Ernestto

Ernestto

Moja pozycja wyjściowa była całkiem niezła, to znaczy, stałam w tłumku, któremu się zdawało, że wejdzie środkowym wejściem.
Przesunięto mnie na tyle blisko, że mogę Ci powiedzieć o fioletowym świelte, którym oświetlone było wnętrze kościoła. Ja to mam szczęście!

Faktycznie w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, z niemożliwości decyzyjnych. Już nie mogłam się wycofać, bo nie było jak, a do wejścia jeszcze jakieś dwie setki ludzi. Zrobiło mi się dziwnie duszno.

Z bliskiej odległości, komunikaty były tylko trochę bardziej zrozumiałe.
Najbardziej mnie chyba rozśmieszył argument kobiety, która twierdziła, że to jest jej parafia i ona wie, ile osób jest w stanie się zmieścić w tym kościele.
Chociaż... Był jeszcze taki gość, który dziarskim krokiem ruszył do wejścia dla vipów z hasłem, że to jest kościół i nikt nie może mu zabronić się modlitwy.

Jeszcze ktoś podejrzał, że dwie niezależne osoby, z których każda miała zaproszenie, weszły razem.
Wiedza matematyczna, zdobyta w szkole, pozwoliła panu szybko policzyć, że na dwa dwuosobowe zaproszenia, weszły jedynie dwie osoby i przekonywał dziewczynę z produkcji, że te dwie brakujące, to on i jego żona. :)

Tak czy inaczej… Pewnie mi nie uwierzysz Ernestto, ale kiedy tam tak stałam, pomyślałam, że być może udało Ci się jednak wyrwać z pracy i gdzieś się kłębisz, razem z tłumem.

No i proszę, nie pomyliłam się.

:))


Nie pij Ernestto, czyli o koncercie Nigela Kennedy'ego w Warszawie By: Gretchen (10 komentarzy) 2 wrzesień, 2009 - 22:51