Fałszywy i szkodliwy paradygmat polityczny

Hiszpański filozof polityki, Jose Ortega y Gassett w jego słynnej monografii „Bunt mas”, utrzymuje, że „zdrowie demokracji, każdego typu i każdego stopnia, zależy od jednego drobnego szczegółu technicznego: procedury wyborczej. Cała reszta to sprawy drugorzędne Jeśli system wyborów działa skutecznie, jeśli dostosowuje się do wymogów rzeczywistości, to wszystko jest w porządku, natomiast jeśli tego nie robi, to demokracja zaczyna się walić, chociażby cała reszta działała bez zarzutu.” ( „Bunt mas”, MUZA S.A., Warszawa, 2006, str.175)

Politolodzy dzielą różnorodność procedur wyborczych na trzy główne grupy: (1) systemy większościowe, (2) systemy proporcjonalne i (3) systemy mieszane, które, w istocie stanowią jedynie pewną wariację systemów proporcjonalnych. Pierwszą grupę reprezentują najlepiej wybory w takich krajach jak UK, Kanada, USA czy Francja, w których cały kraj podzielony jest na okręgu jednomandatowe(JOW) , z których wybiera się tylko jednego reprezentanta. Na przeciwnym biegunie znajduje się tzw. system reprezentacji proporcjonalnej (PR), w których wyborcy mogą wybierać jedynie kandydatów z list partyjnych. Polska i Chorwacja należą do tej drugiej kategorii. Okazuje się, że w praktyce konstytucyjnej prawie wszystkich krajów tzw. post-komunistycznej Europy zaadaptowano tę lub inną formę PR. W pewnym sensie jest to już historyczna tradycja: po I Wojnie Światowej wszystkie kraje Kontynentu Europejskiego wkroczyły na drogę „proporcjonalności wyborczej”.

Dlaczego tak się stało? Dlaczego od Atlantyku po Związek Sowiecki zastosowano jedynie różne formy PR? Dlaczego nigdzie nie wszedł w użycie stary system, który przez dwa stulecia dobrze się spisywał w krajach takich jak Stany Zjednoczone czy Wielka Brytania?

Polska dostarcza szczególnie wymownego dowodu prawdziwości twierdzenia Ortegi. Zarówno przez cały okres Dwudziestolecia Międzywojennego, jak i przez dwie ostatnie dekady musieliśmy znosić fatalne konsekwencje różnych postaci PR. System ten, w obu przypadkach, przyniósł nam słabe państwo, niestabilne rządy, korupcję polityczną, frustrację społeczną i wycofanie się obywateli z uczestnictwa w życiu politycznym kraju. W obu przypadkach, zamiast demokracji rozwinęła się partiokracja. Taki stan rzeczy doprowadził w roku 1926 do Zamachu Majowego Marszałka Józefa Piłsudskiego. Poza Polską demokracja list partyjnych, enigmatycznie nazywana „reprezentacją proporcjonalną”, również szybko rozczarowała społeczeństwa europejskie i, w większości przypadków, przekształciła się – w mniej lub bardziej drastyczną – formę dyktatury. Najbardziej pamiętne z tych przekształceń były przemiany w Niemczech i we Włoszech, ale podobne procesy miały miejsce w większości krajów.

Jest rzeczą zaskakującą, że po tych doświadczeniach i po katastrofie II Wojny Światowej, wszystkie kraje tzw. Europy Zachodniej ponownie zastosowały u siebie te same, skompromitowane przed wojną procedury wyborcze. Trudno wątpić, ze stało się to nie bez „życzliwego doradztwa” ze strony triumfujących Aliantów. Z pamiętników Konrada Adenauera wiemy, że ten twórca nowoczesnych Niemiec, który spędził wiele lat w Wielkiej Brytanii, chciał wprowadzić w Niemczech westminsterski system wyborczy, ale Alianci nie wyrazili na to zgody! W ten sposób, w powojennych Niemczech, wprowadzona została szczególna postać „reprezentacji proporcjonalnej” i pomimo wielu głosów domagających się zmiany, obowiązuje do dnia dzisiejszego. Jedynego wyłomu w tej tradycji dokonała V Republika Francuska, pod rządami gen. De Gaulle’a i porzuciła PR na rzecz JOW.

Inny wielki filozof współczesny, Karl Popper, podczas debaty nad reformą systemu wyborczego w Wielkiej Brytanii, napisał: „System reprezentacji proporcjonalnej odziera posła z osobistej odpowiedzialności, czyniąc z niego maszynkę do głosowania, a nie myślącego i czującego człowieka”. Niestety, jak się wydaje, studenci nauk politycznych , zarówno w Europie, jak i poza nią, dowiadują się czegoś innego. Arend Lijphart, profesor politologii na Uniwersytecie Kalifornijskim San Diego, główny propagator PR, pisze: „Panuje prawie powszechna zgoda, że proporcjonalność wyborcza jest głównym celem systemu wyborczego i stanowi zasadnicze kryterium jego oceny. Dla wielu zwolenników PR proporcjonalność stanowi cel sam w sobie i stanowi synonim sprawiedliwość wyborczej.” Podobne stwierdzenia znajdziemy prawie we wszystkich podręcznikach prawa konstytucyjnego i dyscyplin politycznych. Mamy więc do czynienia z obowiązującym paradygmatem: reprezentacja proporcjonalna oznacza sprawiedliwość wyborczą, równość i wolność wyborów.

Bolesne doświadczenie Polski i innych krajów dostarcza mnóstwa dowodów, że jest to paradygmat fałszywy, wprowadzający w błąd społeczeństwa i narody. Pokazuje ono, że w większości przypadków wyniki wyborów w tzw. formule proporcjonalnej nie mają nic wspólnego z równością i sprawiedliwością wyborczą. Bliższe prawdy byłoby twierdzenie odwrotne. Na podstawie tego doświadczenia możemy wyciągnąć wniosek, ze formuła PR dobrze służy i jak najbardziej odpowiada sukcesorom partii komunistycznych, jako wygodny i skuteczny instrument zabezpieczenia ich „miękkiego lądowania” po oficjalnym upadku komunistycznych reżimów. W istocie formuła ta stanowi pępowinę łączącą powstałe nowe państwa z ich komunistycznymi poprzednikami.

Jest sporo znaków, że na powierzchnię życia politycznego wychodzi bardziej trzeźwy pogląd na tę sprawę, że w różnych krajach ludzie zaczynają dyskutować, a nawet domagać się powrotu konserwatywnego sposobu wybierania reprezentacji politycznej na drodze wyborów większościowych w jednomandatowych okręgach wyborczych. Kilka lat temu żądanie takie przedstawił w niemieckim Bundestagu dr Michael Rogowski, prezes BDI (Bundesverband der deutschen Industrie). W roku 2007 Traian Basescu, Prezydent Rumunii, doprowadził do referendum narodowego w tej sprawie. 29 maja 2009 w Kolumbii Brytyjskiej odbyło się referendum nad propozycją zastąpienia brytyjskiego systemu FPTP przez system STV (Pojedynczego Głosu Przechodniego) i propozycja ta została po raz kolejny odrzucona przez konserwatywne społeczeństwo Kanady. W Polsce od lat działa Ruch Obywatelski na rzecz Jednomandatowych Okręgów Wyborczych, który domaga się odrzucenia obecnego systemu i przeprowadzenia referendum w tej sprawie. Fałszywy paradygmat PR jako synonim sprawiedliwości wyborczej powinien zostać wyrzucony na śmietnik. System ten wyrządził już dostatecznie dużo szkód. Czas na zmianę.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

re: Fałszywy i szkodliwy paradygmat polityczny

Każda forma demokracji pośredniej – bez względu na ordynację wyborczą – jest systemem skazanym na wypaczenia. Każdy kandydat będzie składał obietnice, których później nie będzie ani chciał, ani mógł dotrzymać. Po wyborach natomiast będzie tak postępować aby zwiększyć swoją szansę na reelekcję. Nie ma w tym absolutnie nic odkrywczego. Pisali o tym już i Platon, i Arystoteles.
Demokracja bezpośrednia wydaje się być kuszącym pomysłem, szczególnie przy dostępie do współczesnych technologii informatycznych. Oddanie jednak pełni władzy w ręce tłumu jest niezwykle niebezpieczne, a przy polskim poziomie wykształcenia społeczeństwa zwyczajnie głupie.
Inne reżimy są w naszym kręgu kulturowym nie do pomyślenia.
Tak więc wszelkie takie rozważania to jak przesuwanie mebli w pokoju. Może w innym ustawieniu będą ładniej wyglądały, ale suma sumarum pozostajemy z tymi samymi meblami w tym samym pokoju.
Nie pozostaje nam nic innego jak zacisnąć zęby i przywyknąć.


Przesuwanie mebli

Jerzy Przystawa

Szanowny Panie, jeśli Pana porównanie jest trafne, to warto zwrócić uwagę, ze meble w pokoju można ustawić tak, że zyć się nie da, a można tak, że się da i to całkiem wygodnie. Dlaczego mamy zaciskac zęby i żyć ze źle rozstawionymi meblami? Jaki rozsądny człowiek tak postępuje?

JP


re: Fałszywy i szkodliwy paradygmat polityczny

Ależ oczywiście, że można przesuwać sobie meble do upojenia. Najpierw przyjdzie Krzyś i powie “postawmy kanapę pod okno” a potem przyjdzie Małgosia i powie “pod oknem powinno stać biurko”, kolejno wypowiedzą się jeszcze Tomek, który akurat urządzał mieszkanie (więc wie najlepiej) i Zosia (bo tak wyczytała w poważnym piśmie). I każdy będzie miał swoje racje, i żadnemu nie można będzie odmówić przynajmniej częściowej słusznościi. A pokój jak był ciasny, tak ciasnym pozostanie; tylko podłoga będzie coraz mocniej porysowana.
Każda forma demokracji pośredniej będzie formą plebiscytu popularności. Nie ważne, czy głosować będziemy na partię czy na Kowalskiego. Będziemy wybierać polityków pięknych i złotoustych. Nikt nie będzie poddawał krytyce programów, bo takowe w ogóle nie powstają. Liczy się to, kto miał dziadka w Wermachcie i kto wychował się na podwórku. Dyskusja polityczna jest pusta i miałka, bo skierowana jest do niewykształconego społeczeństwa.
Reforma systemu nie wiele wniesie. Obawiam się wręcz, że jej głównym efektem będzie “porysowana podłoga”. Wszystkie strony konfliktu – jakie by się nie zarysowały – wyjdą poharatane, nowa ordynacja będzie – jak zwykle w polskim prawie bywa – dziurawa i niedopracowana. A jedynym co osiągniemy, będzie najpiękniejszy parlament w historii.
Jeśli chcemy zmieniać demokrację, nie możemy skupiać się na warstwie rządzącej, która jest jedynie emanacją tego co dzieje się w społeczeństwie. Musimy reformować to co w demokracji jest najważniejsze – demos, lud. Powinniśmy edukować ludzi, tak aby podejmowali rozsądne decyzje. Inaczej tak na prawdę nic nie osiągniemy. Ale czy można oczekiwać od górnika, że będzie interesował się makroekonomią i polityką międzynarodową, że będzie śledził wydarzenia na międzynarodowej scenie politycznej i w tym kontekście rozpatrywał przepychanki na Wiejskiej?
Mój komentarz nie tyle jest dyskusją z ideą JOW co wyrazem zwątpienia. Czy tak jak napisałem postępuje człowiek rozsądny – nie wiem. Tak z pewnością postępuje człowiek, który widzi, że gonimy własny ogon. Po prostu nie wierzę w demokrację, co gorsze nie widzę dla niej rozsądnej alternatywy.
Ale zmieniajmy tą swoją demokrację. Może okaże się, że to wcale nie jest ciasny pokój z meblami, tylko kostka Rubika i kiedyś wreszcie trafimy w tą swoją magiczną, upragnioną kombinację.


Subskrybuj zawartość