymi poglądami, możemy się w życiu znakomicie (jako mężczyźni) sprawdzić, nawet u tych samych pań...

Szkockim podtapiaczom mówimy oczywiście stanowcze nie! ;-)


Hm,

ja tylko zaznaczę że jestem skłonny raczej zgodzić się z Griszeqiem i Merlotem w tej dyskusji.
Acz jedno spostrzeżenie pana Jerzego dąło mi coś do myślenia, ale to w sumie nie na temat więc się nie wychylam.


Panie Griszku!

hgrisza

Mam wrażenie, że w tej chwili mówimy tylko i wyłącznie o funkcjach społecznych czy kulturowych, różnice biologiczne pozostawiając sobie w tle (choć przecież ewidentna przewaga fizyczna mężczyzn jest praźródłem chyba większości różnic społecznych).

Tu właśnie jest nieporozumienie. Nie chodzi o cechy budowy fizycznej, tylko o zjawiska zdominowane przez mechanizmy biologiczne, starsze niż ludzkość. Proszę popytać znajomych kobiet co by wolały: zostać kierowniczkami czegoś, czy żeby kierownikami zostali ich mężczyźni?

Z punktu widzenia biologicznego, pewnie można założyć, że kobiety nieświadomie szukają najlepszego garnituru genów u faceta. Ale ja bym się nie podjął obrony tej tezy, bo za mało wiem.

Może przyjąć to za pewnik bez dowodzenia. To, że nie wszystkie kobiety ganiają za jednym facetem wynika z nieświadomej oceny co jest najlepsze oraz różnych mechanizmów psychicznych nakładających się na biologiczną bazę.

Czy więc faktycznie szukają tego najlepszego? Przecież (generalnie) nie ma ciągłej przesiadki na każdego kolejnego „lepszego” jaki się pojawi. Pewnie od tej obiektywnej „lepszości”, ważniejsza jest indywidualna więź.

Po pierwsze, to co nam wydaje się lepsze nie musi być takie dla kobiety. Po drugie, kobiety mają silne mechanizmy potwierdzające raz dokonany wybór, po to by chronić potomstwo. W przyrodzie zmiana partnera, to ryzyko utraty potomstwa posiadanego z poprzednim.

Pewnie – każdego możemy sprzymiotnikować. To oczywiste i normalne. Ale to dla mnie bardziej kwestia opisu, niż kryterium.

No dla mnie to jednak nie kwestia określenia. Jeśli dziewczyna całe dzieciństwo słyszy, że nie zasługuje na nic dobrego, to trudno się dziwić, że znajduje sobie byle jakiego faceta. Na lepszego przecież nie zasługuje. To wyjaśnia dlaczego każdy facet ma szansę znaleźć partnerkę…
Pozdrawiam


Merlocie,

ano właśnie ja przez skórę czuję, że to nie jest kwestia różnicy poglądów.

Poważnie mam wrażenie, choć mnie samego to zdumiewa nawet, że nie dotarliśmy tu jeszcze nawet do punktu wzajemnego zrozumienia o czym mówimy. Biorę to na siebie, bo pewnie nawet nie wiem, że gadam zrozumiałymi tylko dla mnie skrótami. Mam w planie nad tym popracować.

Być może przynudzam już z tymi wschodnimi kluczami, ale że jakoś nikt tego nie podejmuje, to mam ciekawość, czy dlatego, że ludzie nie znają, czy dlatego, że nie próbowali? Pewnie tu leży problem, że ja w domyśle odnoszę się do tych kluczy, których tu nikt poza mną nie próbował, a przynajmniej nikt się dotąd nie przyznał, że próbował.

Jeśli tak jest, to by się otwierała gigantyczna nisza tematyczna do zagospodarowania. Pomyślę :-)

Pozdrawiam!


Grzesiu,

nie czaj się! Przecież otworzyłem część rozrywkową i nie trzeba trzymać się tematu, chyba, że ktoś ma ochotę.

Pozdrawiam.


To fakt Sergiuszu,

że w rozmowie z Tobą idę na łatwiznę, operując wyłącznie pękiem kluczy (a może tylko wytrychów) które mam przy sobie.

No i jak coś mi się zacina, to siedzę, dłubię, rozbieram zamki ale wzbraniam się zawołać ślusarza, chociaż jego kolorowa wizytówka leży przed nosem.

Czyli: problem znam, rozwiązywałem go mnóstwo razy, a jeżeli mi coś akurat nie wychodzi, trudno – może z nieufności, może z braku środków, a może z czystego lenistwa nie będę sięgał po nieznane. W tym aspekcie, to marny ze mnie dyskutant.

Wracając do tych Twoich importowanych kluczy.

Napisz.

Obok sekcji rozrywkowej może też być sekcja informacyjna, a nawet wkładka reklamowa ;-)

Pozdrawiam w humorze blue


I am the man !

Well, nobody’s perfect:))

Pozdrawiam Panów pozostając w stresie definicyjnym


Agawo,

to jest mój ukochany kawałek z ukochanego filmu:-)

Humorek mi poprawiłaś.
Teraz to już mi nawet wschodnie klucze nie straszne;-)


Merlocie

Cieszę się niezmiernie. A tango z różą w zębach La Cumparsita ?
Film rewelacyjny.
A wschodnie klucze to rekwizyt czy Wrota Tajemnicy otwieraja?


Agawo,

Sergiusz wie.
Musimy z niego to wyciągnąć.
Ale rozumiem, że bardziej sposób na życie, niż rekwizyt.


Czekając na Sergiusza

W błogiej niewiedzy pozostając
Pozdrawiam serdecznie


Panie Jerzy

Mechanizmy biologiczne sa stałe. Ale nabudowane na to mechanizmy społeczne i kulturowe są zmienne. Pewnie Pan pamięta, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu, kobiety nie miały prawa głosu. Teraz to nie do pomyślenia, prawda? Istotne jest to, że mechanizmy społeczno-kulturowe są dominujące nad biologiczną bazą. Można by pokusić się o stwierdzenie, że instynkt “zwierzęcy” jest już jedynie szczątkowy. I o szczatkowym znaczeniu.

Co do pytania o kobiety menagerów – tak się składa, że w moim bezpośrednim otoczeniu (branża finansowa) jest parę kobiet na stanowiskach kierowniczych. Mogę z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że postawione przed dylematem – awansujemy Twojego faceta, a Ciebie zdegradujemy (no ale on zapewne zapewni Ci utrzymanie, a Tobie ubędzie obowiązków), absolutnie by się na to nie zgodziły. Są to osoby świadome swojej pozycji i dumne z niej. Ta duma jest ważniejsza niż “potrzeba bycia utrzymywaną” ( o ile w ogóle coś takiego istnieje).

No ten pewnik bez dowodzenia to przyjmuje Pan, Panie Jerzy. Nie widze w zachowaniach z mojego otoczenia niczego, co by na ten mechanizm wskazywało. Jak juz pisałem – moim zdaniem ten biologiczny model jest w zaniku. To, że w przyrodzie nowy samiec zabija obce młode… Panie Jerzy. To tylko kolejny przykład tego, jak bardzo przestaliśmy być zwierzętami…

Wyjaśnienie, dlaczego każdy facet może znaleźć partnerkę... Panie Jerzy – potraktowałem to jako tekst z przymróżeniem oka…

Pozdrawiam Pana.


Panie Griszku!

hgrisza

Mechanizmy biologiczne są stałe. Ale nabudowane na to mechanizmy społeczne i kulturowe są zmienne. Pewnie Pan pamięta, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu, kobiety nie miały prawa głosu. Teraz to nie do pomyślenia, prawda? Istotne jest to, że mechanizmy społeczno-kulturowe są dominujące nad biologiczną bazą. Można by pokusić się o stwierdzenie, że instynkt „zwierzęcy” jest już jedynie szczątkowy. I o szczątkowym znaczeniu.

Tu się zasadniczo różnimy, bo moim zdaniem wiele zachowań, w tym wybór partnera jest zdeterminowana w dużym stopniu biologicznie. To, iż nie widzimy związku,vnie znaczy, że go nie ma.

Co do pytania o kobiety managerów – tak się składa, że w moim bezpośrednim otoczeniu (branża finansowa) jest parę kobiet na stanowiskach kierowniczych. Mogę z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że postawione przed dylematem – awansujemy Twojego faceta, a Ciebie zdegradujemy (no ale on zapewne zapewni Ci utrzymanie, a Tobie ubędzie obowiązków), absolutnie by się na to nie zgodziły. Są to osoby świadome swojej pozycji i dumne z niej. Ta duma jest ważniejsza niż „potrzeba bycia utrzymywaną” (o ile w ogóle coś takiego istnieje).

Moje pytanie dotyczyło zwykłych kobiet. Nie pytam o prawdziwych mężczyzn w spódnicach, tylko o zwykłe kobiety. Przeciętna kobieta woli mieć awansowanego męża, bo nim się chwali koleżankom, a nie karierą zawodową.

No ten pewnik bez dowodzenia to przyjmuje Pan, Panie Jerzy. Nie widzę w zachowaniach z mojego otoczenia niczego, co by na ten mechanizm wskazywało. Jak już pisałem – moim zdaniem ten biologiczny model jest w zaniku. To, że w przyrodzie nowy samiec zabija obce młode… Panie Jerzy. To tylko kolejny przykład tego, jak bardzo przestaliśmy być zwierzętami…

Jeżeli widzi Pan młodą dziewczynę z zasobnym, brzydkim i starym mężczyzną, to ma Pan potwierdzenie mechanizmów biologicznych. Jego pozycja jest atrakcyjna dla niej, a dla niego jej młody wygląd. To działa zawsze niezależnie od stopnia ukulturalnienia ludzi.

Wyjaśnienie, dlaczego każdy facet może znaleźć partnerkę... Panie Jerzy – potraktowałem to jako tekst z przymróżeniem oka…

Bo różne rzeczy (geny) są najważniejsze dla różnych kobiet. :) Ja jestem absolutnie poważny.

Pozdrawiam Pana.

…i vice versa.


w takim razie..

to chyba dedykowanego kluczom bloga założę, bo temat raczej spory w sobie.

Poza tym nie dowierzam, że nikt na TXT tych kluczy nie zna, może się wstydzom i wyzywania od New Age bojom? Dziwne.

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu!

A może pod inną nazwą znają?


Panie Jerzy,

celowo nie używam nazw, a jedynie wspominam o krajach pochodzenia.

Jeśli ktoś te klucze zna, niczego więcej nie potrzebuje.

Używanie nazw ma ten mankament, że wywołuje najczęściej skojarzenia z wersjami amatorskimi, jakąś astrologią, naiwnym importem idei z obcych kręgów kulturowych oraz zwykłym hochsztaplerstwem.

Nawet ci, którzy sądzą, że znają, zwykle są w błędzie, bo wiedzę czerpali od autorów przepisujących od autorów kompilujących z autorów, którzy z kolei skończyli 2-tygodniowy kurs czegoś-tam lub zakupili kurs online plus video. Jedna wielka partyzantka i zalew podróbek w tej dziedzinie panuje.

Sam nie jestem tu jakimś znawcą, mam jedynie orientację pozwalającą posługiwać się tymi kluczami prawie samodzielnie i potrafię po krótkiej rozmowie odróżnić znawcę od znawcy pozornego. Na razie to mi wystarcza.

Pozdrawiam.


Panie Sergiuszu, Pan to jest uparty

Dodanie tego jednego stopnia trudności, przekierowuje tę rozmowę w zupełnie inną stronę.

Yin i Yang, najważniejszy i najbardziej uniwersalny symbol taoizmu. Jeden z najpięknięjszych symboli ever . Opis wszechświata opierający się na współistnieniu tych dwóch odrębnych pierwiastków, odrębnych lecz nierozłącznych. Jakby odrębność była jednocześnie całością.

Dzięki nim wszystko istnieje, dzięki nim wszystko się nieustannie zmienia, dzięki nim powstaje nowe.

Trudno to wyrazić, bowiem tao, które można wyrazić słowami, nie jest prawdziwym tao...

Odrębność w całości i całość w odrębności. Raczej uzupełnienie niz przeciwieństwo.

Współwystępowanie.

Całą rzecz dodatkowo komplikuje fakt, że yin i yang są obecne na każdym poziomie i we wszystkim. To oznacza również, że pierwiastek męski jest obecny w kobiecie, a żeński w mężczyźnie oprócz tego, że każde z nich jest kobietą albo mężczyzną.

Alora.

Mężczyzna przegląda się w kobiecie, a kobieta w mężczyźnie w odniesieniu do swojej męskości i kobiecości. Ale nie w takim znaczeniu jakie mogą temu nadać ludzie Zachodu. Nie ma to nic wspólnego (co dość oczywiste) ze zniewieścieniem mężczyzn, czy maskulinizacją kobiet.

W yin i yang jest początek i rozwój. Zmiana. Przemiana. Określenie.

Zatem jeśli mężczyzna występuje przeciwko kobiecie, to występuje też przeciwko samemu sobie. I odwrotnie.

Można yin i yang pokazać tak:

Photobucket

I można tak:

Photobucket

Jest różnica? Nie ma.


G.

Alora przemawia do mnie najbardziej;-)

OT. Baterii niet.


Panie Merlot

No skąd ja to wiedziałam?

Nikt nie obiecywał, że taoizm to filozofia banalna. Pan zgłosi rekalamcje do Sergiusza, który prowokuje.

Tao to jak logika w paradoksie, w dodatku logiczna .

Nie ja to wymyśliłam Panie Merlot. Niestety, albo na szczęście, bo kto by takiej Gretchen uwierzył?

Tego nie można starać się zrozumieć – trzeba włączyć inne kanały transmisyjne .

No. To pozdrawiam Pana.


Panie Sergiuszu!

Jeśli chodzi o jin i jan, to niestety nie oddają one złożoności psychiki, zatem do zrozumienia człowieka nie nadają się.

Przykro :(

Pozdrawiam


Ależ Drodzy Państwo!

przecież wpadacie w pułapkę jakby!

Ja trochę szyframi piszę, ale ponieważ piszę tymi szyframi już jakieś 30 lat, więc sam ich już nie widzę, a Czytelników na bezdroża skojarzeń prowadzam. Wybaczcie.

Podpowiadam zatem. Gdy wspominam o tradycyjnych kluczach z Chin i Indii, nie mam na myśli ani oryginalnej, ani zaimportowanej jedni yin-yang.

W rzeczy samej, zaimportowana na Zachód jednia niemal niczym nie różni się od spłaszczającego rzeczywistość podziału na Marsa i Wenus.

Nawet oryginalna jednia, choć oddaje pewną uniwersalną koncepcję, zupełnie nie nadaje się jako klucz do zrozumienia, że tak naprawdę płeć to najmniej istotna i najbardziej myląca różnica między jednym i innym człowiekiem, co dalej prowadzi do wniosku, że kobiecość i męskość to pojęcia użyteczne w zasadzie tylko na poziomie cech fizycznych, choć nie przeszkadza to w odróżnianiu mężczyzny od chłopca.

Daremność starań odczytywania rzeczywistości za pomocą uniwersalnego wytrycha yin-yang, Wenus-Mars itp zasugerowałem już w tytule notki.

Ale nie uprzedzajmy ciągu dalszego, który może nastąpi. Teraz dodam dla utrudnienia, że część moich sprawdzonych kluczy wywodzi się też z Grecji, a nawet Egiptu.

Szukamy dalej.

Pozdrawiam!


Panie Sergiuszu!

Ja niczego nie usiłuję zgadywać. Ja jedynie zasygnalizowałem, że procesy psychiczne nie są spolaryzowane, więc tłumaczenie procesów psychicznych w oparciu o dwubiegunowe teorie jest błędne. I nie ma znaczenia, czy wyjaśnienie jest na bazie klucza z Chin, Egiptu, Grecji, Indii czy też znalezione zostało w „zachodnim” podręczniku psychologii.

Natomiast różnice między kobietą i mężczyzną są tak znaczne, że bagatelizowanie tego, nie przystoi poważnemu autorowi.

Pozdrawiam


Panie Jerzy,

nieporozumienie, przecież ja Pana wsparłem w twierdzeniu, że dwubiegunowość (jakkolwiek ją pojmować) tutaj nie ma zastosowania. Pan wybaczy, ale Autor najlepiej wie, co ma na myśli, nawet jeśli zamotał wszystko do postaci trudnej do rozszyfrowania.

Dodatkowo, Pan mnie nie rozumie jednak, bo ja nie bagatelizuję niczego, ja tylko stwierdzam, że zobaczenie prawdziwego, a zatem nie-spłaszczonego do dwóch wymiarów (nomen omen) obrazu, wymaga zastosowania innych kluczy niż te, o których do tej chwili Państwo wspominacie.

Czy ja jestem poważnym autorem? Mam nadzieję, że nie :-)

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu!

Cieszę się, że zaczynam Pana rozumieć. Najlepsze żarty są te robione z kamienną twarzą.

:)


Subskrybuj zawartość