Czwarty List z Patusanu

Patusan 9.01.b.r.

Przemożny Panie Halls !

Wiadomość o zatonięciu „Patny” o kilka mil od brzegu Patusanu spadła na mnie jak grom. Nie chciałem wierzyć, kiedy O’Brian przybiegł do mnie z tą hiobową wieścią, choć przecie sam fakt, że stary Patryk przekroczył na swoich wykręconych tropikalna podagrą nogach prędkość ospałego dziobaka, świadczył, że musiało się stać coś strasznego. Pognałem zaraz do wypełnionego gapiami szynku, gdzie zastałem całą załogę zatopionego statku, zawdzięczającą swój ratunek pomyślnym prądom i brakowi popytu na szalupy u singapurskich paserów.

Załoga nie zrobiła na mnie najlepszego wrażenia. Już same ich tatuaże wskazywały na brak cnót takich jak umiar, dobry gust, czy też umiejętność posługiwania się inymi niż noże sztućcami. Co gorsza, tatuaże zawierały treści obsceniczne, ujęte w ohydną formę kubizmu analitycznego, haniebnie zawleczoną z paryskich rynsztoków. Kapitan Wildcat, dowodzący bez przekonania tą hałastrą, przysiągł, że parowiec jego zatonął z całym ładunkiem, jakoby staranowany przez ogromnego wieloryba. Wielebny Russell wyśmiał go okrutnie i zaczął tłumaczyć, że w wieku pary i elektryczności wiara w wieloryby jest czystym zabobonem, o ile nie chorobą psychiczną. Kapitan wyglądał, jakby miał go zaraz strzelić w pysk, ale wtedy wielebny przeszedł do wyjaśnień, co oznacza wieloryb według niejakiego doktora Freuda. Oszczędzę Panu szczegółów, ale bardzo się to marynarzom spodobało i wszyscy zaczęli rechotać grubiańsko, a jeden z nich, o nader azjatyckim wyglądzie, zaraz obnażył tors, żeby zademonstrować dwa wieloryby wytatuowane siną farbą na piersiach. Nie tylko więc nie było awantury, ale jeszcze postawili Russellowi flaszkę kokosówki i kazali opowiadać dalej.

Wziąłem na stronę jednego w miarę rozsądnie wyglądającego majtka i zacząłem go podpytywać, czy rzeczywiście widział tego walenia. Popatrzył na mnie dziwnie i odparł coś w rodzaju: „No chyba ! Jakem Malushkievitz, widziałem bestię jak, nie przymierzając, pańskie lewe nozdrze.” I więcej nie chciał gadać, ale coś mnie tu zaniepokoiło, bo podczas tej krótkiej rozmowy, oprócz normalnego majtkowego odoru z zęzy rodem, mój nos wyczuł charakterystyczny zapach „Halls Finest” – zapach, którego nie sposób z niczym pomylić (jeśli nie liczyć pasty, której Molly używa do czyszczenia sreber). Pamięta Pan, że ostatki naszego trunku zniknęły dawno temu w przełykach pułku Gordona, więc zapach ten był wielce zagadkowy.

Nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć, przysiadłem się do Lorda Dżina, który przycupnął w smudze cienia i sączył pędzoną z bananów jałowcówkę. Spytałem go, co sądzi o tej historii z wielorybem, a ten, konspiracyjnym szeptem, zaczął mi opowadać jakieś zupełne banialuki. Twierdził, że ten wieloryb, to żaden wieloryb, tylko podszywający się pod morską bestię okręt podwodny. Dowodzi nim tajemniczy komandor porucznik Nemo, który niegdyś był rodakiem Dżina, a teraz został Hindusem i mści się na statkach wszystkich bander za stłumienie buntu sipajów. Zawzięty ponoć okrutnie, a tak dba o kamuflaż, że jednemu wielorybnikowi z Nantucket to nawet osobiście odgryzł nogę dla niepoznaki, gdy ten ruszył w pościg za jego okrętem. Takich bredni ścierpieć nie mogłem, więc z dobrego serca wypiłem resztkę jego alkoholu, żeby nieszczęśnik nie wpadł w gorsze delirium i wróciłem do pustego sklepu rozpaczając nad utratą dostawy.

Żal z powodu braku towaru jest tym większy, że patusański rynek finansowy został w zeszłym tygodniu cudem uleczony dzięki turystyce. A dokładniej, dzięki jednemu turyście, który zostawił tu zaiste imponującą ilość gotówki jako opłatę za usługi. Właściwie, to za jedną usługę, ale za to od wszystkich, więc nie nastąpiła szkodliwa koncentracja kapitału, o której tak lubi opowiadać wielebny Russell. A to było tak.

Zawinął do portu jacht z potrzaskanym sterem – jakieś rafy, albo nerwowy bosman… nieważne. Na czas naprawy zszedł z pokładu jedyny pasażer, a zarazem właściciel jachtu, kulturalny starszy pan z fajką i bokobrodami. Przedstawił się jako Hans Furstenberg, ale konstabl Kulakula, pełniący akurat obowiązki trzeciego zastępcy szeryfa Alego, zaraz go rozpoznał, bo kiedyś palił skręty z palmowych liści i listu gończego, na którym takuteńki właśnie osobnik był wymalowany. I tak, szeptanym telegrafem, rozeszła się wieść, że na wyspie gości graf Otto von Eisenhuttenstadt, ścigany po całym świecie przez kajzerowskie tajne służby za wielokrotne naruszanie ciszy nocnej oraz wylegitymowanie się nieważnym biletem peronowym na dworcu w Hamburgu. Następnego dnia ustawiła się w porcie długa kolejka usługodawców oferujących za godziwą opłatą milczenie na temat tożsamości grafa.

Było trochę przepychanek, bo niektórzy próbowali ustawiać się po kilka razy, zakładając dla niepoznaki różne kapelusze, albo nawet – całkiem już bezczelnie – zmieniając tylko głos na gruby lub piskliwy. Zagoniłem do kolejki moją Molly i dzieciaki, więc nie musiałem chwytać się takich wybiegów, ale nas i tak Szwabisko oszwabił, bo nieletnim wypłacał po pół stawki, a niemowlętom nic nie dawał, że to niby i tak nic nie wygadają. Sporo było śmiechu na początku, bo ten graf, utuczony widać kiepską literaturą, próbował zbyć naszych Malajów paciorkami, lusterkami i obligacjami Kolei Birmańskich. Tak więc wszystkim przybyło nieco grosza i cały Patusan jakby poweselał; nawet Lord Dżin upił się na wesoło, że to niby – powiada – zaborcę oskubał i za jakieś „ślimakowe morgi” się zemścił. Bredził chyba jak zwykle i pewnie mu się Niemiec z Francuzem pomylił.

Pocieszam się, że na pewno nie zaniedbał Pan ubezpieczenia ładunku i może nawet wyjdziemy na swoje dzięki katastrofie „Patny”, choć słyszałem, że Lloyd podniósł składki do poziomu iście zbójeckiego, odkąd Rząd JKMości zobligował ubezpieczycieli do płacenia odszkodowań ofiarom portowych bójek oraz do łożenia na utrzymanie dzieci płodzonych przez marynarzy we wszystkich portach świata. Rozglądam się teraz za jakimś źródłem towaru, bo taki pusty sklep to hańba dla naszego handlowego imperium. Chciałem sprowadzić coś z Tokio, bo akurat przewinął się przez Patusan japoński akwizytor, ale Maturin mi odradza. Twierdzi, że to niepewny interes, bo japońskie miasta portowe są regularnie pustoszone przez ogromne potwory wyłażące z morza. Nie wiem, czy mu wierzyć, bo widziałem, jak kupował opium w pralni Chińczyka, ale wolę być ostrożny, czego i Panu życzy szczerze oddany

Jonasz Philby

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

:-)))))

Cudne! I Pan Maluśkiewicz, moj Boze….


-> MEP

Witam ! Kultowa lektura, nieprawdaż ?
Dla tych, co zapomnieli, tutaj link:
http://wiersze.annet.pl/w,,6375

Pozdrawiam.


>Aspik

To byla jedna z najladniejszych i najulubienszych ksiazeczek, jakie mialam.

Z cudownymi ilustracjami ( niczego nie ujmujac uroczej tresci), nie pamietam czyimi…..


Szanowna MEP.

Pozdrowienia serdeczne!!!


Panie Lorenzo

i wzajemnie!


Panie Aspiku

Pan to jesteś wielki. I dziobaki się znalazły i Freud Pana Kleiny. Pyszna zabawa!

PS. Jałowcówka z bananów to jest to! W przeciwieństwie do Coca Coli, która tym nigdy nie była.

Pozdrowienia serdeczne


A do jalowcowki z bananow

tylko krakowska sucha z lososia….


-> Lorenzo

Słowo się rzekło – dziobak u płota. Wydało się, że piszę pod publiczkę :-)

Pozdrawiam.


Szanowna MEP.

Pani się śmieje, a ja byłem niegdys u pewnego producenta smaków i zapachów w Salzburgu. Stało u niego na półeczce w laboratorium dużo buteleczek z płynami o cudownych kolorach. A zapachy – jakie sobie Pani zaźyczy – między innymi byl zapach kiełbasy krakowskiej (Krakauer Wurst), dość popularnej w Oesterreichu czyli Marchii Wschodniej. Dodawać można w zasadzie do wszystkiego.

Tylko przy konsumpcji oczy należy zasłaniać.

Pozdrawiam serdecznie


Taaak,

aromat identyczny z naturalnym ;-)


A ja w okolicy Świąt,

trzeźwym będąc jak nirogacizna, widziałem produkt, co się nazywał “Praliny z łososia wedzonego na zimno”.


Aspik

ja tak czytam i punktuje sobie w notesie, kiedy i kto :
a) wypatrzy dziobaka
b) wypatrzy dawno zapomnianych bohaterów
c) odnajdzie dawno zapomniane zapachy
d) o jedzonku napomni

i tak jakbym Ci podał dane (bo czytam i notuję) – to osoby komentujące pasują jak ulał, do założeń- ba, nawet godziny i kolejność komentarzy, u buka jak by tak postawić to ho,ho Panie Dzieju, bogaczem bym został
:)))

pozdrawiam przedmówców Szanownych Wielce

Prezes , Traktor, Redaktor


>yayco

W pluszowych pudeleczkach, wylozonych satyna?


Panie Maxie,

a ładnie tak na bliźnich teczki zakładać?

Wyluzuj się Pan, albo loda zjedz.

Teraz to bardzo ciekawe są smaki, nie wyklucza się, że patusańskie…

darmowy hosting obrazków


Pani MEP,

nawet nie. Obciągnięte to było termokurczliwym plastikiem, zaś z racji koloru i kształtu, nieciekawe wzbudzało skojarzenia.
Noże zresztą przesadzam. Może to było prasowane opium z pralni chińczyka, tylko bardziej wyrafinowanej poddane obróbce…


Panie Maxie

Albo na ten przykład lody pomidorowe z bazylią czy z pieprzem różanym. Serwują takie na starym mieście w Nicei. Ale bałem sie spróbować.

PS. I co w tym złego, że zjeść dobrze lubię? Jak już to kiedyś tłumaczyłem Pani Magii – dążę do doskonałości, a najdoskonalszym ponoć kształtem jest kula. I energii dużo się oszczędza tocząc się (lub turlając, jak kto woli):))

Pozdrawiam sycie


yayco

o niecnosci mnie podejrzewasz?
gdzieżby, tam błedy jeżykowe robię, przcinków nie stwaiam, kto by mnie tam chciał...
ale dzięki za radę,

:)))

A to znasz:
“lody dla ochłody, bezmiar dobrej wody”

Prezes , Traktor, Redaktor


Lorenzo

turlając jak…ospały dziobak- pasuje, pasuje!

Prezes , Traktor, Redaktor


>yayco

Och, to szkoda.
Bo, wyobraza Pan sobie?
Pan elegancki, wypomadowany, caly w lansadach, wrecza JEJ atlasowe badz pluszowe pudeleczko, ozdobione wstazeczka w ksztalcie rozyczki, a tam… ach! praliny z lososia!
Boze moj! Jakiez to by bylo romantyczne! Ktoz by sie oparl? ;-)


MEP

albo ze śledzia…nie pasuje? ale za to jak pachnie:)
praliny śledziowe
Prezes , Traktor, Redaktor


Święta prawda, Panie Lorenzo,

jedną jeszcze dodam onego kształtu zaletę: łatwiej przeskoczyć, niż w kółko obejść.
PS. Kiedyś szynkowe lody jadłem w italiańskiej miejscowości Lucca. Ale nie smakowały mi zanadto, bo zbytnio szynką drobiową zajeżdżały. Oszustwo Panie Lorenzo i tyle.


Kulinarni

Oj, ruszyła lawina dziwnych smaków. Przypomina mi się, jak za stanu wojennego usłyszałem w pociągu rozmowę dwóch starszych pań o dziwnych artykułach spożywczych. Ostatnie słowo należało do pani, która tryumfalnie powiedziała: a ja widziałam w sklepie puszkę, a w niej SARDYNY W MAŚLE.

Max, łap za kajet i obstawiaj, kto pierwszy rozpozna ten zabytek spożywczy :)

Pozdrowienia dla wszystkich.


Maxie Drogi

Jaki ospały? Coś Pan? W tym towarzystwie?!!


Sa tez lody czosnkowe i cebulowe

- w Stanach. Tudziez ( odswiezajaca;) czosnkowa guma do zucia.


Aspik

spraaaawdzi się , na peeeewno
Prezes , Traktor, Redaktor


Lorenzo

mam dzisiaj rózne dziwne skojarzenia:)
“prędkość ospałego dziobaka” to oczywista z Listu no i potoczyła się lawina skojarzeń:)
uniżenie proszę o zrozumienie :) Jacek mnie od rana rozbawił i szaleję jak ten pijany zając
Prezes , Traktor, Redaktor


Pani MEP

nie bardzo sobie wyobrażam siebie w lansadach, zwłaszcza zaś w pomadzie, ale obrazy Pani kreujesz bajeczne, to fakt.
Ale teraz rynek bogaty i każdy coś, dla damy swego serca , eleganckiego znajdzie. Ot choćby to

darmowy hosting obrazków


-> yayco

Ojojoj ! A te dzieci to aby z gwarancją ? A można wymienić, jeśli zepsute ? A czy aby nie chińska podróba ?
Strach pomyśleć.


Maxie Drogi

Aha, były tam także lody o smaku gumy do żucia. Tex nie spróbowałem, ale w głęboka zadumę jednak popadłem.

Pozdrawiam

PS. A co do dziobaka, to Pan sie nie przejmuj – wygląda na dobroduszne zwierzę, chyba że mi się myli z tym od eukaliptusa.


To ja odpowiem nie wprost,

jeden mój znajomek w miejcowości Moskwa wszedł do rybnego i zarządal sierotek w puszce. I długo nie pojmował, czemu go nie rozumieją

PS. A dla Pana Maxa mam jeszcze jeden deser, może jemu bardziej podejdzie

darmowy hosting obrazków


>Aspik

A ktorez to dzieci sa z gwarancja? Te to przynajmniej tanio wyjda.;-)


Lorenzo

nie moge nie zapytac : jakiej gumy: Donald, Turbo, Miętuski czy jakie? może Mamba?
ech, ci Włosi…

Panie yayco

też miłe, deser z cebulą? nie kojarzę

Prezes , Traktor, Redaktor


Eukaliptusem to się

szprycują podrabiane misie, które z damską torebką na drzewach siedzą.

A ten dziobak to podejrzany jest. Dla kształtu dzioba. Pisz Pan lepiej Panie Aspiku o kolczatkach, bo jak się fortuna znowu obróci, możesz być Pan stratnym

A Pani MEP powiem, że też mam niejaką niepewność. Jednak czasem nie ma to jak chałupnicza robota, prawda?


MEP

wydanie dziecka kosztuje:
slub- 200 od gościa, garnitur lub suknia ślublna 2000 itd, itd
Prezes , Traktor, Redaktor


Bo Pan młody jesteś,

Panie Maxie.
Za Józefa Wisarionowicza, to jak nic nie było to dzieciom cukrowaną cebulę czasem dawano.

Ale ten deser na fotce, to chyba raczej z krokodyla.
Pan Aspik, jako bardziej w tropikach oblatany, rozstrzygnąć musi.


Chalupnictwo tez nie daje gwarancji.

Z moich (teoretycznych) obserwacji “jakosc” dzieci okazuje sie “w praniu”.


yayco

ale sok z cebuli i czosnku słodzę choć jako deser nie traktuję
Prezes , Traktor, Redaktor


-> MEP

Że niby, jak trzeba często prać to kiepskie ?

Znikam do jutra, ale można się nagrać w szafie :)

Czołem !


Bo to jak zawsze,

zanim się do seryjnej przystąpi produkcji, warto popracować nad prototypami.


Panie Maxie,

jak rozuniem po spożyciu tego dekotu przypinasz Pan brodę, zakładasz dlugą czarną marynarkę oraz kapelusz i straszysz Pan Najprawdziwszych Polakow (handmade i z gwarancją genetyczną) na Salonie?


Panie Maxie

Tego właśnie nie wiem, bo nie próbowałem, a Francuzi w znanych mi językach jakoś nie są biegli. Ale jak Pan będziesz jechal do Nicei, to podam namiary i rób Pan za królika.

Co do smiesznych (dla nas pozornie) potraw, to znam sałatkę pomarańczową z cebulka drobno posiekaną i oliwą. Z dodatkami pieprzu i soli. Nader smaczna, na przykład do watróbki, ale nie drobiowej.


Panie Yayco Szanowny

Dekokt Pana Maxa osobliwie skuteczny jest na przeziębienia. Poprawiać można gorącym mlekiem z masłem, miodem i czosnkiem. Żadna mucha nie ma prawa się w promieniu kilkunastu metrów uchować!

Pozdrawiam świeżo


To ja już wolę,

tradycyjny w mojej rodzinie “grypolin”, któren serwowanym bywa w dwojakiej wersji.

Męski składa się z trzech części równych: miodu ciemnego, rozciapkanej (ale nie wyciśniętej) cytryny i spirytusu.
Żeński składa się z czterech części równych, jako czwartą wprowadzając sok malinowy.

Pić na noc, bo inaczej są problemy z zakłócaniem porządku publicznego i miru domowego sąsiadów.


Szanowny Panie Yayco

Patrz Pan jakimi ścieżkami może się poruszac wymiana poglądów na tematy poruszane przez Pana Aspika – od Patusanu przez lody pomidorowe z bazylia i domieszka gumy do żucia aż po zakłócanie miru sąsiedzkiego pod wpływem soku malinowego z czosnkiem:))) (czemu sie zreszta nie dziwię).

Źyc nie umierać.

Pozdrawiam serdecznie


Aspiku

Powtórzę za Lorenzo. Żyć nie umierać!!!
W maśle ( he he ) sam się w wieku lat 16 chyba, nabrałem. I jakie byki te szproty. W całej puszce kawalek ryja się zmieścił.
jacek [dot] jarecki63 [at] gmail [dot] comi


Ludzie kochani!

do pijaństwa namawiają, mleko pod nosem mam także musze popytać znajomej co za “mrówkę” robi żeby przyniosła mi ukraiński, świąteczny bo mnie nikt nie sprzeda…
Prezes , Traktor, Redaktor


Przeczytawszy wczesnym rankiem

ten zabawnie sympatyczny post,nie mogłem odpuścić odczytania komentarzy ludzi zacnych i bywałych jako,że cosik z tego do mojego skromnego umu może wpadnie.

Przeświadczenie to szybko okazało się marzeniem głowy ściętej.
Po drugie w rozedrganie nerwów mnię wprawiło.
Zrozumieć mogie jako facet,że męskie grono lubi różne zabawy;w kolejkie,butelkie i inne tańce,obżarstwo i hulanki.

Natomiast insze bulwersacje odzywają sie we mnie na niewieście sekondowanie.Toż to profanacja absolutna,albo jakieś innsiejsze wyuzdanie.

A już całkowitem skopaniem,dengrenoladom steranemu umu memu jest poklaskiwanie Osoby Ważnej w jednej trzeciej w tem wywichniętem dyskursie.

Kiedyś to choć ormo czuwało, teraz,ech panie dzieju..
ide coś na rzuszta wrzucić,tak!


>Aspik

Nie, chodzi o to, ze nigdy nie ma gwarancji co z tych dzieci wyrosnie, zeby sie czlowiek nie wiem jak staral.
A tak, kupi Pan “gotowe” za 5 PLN i …;-)


zenek

a co tam grilujesz z rana?
Prezes , Traktor, Redaktor


Szanowny Maxie

nie samym Tekstowiskiem człek szary żyje.
Strawa duchowa do suchot galopujacych doprowadzić może,a grama tłuszczu nie przysporzy.
Tak więc po kawie i kilku szlugach coś na żołądeczek trza podrzucić.
Żadne tam szpecjały co to o palpitacjeżoładkowe przyprawiają.
Nie takie tam kuskusy,ani inne szpecjały:stary chleb z pasztetowo.
Już te wszelakie posty i komentarze o delicjach w kuchniach wymadrzanych omijać będę łukiem szerokim.
Wolę kanałami się przemykać,ino nie czytac co oni tam wypisują i znęcają się nad biednym człekiem.
Te co tam wypisują różne takie to dręczyciele,to są,to są...e słów brakuje na takich,co to tortury żoładkowo-podniebieniowe fonduja.


-> Zenek

Wytrzymaj Pan jeszcze ździebko. To wszystko przez karnawał. Niedługo przyjdzie post, to jeno o chlebie, wodzie i śledziach pisać będziemy.


Subskrybuj zawartość