ORP Orzeł (1)

Czy okręty mają duszę ? Ktoś mógłby powiedzieć że to bzdura. Że okręty to tylko masa stali, a o ich wartości decyduje w istocie sprawność i zgranie załogi. Ale wielu marynarzy jednak wierzy, że ich łajba to coś więcej niż tylko nity i śruby. I faktycznie trudno się oprzeć wrażeniu, że wiele okrętów jest jakby ucieleśnieniem jakichś wielkich wartości, które przedziwnym sposobem zostały zamknięte w ich kadłubie. Niekiedy można by rzec, że owa magia okrętu oddziałuje na załogę, czyniąc ze zwykłych ludzi bohaterów.

I rzeczywiście w dziejach wielu narodów pojawiają się takie okręty-symbole. Wiele z nich pełni dziś funkcje muzeów, jak HMS Victory, flagowy okręt Nelsona spod Trafalgaru, czy pancernik Mikasa na którym admirał Togo prowadził japońską flotę do tryumfu pod Cuszimą. A na nabrzeżu w Gdyni stoi najstarszy istniejący na świecie niszczyciel, ORP Błyskawica, który zapisał tak piękną kartę w dziejach Polskiej Marynarki Wojennej.

Los nie zawsze jest łaskawy dla wspaniałych okrętów i wielu z nich nie dane było zostać pływającymi muzeami. Trwają one jednak w tym jednym niezawodnym muzeum jakim jest pamięć ludzka. Jestem przekonany, że gdyby historia potoczyła się inaczej, to obok Błyskawicy na nabrzeżu stałby jeszcze jeden okręt. Najsłynniejszy okręt podwodny jaki kiedykolwiek pływał pod polską banderą – ORP ORZEŁ .I właśnie historię tego okrętu, która jest fascynująca od samego początku, aż do tajemniczego końca, chciałbym tutaj przypomnieć.

Wielki popularyzator dziejów Polskiej Marynarki i autor monografii Orła, Jezrzy Pertek użył określenia które najlepiej oddaje dzieje okrętu – „DAR I DUMA NARODU „. Oto bowiem Orzeł został wybudowany dzięki funduszom zebranym w…. dobrowolnej składce społeczeństwa. To bezprecedensowy przypadek w dziejach flot wojennych świata.

Pomysł zorganizowania zbiórki pieniędzy na budowę okrętu podwodnego został przedstawiony w 1926 przez jednego z oficerów wojska polskiego. Początkowo zbiórka miała być prowadzona jedynie wśród oficerów i podoficerów zawodowych. Zebrane środki mimo iż były znaczące tylko w niewielkim stopniu wystarczałyby na pokrycie kosztów budowy jednostki. Jednakże w 1930 roku akcja nabrała rozmachu po wypowiedzi niemieckiego polityka Gottfrieda Treviranusa w którym domagał się on rewizji granic na Pomorzu. Na fali oburzenia, w Polsce zaczepu powstawać liczne komitety stawiające sobie za cel właśnie zbiórkę pieniędzy na budowę okrętu podwodnego. Jednakże wielość tych inicjatyw była właśnie pewna słabością całej akcji, powodowała bowiem rozdrobnienie sił a wiele środków szło na obsługę aparatu administracyjnego zbiórek. Wkrótce jednak z pomysłem scalenia wszystkich akcji w jedną wystąpił działacz Ligi Morskiej i Rzecznej(później Ligi Morskiej i Kolonialnej) Julian Ginsbert. W styczniu 1933 uchwałą Rady Ministrów Lidze powierzono dalsze zbieranie funduszy na budowę okrętów oraz koordynowanie wszelkich działań w tym zakresie. W łonie Ligi Utworzono specjalny Fundusz Floty Narodowej, później przemianowany na Fundusz Obrony Morskiej(FOM).W lutym 1934 ruszyła akcja zbiórkowa FOM-u. Jednocześnie wciąż trwała, odrębnie, zbiórka pieniędzy na ten sam cel prowadzona w wojsku.

Skoordynowanie wszystkich inicjatyw wydatnie przyniosło efekty w bardzo szybkim czasie. Już bowiem w czerwcu 1935 roku zarząd FOM mógł przekazać na ręce rządu sumę 2 900 000 złotych. Po doliczeniu pieniędzy ze zbiórki wojskowej kwota ta wzrosła do 5 000 000 złotych. Te fundusze umożliwiały złożenie zamówienia na budowę okrętu.

Pozostawał problem komu powierzyć wykonanie zamówienia. Polskie stocznie nie były wówczas w stanie podjąć się tego zadania. Ostateczni z pośród kilku propozycji zdecydowano się na wybór oferty stoczni holenderskiej w Vlissingen.29 stycznia 1936 roku szef Kierownictwa Marynarki wojennej Jerzy Świrski podpisał umowę na wybudowanie dwóch okrętów podwodnych(zbiórka pieniędzy trwał bowiem nadal i wciąż wpływały nowe fundusze).

Zgodnie z zamówieniem obydwie jednostki miały być dużymi jednostkami zdolnymi do długotrwałych działań krążowniczych z dala od baz. Uzbrojenie ich miało się składać z 12 wyrzutni torpedowych (po 4 stałe na dziobie i rufie oraz 4 obracalne zamontowane parami na kadłubie naciskotrwałym pod pokładem za i przed pomostem) kalibru 550 mm, które jednak można było dostosować do torped angielskich kalibru 533 mm typu AB, przy czym każdy okręt miał zabierać łącznie 20 torped; 1 działa 105 mm 1 podwójnego działka przeciwlotniczego 40 mm oraz z jednego 1 podwójnego przeciwlotniczego karabinu maszynowego 13,2 mm Hotchkiss. Okręty miały rozwijać prędkość nawodną 20, a podwodną 9 węzłów. Ich zasięg pływania miał wynosić zasięg 7000 mil morskich przy możliwości trzymiesięcznego przebywania poza bazą, maksymalna zaś głębokość zanurzenia miała wynosić 80 metrów.

Te parametry sprawiały że bez wątpienia zamówione okręty były jednostkami silnie uzbrojonymi i nowoczesnymi przedstawiającymi dużą wartość bojową. Jednak dziś podnosi się czasem, iż zamówienie tak dużych jednostek nie była do końca trafną decyzją w sytuacji gdy ich obszarem działania miał być dość płytki Bałtyk. Rzecz do dyskusji…

15 sierpnia 1936 w stoczni w Vlissingen podłożono stępkę pod przyszły ORP Orzeł, a po 16 miesiącach budowy 15 stycznia 1938 roku odbyło się uroczyste wodowanie i chrzest okrętu. Latem 1938 do Holandii przybyła część przyszłej załogi okrętu z wyznaczonym już dowódcą komandorem podporucznikiem Henryk Kłoczkowskim. Po zakończeniu wszystkich prac okręt czekało kilka miesięcy testów. Przeszedł je pomyślnie i 2 lutego 1939 r. podniesiono na nim banderę Polskiej Marynarki Wojennej, co oznaczało oficjalne rozpoczęcie przez okręt służby.5 lutego Orzeł wyruszył w rejs do Gdyni gdzie przybył 10 lutego w święto Polskiej Marynarki Wojennej witany uroczyście przez władze państwowe i rzesze zwykłych ludzi z całego kraju, których darem był ten piękny okręt.

Nasuwa się tu refleksja. Z jednej strony smutną rzeczywistością było to iż młodego państwa polskiego nie było stać na wybudowanie dostatecznej liczby okrętów do obrony wybrzeże. Smutne było, iż dla wybudowania choćby kilu jednostek trzeba się było odwoływać do dobrej woli, biednego przecież społeczeństwa. Ale z drugiej strony bez wątpienia cała akcja zbiórki na FOM była przepięknym wyrazem patriotyzmu tegoż właśnie biednego społeczeństwa, które nie szczędziło swego grosza dla obrony kraju. Był to wymowny przejaw umiłowania niedawno odzyskanej wolność i przywiązania Polaków do morza. Tego Bałtyku „od którego Polska odepchnąć się nie da” jak później w pamiętnym przemówieniu powiedział minister Józef Beck. Chyba można powiedzieć że już wcześniej słowa te wypowiedziały rzesze społeczeństwa fundując ORP Orzeł. I już wkrótce w godzinie próby, okręt ten, będący ucieleśnieniem woli życia w wolnym kraju, miał pokazać, iż godnie będzie służył tym którzy do jego powstania tak bardzo się przyczynili. I rolę do której przeznaczono wypełnić miał wzorowo.

Źródła :

Jerzy Pertek, “Dzieje ORP Orzeł”, Gdański Dom Wydawniczy , Gdańsk 1998

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Desertracie!

Proponuję poprawić trochę literówek i błędów gramatycznych. Reszta świetna.

Pozdrawiam


PS.

Polski na pewne rzeczy nie było stać na własne życzenie. Gdyby rozwiązać jedną brygadę kawalerii, to kasy by starczyło na to samo pancerne. tylko co z tego…

Pozdrawiam


Kawaleria

Panie Jerzy, brygady kawalerii były jednymi z najskuteczniejszych jednostek Wojska Polskiego w 1939 r.I wcale nie było ich tak dużo w stosunku do ogólnej liczby żołnierzy.


Panie Desertracie!

Niemniej brygada pancerna byłąby chyba lepsza. W II wojnie światowej kawaleria nie odpowiadała czołgom (broni przełamującej), tylko piechocie zmotoryzowanej (piechocie mobilnej). O to chodziło, a rozwiązać można było pułk piechoty.

Pozdrawiam


...

desertrat

Nasuwa się tu refleksja. Z jednej strony smutną rzeczywistością było to iż młodego państwa polskiego nie było stać na wybudowanie dostatecznej liczby okrętów do obrony wybrzeże.

Rzecz do dyskusji.

Jakkolwiek rozbudowa polskiej floty w okresie międzywojennym robi wrażenie, co do kierunków jej rozwoju mam zdanie podobne jak z rozwojem lotnictwa – brak spójności. Z jednej strony dla każdego dowódcy floty było oczywiste, że operować będzie w skrajnie niekorzystnych warunkach – w przypadku wojny z Niemcami bazy zostaną błyskawicznie odcięte od łączności z krajem, a w przypadku wojny z Sowietami przewaga liczebna przeciwnika zarówno na wodzie jak i w powietrzu spowoduje dzialanie dużych okretów praktycznie niemożliwym.

W takich warunkach Dowództwo Floty zakupuje:

- pełnomorski stawiacz min, – 4 pełnomorskie niszczyciele (2 następne w budowie już w polskich stoczniach), – 2 pełnomorskie okrety podwodne.

Jednocześnie w polskich stoczniach buduje się flotyllę malych stawiaczy min.

Czyli z jednej strony strategia ‘brown fleet” (obrona wybrzeża – miny i artyleria nabrzeżna), a z drugie strony zakupy okretów które na Bałtyku wygladały jak zaczątek “blue fleet” (flota pełnomorska). A to oznacza marnotrawstwo środków.

Coś w ten sam deseń przytrafiło się lotnictwu, które zgodnie ze światowymi trendami rozwijało bombowce, a programy myśliwców się opóźniały.

To nawet nie jest zarzut wobec dowódców obu rodzajów wojsk, przed II Wojną istniało mnóstwo teorii na temat przyszłych wojen które potem okazały się fałszywe. Tylko raczej szkoda, że Orzeł zamiast okazać się skutecznym zabójcą niemieckich okretów musiał być “symbolem”. Ja tam wolę “Dzika” i “Sokoła”, które żadnymi symbolami nie są, a topiły konwoje na Śródziemnym że aż miło.


>Barbapapa

Być może zamiast budować niszczyciele należało całkowicie postawić na rozwój floty podwodnej.Byłaby to bowiem jedyna siłą morska która mogłaby zadać Kriegsmarine poważne straty.Ostatecznie żaden z polskich okrętów podwodnych w 1939 r. nie został zatopiony, przy większej ich liczbie ich osiągnięcia mogły być większe, jakkolwiek biegu wojny by to raczej nie zmieniło.

A że Orzeł nie odniósł sukcesów takich jak Dzik i Sokół ? To chyba już nie wina okrętu ani załogi…


...

Załoga dowiodła że w skrajnie niesprzyjających warunkach (szczególnie kiedy do polowania na “Orła” dołączyła jeszcze sowiecka Flota Bałtycka) jest w stanie sobie poradzić. Utrata “Orła” w czasie inwazji na Norwegię tylko pokazuje, że czasem podwodniak musi mieć jeszcze trochę szczęścia – w przypadku “Orła” zapas którego wyczerpał się dużo wcześniej.

Czy okrety podwodne? Pewnie tak, małe minowce też miały sens. Szkoda że nie dodano do tego kutrów torpedowych (planowano zakup kutrów, ale artyleryjskich…), więcej lekkich, łatwych do ukrycia jednostek itp. Z drugiej strony, trochę to takie mądrzenie się po szkodzie.

A książki Perteka lubię wlaśnie za opisanie nie tylko tych najbardziej znanych “wiekich dni malej floty” czyli “Orła” i “Pioruna”, ale solidne opisanie tego, co działo się z flotą odtworzoną na bazie okrętów Royal Navy – skutecznych piratów na “Dziku” i “Sokole” czy akcji “Ślązaka” pod Dieppe.


Desertrat

z tego co słyszałem w radiowej Trójce to na poważnie szukaja wraku…

może im się uda?

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Subskrybuj zawartość