„Warchoły” w „kraju nad przepaścią”

12 grudnia na porannej naradzie w gabinecie premiera generał Jaruzelski zapytał jeszcze kurtuazyjnie zebranych, co robić. Wszyscy obecni, w tym szef Sztabu Generalnego, uznali, że stan wojenny jest konieczny i trzeba go wprowadzić bezzwłocznie. Nic wówczas nie było wiadome o naradzie KK „S” w Gdańsku. O godzinie 14.00 generał wydał decyzję o skierowaniu wniosku w sprawie wprowadzenia stanu wojennego do Rady Państwa – na żądanie profesora Henryka Jabłońskiego, jej przewodniczącego. O godzinie 16.00 ze sztabu MSW przekazany został Komendom Wojewódzkim MO szyfrogram zaczynający się od słów: „Ogłaszam hasło Synchronizacja”, co oznaczało rozpoczęcie działań resortu. O godzinie 18.00 na posiedzeniu Sztabu Generalnego LWP ukonstytuowała się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego. Na ulicach największych miast raptem pojawiło się 70 tys. żołnierzy i 30 tys. milicjantów wyposażonych w kilka tysięcy czołgów, transporterów opancerzonych i wozów bojowych. Nie były to tylko działania militarne, ale były także wielkim przedsięwzięciem propagandowym. Rozpoczęło się wielkie „pranie mózgów” zniewolonego społeczeństwa.
rys_jaruzel-sa_tematy_-_m.jpg
Internowania i inne akcje MSW rozpoczęły się w całej Polsce około 23.30. 13 grudnia około godziny 1.00 w nocy rozpoczęło się posiedzenie Rady Państwa, która formalnie uchwaliła stan wojenny. Wieczorem 16 grudnia marsz. Kulikow otrzymał polecenie powrotu do Moskwy. Jego zwierzchnicy uznali, że operacja toczy się zgodnie z planem i nie ma potrzeby nadzoru nad jej przebiegiem. 22 grudnia 1981 r. na posiedzeniu Biura Politycznego Jaruzelski ocenił sytuację: „Wygraliśmy pierwszą bitwę, ale nie wygraliśmy kampanii (na co potrzeba kilku miesięcy), ani wojny (potrzeba 10 lat, aby odwojować spustoszenia w świadomości i podźwignąć gospodarkę z ruin)” (Tajne dokumenty Biura Politycznego: PZPR a „Solidarność” 1980–1981, Londyn 1992, s. 485). Andrzej Garlicki w podręczniku historii dla liceów ogólnokształcących (wyd. 1998) uzupełnił tę ocenę: „władzom udało się również wygrać kampanię, natomiast wojna zakończyła się ich totalną klęską” (Andrzej Garlicki, Historia 1939–1997/98. Polska i świat. Podręcznik dla liceów ogólnokształcących, Warszawa 1989, s. 381). Do „odwojowania spustoszeń” posłużono się zmasowaną propagandą.
Z_Dekretu_-_m.jpg
Rozkaz o ogłoszeniu stanu wojennego był klęską dla komunizmu, jego kompromitacją i wyrazem siły militarnej, ale bezsilności ideologii. Stanowczy opór społeczny zakończyłby się krwawą rozprawą z narodem. Wzmocniłby on władze na dłużej. Filozofia postępowania „Solidarności” opierająca się na niestosowaniu przemocy doprowadziła system komunistyczny do rozpadu. System bez wroga nie mógł istnieć. W Polsce „wróg” chciał rozmawiać i dojść do porozumienia.
Metody propagandowe zastosowane w stanie wojennym w dużej części były wykorzystywane przez władzę ludową już dawniej w poprzednich trzydziestu siedmiu latach istnienia PRL. Piramidalne zmasowane kłamstwa i obłudę można porównać tylko z okresem stalinizmu. Komuniści zawsze na wroga zrzucali odpowiedzialność za swoje czyny i niepowodzenia. Oni nie mogli być winni za kryzysy i tragedie. Jedyna próba samokrytyki podjęta w 1956 r. nie przyniosła efektów – głównie dlatego, że nie zezwolono na kontrolę i krytykę działań partii. Kraj, w którym panuje monopartia, musiał być ciągle w „okresie błędów i wypaczeń”. Słowa o odnowie i naprawie błędów pozostawały zawsze tylko propagandowym sloganem.
W stanie wojennym niemal każdego dnia media podawały wiadomości o wyrokach i aresztowaniach. Regularność ukazywania się tych informacji miała na celu zastraszenie społeczeństwa. Wpajano przekonanie, że przed funkcjonariuszami SB i milicji nic się nie ukryje i dlatego jakakolwiek opozycyjna działalność nie ma sensu. Informacje o procesach i aresztowaniach podawano w sposób specjalny. Starano się zasugerować, że ludzie „Solidarności” są pospolitymi przestępcami. W tym celu wiadomości o wyrokach dla organizatorów strajku, czy za kolportaż lub druk ulotek, podawano razem z informacją o procesie za kradzież, włamanie, czy rozbój.
Trybuna_Ludu_13_XII_1981_-_m.jpg
Państwowe media nie podawały prawdziwego opisu oporu społecznego. Stale powtarzano kłamstwo, że „Solidarność” przygotowana była do zamachów terrorystycznych i użycia przemocy. W związku z tym „Solidarność” Regionu Małopolska ostrzegła wszystkich przed niebezpieczeństwem prowokowania zamachów terrorystycznych przez Służbę Bezpieczeństwa: „Strzeżcie się ludzi podsuwających wam tego typu pomysły. W oparciu o fabrykowany przez siebie terroryzm władza może zmierzać do rozprawy z częścią działaczy »Solidarności«” – napisano w specjalnym oświadczeniu na początku stanu wojennego.
Do propagandy stanu wojennego odniósł się ks. Drzewiecki, który w katedrze wrocławskiej podczas kazania 13 stycznia mówił:
„O jak wielka jest hańba tych, którzy pracujecie na usługach nieprawdy i niesprawiedliwości, wy, którzy przemilczacie całą ohydę moralnego i fizycznego gwałcenia sumień robotników wrocławskich i polskich broniących swoich niezbywalnych praw ludzkich. Wy, którzy potraficie wyznaczyć nagrodę dla donosicieli. Wy, którzy ranicie uczucia ludzkie stawiając imiona i nazwiska ludzi walczących o ideały wypracowane z »Solidarności« robotniczej obok nazwisk pospolitych malwersantów gospodarczych i przestępców społecznych. Czy wy wszyscy zdajecie sobie sprawę, jak wielką hańbą okrywacie swoje twarze? Czym ją zmyjecie? Na niepamięć nie liczcie, bo naród pamiętać będzie zawsze.
A choćby się tak stało, że naród będzie musiał zapomnieć, to Bóg będzie pamiętał, aż przyjdzie do pokuty i przeprosicie tę nieszczęśliwą i uciemiężoną Ojczyznę naszą”.
Robert Spałek w tekście opublikowanym w „Biuletynie IPN” “Propaganda stanu wojennego”, zwraca uwagę, że na początku stanu wojennego wszystkie środki masowego przekazu „pełniły niemal wyłącznie funkcję propagandową – tzn. ich główne zadanie polegało na przekazywaniu informacji, które miały być zgodne z intencjami kierownictwa PZPR. Dziś powiedzielibyśmy, że ówczesne programy telewizyjne, audycje radiowe i artykuły prasowe nie tyle zajmowały się światem realnym, rzeczywistym, co raczej tworzyły – na swój polityczny użytek – świat wirtualny, fikcyjny”.
Posługiwano się starą metodą, że kłamstwo nieustannie powtarzane uznawane było w końcu przez znaczną część społeczeństwa za prawdę. Ta propaganda nie była czymś nowym – towarzyszyła ona PRL od zarania, ale jej intensywność i nasycenie było jeszcze silniejsze niż w czasach stalinizmu, gdy nie stosowany był jeszcze przekaz telewizyjny. W celu pełnej realizacji nałożonych na media zadań propagandowych przeprowadzono zmasowaną weryfikację dziennikarzy we wszystkich rozgłośniach radiowych, telewizji i prasie. Pozostali w nich tylko ci, którzy w każdej chwili mogli spełnić każde zadanie zlecone przez zwierzchników. Z tego powodu, że w niektórych redakcjach zwolniono prawie 100 proc. dziennikarzy pisma zostały rozwiązane – jak np. gdański tygodnik „Czas”.
Po wprowadzeniu stanu wojennego telewizja i polskie radio zostały zmilitaryzowane. Nikt nie mógł pod groźbą sądu wojennego odmówić wykonania rozkazu – teoretycznie za odmowę groziła nawet kara śmierci. Dla telewidzów najbardziej szokujący był wygląd prezenterów w wojskowych mundurach. Był to zamierzony efekt propagandowy – w ramach prowadzonej wojny psychologicznej z własnym społeczeństwem, które miało mieć poczucie, że przemoc militarna jest nie tylko na ulicach, ale zagląda każdemu do jego mieszkania.
W ramach działań propagandowych usilnie przekonywano, że stan wojenny chroni ludzi przed dążącymi do krwawej katastrofy ekstremistami „Solidarności”, a ich zamknięcie w obozach i więzieniach chroni wszystkich przed głodem, anarchią i katastrofą gospodarki.
Borusewicz_-_list_gonczy_-_m.jpg
Mówiąc i pisząc o „katastrofie” propagandziści zawsze używali słów wytrychów. Katastrofą była „anarchizacja życia społecznego”, „dekompozycja państwa” czy „staczanie kraju na skraj przepaści”. Nigdy konkretnie nie przedstawiono społeczeństwu na czym zagrożenie miało polegać. O to jednak w dywersji ideologicznej chodziło – należało siać nieufność, obawy, strach. Tworzono szablony, ukierunkowywano źródła katastrofy w konkretnych osobach – korowcach i solidarnościowych krzykaczach. W TV pokazywano specjalnie zmontowane filmy propagandowe, podczas których lektor grobowym głosem wyjaśniał, że takie to a takie osoby i siły działały na rzecz obcych mocarstw i sił. Określenie „obce siły” było bardzo ważne dla siły propagandy. Każdy odbiorca tego przekazu w różnym stopniu co innego, ale równie dla niego okropnego, mógł się domyślać.
Spałek twierdzi, że „określenie »katastrofa narodowa« powszechnie utożsamiane było z inwazją sowiecką. Niezależnie od tego, czy owa napaść była w ówczesnym czasie rzeczywiście możliwa, czy też nie, to wzbudzenie takiego lęku w społeczeństwie było bardzo na rękę ekipie Generała. Władza »załatwiała« tym samym dwie sprawy: Po pierwsze, dla niektórych ludzi Jaruzelski stawał się tym, który uchronił Polskę przed najazdem ZSRR; po drugie, z całej sytuacji wynikał wniosek, iż »należy cicho siedzieć« i »nie rozrabiać«, bo jeśli WRON-ie się nie powiedzie, to »ruscy jednak wkroczą«”.
Partia w czasie stanu wojennego dysponowała centralnym sztabem propagandowym i informacyjnym, któremu bezpośrednio podlegało 49 sztabów wojewódzkich nadzorujących media lokalne i przeprowadzający w nich weryfikację dziennikarzy. Kontrolowano wszelką działalność wydawniczą, kolportażową oraz działalność klubową i placówek kultury. Decydowano o każdej treści każdego przekazu informacyjnego, naukowego i artystycznego. Codziennie do Warszawy były wysyłane informacje i analizy na temat działań regionalnej propagandy oraz przejawów działalności podziemia..
Sztaby propagandowe usilnie manipulowały informacjami i nie podawały informacji na temat rzeczywistych rozmiarów oporu społecznego. Jeśli już o czym informowano to w odpowiedniej oprawie propagandowej z jednoczesnym minimalizowaniem rozmiaru oporu. Czasem pisano, że opór wymuszali na pracownikach ekstremalni działacze, którzy jako „warchoły” podburzali tłum lub pracowników do wystąpień przeciwko wojskowej dyktaturze. Do był sposób na poinformowanie o zabójstwie 9 górników w kopalni „Wujek” – odpowiedzialność za to, co się stało miała ponosić „Solidarność” gdyż w propagandowym opisie to nie czołgi i zomowcy atakowali robotników lecz to oni byli przez górników zaatakowani. Propagandziści ubolewali nad zabitymi i nad tymi, którzy zabili. Pisano: „Poległych nikt już nie wskrzesi. Skatowanym żołnierzom milicji nikt już nie przywróci zdrowia. Pochylamy w milczeniu czoło nad ofiarami kolejnej, polskiej tragedii”.
Propaganda dotykała, jak to w czasach „zwykłego” PRL bywało, nie tylko spraw politycznych, ale i codziennych. Najczęściej jednak robiła to po prostu głupio. Np. „Trybuna Ludu” potrafiła w tym samym numerze pisma pocieszać czytelników, że „sytuacja [w gospodarce] ulega systematycznej normalizacji”, a w innej notce informować, że wciąż występują „kłopoty z nabyciem chleba i mleka”. Po drastycznym ograniczeniu w stanie wojennym liczby kursów autobusów postanowiono o tym czytelników poinformować. Tytuł był oczywiście optymistyczny: „Mniej kursów – ale większa regularność”.
Zycie_Warszawy_-_4_VI_1986_-_m.jpg
R. Spałek pisał: „PZPR przyczyn wszelkich kryzysów szukała u innych, a nie u siebie. W 1956 i 1968 r. za kryzys władzy, doprowadzenie do buntów i wystąpień społecznych mieli odpowiadać m.in. Żydzi; w 1970 i 1976 r. za rewolty na Wybrzeżu, a następnie w Radomiu odpowiadali głównie chuligani i młodzież. W stanie wojennym za wszystko, co złe i tragiczne próbowano obwinić liderów »Solidarności«. Był to już ostatni, połowiczny sukces propagandy w Polsce Ludowej. Koleiny kryzys ustroju, który rozpoczął się w roku 1988 zakończył się bowiem całkowitą klęską komunizmu, a partyjni propagandyści, którzy odpowiadali za kampanię wyborczą PZPR ponieśli całkowitą, przygniatającą klęskę”. Należy zauważyć, że ta klęska była jedynie chwilowa. Na skutek podziałów w obozie „Solidarności”, w którym o zdradę zaczęli oskarżać jedni drugich, odżyły w wielu umysłach propagandowe upiory z przeszłości. Czasem celowo i w sposób instrumentalnie przywoływany po to, aby odnieść doraźną polityczną korzyść.
Walce z „Solidarnością” nie wykorzystywano jedynie zmasowanej propagandy. Zastosowano metody stosowane w czasie wojny psychologicznej. Tzn. stosowano takie formy oddziaływania, które powinny być stosowane jedynie wobec innego kraju głównie za pomocą dywersji ideologicznej. Dywersja miała doprowadzić do podważenia wartości, o które się walczy, zasiania wątpliwości, co miało prowadzić do zaszczepienie poczucia winy. Społeczeństwo miało uwierzyć, że przeciwnicy władzy są osamotnieni i nie mają poparcia ze strony międzynarodowej opinii publicznej, a także, że kościół katolicki jest pełen rezerwy wobec działań nielegalnych. Ważnym punktem dywersji było ośmieszanie, wyszydzanie i wykazywanie rzekomego braku logiki w działaniu przeciwnika, co miało doprowadzić do przekonania o bezcelowym przedłużaniu się oporu, gdyż dodatkowo wpajano przekonanie, że władza jest twarda, zdecydowana i gotowa na wszystko. Naczelnym zadaniem była neutralizacja mas społecznych, żeby nie wystąpiły spontanicznie w obronie internowanych i zdelegalizowanej „Solidarności”. Bardzo ważnym zadaniem było wchodzenie w struktury i rozbijanie dużych grup społecznych, w których istniała dość skuteczna ochrona przed propagandą. Posługiwano się tu także znaną metodą propagandową – wprowadzano rozróżnienie między przywódcami a członkami – atakowano przywódcę a chwalono resztę. Tak np. przez wiele miesięcy próbowano rozbić solidarność grupową, a praktycznie nigdy z tego nie zrezygnowano – rozróżniano między aresztowanymi ekstremistami z „Solidarności” i KOR, którym szykowano pokazowy proces i usiłowano namówić do dobrowolnej banicji, a jednocześnie z troską mówiono o problemach „świata pracy”. Uznane przez „Solidarność” jako najważniejsze wartości próbowano przeciwstawić zamkniętym przywódcą, gdyż wmawiano społeczeństwu, że liderzy „Solidarności” działali wbrew tym wartościom.
Najczęściej atakowano liderów „Solidarności”, których nazywano „wichrzycielami”, „awanturnikami”, „krętaczami”, „cwaniakami”, którzy „kierując się niepohamowaną żądzą władzy” pchali Polskę do zguby. Zaciekle zwalczano członków KPN i Komitetu Samoobrony Społecznej KOR. Rozpowszechniano ulotki, w których wielu działaczom zarzucano kradzież związkowych pieniędzy i „przepuszczenie” ich na prywatną konsumpcję. Nagminnie oskarżano o współpracę z wywiadami krajów kapitalistycznych. Była to świadomie i stale stosowana przyjęta metoda kompromitowania opozycji. Posądzenie o agenturalność miało i ma wciąż w Polsce bardzo ujemną konotację.
rys__KOR-okladka_-_m.jpg
Dywersja ideologiczna zainicjowana przez specjalistów Ludowego Wojska Polskiego i stosowana w obronie władzy komunistycznej w Polsce była w użyciu do końca pełnienia ważnych funkcji państwowych przez generałów Jaruzelskiego i Kiszczaka. Jedynie pod koniec ich urzędowania można mówić o weryfikacji celu dywersji, ale nie metod. Wojna psychologiczna była w Układzie Warszawskim specjalnością polską, polscy wojskowi byli bardzo cenieni w Moskwie i nie tylko tam.
Roman Piotrowski z wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej opisał w jaki sposób wojsko prowadziło wojnę nie tylko na ulicach, ale i w środkach masowego przekazu: „Wprowadzenie stanu wojennego spowodowało wojenną mobilizację wszystkich komórek wojska odpowiedzialnych za propagandę. Za nadrzędny cel działalności propagandowo-agitacyjnej przyjęto »kształtowanie wysokiej świadomości politycznej składu osobowego SZ, jego świadomości moralno-politycznej i gotowości bojowej do obrony socjalistycznego państwa przed kontrrewolucyjnym zagrożeniem«. Podstawowymi kierunkami tej działalności miały być »[…] demaskowanie i neutralizacja rzeczywistych celów działalności sił kontrrewolucji i anarchii, zwłaszcza ekstremy Solidarności i innych grup antysocjalistycznych«. […] Zarząd Propagandy i Agitacji GZP WP opracował masę materiałów instrukcyjno-metodycznych, wydrukowano 40 plakatów o łącznym nakładzie 500 tys. egzemplarzy, 300 ulotnych materiałów propagandowych o łącznym nakładzie 660 tys. egzemplarzy. Materiały propagandowe opracowywano również w Zarządach Politycznych Okręgów Wojskowych (Rodzajów Sił Zbrojnych), w mniejszym stopniu w wydziałach i sekcjach politycznych związków taktycznych i oddziałów. Plakaty dzielono na demaskatorskie, skierowane przeciw rodzimej opozycji »antysocjalistycznej« oraz mobilizująco-agitacyjne. [...]
Codzienna gazeta Wojska Polskiego »Żołnierz Wolności«, miesięcznik kadry zawodowej »Wojsko Ludowe« oraz gazety okręgowe i pisma poszczególnych rodzajów sił zbrojnych dostosowały swoją treść do »zaistniałej sytuacji społeczno-politycznej w kraju i toczącej się walki klasowej«. […] na początku stanu wojennego »Żołnierz Wolności« był jedynym, obok »Trybuny Ludu«, ukazującym się dziennikiem centralnym. Zgodnie z decyzją WRON, miał podawać informacje adresowane do ogółu społeczeństwa. Kilkakrotnie zwiększono jego nakład, który w końcu 1981 r. osiągnął 450 tys. egzemplarzy.
Styl publicystyki tej gazety, nadzwyczaj kąśliwy i kłamliwy, do dzisiaj pozostaje synonimem czarnej propagandy. Jako przykład można podać cykl artykułów ukazujących się w grudniu 1981 r., pod wspólnym tytułem »Scenopis narodowej zbrodni«, przedstawiający scenariusz rzekomego przejęcia władzy przez »Solidarność«. W cyklu pod wspólnym tytułem »Prominenci z Solidarności« oczerniano, posługując się półprawdami i fałszem, wielu działaczy opozycji. [...] W mniejszych miejscowościach, na wsi propaganda osiągała jednak zamierzony skutek. Było to między innymi zasługą organów propagandy specjalnej, w zamierzeniach przeznaczonych do walki psychologicznej w czasie wojny” (“Propaganda wojskowa w okresie kryzysu politycznego 1980-1981 i stanu wojennego”, Roman Paweł Piotrowski, OBEP IPN Wrocław, „Biuletyn IPN”, nr 11, 12.2001 r.).
„Solidarność” jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego zapowiadała, że jej sprzeciw będzie miał tylko i wyłącznie charakter pokojowy. Przewidziano ogłoszenie strajku powszechnego i okupację zakładów pracy oraz uczelni. Nie było żadnych tajnych instrukcji aby tworzyć grupy bojowe, atakować członków partii i budynki. Po wprowadzeniu stanu wojennego liderzy, którzy uniknęli aresztowania wzywali do spokoju i biernego oporu. Ich apele współbrzmiały z poparciem papieża dla „Solidarności”. Każdy wówczas niecierpliwie czekał na Jego słowo i dlatego Jego głos docierał wszędzie – do uwięzionych działaczy związku, jak i do światowych przywódców. Jan Paweł II pomógł wszystkim członkom i sympatykom „Solidarności” przetrwać grudzień 1981, zmobilizował także opinię świata, która pomimo rezerwy wielu rządów pospieszyła z pomocą.
rys_ewolucja_-_m.jpg
Wsparcie ze strony Kościoła a przede wszystkim Ojca Świętego umożliwiło przetrwanie wielu lat stanu wojennego. Wysiłki duchownych w dążeniu do dialogu i porozumienia były ogromne. W stanie wojennym dzięki stałemu wsparciu Kościoła „Solidarność” się nie rozpadła.
To wsparcie było pomocne także w zderzeniu ze wszechobecną propagandą i wojną psychologiczną z narodem. Z licznych wystąpień duchownych, którzy po stanie wojennym zabierali głos, przypomnę jedynie dwa.
W homilii wygłoszonej podczas mszy w katedrze na Wawelu 6 stycznia 1982 r. kardynał Macharski, stanowczo dopominał się podjęcia przez władzę rozmów z równym sobie, a więc nie uwięzionym partnerem rozmów: „Stało się tak źle! Tak mówi każdy Polak – że się stało wielkie zło. Ja to mówię z tym większą mocą, że to mówię od grobu św. Stanisława, patrona ładu, ale ładu na sposób w pełni ludzki, a nie przez miecz, przez siłę. W imię św. Stanisława głosiłem prawo rozmowy, a nie przemocy, przez cały rok jubileuszu, 1979 rok. Głosiłem je na Wybrzeżu w grudniu przed rokiem, w 10 rocznicę tamtego Grudnia. Głosiłem prawo dialogu i po Białym Marszu, i w Poznaniu w 25. rocznicę poznańskiego Czerwca. I tutaj w Katedrze, 9 grudnia, przed niespełna miesiącem, w czasie poświęcenia sztandaru „Solidarności” Energetyków prosiłem – błagałem: niech każdy Polak wyzbędzie się myśli o konfrontacji! […]
Dostaję takie listy, żebym nie popierał „Solidarności” i nie uprawiał polityki. Czy to jednak naprawdę polityka? Myślę o księdzu Kardynale Sapieże, o księdzu prymasie Wyszyńskim, o naszym księdzu Kardynale, dziś Ojcu Świętym. O nich też kiedyś mówili, że się wdają w politykę... [...] To nie jest politykowanie! (Choć mi niedawno napisał ktoś: pamiętaj sobie, co spotkało twego poprzednika Stanisława Szczepnowskiego i arcybiskupa Romero z San Salwadoro! Pamiętam, że czcią pamiętam).
[...] Wyjście z tego stanu, w jaki zostaliśmy wprowadzeni, jest właściwie przecież tylko jedno: podjąć przerwaną rozmowo ze społeczeństwem! Godne i słuszne wyjście jest tylko jedno: rozmowa! [...] do rozmów potrzebna jest wolność od zagrożenia, tego ogólnego i tego indywidualnego: jakże często słyszę skargi na tzw. rozmowy i domaganie się decyzji pod groźbą, np. utraty pracy. Pytam: co warte rezultaty takich rozmów? Pytam: ile przez nie nadwyrężonych sumień? Więc proszę – mówię wyraźnie to słowo: proszę – niech przyjdzie czas rozmów między równymi i wolnymi! [...] Następca św. Stanisława powtarzał i powtarzać będzie: nie siła, nie miecz, ale rozum i miłość!”
Podczas spotkania 10 stycznia na „Anioł Pański” Papież nawiązał do homilii kardynała Macharskiego i wezwał aby „nie zabijano polskich sumień”:
„Społeczeństwa całego świata, a zwłaszcza narody Europy i Ameryki, w dalszym ciągu wykazują zaniepokojenie sytuacją, jaka się wytworzyła w Polsce w związku z wprowadzeniem stanu wojennego. Stan taki przyniósł i niesie z sobą naruszenie podstawowych praw człowieka i narodu. W świetle słów, jakie wypowiedział w swym kazaniu na Trzech Króli Prymas Polski, a także Kardynał Metropolita Krakowski, łamane jest najbardziej podstawowe prawo człowieka: prawo wolności sumienia. Pod zagrożeniem utraty pracy ludzie bywają przymuszani do podpisywania oświadczeń, które są niezgodne z ich sumieniem, z ich przekonaniem. Łamanie sumień jest straszną krzywdą wyrządzoną człowiekowi. Jest najboleśniejszym uderzeniem w ludzką godność. Jest poniekąd gorsze od zadawania śmierci fizycznej, od zabijania: »nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało…« (Mt 10, 28), mówi Chrystus, wskazując, o ile większym złem jest zabijanie ludzkiego ducha, ludzkiego sumienia.
Zasada poszanowania sumień jest podstawowym prawem człowieka, zagwarantowanym w konstytucjach i umowach międzynarodowych. Podnoszę głos do Boga – wraz z wszystkimi ludźmi dobrej woli – aby nie zabijano polskich sumień!”
Wiele jednak sumień złamano i zabito. 7 tak nieustannej nawały propagandowej i stosowania różnorodnych form represji nie przeszło bez śladu. Czy za stosowanie indoktrynacji ideologicznej, propagandy i za „łamanie sumień” nie należy domagać się sprawiedliwego sądu. Czyż zniszczenia w sferze moralnej nie są bardziej dotkliwe niż w sferze materialnej?
rys_orla_wrona_nie_pokona_-_stempel_-_m.jpg

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Leszek

robisz świetną robotę

a i człowiek dowie się jakich miał zdolnych artystów przygotowujących materiały przeciwko komunie:)

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


max

Większośc artystów pozostaje anonimowych. Nikt się chyba nie przejmował prawami autorskimi – robiło się dla “sprawy”.


Subskrybuj zawartość