A my na tej wojnie

– A my na tej wojnie ładnych parę lat… – zamruczał sobie pod nosem generał pułkownik Jan Kos, czyszcząc starym gałganem szkła lornetki.
Cichutko zamruczał, bo piosenka, choć bardzo popularna, uznana została za defetystyczną i nie dalej jak wczoraj SMIERSZ rozstrzelał dowódcę sąsiedniego czołgu, przyłapanego na jej śpiewaniu.Odra toczyła leniwie mętne wody, jakby niespieszno jej było do Stalinoujścia.
– Janeek – zaskrzeczał głos w hełmofonie – Jak to będzie: narodowość Aloszy Filipowicza, pogromcy Dariusza ? Osiem liter.
Grigorij znowu ślęczał nad krzyżówką i jak zwykle utyskiwał, że „słów brak”.
– Rosjanin – odparł Kos machinalnie, ale zaraz rozpoczął swoje starcze zrzędzenie, którym zatruwał życie całej brygadzie: – Ech, ty tłuku gruziński, tyle lat wojujesz, a maturę z polskiego osiemnaście razy oblałeś. Ja politechnikę moskiewską zaocznie skończyłem, habilitacja w toku, Gustlik z nudów dwa fakultety zrobił, Czereśniak małorolny na klasycznej teorii pola zęby zjadł, a ty głupiej krzyżówki sam nie umiesz zmęczyć ? Nie wiesz, że Wielki Stalin orędownikiem granic etnicznych jest, a Szkopy właśnie wymykają się z Grecji ? Oj, dowie się politruk, to zdegradują do generała porucznika jak nic.
– Ka co ? Kiedy słów brak – żalił się Grześ – wasza mowa trudna. A ty byś tylko… ech…
– Nie marudź, pieronie – włączył się Gustlik – wasza mowa tyż sakramencka, ale twoja Gruzja teraz podobno w dawnej Norwegii; jak wrócisz do dom, to żadnej dziouchy nie ugodosz.
– Ale za to jakie góry… O rany, Wichura !
– Jaka wichura ? – zazrzędził Janek – Na coś takiego, to po polsku wietrzyk się mówi, ty trollu narwicki.
– Sam masz wietrzyki – odciął się Grigorij – Marusia mi się nieraz żaliła. Generał Wichura tu jedzie. I nie sam, więc pewnie tego nowego do załogi wiezie.
– Załoga, z wozu ! – zakomenderował Janek i sięgnął po rzeźbioną laskę, którą dostał od marszałka z okazji pięćdziesiątej rocznicy ślubu z Marusią.

Odkryta półciężarówka zahamowała ostro i wyskoczył z niej dziarski trzydziestolatek z porucznikowskimi gwiazdkami na pagonach.
– Dzieci nam tu na front przysyłają – westchnął Janek w duchu, ale w twarzy młodzieńca było coś dziwnie znajomego.
– Patrzcie, kogo przywiozłem – wychrypiał siwowłosy Wichura.
– Pierona, przeca to Olgierd ! – zakrzyknął z radosnym niedowierzaniem Gustlik.
– Czołem, załoga ! Nie zapomnieliście byłego dowódcy – ucieszył się Olgierd.
– Olgierd Jarosz ? – zdziwił się Janek – Przecież ciebie Szkopy ustrzelili w czterdziestym czwartym, gdzieś w pomorskoj obłasti.
– A ustrzelili, pochowali, aż tu w zeszłym tygodniu słyszę jak łopata w wieko trumny puka. Myślę sobie: dobrze jest, ekshumacja, przeniosą w reprezentacyjne miejsce i jakieś nowe towarzystwo będę miał, bo z tym głuchym haubicznikiem z prawej to już nie szło wytrzymać. A tu patrzę – oficer z wojenkomatu. Papier z raportówki wyjmuje i powiada: „Nu, lejtnant Jarosz, koniec urlopu. Coście myśleli, że tu wiecznie odpoczywać będziecie, kiedy tam, na froncie, rekrutów brakuje ? Sabirajsia, polskij pan. Na Berlin !” Tyle mi się udało wyprosić, żeby do starej załogi przydzielili. Macie co wypić, chłopaki ?

Mieli. Rozsiedli się, wypili i dalejże gawędzić.

– Wyrośliście, chłopaki, na schwał. Jeden w drugiego generał.
– Tyle lat na froncie, to i okazji do awansu nie zabrakło – odparł skromnie Janek. – Jeden tylko Czereśniak ledwie pułkownika się dochrapał, ale teraz jest na urlopie.
– Stary Czereśniak spod Studzianek ?
– Nie, jego syn. Wyjechał do rejkomu kolejne odwołanie w sprawie ojcowego kwitu na drzewo składać. Pewnie nic nie załatwi, ale ucieszy się jak wróci , bo dotąd, jako najmłodszy stopniem, musiał zamiatać, firanki prać, Szarika pilnować...
– To Szarik żyje ? Gdzie on się podziewa ?
– A tu – Janek wskazał na burego kocura o łajdackim pysku. – Mieliśmy już z pół tuzina psów Szarików. Co jeden to zmyślniejszy. Piąty, to już taki sprytny był, że erkaem potrafił rozebrać i wylizać do czysta. A po nocach bimber pędził. Ale szósty, to już przegiął: zaczął na nas donosić do sztabu, to i zaginął bez wieści na polu minowym. Jak to na wojnie. Od tego czasu przeszliśmy na koty: mniej miejsca zajmują, mniej jedzą i myszy w czołgu wyłapują. A jak trzeba, to i meldunek zaniosą, byle krótki.
– Długo tak nad tą Odrą stoicie ?
– Ano, stojemy – wtrącił się Gustlik. – W czterdziestym piątym alianty dostali w zadek w Ardenach, to ich cofło, pieronów, do Anglii. A potem próbowali jakoś superbomba wyrychtować.
– I co, nie wyszło ? – domyślił się Olgierd.
– Wyszło, wyszło – roześmiał się Grigorij – Tak wyszło, że pół Ameryki z mapy wy… – zamyślił się chwilę i wetschnął – Słów brak…
– No i front utknął – podjął temat Janek – na tamtym brzegu najlepsze dywizje okopane: „Otto Goering”, stodwudziesta pancerna i „Leibstandarte Fraulein Hitler”. Ale za rok, za dwa zmiękną. A wtedy przestaniemy tu siedzieć na proszonym chlebie i pójdziemy na Berlin.
– Taak. Słyszałem. Tam już Polska… – rozmarzył się Olgierd. – Nasze stare, piastowskie ziemie, stąd aż do Łaby.

Refleksyjna cisza wybrzmiała jak należy. Ale na froncie nie czas na sentymenty.

– No, dobra, Olgierd – powiedział Janek, unikając wzroku dawnego dowódcy. – Tam za czołgiem jest kubeł i szmata. Wiesz, co dalej…

Wiedział.

– Na stare lata cieciem przyjdzie zostać – westchnął Olgierd tak cicho, że nawet Szarik nie poruszył uchem. Z kubłem w garści zaczął się czołgać ku leniwej Odrze.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Aże mnie zatchło,

od prawdziwości tej wizji, Panie Aspiku!


Ożesz ty Karol, Panie Aspiku

Razem z sir Rolexem źeście już całą naszą literaturę z lat młodzieńczych na modłę przodków przestawili. Chwała Wam za to! A Kapuściński mówił, że nowa cywilizacja się gdzieś w Oceanii urodzi. Ale co on tam wiedział... Wieszczów nam trzeba, więc do dzieła, Panie Aspik!

Pozdrawiam serdecznie


Kot pancerny Szarik!!!

Teraz już wiem wszystko!
Superowskie panie Aspiku, superowskie.
Igła będzie wniebowzięty.
Konstrukcja wskazuje, że CDN.

jacek [dot] jarecki63 [at] gmail [dot] com


nie mam słów:)

cieszę się, że forma rośnie wprost proporcjonalnie do wieku:)
Tych dwóch Waszmościów z góry to potwierdza

– A ustrzelili, pochowali, aż tu w zeszłym tygodniu słyszę jak łopata w wieko trumny puka. Myślę sobie: dobrze jest, ekshumacja, przeniosą w reprezentacyjne miejsce i jakieś nowe towarzystwo będę miał, bo z tym głuchym haubicznikiem z prawej to już nie szło wytrzymać. A tu patrzę – oficer z wojenkomatu. Papier z raportówki wyjmuje i powiada: „Nu, lejtnant Jarosz, koniec urlopu. Coście myśleli, że tu wiecznie odpoczywać będziecie, kiedy tam, na froncie, rekrutów brakuje ? Sabirajsia, polskij pan. Na Berlin !” Tyle mi się udało wyprosić, żeby do starej załogi przydzielili. Macie co wypić, chłopaki

wstyd się przyznac ale śmieje się nadal i zamykam się w kantorku coby popłochu w pracy nie robić

pozdrawiam

Prezes , Traktor, Redaktor


Rewelacyjne!

Wiedziałem tylko, że Drezno rdzennie polskie, ale żeby aż Hamburg? No, no.

Było nie było tysiącletniej staropiastowskiej granicy na Łabie będziem strzec!
a może ta granica nie na Łabie, ino na Renie była?


Za pochwały dziękuję

Przyznam się, że oglądam w poniedziałki i wtorki kolejną powtórkę serialu i tak mnie wzięło.
Oszustowi jednemu muszę wyjaśnić, że nasze jest tylko do Łaby, bo dalej, to już NRD. Niestety :(

Aspik


Panie Aspiku

Świetne :) Na boku dodam, że akurat wczoraj zajrzałem na Pański blog i pomyślałem, że się stęskniłem (milczący taki ze mnie czytelnik i fan!) za Pana tekstami. I proszę, jest tekst. Super to wyszło, dziękuję :)


Panie Aspiku Szanowny

Przyłączam się do zachwytów ogólnie wyrażanych. Z jednym wyjątkiem.
Nie zapomnę Panu pozbycia się psiego Szarika na korzyść jakiejś kociej podróby.


Ja oczywiście w kwestii formalnej

Co do Szarika – kota pancernego, zapamiętałem kto jest przeciw wzmocnieniu szeregów WP.
Co do Hamburga i Łaby.
Dodam, że na południu Polska od zawsze sięgała Soławy, na północy przynależność Rany, Roztoki i Lubeki nie podlegają żadnej wątpliwość, na zachodnim brzegu Łaby musimy mieć przyczółek mostowy, tzw. połabski a w Hamburgu bazę wojenno-morską w St. Pauli.
Igła


Panie Igło

Czy Pan aby nie ma pamięci dobrej a krótkiej?


Odwrotnie

Pszę Magii.
Odwrotnie, jak mawiała moja Mama – na odwyrtkę.
Igła


Dossskonałe, Panie Asie Pik ! :-)

Mam nadzieje, że ciąg dalszy zamierza nastąpić...

..On sobie kiedyś pojedzie – to smutne, wesołe miasteczko…


Dałem się zmylić...

...że Aspik powrócił. Buuuuuuuuuuu

Wspólny blog I & J


Subskrybuj zawartość