100 dni MEN


 

Skończyło się przyjaźnie. Same uśmiechy i stylizowany luz nie wystarczą. Rząd miał czas rozeznać się w tym co im zostawili poprzednicy i zacząć informować społeczeństwo czym się zajmuje. Nie wystarcza frazesy uzdrawiamy sytuację tu, a tam naprawiamy. Ja chcę wiedzieć jak i po co? Dla mnie szczególnie ważna jest oświata.

I mam spory problem jak ocenić minister Hall. Rozumiem ramy konferencji prasowej i na poziomie ogółu wypadła ona przekonująco. minister postawiła filary na bazie których chce budować polską oświatę. priorytetem jest obniżenie wieku szkolnego oraz upowszechnianie wychowania przedszkolnego, które obejmujące procentowo udział dzieci polskich w nim wypadamy na tle Europy bardzo kiepsko. Ważne, że ministerstwo dostrzega potrzebę zmian programowych i nowego podejścia do nauczania wśród najmłodszych.

Popieram projekt wczesnej specjalizacji ucznia, które proponuje MEN. Opozycja jak jeden mąż jest przeciw podpierając się frazesami o niszczeniu polskiej inteligencji, wszechstronnie wykształconej. Piękne słowa, ale wystarczy popatrzeć jakie mamy wszechstronnie wykształcone elity i od razu widać fiasko podejścia ogólnego kształcenia. MEN w odpowiedzi podsuwa pomysł profilowania na poziomie gimnazjum i znowu przyklasnąć mogę. Sporo problemów polskiego gimnazjum bierze się z tego, że gimnazjalista skoszarowany w szkole ślęczy nad przedmiotami, których sensu uczyć się nie widzi nie tylko on (bo młody człowiek ma to do siebie, ze nie widzi sensu się uczyć większości rzeczy), ale nie widzi też rodzic. Gdy do tego dojdzie brak przekonania ze strony nauczycieli to łatwo dostrzec jaka fikcją żyje polska oświata.

MEN dostrzega potrzebę zmian programowych i wdrażania nowych sposobów nauczania. Widzi potrzebę reformy skostniałego systemu i dostosowania go do zmian cywilizacyjnych. Na poziomie ogółu mogę pochwalić minister Katarzynę Hall.

Ale… ale ale. Gdzie ja to już słyszałem? Znowu zejdę na sprawy kuchenne. ministerstwo stwierdza, że się przejadły już mielone i fasolka po bretońsku więc może zacznijmy coś nowego gotować. Do takiej diagnozy nie trzeba być zbytnio lotnym. Ministerstwo mówi teraz będzie więcej warzyw, bardziej urozmaicone menu i będzie sobie można dobierać dania. No świetnie. tyle, że kuchnia to nie tylko marchewka, cebula i nowość brokuł. Brokuły to żadna nowość. O ich potrzebie wprowadzenia do karty dań już dawno sie mówi i często wprowadza.

MEN nic sie nie zająknęło o kucharzach, garnkach nożach i durszlakach ani o tym jak będą wyglądać stołówki. Tymczasem kucharz mający przygotować danie dla 30 osób w 45 minut nie będzie się bawił w wysublimowane rzeczy tylko po staremu zrobi zupę warzywną.
Śmieszniej będzie gdy mu przywiozą tych brokułów, a okaże się jak to zwykle bywa że zwyczajnej soli nie ma. Po co wrzucać wyszukane mięso na starą przypaloną wielokrotnie patelnię? Poza tym między wierszami można wyczytać, że MEN nie chce zmieniać kucharzy. Na siłę chce utrzymać starych (koniec z pomostówkami), którzy przez wiele lat gotowali zupę, bo na nowych nie ma kasy. A przy dzisiejszych stawkach kucharze nie przyjdą do szkoły. Raczej jakiś nawiedzony kuchcik lub przeszkoli się pomoc kuchenną. Na nic te brokuły.

Dzisiaj jest tak, że dostaję kawałek habaniny i mam nakarmić 25 gąb. jak mam fantazje to zrobię roladki, a na co dzień ani siły ani możliwości zbytnich, bo jedna patelnia i tępy nóż. ministerstwo mi chce podrzucić piękny kawałek wołowiny i wiem jak zrobić pieczeń po kasztelańsku, ale jak zostanie patelnia i ten nieszczęsny nóż, a 25 gab nadal do wykarmienia, a ja zmęczony po nocnej szychcie by dorobić do kucharskiej pensji jak nic po staremu zrobię gulasz z kartoflami.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

sajonara

ciekawe, wiesz w sumie inaczej się czyta to z prespektywy praktyka, jakim jesteś
Trzeba znaleźć kasę- niestety taka jest konkuzja, m.in w optymalizacji nauczania, bo jak słusznie zauwazyli podobno na Dolnym śląsku są róznej maści przerwy które rozawalaja Ci koncepcje i plan nauczania, wprowadzaja zbedne rozprężenie itp.

To tak na początek dyskusji

Prezes , Traktor, Redaktor


Sajonara

Na edukację pieniądze być muszą i już. Ochrona zdrowia sama sobie je powinna zapewnić. Edukacja musi być finansowana z budżetu nawet, jeżeli szkoły zostaną sprywatyzowane. Pani Hall robi dobre wrażenie i wydaje się, że nie przeoczy tego problemu. Mamy na razie budżet poprzedniego rządu. Wierzę, że następny będzie znacznie bardziej dostosowany do rządowych poczynań.


Stary

Pieniądze muszą być to jest ta oczywista oczywistość o której wszyscy wiedzą, ale nikt nie mówi. Minister przebąkuje o bonie, ale to nie są nowe środki tylko inny ich rozdział. Związki wołają o kasę dla nauczycieli i emerytów, a dla szkół to postulaty na szarym końcu.


wywiad z Hall

Jak ktos ma zbędny czas to może przeczytać wywiad z Hall
http://www.polityka.pl/polityka/index.jsp?place=Lead33&news_cat_id=933&n...

Zbędny czas, bo cały wywiad to ślizganie się, żeby czasem cos nie powiedzieć. memlanie bez konkretów. To nie zarządca szkoły, a polityk surfujacy. jestem zniesmaczony.
Z drugiej strony red. Podgórska też zajmuję się ideologicznymi dyrdymałami, a konstrukcji szkolnictwa nie tyka. Czyli nadal tematy zastępcze zamiast sedno sprawy.


Dzięki za linkę

Z tego wywiadu rzeczywiście wynika niewiele. Najbardziej zdumiało mnie jedno z pierwszych zdań: szkoły myślały o tym, jak obejść prawo (o mundurkach).
Żałosne.


szkoła

http://www.tekstowisko.com/wyrus/53032/edukacja-bedzie-uratowana

Mnie ciekawi jedna rzecz, ta mianowicie, na co liczą zwolennicy przymusu posyłania dzieci do szkoły, jaki mają sposób na rozwiązanie problemów z edukcją (jeśli widzą jakieś problemy). Czy chodzi o to, żeby zerżnąć z ludzi jeszcze więcej kasy i wpompować tę kasę w szkolnictwo, żeby urzędasy i ZNP paśli się jeszcze bardziej? Pocieszne są te dywagacje na temat: socjalizm tak – wypaczenia nie!!!

Pozdro.


wyrus, zanim pójdę do ciebie

Może chodzi o to, żeby tak rozdzielać kasę, żeby właśnie nie paśli się urzędnicy, a kasa trafiała do szkół. Żeby jak sie rząd chwali, że przeznaczył 100 na szkoły to żeby na prawdę było to 100, a nie 25 pójdzie na opłaty za gaz i prąd, 25 na ZUSy i takie tam, 10 na przerośniętą administrację 30 na pensje nauczycielstwa i sprzątaczek i zostaje na kredę i papier toaletowy.


>Autor

Nie da się lepiej dzielić. Jak dadzą powiedzmy o 100 więcej na szkołę, to muszą dać, powiedzmy, o 40 więcej na całą tę czapę. Ludzie muszą zrozumieć, że jak się tego wszystkiego nie sprywatyzuje to nijak nie będzie lepiej. Owszem, można po prostu jeszcze bardziej kroić ludz z kasy.

Mnie chodzi o to, że nie da rady omijać praw ekonomii. Nie chodzi mi o ekonomię jako naukę, nie chodzi mi o ideologię – prawicową, lewicową czy jakąkolwiek, chodzi o prawa ekonomii widziane beznamiętnie, tak, jak prawa grawitacji.

Pozdro.


Właściwie

to ja dyskusję skończyłem – ja zawsze gadam to samo, a o szkole napisałem chyba najwięcej tekściorów. Teraz popatrzę sobie, jakie ewentualnie niektórzy Komentatorzy mają pomysły na naprawienie nienaprawialnego :-)

Pozdro.


wyrus

Nie wiem czy pamietasz, ale już my sobie o tej szkole pogadaliśmy ale to było jeszcze tam więc powtórzę teraz tu. i ja wiem, że idziesz w kierunku prywatyzacji i ja ci powiem, że może i ja bym szedł ale w obszarze oświaty nie wierzę w takie proste rozwiązania.

1. Dla bezpieczeństwa wolę mieć dziatwę skoszarowaną w szkole, żeby nie obudzić się na przedmieściach Sao Paolo z gangami wyrostków albo żeby dzieci z trzepaka nie przygarnął jakiś nawiedzony Neo-fasci-pig.

2. Edukację powszechną z jej wszelkimi wadami uważam za dowód postępu cywilizacyjnego i jakoś powrót do XIX wieku nie bardzo mię się podoba, bo też dostrzegam to co w punkcie pierwszym oraz powrót dzieci do fabryk. Dzisiaj mimo przymusu zdarzają się sytuacje, że rodzice piszą zwolnienia uczniom, bo truskawki, wykopki, zwózka drzewa albo cielna krowa.


>Autor

nie wierzę w takie proste rozwiązania.

Wiem, wiem, proste rozwiązania, proste myślenie, jednym słowem oszołomstwo prostego człowieka :-)

Za to wierzysz w krzywe rozwiązania, tak? Wierzysz w rozwiązania przymusowe, tak? I przypuszczasz, że jakby znieść przymus posyłania dzieci do szkoły, to ludzie od razu przestaliby dzieci do szkół posyłać tylko by je zagonili do roboty w fabrykach, tak?

Odpowiedz sobie na pytanie, czy Ty byś swojego dzieciaka zagonił do fabryki zakazując mu uczyć się. Jeśli nie, jeśli przypuszczasz, że w sytuacji braku przymusu zapewniłbyś dzieciakowi edukację, to jaki masz problem? Zawsze w tego typu gadułach ludzie piszą, że chodzi o dzieci z rodzin patologicznych. Ale ja nie widzę żeby państwo koncentrowało się na pomocy tym biednym dzieciakom. Ja widzę, że państwo rozwiązało problem w ten sposób: ludzie mają dawać kasę, dzieci mają iść do szkoły, gdzie mają łykać to, co im do łykania podadzą urzędasy. sajonara, przecież u nas ciągle wymiata ten cały ZNP!!! To chyba jeszcze większy syf niż działkowcy :-)

Na koniec: nie wierzysz ludzi, natomiast wierzysz w co, albo w kogo? W polityków?

Masz rację, nagadaliśmy się o szkole, ja się już chyba z każdym nagadałęm o szkole :-))

Dlatego, jak mówię – poczytam, jakie ludzie mają pomysły na naprawę – moim zdaniem – nienaprawialnego. Najbardziej czekam na stwierdzenia tego typu, że np. fajnie jest w Szwecji albo w Danii, a w XIX wieku dzieci zapieprzały w fabrykach :-)

Pozdro.


wyrus

drugi raz mnie nie nabierzesz na to, że niby ustawiam cię w rzędzie z oszołomstwem czy innymi korwinami:)
Nie wpychaj mi, że robie z ciebie ofiarę.

Ja nie wiem czy fajnie jest w Szwecji, ale wiem, że na świecie jest pełno modeli powszechnego szkolnictwa i od każdego można coś pożyczyć. Od kogo pożyczyć wiedzę o sprywatyzowanym szkolnictwie. Ja nie wiem. Podeślij adres. Póki co znam tylko wzory z XIX wieku.

ZNP wymiata. No i co ja mam zrobić PiS i PO też wymiata. Jedna mafia.

ja nie widzę żeby państwo koncentrowało się na pomocy tym biednym dzieciakom daj spokój. przecież finansujesz różne formy pomocy. Podręczniki, dożywianie, przybory szkolne a ostatnio nawet mundurki. Poza tym pomoc psychologiczno – pedagogiczną dla dzieci. Mam uwierzyć, że zrobi to prywatny mecenat i że nie znajdzie się żaden nowy papa Wołodia Ilicz


Sajonara

Jest w tym co napisałes troche racji. Troche, bo faktycznie istnieje powazne zagrożenie tym, że jakis procent rodziców będzie swoje pociechy olewał i zasila te dzieciaki sfory uliczników i faktycznie łatwo sobie można wyobrazic to, e pojawi sie jakiś Lenin nowy, ktory tym ludziom pokaże taka alternatywę- wecie sobie od tych, ktorzy maja!

Jasne.

Natomiast sytuacja dzisiejsza i ta przedrewolucyjna w Rosji sa ze soba porównywalne średnio. Bo i ile wtedy tej biedoty było dosyc sporo i to byla biedota potworna, o tyle na dzis u nas, w Polsce, jaki to jest odsetek? Ta sfera patologii? Jest na tyle duży, by przekroczyć mase krytyczna rewolucji? Śmiem wątpić. Bo tylko w takiej sytuacji, realnego zagrożenia jakimiś ruchami rewolucyjnymi zagrażającymi ładowi społecznemu, interwencja państwa jest dopuszczalna. Dziś takiego zagrożenia nie ma.

Natomiast jest zagrożenie inne- obnizanie poziomu u tych, którzy powinni piąć sie w gorę, bo to oni sa wszak motorem, było nie było, postępu. Na dziś, np. w szkole, w której uczy moja żona, dzieci które sa z normalnych rodzin, chcą się uczyć, rodzice ich dopilnowują etc. MUSZĄ się stykać z jakąś mlodocianą żulernią. I nie ma na to rady. Nie da sie tych mlodych bandziorków wyrzucić ze szkoły. Bo szkoła jest przymusowa i dla wszystkich. Wiec te małe bandziorki nie tylko skutecznie niweczą starania nauczycieli, ale tez psują porządne dzieci porzadnych ludzi. Demoralizują te dzieci i ciągna je w dół. I my jesteśmy zmuszeni do posylania w takie miejsca swoich pociech i zmuszeni jesteśmy do finansowania tego badziewia. I to jest realne zagrożenie i to jest realne zlo, ktore w tym systemie funkcjonuje. Z roku na rok te dzieciaki sa glupsze i z roku na rok obniza sie poziom dostosowując go do tych dzieciakow glupoty. I program ten dostosowuje sie do de facto najgorszych osobników, najbardziej leniwych, najmniej lotnych i najmniej pracowitych. Żeby się na wykresikach zgadzalo.

To, że sie któregoś dnia obudzimy w idiotokracji jest zagrożeniem duzo realniejszym niz slumsy Rio i nowy Lenin.


I o szkole jeszcze

leci ostatnio w telewizorni cyfrowej taka niesmieszna komedia pt. “Zagniewani mlodociani” (oryg. “High school high”).
I tam, na samym początku prawie jest taka scenka, w ktorej nowy nauczyciel gada sobie z klasą (tak na oko 17 latkow) w sensie takim- co będziesz robił, gdzie będziesz za 10 lat?
I taki jeden murzynek Bambo, zapytany- gdzie będziesz za 10 lat odpowiada tak:
“W twoim domu a ciebie zakopie pod werandą”.
Jasne, to kwestia z filmu i to w dodatku “komedii”, natomiast poziom szkolnictwa państwowego w Stanach jest chyba juz powszechnie znany. To jest coś w rodzaju ostatniego stadium degeneracji. I nic nie daje pompowanie naprawde gigantycznej kasy w to edukowanie hołoty. A “bede w twoim domu a ciebie zakopie pod werandą” to sa takie wbrew pozorom dosyć delikatne i pieszczotliwe sformulowania “myśli” ktore błakają sie po głowkach tamtejszej młodzieży. A przeciez edukacja, zdobycz cywilizacyjna, awans- powinno byc inaczej, nie?


Artur M. Nicpoń

Zgadzam się, że dzisiaj nie ma takiego napięcia społecznego jak sto lat temu i że dzisiaj zagrożenie jakimś Leninem czy innym Hitlerem jest mało realne. Choć niespokojny duch w młodych zawsze drzemie i parę słów a rzucą kamieniem w pedała i jeszcze parę słów i poleci koktajl Mołotowa w proteście przeciw globalizacji.

Ty się zżymasz, że Twoje dzieci ciągnie w dół kilku popaprańców z którymi sobie system teraz nie radzi i ja ci przyznam rację. W walce o prawa ucznia zaszliśmy jako społeczeństwo przesadnie za daleko. Nie ma równowagi i bata na outsajderów.

Jak sądzę do tego miejsca się zgadzamy.
Ja mówię: zmieniajmy system publiczny zanim szkoły nie zrobią się takie jak w USA. Mamy w świecie rożne modele. Czerpmy z nich co najlepsze.
Ty z wyrusem chcecie pełnej prywatyzacji. Modeli nie ma. Natomiast widzę Rio, Meksyk czy Johanesburg i tworzenie się gett. Nie odizolujesz się od murzynka Bambo, który chce cię zakopać pod werandą. jeśli nie pokażesz mu żadnej alternatywy, jak puścisz samopas to z pewnością będzie chciał zakopać. Od beznadziei jest blisko do szaleństwa. To co dzisiaj wydajesz na publiczne szkoły jutro wydasz na policję czy innych bodyguards.

Chciałbym zwiększenia udziału szkół prywatnych w rynku. Dzisiaj jest to cholernie droga impreza i niewielki odsetek społeczeństwa stać na czesne ok 500,- bo od takich kwot zaczyna się prowadzenie prywatnej placówki, żeby była rentowna. W bon niespecjalnie wierzę, bo szkolnictwo wyższe pokazuje, że lepiej byle szkółkę policealną zrobić niż renomowaną uczelnię. Co zrobić? Nie wiem. Temat jest do dyskusji.


Sajonara

Zauważ, że ten murzynek Bambo chce białasa zakopać pod werandą dziś, gdy daje mu sie alternatywę, gdy pompuje sie w jego alternatywe spora kase. Dlatego gadanie o alternatywach mam za mit. Szkoła to żadna alternatywa dla kogoś kto:
a) dostaje ja za darmo, bo cos, co jest za darmo gówno jest warte
b) nie chce z zadnych alternatyw korzystac, bo niby z jakiej paki ma sie męczyć, skoro ani on, ani jego ojciec, ani jego dziadek nigdy w zyciu nie splamili sie godzina pracy (w Stanach już żyje 3 pokolenie takich ludzi wlasnie)? Po co ma to robić?

Moim zdaniem nie da sie tego państwowego systemu naprawić. Bo on jest popsuty w samych założeniach. Zobacz, mój pradziadek mial tego pecha, że jego ojciec przewalil cały majatek i doprowadził rodzine do ruiny. I ten mój pradziadek z poważnej biedy wyrósł. Ale że nikt mu nie chcial niczego dać to on sie MUSIAŁ wszystkiego sam dorabiać. Musiał od malenkości pracować, musiał do Ameryki z gołą dupa pojechac uzbrojony w kwit z gimnazjum, które skończył ciężko pracując równocześnie, bo z czegoś żyć było trzeba. I potrafił do II wojny nie tylko odkuc wszystko to, co ojciec jego roztryńkal, ale i pomnożyc ten majatek (no a później wiadomo, przyszli Ruscy, wywieźli ich na dolny śląsk itd, apiat` od nowa wszystko). Jestem pewien tego, ze gdyby w tamtym czasie funkcjonwal taki system jak dziś to ten mój pradziadek by sie z nedzy nie podzwignął. Tylko by zostal w tej biednej rodzinie, która panstwo wspiera darmową szkoła, do ktorej nie wiadomo po co chodzic, wspiera socjalem, który umożliwia wegetacje, ale tworzy tez system podatkowy calkowicie zaporowy dla ludzi, ktorzy chcieliby sie wybic w gore. I zobacz, bo to juz ciekawostka- ta moja rodzina, której przeżyło te wschodnia hekatombe raptem jakieś 30% stanu osobowego, to te 30% przeżyło tylko dzięki temu, że sie ten pradziadek wybil na wolność ekonomiczna i mial tego zlota na czarna godzine nachomikowanego tyle, że sie dalo jakos i Niemcom okupic, i Ukraincom, i Ruskim i Partii juz w Polsce po wypędzeniu z Kresów.

Ale wracając do szkoly itp. Mówisz, że czesne musi byc 500zl up. OK. Ja sie pytam dlaczego? Ano dlatego, że podatki sa tak wysokie i koszty pracy sa tak wysokie, że nie da sie utrzymac takiej placówki za niższe czesne. Nie zabierając ludziom w podatkach kasy na szkołe, na edukacje ogólnie ten narzut, ten garb finansowy sie zmniejsza, przez co juz to czesne można obnizyc. Teraz- jesli panstwo nie zabierze kasy na szkołę, toludziom zostanie realnie wiecej kasy w portfelach.
I o ile na dzis prywatne szkoły adresowane sa wyłacznie do ludzi z dochodami ponadprzecietnymi, o tyle przy pełnej prywatyzacji powstaje ci pełen wachlarz szkół o róznych poziomach cenowych. Exemplum, jeden z moich sasiadów (taki chlopak kolo 30stki) udziela korepetycji z matmy. Jesli to sa korki u nas, w naszej miejscowości i nie dochodzi do tego dojazd, to on bierze za godzine 15 zlotych. Średnia godzin w podstawówce (powyżej 3 klasy) to jest bodajże 5h dziennie, czyli 25 godzin w tygodniu, czyli 100 godzin w miesiącu. 100×15zl to jest 1500złociszy. Tyle realnie, po cenach korepetycyjnych kosztuje nauczanie jednej klasy. Przy 10 uczniach w klasie (czyli pełnym wypasie edukacyjnym) jest to 150zl miesięcznie na ucznia. Za samych nauczycieli. Do tego potrzeba 100% narzutu na całą reszte. czyli 300zł. Przy czym cały czas mowa o klasie bardzo nielicznej, dziesięcioosobowej. Gdzie nauka i nauczanie to sama frajda, bo w klasie sa wylacznie dzieci, które albo same maja potrzebe bycia nauczanymi, albo ich rodzice maja taka potrzebe, by ich dzieci były uczone i te dzieci sa przez rodziców równo kopane w tylek. Bo przeciez wykładaja co miesiąc żywa gotówke z własnej kielni, nie? Czyli ogólnie luxus.
I teraz, zobacz, to jest taki poziom minimum. Dla ludzi, którzy nie maja zbyt wielkiej kasy na to, żeby posylac dzieciaki do jakichs fest wypaśnych szkół. Ot, taka sobie szkółka. Mała.
Teraz powstaje pytanie, czy ludzi byłoby stac na taki poziom minimum?
Ja myślę, że tak. To oczywiście wymaga zmian systemowych. Czyli zdjęcia dotacji z rolników, górników, ekologów, pedałów, samotnych matek, funduszow alimentacyjnych etc. Tych setek bezsensownych obciążeń, którymi obkladani sa ludzie w imie jakiejś utopii powszechnej szczęśliwości.
Jest bardzo prawdopodobne, że jakichs tam rodziców nie będzie stac na szkołe dla swoich dzieci. Ja w to szczerze wątpię, bo skoro dalo radę zdobyc wykształcenie w warunkach tak paskudnie trudnych, jak te przedwojenne, to dzis nie widze z tym problemu. Trzeba tylko tego naprawde chcieć. Ale załóżmy, że rodzice małego Jasia, mimo najszczerszych chęci, mimo tego, że stary nie pije, i razem z matka tyraja od świtu do nocy na chleb powszedni- no nie udaje im się, nie stac ich na szkołę. Niech będzie i tak, że Jaś jest jakimś wybitnie zdolnym dzieckiem. W dowolnej dziedzinie. Jest zdolny fest. I załóżmy tez maxymalnie czarny scenariusz, że nikt absolutnie nie chce tym ludziom pomóc. Ani rodzina, ani sąsiedzi, ani ich parafia, żadna fundacja. No slowem nikt. I Jasiu doszkoły nie pójdzie.
No i? Czy to taka wielka tragedia? Nie pójdzie i już.
Jasiu oczywiście może pomagac rodzicom, pracowac, zbierac butelki, wozic je do skupu, latem zbierac ślimaki, zima odśnieżac ludziom chodniki. Etc. I może sobie zarobic na jakąś z setek szkół zawodowych, z czasem, zarabiając więcej i majac odpowiednia determinacje może zarobic na kolejna szkołe az, jak będzie wystarczająco silny i wystarczająco zacięty to może i nawet skonczyc studia. Fakt, zrobi to póxniej niz jego rówieśnicy. No ale co z tego? Jak chce, to da radę. Wzbogaci się i jego dzieciom będzie juz lżej. Normalna kolej rzeczy.
No ale wróćmy do tego, że Jasiu az taki twardziel nie jest i do szkoly nie poszedl, i nigdy nie pójdzie i do końca życia będzie tzw. fizolem, czyli bedzie kopał rowy, albo wykonywał rózne tego typu zajecia, ktore do cholery ktos robic musi. I do kopania rowów nikomu zadna szkoła do niczego potrzebna nie jest.
Wiec sie pytam- co takiego zlego sie stanie, jesli jeden na tysiąc Jasiów nie pójdzie do szkoly? Moim zdaniem absolutnie nic sie nie stanie.

Natomiast państwowa szkola ma jeden powazny i fundamentalny bład- zaburza związek miedzy uzyskana wartościa a kasa, ktorą się za tę wartośc płaci. W potocznym rozumieniu jest darmowa, co obniza zdecydowanie jej wartość jako taką. U tych, ktorzy rozumieja, że nie ma nic za darmo, ale nie wiedzą ile naprawde to kosztuje to dziala podobnie, tyle, że nie az tak demoralizująco. Ale efekt jest jeden- dzieci trzeba zmuszac do nauki. Co jest jakąs aberracja przeciez, żeby zmuszac kogoś, do korzystania z dobrodziejstwa czegoś, za co się zapłacilo.

Jedynym sposobem, moim zdaniem, jest porzucenie tego idiotycznego w wsoich zalożeniach systemu.
Jasne, na dzis pełna prywatyzacja nie jest mozliwa, ale tylko z tego wzgledu, że nie ma na scenie politycznej nikogo, kto byłby sklonny przeprowadzić jakies radykalne zmiany w Polsce.
Wiec jeśli ja miałbym szukac jakiegos remedium na dziś, to zaproponowalbym system indywidualnych funduszy edukacyjnych. Skoro edukacje uwaza sie dziś za takie dobro, że musi byc powszechna. Na czym to by mialo polegac?
W budzecie panstwa jakis procent tej wspólnej kasy jest przewidziany na edukacje. Z tej kasy gros idzie na sama administrację i temu podobne duperele, z których nikt, poza beneficjentami z tejze administracji, nie ma żadnego pożytku. Jesli wiec edukacja ma byc ogólnodostepna etc. to w miare obiektywnym i sensownym byloby dzielic te kase co na ilośc dzieci (od urodzenia do np. 15 roku zycia) i taka część tej kasy, która przypada na np. Jasia (równo podzielona, jak to w socjalizmie) wpływalaby na jego konto w funduszu inwestycyjnym. Co miesiąc. Od urodzenia, do 15 roku zycia. Fundusz byłby wybierany przez rodzicow wedlug ich uznania (i tu mamy juz konkurencje w ramach pomnazania tej kasy). I teraz- to rodzice decydowaliby w jakim wieku ich dziecko powinno rozpocząć edukację, mogliby ten fundusz dodatkowo zasilac swoimi pieniedzmi, ale nie mogliby go uszczuplic. Te pieniądze byłyby pieniędzmi dziecka. I te pieniadze stanowilyby cos w rodzaju bonu edukacyjnego, czyli szły by za dzieckiem dokladnie tam, gdzie dziecko, bez pośredników w postaci ministra od szkoły i jego ferajny. Ludzie, dzięki własnej zaradności mieliby róne kwoty dla swoich dzieci na edukacje. Mogliby posylac dzieci do rónych szkół. Byliby tacy, którzy wysylaliby dziedzi do szkoły dopier w wieku lat 10 i to na np. tylko 2 lata. A pożniej z tej kasy opłacali by jakies kursy spawacza, kierowc, kosmetyczki, fryzjerkiy etc. Albo licea, albo gimnazja. W zalezności od tego, ile by tej kasy mieli, ile byliby w stanie dołożyc i jakie predyspozycje ma ich dziecko. Bo nie wszystkie dzieci maja predyspozycje do zwykłego ukończenia podstawówki.
Mogłoby byc tez tak, że kasa ta nie zostalaby wykorzystana i w wieku 18 lat, przy uzyskaniu dorosłości, dzieciak mógłby sobie te kase wypłacic, jako bonus na nowa drogę życia, albo trzymac ja w funduszu dalej, by dołozyc ja do funduszu swoich dziecki, gdy juz ich sie dorobi.
Nie jest to moze jakiś ideal wolnorynkowy, ale taki system miałby dużo więcej sensu niz to, co dzieje sie dziś. Bylby bardzo silny zwiazek między kasa a uslugą. Bylaby lepsza i racjonalniejsza allokacja i środków i ludzkich talentów. I ta cala zasada solidaryzmu społecznego byla by lepiej realizowana niz dziś. No i najwazniejsze- państw utraciło by wplyw na edukacje, czyli stała by sie ona wolna od bieżączki politycznej.
No i najwazniejsze- to by w jakis sposób mogl byc pomost miedzy tym, co jest dzis, a sytuacja normalna, czyli pełnej prywatyzacji tego sektora, takze w zakresie płacenia zań.


Sajonaro

A czegoś Ty się spodziewał? Nie jest Ci nic wiadome o powołaniu zespołu d/s reformy edukacji? Dziwne. Skoro ten zespół zaczął prace i nie ma jeszcze żadnych ustaleń to, co Ci ma powiedzieć w wywiadzie min. Hall?
Ma zacząć wymagać na Tusku wydawanie dekretów? O to Ci chodzi?
Dodam jeszcze, że podobny zespół powołany został w sprawie szkolnictwa wyższego.
Takich spraw nie wolno na kolanie robić. To raz. Nie da się też wprowadzić istotnych zmian bez naruszenia “świętości” Karty Nauczyciela. I co Ty na to?
Dyskusję o niebylicy edukacyjnej pominę milczeniem.


Magio oraz ps do Nicponia

zespół ds reformy zajmuje sie tymi filarami, którymi szczyci się minister. Jesli czymś innym to chyba tajnie więc skąd mam wiedzieć. Póki mi nie powie to możemy sobie gdybać.
Karta nauczyciela? Eee tam argument. nawet ZNP chce zmian w KN. I co ty na to? Niech siadają i dłubią przy niej. na razie nie ma nic.

ps do Nicponia: potem odpowiem, bo maluchy mi wiszą na szyi.


ZNP chce zmian w KN?

A kto w ZNP chce takich zmian? Broniarz z Olejniczakiem i Kaczyńskim?
Czym wytłumaczysz transparenty podczas niedawnego marszu na W-wę pt. “Ręce precz od Karty”? Komuś się cóś źle namalowało? :)

Usiedli i dłubią. I mam nadzieję, że będzie to coś sensownego. Jak nie, to się wścieknę tak samo, jak Ty.


AMN

Podoba mię się ten fundusz szkolny. Myślę, że jakby dzisiaj pokombinować to coś takiego można by zrobić z bonem. Na razie bon to hasełko i nikt jeszcze nie wie jak wygląda. Więc może w stronę takiego funduszu szkolnego.

Co do Jasia to jeśli skala by była 1 – 1000 to nie widziałbym problemu. Jednak ja szacuję, że tych Jasiów jest 10% i teraz niech 1/3 Jasiów zamiast zbierać ślimaki i odśnieżać chodniki pójdzie na łatwiznę to już tak fajnie nie widzę. Jednak to tylko gdybologia.
Natomiast pisałeś, że mamy względny spokój społeczny i neo Lenin nie tak prędko,a potem robisz porównanie z gettami portorykańców w USA i ich nieróbstwie mimo alternatywy. troszkę nie fair. Może u nas nie ma jeszcze tak, że karczki z Nowej Huty chcą cię zakopać pod werandę, bo alternatywa jest jeszcze realna, a dla Dj Pigmeya z Detroit ta alternatywa to śmiech i abstrakcja. Ale to też gdybologia.

Trzymam się IFS. Dobry trop.


Magio

Ręce precz od KN czyli precz gdy chce się ją zabrać. Natomiast o zmianach można było poczytać w postulatach ZNP.


Sajonaro

Nic nie rozumiem z tego, co mówisz. Do mnie mówisz co innego, do Artura też co innego. Czy Ty w ogóle wiesz czego chcesz w tej edukacji? Poza kasą oczywiście.
O jakich postulatach zmian w KN mówisz? Przecież to kosmetyka na odczep się. To _ socjalistyczne g_ musi zniknąć lub przynajmniej zostać drastycznie ograniczone, jeśli zmiany w edukacji mają być znaczące, jakościowe i prorynkowe.


Magio

Z Nicponiem rozważam możliwe modele szkoły.
Z tobą rozmawiam o aktualnym stanie. Ja KN nie oceniałem. Poddałaś w wątpliwość moją wiedzę o pracach reformujących. Podałem informacje o których wiem. KN istnieje. Związki też mówią o potrzebie zmian w niej. Czy jest ona głównym hamulcowym? W dzisiejszym kształcie tak. Jednak nie widzę potrzeby zupełnie się jej pozbywać. Kto by chciał się pozbywać przywilejów gdy nic w zamian nie oferuje się.


Sajonara

chciałbym tylko poczynic pewne zastrzezenie- ta moja propozycja to nie jest cos, co jest bliskie memu sercu. Bo co jest, to ty wiesz. No ale realnie nie ma szans ani woli politycznej, by takie miłe memu sercu rozwiazania wprowadzac. Stąd ten mój pomysł, ktory jest li tylko próba naprawiania nienaprawialnego. Ja nie mówię, że to jest dobry system, jest mniej zły.

;)


Subskrybuj zawartość