Zostaniemy Izraelem Europy, bo nie mamy innej opcji

A pisząc dokładniej, bo inne opcje już sprawdziliśmy w XX wieku. Polska stanie się potężniejsza niż I Rzeczpospolita, a to dzięki naszemu wyjątkowemu położeniu geograficznemu, które nie daje nam innego wyboru, niż ścisły sojusz z USA. I wcale nie chodzi o Tarczę Antyrakietową, która jest tylko balonem próbnym.

Jeszcze dokładniej pisząc, to nie Polska nie ma wyboru, tylko USA, dla których jesteśmy obecnie jedynym dostatecznie dużym, strategicznym buforem w regionie, który pozwoli zatrzymać ekspansję wpływów Rosji na Zachód.

Nie chodzi o to, czy USA lubi Polskę, tylko o to, że tylko Polska nadaje się do wykorzystania w realizacji amerykańskich celów politycznych w regionie.

Sojusz wiodących w Europie prym Niemiec z Rosją jest obecnie faktem dokonanym. Kanclerz Niemiec uważa NATO za strukturę już zamkniętą, a byłe republiki post-radzieckie, za przegrane i skazane na taką czy inną wersję ponownego “zaboru” przez Kreml. Mowa nie tylko o symbolicznej Gruzji, ale zwłaszcza Ukrainie i Białorusi.

W tej sytuacji Polska nie ma żadnych szans na granie z Niemcami przeciw Rosji, ani oczywiście odwrotnie.

Zupełnym mirażem jest też mityczna integracja europejska, ponieważ biurokratyczny bożek ponadnarodowych instytucji jest urzędniczym kolosem na glinianych nóżkach, sprawiającym wrażenie żywego tylko dlatego, że nie było jeszcze prawdziwej okazji, żeby się przekonać, że wszystko co może, to sprawianie wrażenia.

Rosja wymiera i zapija się na śmierć, a Niemcy to starzejący się “socjalistyczny dinozaur”. Tymczasem Polska ma dopiero startującą gospodarkę i ogromne niewykorzystane, bo nie-obudzone jeszcze potencjały wzrostu.

USA, zgodnie z wypróbowanymi wzorcami, uczynią z Polski lokalną potęgę, tak jak uczyniły to z Izraelem czy Koreą Południową.

Dzięki temu zorientowane dotąd na Niemcy lub Rosję kraje naszego regionu, czyli Czechy, Słowacja, Węgry, państwa bałtyckie i Bałkany, przestawią się na sojusz z potężną Polską, której dynamika wzrostu będzie efektem wielkich amerykańskich inwestycji i transferów technologii wojskowych.

Za 20-30 lat problemem Polski nie będą ani Niemcy ani Rosja, tylko konfrontacja z inną rosnącą lokalną potęgą – Turcją.


Takie, a nawet jeszcze dalej idące prognozy i tezy stawia George Friedman, amerykański politolog, założyciel Stratfor. Pod koniec stycznia 2009 ma się ukazać jego nowa książka: „The Next Hundred Years: A Forecast for the 21st Century”.

Ta notka stanowi subiektywny skrót oparty na treści wywiadu, który z Friedmanem przeprowadził Piotr Zychowicz.

Konkluzja wywiadu nie pozostawia złudzeń: “albo staniemy się potęgą, albo stracimy niepodległość”.

Co na to powie Igła?

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Trochę prowokacyjnie,

ale: nie uważasz, że zostaniemy Izraelem Europy dopiero wtedy, gdy sytuacja wokół nas będzie niestabilna (łagodnie określając) ?

www.malamoskwa.pl


w/g Friedmana

to jest perspektywa na kolejne 20-30 lat, nie na jutro.

Sytuacja już dziś nie jest stabilna. Nie chodzi oczywiście o jakieś porównania do niestabilności wokół Izraela, ale o podobieństwo dotyczące konsekwencji strategicznego znaczenia z punktu widzenia interesów USA.

To co zwykliśmy uważać za kleszcze może się okazać naszym największym atutem.

To są bardzo odważne tezy, ale jaką mamy alternatywę, tak na serio?


Nie, no to jest sensowne

tylko, że zakłada wg mnie stałą niestabilność w regionie.
Nie wiem tylko, czy w świetle bycia częścią UE jest to możliwe.

www.malamoskwa.pl


Hmmm..

a na czym niby polega ta stabilność UE ?


Serge

Ale ja mówię o zupełnie czymś innym, zauważ.

Zastanawia mnie, jak będąc członkiem Unii Europejskiej Polska może stać się Izraelem

www.malamoskwa.pl


Mad,

co masz na myśli? Bo nie wiem czy dobrze łapię?

Ta wizja moim zdaniem nie opiera się na założeniu niestabilności regionu, tylko na widocznych już i nietrudnych do przewidzenia tendencjach.

Myślę też, że bycie częścią UE jest przecenianie. To co się dzieje w sferze deklaracji i nadbudowy to jedno, a faktyczne żywioły i interesy polityczne to drugie.

Popatrz zresztą na to co się dzieje pomiędzy Niemcami, Rosją, Francją i co na to Wyspiarze (GB). Co to ma wspólnego z mityczną Unią?

Europa nigdy nie stanie się ponad-narodowym państwem. Nie tylko dlatego, że IMHO nie powinna, ale dlatego, że to nierealne. Takie państwo można stworzyć tylko na emigracji. Tak jak powstały USA.


Nie widzę problemu,

bo co ma bycie w UE do możliwości inwestowania w Polsce i transferowania tu technologii wojskowych itp z USA?

Friedman powtarza, że budowanie takiej lokalnej potęgi nie miałoby polegać na stacjonowaniu w Polsce US Army itp., tylko na zbudowaniu PL Army za ich kasę w sprzeżeniu zwrotnym – czyli dzięki inwestycjom i transferowi technologii Polska staje się wystarczająco silna, by kupować dla własnej armii uzbrojenie.

Czy siła militarna Izraela lub Korei Płd. wynika ze stacjonowania tam US Army? No właśnie.


No tak, ale

już jesteśmy w tej Unii. Bardą jesteśmy nią.
Czyli mamy tu i teraz.
I co dalej robić?

Wiesz, wg mnie rola Izraela zasadza się paradoksalnie na niestabilności regionu (celowo nie wdaję się w szczegóły pozostając przy niestabilności).
Bo w innym przypadku Izrael wydaje się nieco mniej atrakcyjny.

A co do reszty oddaję głos specjalistom, a i głos Kazika byłby teraz wysoce pożądany.
No i Magii, gdyby chciała.

www.malamoskwa.pl


Mad,

zdajesz sobie sprawę że zwrot “jesteśmy w Unii” lub “jesteśmy Unią” to tylko magiczne zaklęcie, za którym niewiele stoi, a to co stoi, stoi tylko dlatego, że nie musiało się jeszcze zmierzyć z wiatrem historii?


Nie zaklęcie, lecz fakt Sergiuszu:-)

A teraz wyłączam się:-)

www.malamoskwa.pl


Ja przepraszam, Panie Sergiuszu,

ale ten facet (Friedman znaczy się) po prostu glupoty opowiada. O jakim rozwoju gospodarczym on mówi. O tych kilkudziesięciu hipermarketach? Jak nam koszty pracy w góre pójdą, to wszyscy inwestorzy zwieja tam, gdzie jest jeszcze taniej.

My będziemy sie posilkować technologią amerykańską? A o F-14 i offsiecie za nie już zapomnial? Poza tym, kto będzie inwestowal w strefę przyfrontową?

My mamy doskonale polożenie geopolityczne? To cos nowego, bo do tej pory, to przejeżdżali przez nas ze wchodu na zachód i odwrotnie, w zalezności od kierunku wiatru. A mogliśmy sobie ewentualnie tylko pogwizdać.

Niech on się najpierw nad losem USA zastanowi (mocarstwa niekiedy upadaly baaardzo szybko), a potem skieruje swój wzrok na Daleki Wschód. Europa odejdzie w zapomnienie, jak odchodzą starzejący się ludzie.

A my? My jak zwykle, będziemy tam, gdzie światlo nie dociera.

Kocham tych amerykańskich wizjonerów; jednego Izraela im malo, to już kolejnych pacjentów do wyciągania za Amerykanów kasztanów z ognia szukają. Oczywiście za koraliki, jako że te technike handlu mają dobrze opanowaną.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenzo,

to, że USA jest największą post-demokracją o globalnych zapędach rabunkowych i terrorystycznych to wiemy, prawda, choćby dzięki takim błyskotliwym znawcom tematu, jak Naomi Klein.

To, że oni się awanturują i prowadzą imperialistyczną politykę, to raczej zrozumiałe. Każdy kraj tej wielkości by to robił. Świętych na tej planecie niet.

Rosja za szybko się imperialnie zaczęła odradzać, jak wiemy głównie dzięki sprzedaży po kosmicznych cenach surowców, a ceny mogły być wysokie, bo się biznes kręcił na kredyt, więc taki kryzysik obecny jest jak znalazł, bo już Rosjanom mięknie rura jakby.

Oni będą ze sobą rywalizować, bo co mają robić? Telewizję oglądać?

W naszym przypadku chodzi tylko o to, żeby nie być jak sierota-niemota, tylko orientować się co jest grane i grać tymi kartami, co mamy i które mamy szansę dobrać.

Dlatego moim zdaniem warto przeczytać tę zapowiadaną książkę. On tam o F-16 też się wypowiedział – do tego zabrzmiało to całkiem logicznie.

Wielcy zawsze grali w swoje gry. Mnie tam takie wizjonerstwo się podoba, a co :-)

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu

USA, zgodnie z wypróbowanymi wzorcami, uczynią z Polski lokalną potęgę, tak jak uczyniły to z Izraelem czy Koreą Południową.”

Wolałbym nie stanowić wypróbowanego wzorca. To raz. Tym bardziej, że teza jest idiotyczna, bo to Izrael “wpłynął” a Korea Płd. “popłynęła”.

Dwa: Lokalna potęga – Turcja – właśnie negocjuje z IMF (tfu!) kolejną pożyczkę za cholera wie jakie ustępstwa. Mamy życzyć sobie tego samego? Raz (plan Balcerowicza) nie wystarczy?

I dobrze Pan Lorenzo napisał. Za koraliki i perkal?

Pozdrawiam wstrzemięźliwie.


Się porąbało

i dwa razy wpisało.


Panie Kaziku,

jasne, że obecnie wygląda na to, że z grubsza biorąc, Ziemia zbankrutowała, bo skoro i USA, Meksyk i Europa i Rosja i Chiny w trwodze (bo gdzie te koszulki będą sprzedawać?) a i Turcja cienko pieje, to w zasadzie wypadałoby zgasić światło.

Jednak jak się zastanowić, to skoro wszyscy zbankrutowali, to sprawa robi się nieco kuriozalnie umowna, bo skoro mleko się rozlało i już wiadomo, że wirtualna kasa oddaliła się w kierunku stratosfery, to w czym, tak w gruncie rzeczy problem?

Czy można uznawać za problem fakt, że zamiast bujać w obłokach, zeszliśmy na ziemię?

Ja oczywiście lubię się unosić (za pomocą sterowca najchętniej), ale tak na codzień wolę czuć grunt pod stopami.

Myślę, że kontakt z ziemią dobrze robi na zdrowie. Światowym finansom też.

Pozdrawiam z mojego, za przeproszeniem, balona.

Lubię ładne perspektywy :-)


Mad Dog

Nie jestem specjalistą. Powiedzmy, że nie mam partyjnych i ideologicznych klapek na oczach. I tyle.
A zanim się zdecydowałem na komentowanie czytałem TXT. Przeczytałem też parę tekstów Magii. Miała baba łeb naśmiewając się z Balcerowicza i jego “korekty na rynkach”.
Teraz dopiero okazuje się, że balcerowiczowska “korekta” jest już głębsza niż spadki giełdowe z czasów DEPRESJI z lat 30-tych.
I co? I “dupa” (można zamienić na bardziej trzymające się rymu “gówno”) podążając za konwencją Pani Pino.

Pozdrawiam.


Panie Sergiuszu

Nazywajmy rzeczy po imieniu, dobrze?
To nie “Ziemia zbankrutowała”. Nie zbankrutowali “wszyscy”.
To USA i amerykański dolar są bankrutami. Bankrutami są też londyńskie City i [...] wojskowe lobby.
Rozpętają kolejną wojnę? Tylko przyznają rację takim “neptkom” jak ja.

Mam to w dupie, szczerze mówiąc.
Jako buddysta.

(uzupełnienie)
Napisałem “buddysta”? Przepraszam bardzo, jestem areligijnym matołem, który postawiony pod “ścianą wyboru”, pod przymusem, wybrałby buddyzm.


Panie Kaziku,

ja się nie znam, ale skoro dolar nie ma pokrycia w ropie, tak jak wcześniej stracił pokrycie w złocie, a post-ZSRR chce między sobą płacić nie dolarem a rublem, to pewnie coś jest na rzeczy, acz nie wierzę, by tak z nagła bęc.

Jeśli USA i dolar są kaput, to wszyscy są kaput, lub prawie kaput. Zaokrągliłem to dla efektu do Ziemi, bo, jak już wspominałem, lubię perspektywy na maksa szerokokątne i przedkładam ogół nad szczegół.

Pewnie dlatego wolę Tao fizyki niż oglądanie świata przez szkło powiększające.

Nawet koniec świata opisany przez św. Jana w Apokalipsie jest optymistyczny, bo po końcu świata ma być jakiś nowy świat. Dlatego nie za bardzo się martwię i nawet przy świeczce chętnie poczytam tego wizjonera z USA.


Panie Sergiuszu, marzenia to dobra rzecz,

problem w tym, że my nie schodzimy na ziemię, a raczej pod nią. Teraz pytanie, jakie niegdyś zadalem na TxT: czy Chińczycy zdecydują się na odejście od dolara. Jesli obroty na rynkach dalekowschodnich będa odpowiednio wysokie (a zanosi się na to, że tak), to USA będą mogly pójść się kąpać.

I jeszcze jedno – niech Panstwo przestaną już z tymi koszulkami i tenisówkami z Chin. Tam są już naprawde wysokie technologie, podobnie jak w Indiach, Indonezji (tam to sie dopiero ruszy: surowce – 40% swiatowej produkcji cyny, wolfram, tytan, zloto, 250 mln ton wegla rocznie i takie tam, no i odpowiednia liczba ludności). A jak sadzicie, dlugo europejski i amerykanski rynek samochodowy wytrzyma starcie z produkcja chińską? Choć nie nastąpi to od razu, ale zdecydowanie prędzej niż to sie nam podoba.

No i ten samobójczy Pakiet Klimatyczny, na który nikt z wielkich (poza EU) nie zwraca uwagi i nie ma zamiaru mu się podporządkować. Chcemy sobie nim nakręcić koniunkturę? My, czyli Polska, to na razie mamy w plecy.

Odejdżmy też pomalu od kolejnego mitu – że to państwa narodowe dyktują warunki gospodarcze, a tym samym pośrednio i polityczne na świecie. Istnieje bowiem juź tyle grup o takim potencjale finansowo-gospodarczym, że państwa narodowe maja już coraz mniej do gadania. A takie, wielkości Polski, to już w ogóle, o czym moźe świadczyć np. ostatni lekki atak JP Morgana na nasza gieldę, przygotowany “lewym” ratingiem i oceną stanu naszej gospodarki oraz finansów.

A byl to tylko jeden JPMorgan!

Milego wieczoru


Panie Sergiuszu

To ja powiem krótko i wprost.
Przywołany przez Pana “amerykański wizjoner” jest idiotą. któremu roi się pod kopułą to, co “se ne vrati”, bo właśnie jemu podobni idioci ten sen zaprzepaścili.

A kto z nas ma rację pokażą wydarzenia roku 2009, jeśli je przeżyjemy.

Pozdrawiam z nutką (a co!) optymizmu.


@

czy USA zrobią z nas potęgę, to nie wiem, ale to oczywiste, że w polityce nikt ze słabymi się nie liczy, więc nie mamy wyboru, musimy rosnąć tak czy siak.


Panie Lorenzo

leje Pan “mjut” na moje nakręcone serce.
Z jednym wyjątkiem: JP Morgan to tylko “agent”. Może być w etymologii angielskiej.

“Agenda 21” już nie wystarczy. Świat się budzi.

Pozdrawiam obserwując spiralę paranoi.


Ma Pan rację, Panie Dymitrze,

z tym brakiem wyboru. Ja bym jeszcze do tego dodal brak możliwości. W tym militarnych – w tej kwestii ekspertem jest Pan Igla.

Moim zdaniem za wszelkie ewentualne problemy militarne z nami odpowiedzialne będą nadgraniczne komisariaty policji albo straży granicznej państw wrogich.

Gospodarkę to nam wlasnie chcą zadusić, finanse tudzież. Lepiej przypomnieć sobie, jak wyglądala gospodarka towarowa oparta na wymianie bezpośredniej. I kto glównie na niej skorzysta. Polecam lekturę pamiętników z czasów wojny. Szczególnie tych pisanych przez mieszkańców miast.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenzo,

akurat ja się trochę orientuję, że Chiny to nie tylko koszulki. Nawet w kosmos ludzi wysyłają, choć w rosyjskich kombinezonach, prawda.

Ich automobile są też znane i cenione, sąsiad opowiadał, że na skuter chiński gwarancja opiewa na całe trzy miesiące. To jest wielki postęp technologiczny, zgoda. Co prawda auta rozpadaja się w mak na testach, ale jak wiadomo, w Chinach życie ludzkie nie jest jakimś szczególnym problemem.

Indie i spółka, które żyją jednocześnie w trzech stuleciach, to faktycznie masa luda i surowców. Oni są lepsi od Chińczyków, bo wcześniej poszli w zaawansowane technologie i nauki języków, choć opowiadają że ich centra outsourcingowe używają lokalnej odmiany _ynglisz.

Te megatony węgla robią wrażenie, ale jak USA będzie kaput, to komu oni to te wszystkie surowce opchną? Pakistanowi? Chinom? Może Wenezueli? Albo w Afryce blisko równika?

Pakiet klimatyczny to jak Pan sam pisał, pętla na szyję całkiem sprytnie skonstruowana, a że korporacje rządzą rządami? To nowość jakaś? W USA też rządzą korporacje. I szczerze mówiąc wolę te korporacje od pomysłów socjalistów z Europy. Jedna rybka w gruncie rzeczy. Inne opakowanie tylko.

Ja chętnie się zastanowię, czy ten wizjoner jest popieprzonym idiotą, ale najpierw chciałbym poznać alter-wizje z uzasadnieniem. W sensie: z kim trzymać mamy i dlaczego? Zaznaczam, że wersje apokaliptyczne mam obcykane, a św. Jana nikt nie przebije.

To jak?


Panie Sergiuszu

Przepraszam, że się “wetknę”.

Pan się dopiero narodził? Pan nie wie co to jest BRIC? Pan nie wie, że nawet Taiwan nie chce już kupować papierów dłużnych USA? Nie wie Pan, że Japonia rzuciła na rynek zakupione wcześniej obligacje amerykańskie? Nie słyszał Pan o tym, że Chiny swoje dolarowe rezerwy walutowe chcą przerzucić na rynek towarowy i złota?

Niech się Pan obudzi i przetrze oczka.

Ja mam w dupie korporacje amerykańskie i ściskam kciuki za Amerykanów.
Paradoks? Nie! Jeśli choć trochę zna się historię.


Panie Sergiuszu

fascynuje mnie Panska wiara w starą dobrą Europę i Stany. To jednak tylko niecaly miliard ludzi. Pozostali żyja tam (a sporo z nich nawet calkiem nieżle), gdzie byl Pan laskaw wskazać.

Przykro mi, ale to oni sobie będą nawzajem sprzedawać to, co produkują. My zostaniemy z boku i to wlaśnie chcę Panu uświadomić. Nam sprzedadzą, jak będziemy mogli im cos zaoferować. A co tak naprawdę Europa ma do zaoferowania krajom z tamtych dalekich stron? Surowce, technologie? No, moźe z tych ostatnich cos by sie zebralo, ale oni nie sa już tacy durni, by z kolei nam sprzedawać nieprzetworzone surowce. Sami będą to robili.

A potem, jak im przyjdzie na to ochota, to sobie nas kupią. I postawią na kredensie w charakterze pamiątek z wycieczki.

Co do św. Jana – w końcu byl czlowiekiem i też mu się wtedy akurat jakiś kawalek znanego świata kończyl.


Panie Kaziku,

coś Panu szepnę na ucho: to że ktoś gada głupoty, nie znaczy jeszcze, że jest idiotą. Był Pan kiedyś w kinie? No.

Ale wracając. Chciałem napisać, że obawiam się o rozmiar Pana części tylnej w tej sytuacji, ale mniemam, że yassa zrobiłby to lepiej, mi brak takiej biegłości.

Więc wracając naprawdę: chcą to jest fakt faktyczny czy prasowy? Bo wie Pan, nie w takie cuda tam grają. Chiny mogą zrobić USA kuku bardzo łatwo, to jasne. Ale po co? Już nie potrzebują żarłocznego rynku konsumentów o rozmiarze szafy trzydrzwiowej średnio? Ja tam w chińskim rządzie podsłuchu nie mam, ale tyle pamiętam, że Chińczycy mają dłuższy staż niż USA, a i na biznesie się jakoś wyznają oraz raczej podejmują decyzje pragmatyczne niż polityczne – choć u nich na jedno wychodzi. Słowem: zrobią to co się im opłaci. Nie sądzę, by zbankrutowanie USA im się opłacało. Dociśnięcie do ściany jak najbardziej, ale nie zarzyna się kury znoszącej złote jajka.

Wie Pan, myślę, że trzymanie kciuków za ludziów w Ameryce i manie w dupie korporacji stoi w sprzeczności. Mimo wszystko. Te ludzie nie dadzą rady bez korporacji. To, że korporacje ich golą do żywej skóry (no, prawie) nic nie zmienia, bo Amerykanie to już nie Indianie i są jak dzieci we mgle bez Mamy Korporacji.

To zresztą temat na dłuższą gadkę, ja tu ostro ścinam zakręty, jednak to jeszcze nie znaczy, że ich nie widzę.

Pozdrawiam


Dotknąl Pan sedna, Panie Sergiuszu,

mianowicie z ta kurą i zlotymi jajkami. Tylko że te jajka przestają być zlote. Ciekawy jestem, jak będzie wyglądala naprawde inflacja w USA za kilka miesięcy? A w UE?

Oczywiście Chińczycy potrafia grac w te gry i lacno moga doprowadzic do sytuacji, że zmieni sie polożenie ośrodków decyzyjnych. I co wtedy? Atak prewencyjny? Po Iraku, Afganistanie (gdzie wlasnie dogorywa NATO) znajdzie Pan jeszcze chetnych na udzial w tych zabawach innych?

Najbliższe kilka miesięcy będzie decydujących, jesli idzie o nowy sposób zarządzania światem. Najgorsze, jeśli nie bedzie on nowy. A cos mi wlaśnie na to wygląda.

Uklony


I znowu się wetknę

Do tego, o czym pisze Pan Lorenzo, doprowadził właśnie globalizm. Choć właściwszą nazwą byłby “neokolonializm”.
I “pseudo-prawicowe ludziki” mogą się wściekać ale tego nie zmienią.
W poszukiwaniu n-setnego zysku, korporacyjne palanty nauczyły “pod-ludzi” (w ich mniemaniu) co i jak produkować. REALNIE!
Finansowa produkcja papieru na Wall Street okazała się FIASKIEM! Nie mogła się okazać czymkolwiek innym.
Wartość dodaną tworzy tylko REALNA GOSPODARKA. A tę wyprowadzono poza granice w poszukiwaniu zysku, czyli wyzysku ludności krajów 3-go świata. Za 1 do 3 dolarów dziennego wynagrodzenia. Bo chciwe palanty nie chciały płacić 10-12$ za godzinę przy produkcji trampek, które i tak potem sprzedawały za co najmniej $29.99 za parę. A 3-ci świat zbudował sobie dzięki temu nadwyżkę budżetową... i teraz ją wykorzystuje.

To źle? Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Pani AnnaP to niewątpliwie potwierdzi. Bez czytania czegokolwiek. :)


Panie Lorenzo,

wszystko fajnie, ale co Pan proponuje?
Mamy się przymierzać do zalegania na wschodnich kredensach?
Albo przeprowadzić do Kalkuty?
Albo inaczej: jaką (anty)wizję zaproponuje Pan swoim córkom i wnukom?

Co do św. Jana, nie wiem czy mu się coś wtedy skończyło. Księgę Objawienia spisał chyba pod koniec życia, całe dziesięciolecia po Chrystusie, więc chyba nie tamten koniec miał na uwadze. To było już dawno także po końcu tamtego państwa (pod zaborem), dokładnie ponad 25 lat po zburzeniu Jerozolimy.

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu

Błąd, duuuuży. Ludzie w Ameryce spokojnie dadzą sobie radę bez skorumpowanych i korumpujących korporacji.

Pożyjemy – zobaczymy.


Panie Kaziku,

czy Pan aby nie wyważa otwartych drzwi?

W sensie: na czym polega globalizm i że rząd USA terroryzuje kogo chce (wliczając własnych obywateli) to sprawa dość widoczna gołym okiem. Zresztą Angole też swoich ludziów terroryzują za pomocą kamer i podsłuchów wszystkich i wszędzie. Oczywiście dla ochrony obywateli przed terrorystami. To wiadomo.

Ale czy my szukamy dziewicy do ślubu? Skoro Niemcy świetnie dogadują się z Rosją ponad naszymi głowami, a Francuzi tradycyjnie są zakochani w romantycznej Moskwie, to co? Mamy rozdziawić buzie i się dziwić światu, ewentualnie kląć na neokolonializm USA?


Widzi Pan, Panie Sergiuszu,

ja nie jestem od proponowania, tylko wypracowywania strategi dla mojej firmy i po części dla grupy, w której jesteśmy, w aktualnej sytuacji. Ja nie mam wplywu na decyzje polityczne, natomiast wiem mniej więcej, co robią inne grupy. I o tym mniej więcej piszę. Więcej nie mogę – taki lajf.

Widzę, jak się niektórzy przymierzaja do coraz poważniejszych inwestycji w tamtych regionach świata, jak brane sa pod uwagę zasoby Wenezueli. I gospodarka Ameryki Poludniowej.

I widzę też, że dużo racji ma Pan Kazik: liczyć powinny się efekty realnej gospodarki, a nie balony spekulacyjne. Wartością powinna byc praca i jej efekty, a nie wątpliwej konduity instrumenty pochodne (w tym PR i caly ten kit, jaki nam jest od pewnego czasu sprzedawany). Nikt nic lepszego nie wymyślil i pewnie nie wymyśli.

A w kwestii Jana – w owym czasie pewne procesy przebiegaly chyba o wiele wolniej, ludzie mieli trochę więcej czasu na myślenie i wyciaganie wniosków. Choć struktury i procesy w zasadzie pewnie byly porównywalne z dzisiejszymi, zachowując oczywiście proporcje, stąd porzekadlo, iż historia kolem się toczy.

Weź Pan sobie takiego Smoka W. za przyklad: obżarla sie bestia za mocno, ktos jej podrzucil trefną potrawę czy kolejną kobitę i nieszczęscie gotowe – smok sie byl rozpuknąl.

Pozdrawiam


Panie Kaziku,

jasne, mają strzelby i długie papierosy oraz wielkie prerie, to dadzą sobie radę.
Jak w filmie.
Amerykanie to naprawdę nie Indianie ani kopie (nomen omen) tego co kopie z pół-obrotu :-)


Panie Sergiuszu

A po cholerę kląć i złorzeczyć? Nie warto poczekać na dokonane? Mamy znowu się wpierdalać (pardą) tam skąd nas i tak wkrótce wypierdolą (pardą)?

Pan przeczyta jeszcze raz, a potem jeszcze raz to, co napisał Pan Lorenzo. Moje bzdurzenia może dojdą do świadomości ludzkiej za jakiś kwartał, albo więcej.
Powiedzmy, że spotkamy się za jakieś pół roku wymieniając “a nie mówiłem?”.

Z anielskim (w sensie cierpliwości) pozdrowieniem.

(uzupełnienie)
Pański ostatni komentarz świadczy również o tym, że nie ma Pan pojęcia o planach skonfiskowania broni, która jest w posiadaniu obywateli amerykańskich. I proszę mi nie pieprzyć o tym, że w posiadaniu Amerykanów jest więcej jest broni nielegalnej niż legalnej… Obydwaj wiemy o co chodzi.


Panie Lorenzo,

ależ ja przecież o tym tu piszę – że to dobrze jak się człowiek trzyma ziemi, bo to zdrowe jest.

To między innymi oznacza, w czym zgodzę się i z Panem i z Panem Kazikiem i z Panem Szczęsnym, że liczy się realna wartość – czy to będzie realna produkcja sokowirówek czy realne napisanie pracy magisterskiej. Żonglerka fikcją nie może trwać wiecznie, i to całe szczęście. Tylko że koszty zapłacą wszyscy oprócz sprawców.

Moje dopytywanie się dotyczyło jednak czego innego. Jest kryzys, OK, za jakiś czas się skończy. Tymczasem ten popieprzony wizjoner pisze o tym, co jego zdaniem będzie za lat 20-30 i dalej.

To co, myśleć o tym, czy pozwolić innym myśleć za nas?

Pozdrawiam Pana


Panie Kaziku,

dla ułatwienia powtórzę com napisał właśnie do Pana Lorenzo:

Moje dopytywanie się dotyczyło jednak czego innego. Jest kryzys, OK, za jakiś czas się skończy. Tymczasem ten popieprzony wizjoner pisze o tym, co jego zdaniem będzie za lat 20-30 i dalej. (a nie o tym co za pół roku, co czyni pewną różnicę)

To co, myśleć o tym, czy pozwolić innym myśleć za nas?


Panie Sergiuszu

Właśnie dlatego śmiem twierdzić, że Autor przepowiedni jest idiotą. Autor nie zauważa kryzysu. On w ogóle niczego nie zauważa.
Jak to idiota.

Pozdrawiam.


Panie Kaziku,

ja z pokorą przyznaję chętnie, że o wielu rzeczach nie mam pojęcia.

Mimo to trzymam się jak pijany płota tezy, że koniec świata to jeszcze nie teraz, nawet jak skonfiskują w USA broń ludziom.

Zmierzam do tego, że moja notka nie jest o tym, co będzie w roku 2009, ale o tym, co może być (choć nie musi) za 20-30 lat. Czai Pan różnicę?

Aha, i przypominam moje pytanie, czy był Pan kiedyś w kinie :-)

Pozdrawiam


Na razie, Panie Sergiuszu,

to ja bym sie schowal do dziury i przeczekal tę burzę. I trochę myślal przy tym. I wlasnie sobie przypomnialem jakies teksty mówiące o tym, że nowy styl zarządzania tym wesolym balaganem ma sie objawic gdzies na poludnie od Indonezjii.

Poza tym mam dylemat: z jednej strony, jak się myśli i snuje plany, to trzeba także pomyśleć o środkach i metodach, jakimi sa one do zrealizowania. Podchodząc poważnie do sprawy to muszę sie przyznać od swojej niewiary w powodzenie jakiegokolwiek planu wymyślonego w Polsce (oraz w pasie bialego czlowieka – zbyt duże obciążenia kulturowo-obyczajowe). I na dodatek możliwego do zrealizowania. Poza planem dezintegracji, bo on się wlasnie realizuje.

Z drugiej strony jednakże siedziec tak bezczynnie jest troche niezgodne z moją naturą.

I bądź tu czlowieku mądry?

Milego wieczoru jeszcze


Panie Lorenzo Szanowny,

dobra odpowiedź bo szczera, a to bardzo cenię.

Czasy wyglądają tak sobie, ale osobiście wierzę, że lepsze nadejdą tylko jeśli będą oczekiwane, wyobrażane i opisywane. Bo spełnia się nam zwykle to czego się spodziewamy – to działa w skali całych społeczeństw.

Właśnie dlatego myślę, że warto czytać i promować popieprzonych wizjonerów, którzy piszą o swoim wyobrażeniu świata za 30 lat i więcej.

Właśnie dlatego zapytałem nie o to, co Pan powie mi, ale co Pan powie dzieciom i wnukom.

Rozumie mnie Pan?

Spokojnej nocy i udanej niedzieli życzę.


Panie Sergiuszu

W kinie to ja jestem nieustannie. Tyle tylko, że staram się (wbrew podawanym obrazom) mieć własny pogląd na to i owo.
Jeśli Pan czai tylko to, co Panu ze srebrnego ekranu podadzą, to trudno. Współczuję.

Ja dalej, w swoim… (wstawić właściwe) będę trzymać kciuki za LUDZI, nie za korporacje.


Panie Kaziku,

wygląda mi to na nieporozumienie, bo Pan mnie dalej przekonuje do tego, do czego jestem przekonany oraz uświadamia mi sprawy dobrze mi znane, jednocześnie odbierając moje prowokacyjne lekko komentarze zupełnie literalnie (?). No dobrze, powiem otwartym tekstem: trochę udaję niekumatość, czasami. Niech Pan na to weźmie poprawkę, a zorientuje się Pan, że pożyczyłem metodę od Pani Delilah :-)

Jak to mówią: Peace & Love i tym odważnym zawołaniem mówię jednocześnie dobranoc :-)


I wzajemnie, Panie Sergiuszu,

życzę Panu tego samego:-)

Panu Kazikowi także


Panie Sergiuszu

Doświadczenie nauczyło mnie czytać to, co napisane. Szczególnie jeśli jest powtarzane. Chciałbym mieć swobodę wypowiadania się pani Delilah. Ale nie mam.
Mogę więc tylko zazdrościć, co czynię. Bez poprawek.

Pozdrawiam serdecznie.


Panie Lorenzo

Pan pozwoli, że pożyczę Panu tylko Peace. Szczerze.
Obawiam się, że Love mogłoby zostać opatrznie zrozumiane. :)

Dobrej nocy Panu życzę.
Panu Sergiuszowi również.
I dziękuję za rozmowę przyjemną, mimo mało przyjemnych “okoliczności przyrody”.


Sergiusz&all

Taka ciekawostka. Wizjonerska. Juz nie pamietam, gdzie to dopadlem, ale mam nadzieje, ze Was zainteresuje

Izrael za 20 lat
Gerszom Gorenberg
25 kwietnia 2008

W Izraelu, w roku 2028, na rynku literackim króluje Ibrahim Abdullah Hapalit. Jego pierwsza powieść, “Synaj”, oparta jest na doświadczeniu z dzieciństwa – ucieczce z Darfuru, przez Egipt i synajską pustynię do ziemi obiecanej. Ostatni rozdział, zatytułowany “Światło”, opisuje wahania rodziców głównego bohatera, gdy ten prosi ich, by w domu zapalić chanukowe lampki, żeby mógł być taki, jak inne dzieci w szkole. Krytycy zachwycają się hebrajskim pisarza, opartym na języku biblijnym i slangu ulic południowego Tel Awiwu zamieszkałego przez imigrantów z Chin i zachodniej Afryki.

W Izraelu latem 2028 roku żaden turysta nie pominie odbywających się na świeżym powietrzu nabożeństw piątkowych. Wieczorami dziesiątki wiernych spotykają się na promenadzie, z której rozciąga się widok na Stare Miasto, tworząc wielki bazar rozmaitych form żydowskiej religijności. Rabin Sarit Awichai, która stworzyła nowy, magiczny sposób śpiewania psalmów po swoim pobycie w himalajskim aszramie, ma najwięcej zwolenników wśród młodych Izraelczyków poszukujących nowej drogi bycia Żydem.

W polityce jak zwykle huśtawka. Związek Ludowy, partia żydowsko-arabska, grozi wystąpieniem z rządowej koalicji, jeśli w budżecie nie zostaną uwzględnione specjalne programy dla biednych miast w Galilei. Podczas debaty w Knesecie przewodniczący partii, Abd al-Karim, mądrze podkreślał wagę problemu cytując fragmenty poświęcone dobroczynności z pism wielkiego żydowskiego mędrca z Egiptu, Mojżesza Majmonidesa, znanego po arabsku jako Mussa bin Majmon.

Jako Izraelczyk przedstawiam te obrazy przyszłości jako obrazy nadziei. Trudno je sobie wyobrazić w tej chwili, gdyż dziś Izraelczycy skłonni są słowo “żydowskie” w określeniu “żydowskie państwo” rozumieć na jeden z dwóch sposóbów. Albo jako odnoszące się do etnicznego przetrwania i wskazujące na identyfikację z izraelską stroną konfliktu z Arabami, albo w odniesieniu do wspieranego przez państwo ortodoksyjnego judaizmu. Ale jeśli Izrael poczyni w nadchodzących latach pewne odważne kroki, będzie mógł w końcu odnieść korzyści z pełnych owoców stworzenia żydowskiego państwa – z kwitnącej żydowskiej kultury większościowej, pełnej religijnych eksperymentów oraz z otwarciem na mniejszości.

Pierwszym krokiem na tej drodze jest osiągnięcie porozumienia pokojowego z Palestyńczykami, które będzie oparte na ustanowieniu palestyńskiego państwa na Zachodnim Brzegu i w Gazie. Takie porozumienie usunęło by również główną przeszkodę w normalizacji stosunków z innych krajami arabskimi. Bliski Wschód pozostałby niebezpiecznym regionem i Izrael musiałby utrzymać swoją wojskową siłę. Niemniej, Izraelczycy odkryliby, że mogą spokojnie oddychać, że moglibyśmy się odprężyć – a także że nie musielibyśmy już dłużej określać naszej tożsamości przez syndrom oblężonej twierdzy. Musielibyśmy poszukać nowych znaczeń dla słów naszego hymnu, który mówi o byciu “wolnym narodem na naszej ziemi”.

Powstanie państwa palestyńskiego obok Izraela położyłoby również kres “problemowi demograficznemu”, który kładzie się cieniem na izraelską politykę od czasu zajęcia Zachodniego Brzegu i Gazy w 1967 roku. Dziś, wedle większości szacunków, Żydzi są minimalnie większością na ziemi pod izraelskim rządem. Gdy Izrael zrezygnuje z terenów zajętych przed 40 laty, Żydzi będą większością ponad 80. procentową. Żydowski lęk o to, że będą mniejszością, w znacznej mierze zniknie. Przy pełnej akceptacji mniejszości normalna dynamika demokracji zagwarantuje, że dominującą kulturą w Izraelu będzie kultura żydowska.

Jaka jednak powinna być ta kultura? Jaką rolę powinien w niej odgrywać judaizm?
Do tego, by żydowska większość w Izraelu mogła w sposób wolny debatować tę kwestię konieczny jest inny istotny krok – oddzielenie religii od państwa.
Dziś Żyd w Izraelu może wziąć ślub bądź uzyskać rozwód wyłącznie za pośrednictwem państwowego rabinatu, rządowej biurokracji. Członkowie rabinatu są najczęściej członkami społeczności ultraortodoksyjnej, która oddziela się od reszty społeczeństwa. Państwowe fundusze trafiają do ortodoksyjnych i ultraortodoksyjnych instytucji edukacyjnych. Tymczasem większość izraelskich Żydów czuje się obco wobec wspieranego przez państwo judaizmu. Młody Izraelczyk zainteresuje się światem duchowym raczej podczas standardowej podróży do Indii po zakończeniu służby wojskowej niż poprzez odwiedzenie synagogi stojącej blisko jego domu.

Oddzielenie religii od państwa nie chroniłoby zatem tylko praw niewierzących. Chroniłoby judaizm przed państwem. Socjolożka religii z uniwersytetu Tulane, Brenda Brasher, stwierdziła, że Stany Zjednoczone są najbardziej religijnym krajem Zachodu właśnie z powodu ostrego rozdzielenia kościoła i państwa. Instytucje religijne w USA muszą przyciągać ludzi, by przetrwać. W efekcie życie religijne w Stanach Zjednoczonych pełne jest nowych poszukiwań, pełne jest różnorodności.

W Izraelu byłoby podobnie. Gdy państwo przestanie wspierać i sankcjonować określoną formę religii, judaizm prawdopodobnie rozkwitnie, będzie przybierać nowe formy i przyciągać nowych wyznawców.
Gdy te kroki zostaną podjęte, Izrael będzie w stanie na nowo określić swoje relacje z nie-żydowskimi mniejszościami. Dziś izraelscy Arabowie są równocześnie obywatelami i outsiderami. Wspierane przez Arabów partie nigdy nie weszły w skład koalicji rządzącej. Niewielu Arabów pracuje w służbie cywilnej. Ich lojalność jest kwestionowana, w szczególności, gdy podkreślają swoją arabską bądź palestyńską tożsamość. Pokój zmniejszy te napięcia. Żydowska większość definiująca swoją tożsamość pozytywnie, a nie w kategoriach istniejących konfliktów, nie będzie musiała obawiać się podwójnej, arabsko-izraelskiej, tożsamości. Podobnie jak członkowie każdej innej mniejszości w otwartym społeczeństwie, Atabowie będą musieli zmagać się z wyborem pomiędzy integracją a zachowaniem odrębnej kultury. Pewna siebie większość będzie zaś potrafiła zaakceptować różne wybory.

Izraelski sukces w tworzeniu gospodarki i społeczeństwa na wzór zachodni przyciągnął jeszcze jedną nie-żydowską mniejszość: ekonomicznych imigrantów z Trzeciego Świata i politycznych uchodźców z Afryki, w tym z Darfuru. To nie jest problem wyłącznie izraelski. Izrael jednak nigdy nie spodziewał się tego, że w jego granicach pojawią się nie-żydowscy imigranci poszukujący pracy lub schronienia. Do dziś nie ma żadnych regulacji imigracyjnych. Jest tylko strach przed zalewem obcych.

Żydowskie państwo żyjące w pokoju, pewne siebie i swojej tożsamości będzie mogło lepiej poradzić sobie z tym problemem. Decydując o tym, jak wiele osób może w nim zamieszkać i w jaki sposób mogą zostać obywatelami, Izraelem powinien uznać fakt, że z czasem nowi przybysze zintegrują się z większością ubogacając ją równocześnie. Izrael powinien również szanować żydowską historię, w której Żydzi niejednokrotnie poszukiwali schronienia poprzez udzielanie tego schronienia innym dzisiaj.

Czy Izrael może zajść tak daleko na przestrzeni życia następnego pokolenia?

Tego nie wiem. Wiem jednak, że Izrael dziś osiągnął znacznie więcej niż ostrożni ludzie przewidywali sześćdziesiąt lat temu. Jeśli za dwadzieścia lat będę mógł czytać powieść w języku hebrajskim napisaną przez uchodźcę z Darfuru, pomyślę, że mój kraj jest bogatszy – w swojej kulturze, w swoim humanizmie i w swoim żydostwie.

Gershom Gorenberg jest autorem książki “The Accidental Empire: Israel and the Birth of the Settlements, 1967-1977” oraz stałym korespondentem The American Prospect. Bloguje na southjerusalem.com. Mieszka w Jerozolimie.
Tłum. BK


re: Zostaniemy Izraelem Europy, bo nie mamy innej opcji

Friedman ma nieco jednostronny punkt widzenia – nie bierze pod uwagę innych scenariuszy jak tylko bezustanną konfrontację USA – Rosja, i to konfrontację taką nieco już archaiczną, z korzeniami w zimnej wojnie. Może i trudno się dziwić, bo robi w biznesie z wojną związanym i takie perspektywy są mu poniekąd na rękę.

Żeby te wizje były w pełni urzeczywistnialne za lat 20-30, trzeba by już dziś zaczynać, a w kontekście i kryzysu, i demokratów rządzących w USA, są to czystej wody mrzonki. Nawet jeśli kryzys zostanie opanowany, to administracja Obamy prędzej będzie chyba szła na rozbrojenie i dogadywanie się niż tworzenie nowych arsenałów. Do tego dla Obamy znacznie bardziej interesujące mogą inne kwestie i obszary geograficzne. W tym wywiadzie widzę przede wszystkim zestaw życzeń, to, co się być może Friedmanowi marzy, ale co ma nikłe podstawy do urzeczywistnienia. Być może rzuca te tezy z nadzieją, że zadziałają na zasadzie samospełniającej się przepowiedni, wydaje się jednak, że wybrał sobie na to zły moment.

Friedman wie, jak reklamować swoją książkę – cały polski internet o tym dyskutuje; a tezy te pewnie skończą tak samo, jak i wizje futurologów z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, które dzisiaj budzą już tylko uśmieszek politowania. Zresztą kategoryczność niektórych sądów Friedmana już dziś wygląda nieco “dziwnie”.


Borsuku,

jeśli ten świat porusza się jakoś/czasem do przodu, to tylko dzięki ludziom, którzy nie bacząc na kręcenie nosem, buczenie i gwizdy publiczności, potrafią wyobrazić sobie świat, którego jeszcze nie ma, a który może być, i o tym napisać, opowiedzieć.

Tekst przez Ciebie zacytowany jest tego dobrym przykładem.

Większości ludzi wydaje się, że wszystko dzieje się samo, ewentualnie że nie ma sensu marzyć, bo i tak jak będzie, zdecydują inni. Taka postawa jest jak ciężka kotwica, zalegająca na dnie.

Wizjonerzy mają gdzieś te wszystkie kotwice.

To, że coś się w ogóle dzieje, to nie zasługa właścicieli kotwic, tylko tych, których nie interesują zastrzeżenia, że coś jest niemożliwe, nierealne itp.

Dziękuję Ci.

Pozdrawiam.


Abso,

to, że Friedman jest popieprzonym fantastą, a USA największym terrorystą i zbójem świata, to już, prawda, wiemy.

Wzrost znaczenia Chin, Indii i okolic na niekorzyść Europy i USA, to popularny trend w “myśleniu” o przyszłości.

Słabość tej koncepcji tkwi w założeniu, że Europa będzie się jedynie starzeć, a USA jedynie tyć.

Tymczasem to właśnie Europa i USA będą przechodzić przeobrażenia na nieznaną wcześniej skalę, z powodu narastającej fali imigracji obcych.

Europa będzie coraz bardziej kolorowa i żywotna demograficznie, tak jak daleki wschód Rosji (plus Moskwa) będzie podbijany przez Chińczyków.

Indie nadal będą swoim zwyczajem żyć jednocześnie w trzech stuleciach.

Ludzie z tzw. Trzeciego Świata nadal będą emigrować do Europy, USA lub Australii.

A może to Europejczycy będą emigrować do Indii lub Chin?

OK, zostawmy na boku te spekulacje.

Dla mnie proroctwa Friedmana są ciekawe nie tylko dlatego, że od czasu Trzeciej Fali Tofflera lubię czytać popieprzonych futurologów.

To co mnie jeszcze bardziej interesuje, to reakcje i komentarze do tych proroctw.

Ludzie nawet nie mają pojęcia, jak się wysypują, nazywając Friedmana bajkopisarzem. Myślą, że wychodzą na rozsądnych, tymczasem ujawniają o wiele głębiej tkwiące w nich wzorce myślenia i postawy.

A teraz jeszcze raz przeczytaj własny komentarz.

Łapiesz?


W jednym

Friedman ma na pewno rację.
Turcja właśnie staje się mocarstwem i, że ich sytuacja jest podobna do naszej.
Są wciśnięcie pomiędzy wrogą, pełną surowców Persję, niechętną UE i wrogą Rosję.

Tyle, że Turcja ma olbrzymią przewagę nad Polską. Nie leży w przeciągu Europy, ma silną demografię, zachowała ciągłość państwa i elit.
I ma determinację.


Igło,

moim zdaniem Friedman nie ma żadnej racji. On nie komentuje tego co jest, tylko snuje pewną wizję przyszłości. Czy miał rację to się dopiero okaże. Nie jutro, a za 25 lat.

Dlatego nie można pisać, że on ma rację albo nie ma racji. Albo że czemu on nie pisze o kryzysie itp.

On nie pisze czy Polska ma przewagę nad Turcją czy Turcja nad Polską. To jest bez znaczenia. Znaczenie mają mniej lub bardziej prawdopodobne procesy w regionie i na świecie w kolejnych dekadach.

To jest futurologia, nie publicystyka.


>Sergiusz

Friedman nie jest bajkopisarzem. Friedman jest biznesmenem. Wojna, konflikty i zbrojenia to dla niego biznes. Będąc związanym z konkretną opcją jest też swego rodzaju propagandystą – to, co mówi, jest nie tylko opisem rzekomej przyszłości, ale ma być też narzędziem w stwarzaniu iluzji, w naginaniu faktów do własnych potrzeb.

Założenie o przeobrażeniach, jakim będą podlegać Europa i USA rykoszetem trafia w koncepcję Friedmana, bo ta koncepcja wywodzi się właśnie z konserwatywnego, zimnowojennego postrzegania świata. Nie ma żadnych powodów, by sądzić, że napływ uchodźców będzie sprzyjał utrzymywaniu się polaryzacji wschód-zachód. Wręcz przeciwnie, bardziej prawdopodobne wydaje się, że wymieszanie kulturowe tę polaryzację osłabi.

I jeszcze jedno: “Ameryka zrobi wszystko, by polska była jak najsilniejsza” – biorąc pod uwagę, ile w tym celu zrobiła administracja Busha, można to uznać za czystej wody kpinę i mydlenie oczu. Wygląda jakby na siłę wciskał nam przekonanie, że na F-16 zrobiliśmy doskonały interes.

Poza tym proszę zauważyć, że Friedman, tak stawiając sprawę polskiego przedmurza, w zasadzie skazuje Ukrainę i Kaukaz na połknięcie przez Rosję – to też symptom tego, że w swojej mentalności nie wyszedł daleko poza stary porządek polityczny. I skoro mowa (we wcześniejszym komentarzu), że ludziom wydaje się, iż wszystko dzieje się samo, to i Friedman od takiego zarzutu nie jest wolny, bo w jego koncepcji obszar działania jest ograniczony do konfrontacji USA-Rosja, nie bierze, czy nie chce wziąć pod uwagę, że np. obierając inną politykę można tę konfrontację zminimalizować, u niego wszystko prowadzi do eskalacji.

I przecież cały styl wypowiedzi Friedmana to typowe mydlenie pod publikę, mówienie w dzisiejszym świecie, że coś kategorycznie będzie, ze takie a takie zdarzenia muszą nastąpić, jest trochę niepoważne. Owszem, broni się jako rodzaj propagandy. “Proroctwa” są ciekawe, zwłaszcza gdy prorok potrafi “bajerować” i lekko mu sie pisze. Tyle że po latach nic z tych przepowiedni nie zostaje. Toffler jeszcze może się bronić, tak jak i McLuhan, jednak oni operowali w sferze przemian społecznych i mentalnych, natomiast przepowiednie futurologów “politycznych” (a i technologicznych) zwłaszcza tyczące konkretnych zdarzeń to jeden wielki katalog złudzeń.


Abso,

naprawdę nie łapiesz, że pisarstwo Friedmana to sprawa drugorzędna?

Pierwszoplanowe jest to, co reakcje na jego pisarstwo odsłaniają u komentujących.

A dalej, istotne jest to, jakie kierunki myślenia/działania ujawnia takie czy inne recenzowanie Friedmana.

Zobacz co sam robisz: kwestionujesz tezy Friedmana za pomocą podobnie wyssanych z palca tez własnych (to wirtualne obiektywizowanie za pomocą zwrotów typu “wydaje się że”). Tu nie ma żadnej argumentacji.

Wiesz co mnie dziwi w takich jak Twoja wypowiedziach? Że bardzo się starasz być lepszym prorokiem, do tego gadasz w kategoriach właściwych publicystyce (sprawy bieżące), choć tematem jest dość odległa przyszłość.

Nasze myślenie o przyszłości teraz jest ważniejsze od tego, kto za 25 lat będzie miał rację. O to mi chodzi.


>Sergiusz

I o to chodzi!!

Zobacz co sam robisz: kwestionujesz tezy Friedmana za pomocą podobnie wyssanych z palca tez własnych

Moje tezy są podobnie wyssane z palca, jak tezy Friedmana. Ergo: tezy Friedmana są wyssane z palca. Skoro taki wniosek, to ja nie bardzo rozumiem, po co ta dyskusja. Że niby te wyssane z palca tezy coś odsłaniają u komentujących? Oczywiście że odsłaniają. U jednych to, u innych tamto, repertuar jest szeroki i zróżnicowany, dokładne tak samo jak w przypadku każdej innej dyskusji. I u Ciebie też to i owo odsłaniają, i u mnie, i u każdego. Miedzy nami odsłaniają różnicę być może taką, że ja wybieram relatywne“wydaje się tak a tak”, a Ty dogmatyczne i apokaliptyczne “będzie na pewno”. Albo przynajmniej: “powinno być”. Z czego można wysnuć wniosek, że mnie mniej zależy, by było tak czy owak…


Wszystko się zgadza

Ty mówisz o wizji i wierze.
Tyle, że je trzeba mieć.

Wizją Kaczystów są złe oczy Tuska.
Wizją Peowców jest krzywy zgryz Kaczorów.

Ot i cała wizja ludzi dzierżących władzę w Polsce.

A nie zastanowiło cię, że o historii Polski może pisać Walijczyk a Cenckiewicz jest tylko polaczkiem dla gazeciarzy i nie tylko?


Abso,

no sorry, ale zwyczajnie się wykręcasz.
Wykorzystując podaną na tacy przynętę.
Słabe.
Nie kupuję tego.


Igło,

ale co to ma do rzeczy?
Płyta Ci się może zacięła?


Panie Sergiuszu

Jeszcze raz przeczytałem wywiad. Do swoich wcześniejszych wypocin wprowadzę korektę.
Friedman nie jest idiotą. Jego wizje są idiotyczne ale niewątpliwie czemuś mają służyć.

Przyjeżdża tu sobie facet “ot tak, dla jaj” i zaczyna opowiadać o zgnuśniałej Francji i Brytanii; o strategicznym sojuszu niemiecko-rosyjskim; o tureckiej potędze?
No kurcze – jesteśmy otoczeni! Zgubieni! Skazani na zagładę?
Ależ nie, proszę państwa.
Oto zjawia się nasz amerykański wybawca i daje (DAJE!) nam wszystko, co potrzeba byśmy tu – wicie, rozumicie – potęgą światową zostali.

No luuuuudzie!

Faktycznie, Panie Sergiuszu – kino.

Pozdrawiam serdecznie.


Panie Kaziku,

ja tam nie wiem co on w tej książce napisał, bo jej jeszcze nie ma w sprzedaży, czytałem jeno wywiad. No i tam wychodzi to niekoniecznie tak, jak Pan streszcza. Jednakowoż ja z uporem maniaka się powtórzę, że pisarstwo tego speca to kwestia drugorzędna, znaczy, nie ma większego znaczenia czy on to pisał po kielichu czy dla jaj itp. To jest tylko dobry pretekst, żebyśmy się przejrzeli w lustrze. Igła o tym walnął trafny moim zdaniem komentarz tutaj

Pozdrawiam!


>Panowie Sergiusz & Kazik

Od pani Delilah to proszę ....no wiedzą chyba Panowie co i na jaką odległość :P

Pani Delilah jak zwykle przeczytała z zainteresowaniem i ubolewa nad swoimi niewielkimi kompetencjami w zakresie omawianych zjawisk. No ale cóż, nie można przecież znać się na wszystkim, że się tak skromnie wyrażę ;)

Tym niemniej “political fiction” (a zwłaszcza fiction) w wykonaniu Friedmana wydaje mi się dość zabawna. Świetnie się wpisuje w narodową tradycję przekonania o wyjatkowej roli i znaczeniu naszego kraju i przypuszczam, że właśnie z tego względu ma szansę uzyskania wśród rodaków dużej popularności.

Ileż to razy dawaliśmy wiarę podobnym majaczeniom. Z wiadomym skutkiem.

Ponoć historia jest nauczycielką życia. Szkoda tylko, że wciąż wielu uczniów wybiera wagary.


Panie Sergiuszu!

Podobnie jak Pan mam sceptyczny stosunek do przepowiedni i podobnie jak Pan doceniam rolę zapowiedzi pojawienia się jej w budzeniu nas samych z letargu. Dlatego zapraszam do mnie, do poczytania przygotowanej przez Spirytusa i Muwmentsa książeczki, zamieszczonej w ostatniej notce. Bardzo jestem ciekawy Pańskich opinii.

Pozdrawiam


Bajki

Panowie i Panie. Bajki.

Gospodarka, demografia, polityka.

Europa będzie coraz bardziej stawać się peryferiami świata, a Polska bynajmniej nie będzie wyjątkiem na tym kontynencie.

Nie ma tu żadnego porównania z Koreą i Izraelem, które znajdują się w dwóch regionach zapalnych, strategicznie istotnych od pół wieku, których znaczenie w światowych zmaganiach będzie raczej rosło, niż spadało.
Odwrotnie niż u nas.


Panie Sergiuszu

Nie zrozumieliśmy się. Wyraźnie napisałem, że wywiad przeczytałem jeszcze raz. Książki, z przyczyn wymienionych przez Pana, przeczytać nie mogłem.

Słowa z komentarza raczej pokrywają się z tymi z wywiadu:
moje: zaczyna opowiadać o zgnuśniałej Francji i Brytanii;
wywiad: “Gdy w 1939 roku sprzymierzyliście się z Francją i Wielką Brytanią, były to dekadenckie, upadające kraje.”

moje: o strategicznym sojuszu niemiecko-rosyjskim;
wywiad: “Niemcy nie są potencjalną siłą antyrosyjską, tylko państwem, które może stworzyć sojusz Europy Zachodniej z Rosją.”

moje: o tureckiej potędze?
wywiad: “Konkurencyjną, nową potęgą w Europie stanie się bowiem w XXI wieku Turcja.”

I tak dalej.

A wybór zawsze jakiś jest. To, co przepowiada Friedman (w wywiadzie) jest całkowicie niepoważne. Nic nie wskazuje na to, żeby nagle Polska miała się stać strategicznym partnerem dla USA. Stany mają tak naprawdę dwóch strategicznych partnerów: Izrael i Wlk. Brytanię, i walczą o to, żeby zachować unilateralną dominację w świecie. (Stąd, być może ta książka. :)
W tym tygodniu ma się pojawić draft (taki dla szerszej publiki) raportu NIC (National Intelligence Council) zatytułowany “Global Trends 2025: A Transformed World”. Z przecieków medialnych wiadomo, że jedna z prezentowanych tam hipotez mówi, że chociaż USA zachowają pozycję najsilniejszego państwa, to jednak jego dominacja osłabnie. Podkreśla się też, że świat zmierza raczej w kierunku wielobiegunowości, z kilkoma silnie zaznaczonymi ośrodkami.

A co z tego okaże się prawdą? Zobaczymy.

Pozdrawiam.


Tak się zastanawiam, Panie Kaziku,

czy fakt, że wywiad z Friedmanem ukazał się akurat teraz jest li tylko czystym przypadkiem.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Lorenzo

Wygłosiłem już kiedyś na TXT swój prywatny pogląd, że w ekonomii i polityce zbiegów okoliczności nie ma.
Wygłoszę teraz kolejny. :)
Najbliższe kilka lat będzie okresem bardzo silnej transformacji. W różnych sferach. Proces przeobrażania już się rozpoczął. Od klimatu poczynając, poprzez zmiany społeczne, na polityce i ekonomii kończąc.
Ciężko się jeszcze tylko w kierunkach połapać, bo wszystko, co się dzieje, dzieje się strasznie szybko i stwarza pozory chaosu. Ale to tylko pozory.

Tak sobie myślę, po “kazikowemu”.

Pozdrawiam nieprzypadkowo.


Panie Kaziku

proszę zajrzeć do poczty:-)

Pozdrawiam serdecznie


Szanowni Państwo,

Sergiusz przelatywał tędy jak huragan i tyle go widziałem, ale prosił przekazać, że jak wróci za dobrą godzinkę (ktoś wie, co to znaczy?), to się włączy, a tymczasem dziękuje za Państwa komentarze.

To był telegram od Maszyny.


Panie Kaziku,

ależ ja zrozumiałem, ale czy zostałem zrozumiany to pewności nie mam. Trudno, powtórzę raz jeszcze, ale w skrócie:

Nie ma wielkiego znaczenia, czy te wizje trzymają się kupy i dlaczego akurat teraz itp. Znaczenie ma to, co wynika z naszych reakcji. Skwitowanie całej sprawy jako bredni to też jest reakcja. Osobiście uważam, że to niedobrze, gdy człowiek zadowala się skwitowaniem, wyśmianiem etc.

Pan Jerzy dobrze wyłapał sedno tego, o co mi chodzi, a Igła to samo zrobił w komentarzu u siebie, powyżej linkowanym.

Pozdrawiam


Delilah,

jaki tam widok jest z loży szyderców Muppet Show?
Bo dawno tam nie zachodziłem :-)

A na serio, odpowiadam w komentarzu powyżej do Pana Kazika.

Pozdrawiam.


Panie Jerzy,

zgadza się, to mam właśnie na myśli.

Zajrzę do Pana jak tylko znajdę hotel z szybkim łączem.
Przez komórkę to dzieło Merlota zbyt wolno się ładuje.

Pozdrawiam.


Odysie,

zobacz mój komentarz powyżej do Pana Kazika i wcześniejsze.

Pozdrawiam


Panie Lorenzo Szanowny,

przypadków nie ma, no przecież :-)

Pozdrawiam.


Panie Sergiuszu

No fakt, wcale się nie zrozumieliśmy i obawiam się, że się w tej kwestii nie porozumiemy. Z bardzo prostego powodu.
Ja nie odczuwam potrzeby bycia “wyrywanym z letargu” przez pana Friedmana. Ja jestem całkiem obudzony i przytomny. I to od dawna.

Pozdrawiam.


Panie Sergiuszu!

sergiusz

zgadza się, to mam właśnie na myśli.

Zajrzę do Pana jak tylko znajdę hotel z szybkim łączem.
Przez komórkę to dzieło Merlota zbyt wolno się ładuje.

Pozdrawiam.

Proponuję zostawić to sobie na później, bo inaczej to Pan wymięknie. Tego jest kilkadziesiąt stron, więc należy mieć sporo czasu i spokojną głowę, a nie chwilę w przelocie na komputerze hotelowym.

Zapraszam po powrocie do domu, w kapciach, przy żonie…

Pozdrawiam


Panie Kaziku!

kazik

No fakt, wcale się nie zrozumieliśmy i obawiam się, że się w tej kwestii nie porozumiemy. Z bardzo prostego powodu.
Ja nie odczuwam potrzeby bycia “wyrywanym z letargu” przez pana Friedmana. Ja jestem całkiem obudzony i przytomny. I to od dawna.

Pozdrawiam.

Nie jest Pan jedynym Polakiem, a zdaniem pana Sergiusza, o ile go dobrze rozumiem, to wielu potrzebuje wyrwania z letargu. Proszę pomyśleć o innych!

Pozdrawiam


@JM

Przebudziłem się!
Strzeż się mnie!
To jest groźba karalna!
Bój się Polaka wyrwanego z letargu!


Panie Zbigniewie!

:)


Subskrybuj zawartość