Bananie

Bananie

30 lipca 2008

Siedzimy we czwórkę.

Normalny wieczór jeszcze młodych ludzi.

Gadamy o tym i o tamtym. Nie o niczym, ale niczym szczególnym.

I skądś nagle, nie wiem już skąd, pojawił się temat Warszawy.

Chwilę później okazuje się, że to jest rodzinne miasto każdego z nas. Już od tego odwykłam.

Zazwyczaj słucham jakie to straszne miasto, jak tu wszystko jest nie tak jakby ktoś tam sobie chciał. Oczywiście z wyłączeniem możliwości zarabiania pieniędzy.
Zdarzyło mi się, że ktoś złożył mi szczere i z głębi serca wyrazy współczucia, że muszę Tu mieszkać.

No i siedzimy sobie i rozmawiamy o tej Warszawie, o Powstaniu, wspominamy cudze wspomnienia skrupulatnie zapisywane w naszej pamięci.

Siedzimy w mieszkaniu, w kamienicy, w której podpisano rozkaz rozpoczęcia Powstania. Już się palą znicze, już ktoś zostawił kwiaty. Coś już jest w powietrzu.

Niespodziewanie bezpiecznie. Zaskakująco nie trzeba nikomu tłumaczyć na czym polega nasza duma i tożsamość.

Mówię im o tramwaju, który w lecie jeździ po Warszawie… Stary, przedwojenny tramwaj, który objeżdża Miasto. Drzwi są otwarte, albo ręcznie otwierane przez młodych ludzi, którzy każdemu wchodzącemu mówią dzień dobry .

Potem się śmiejemy, że ich syn jest jeszcze za mały na takie wycieczki.

Każde z nas widzi i cienie, i blaski naszego Miasta.

Mamy krytyczny dystans.

Ale to nasz dom.

Świadomie kochany.


Sierpniowa rapsodia By: Banan (21 komentarzy) 1 sierpień, 2008 - 20:53