Trzeci List z Patusanu

Patusan 4.I.b.r.

Najwielmożniejszy Panie Halls !

Ledwie odetchnęliśmy po odjeździe sił pokojowych generała Gordona, a już wyspą wstrząsnęły zamieszki religijne. I to bynajmniej nie z powodu Szeryfa Alego: pobili się szwagryści z ortodoksyjnymi agnostykami Russella.

Wszystko zaczęło się tuż przed Świętami, których – jak już pisałem – tutejsi nie uznają z wielu względów. Ktopyta wyjaśnił mi, że Zielone Świątki, to by jeszcze dało się tu zaszczepić, ale Boże Narodzenie jest szczególnie nielubiane z powodu tubylczych legend o potworze zwanym krysmysz. Ten krysmysz miał być jakoby wielkim jak góra, bezzębnym i okrutnie rozmemłanym monstrum, które raz do roku wyłaziło z puszczy i pożerało kogo popadnie. Pożarcie polegało na tym, że nieszczęśnik lądował w paszczęce potwora i tam, przez tydzień, albo i dłużej, był międlony, obśliniany i obmlaskiwany, po czym zostawał wypluty – zdrów na ciele, ale ogólnie sponiewierany umysłowo i pełen niechęci do wszystkiego, a do zajęć gospodarskich w szczególności. Ale co ja tu będę Wielmożnego Pana folklorem zanudzał. Wróćmy do agnostyków.

Był wśród russelowych neofitów pewien Malaj, Moja Popuka, który mnóstwo czasu spędzał w bibliotece parafialnej i wielebny Russell z dumą za wzór go zawsze podawał. Aż tu nagle, podczas niedzielnego kazania, (o cnocie wątpienia było) wstaje ten Popuka i mówi, że to niby „wybaczcie, wielebny, ale Moja nie znajduje dostateczna racja logiczna, żeby wątpić. Moja wątpić, czy to wątpienie być dedukowalna z niearbitralne aksjomata.” Russella mało szlag nie trafił i tropikalna apopleksja. Wyzwał go od najgorszych i rzucił na niego świecką ekskomunikę, po czym cisnął w niego kałamarzem, bo nic innego nie miał pod ręką. Popuka też się na to zezłościł, skrzyknął swoich szwagrów przyrodnich oraz ciotecznych, którzy całą jedną nawę zajmowali i wyszedł ostentacyjnie. Russell dalej się pienił i ostrzegł pozostałych, że kto będzie myślał tak jak Moja, ten po śmierci nie będzie istniał w sposób wyjątkowo niemiły, zamiast nieistnieć godnie i przyjemnie, co przypadnie w udziale prawowiernym agnostykom. A kiedy pół godziny później zamykał kościół, zobaczył na wrotach przybity kawałek papieru z jedną, ale za to dobitną, tezą: „Russell jest osioł”. Oczywiście, nie było to napisane literami, bo większość tutejszych jest jeszcze niepiśmienna, ale dwa obrazki połączone strzałką nie pozostawiały czytelnikom żadnej swobody interpretacji, choćby nawet byli ponowoczesnymi literaturoznawcami, o których czytałem w zeszłorocznym numerze „Malayan Art Chronicle and Crossword Puzzles” wyrzuconym na plażę przez zdegustowany przybój.

Następnego dnia, Russell zwołał coś w rodzaju krucjaty i starł się z dowodzonymi przez Popukę szwagrami. Doszło do bijatyki pod sędziwą palmą na rynku, podczas której Popuka zabrał wielebnemu pozłacane binokle i wytargał go za brodę, ale i sam oberwał kilka siniaków. Na odgłos bójki wypadł z szynku Lord Dżin. Bardzo chciał się przyłączyć, bo ponoć w jego rodzinnych stronach taka tradycja, że gdy się obcokrajowcy biją, to nie można stać z boku, bo niby dla Ojczyzny korzyść jaka może z tego wyniknąć. Miał już sporo w czubie, więc na przemian śpiewał jakieś dziwne pieśni w rodzaju „hej, kto Malaj, na bagnety”, albo pytał, którzy tu są Dobrzy, a którzy Źli.

Nagła ulewa położyła kres walkom i wszyscy rozeszli się do domów. A następnego dnia, w samo Boże Narodzenie, zaczęli świętować zwycięstwo. Schizmatycy Popuki, którzy sami zaczęli nazywać się popukanami, ale przeciwnicy przezwali ich sektą szwagrystów, umyślili, że na cześć zwycięstwa będą co roku przystrajać palmę i wręczać sobie podarki ku pamięci wydartych Russellowi binokli. Podarki ma roznosić brodaty grubasek jako karykatura wielebnego. Agnostycy Russella też uznali się za zwyciezców i takoż postanowili stroić palmę i rozdawać prezenty za pośrednictwem brodatego grubasa, gdyż Russell zarzeka się, że podarował swojemu wrogowi binokle z własnej woli, by ten mógł przejrzeć na oczy i ujrzeć błędy swojej plugawej doktryny.

Myśli Pan zapewne, że zacieram ręce i liczę utarg, skoro wszyscy tak postanowili świętować, ale nic z tego. Nie tylko sklep pusty po rekwizycjach, ale w dodatku nastąpiło załamanie rynku pieniężnego, bo wojacy Gordona kazali sobie słono płacić za ochronę. Nikt już nie ma gotówki, chyba tylko łotr Chińczyk, który w same Święta przyjął wielki transport drobiu z Formozy i sprzedał go z wielkim zyskiem, wyciągając ostatni grosz z tubylców, a nawet i ze mnie, bo musiałem przecież jakoś wyżywić rodzinę.

Wkrótce rolę waluty obiegowej przejęły jajka kurze, którymi płaci się tu za wszystko, nawet za jajka, które wystawiłem w sklepie jako jedyny dostępny towar. Niestety, kury niosły się jak głupie i wpadliśmy w spiralę hiperinflacji. Doszło do tego, że jedno jajko kosztowało pół tuzina jajek i nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby Maturin nie zauważył, że kury jakoś dziwnie pociągają zasmarkanymi dziobami, pokasłują i wzrok mają mętny. Najpierw zbagatelizował sprawę i uznał, że są tylko przeziębione, ale potem okazało się, że to jednak ptasia grypa. Cały zapas chininy poszedł na zażegnanie epidemii i musieliśmy wszyscy chodzić po matach, których tu na szczęście nie brakuje. Nie wiem po co, ale Maturin tak kazał, a Szeryf Ali poparł go specjalnym dekretem. Molly się nawet ucieszyła, bo mówi, że dzięki temu buty na dłużej starczą. Tak, czy inaczej, inflacja została stłumiona, bo teraz każdy trzy razy jajko w rękach obraca i jeśli zdrowe, to sam woli zjeść niż wydawać na bzdury.

Dotarły do mnie wieści, że parowiec „Patna” z zamówionym przez Pana towarem dla filii w Patusanie wypłynął z Singapuru. Nie wiem, jak wyrazić swoją wdzięczność i zapewniam, że zwróci się Panu ta inwestycja wielokrotnie. Przesyłam wyrazy szacunku od całej rodziny

Jonasz Philby

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Szanowny Aspiku

Gdzieś niedaleko (co to znaczy “niedaleko”?) od Pana, tzn Pana Jonasza Philby’ego, żyją dziobaki. I one też maja jaja, a nawet torby. Bliższych informacji może udzielić Pan Mad Dog, znany obieżyświat:))

Pozdrawiam serdecznie


--> Lorenzo Szanowny

Spróbuję pamiętać o dziobakach na przyszłość. Egzotyka musi być.

Pozdrawiam poświątecznie, wypluty z paszczy krysmysza.


Szanowny Aspiku

Glątwa znaczy się dręczy, i to dwojakiej natury?

Pozdrawiam serdecznie


Aspik

dobrze poczytać coś miłego oczom
Prezes , Traktor, Redaktor


Świąd mam

To takie uczucie jest ( na głowie)?
No bo kurcze pieczone, w pysk, jak tu sie nie wziąć i nie obrazić?

Powieść z kluczem?

Wychodzi, że tak jak Lorenco wlezę na drabinę, na niższy szczebel, wszak jestem od Lorenco o 1/3 starszy.

Igła – Kozak wolny


Drogi Iglo

Gratulacje z powodu doskonalego wyglądu:))) No, no…

Pozdrawiam Cię nieustająco


Panie Aspiku

nadrobiłam zaległości ubawiwszy się przy okazji.

Kłaniam się nisko z wdzięcznością


-> Czytelnicy

jull & max: dzięki za dobre słowo.

Igła: Nie bardzo wiem, do czego Pan pijesz z tym kluczem, ale długo mnie nie było, więc mogę mieć zaległości. No i ten świąd… Wesołych Świąd ?

Pozdrowienia ogólne


Aspik

smutno przekazuje od referenta pozdrowienia, czytał zachwycony…nie podoba mi się to że nie skomentuje tego osobiście…
Prezes , Traktor, Redaktor


Ojej,

ten potwor ( krysmysz) to u nas tez juz jest.

Podejrzewa sie, ze zarodniki krysmysza przyplynely do Gdyni w zęzie slawnego, a moze nawet kultowego “statku z owocami cytrusowymi”, ktory niegdys przybijal, albo nie.

P.S. Pod wplywem tej lektury, chyba zbiore sie “w swiat” :-)


MEP

ja w pierwszej chwili odczytałęm Twój komentarz “zrobię się na bóstwo”, głodnemu…:)
Prezes , Traktor, Redaktor


Max

To numer bo ja też tak przeczytałem i dopiero gdy przeczytałem to, że ty przeczytałeś to się wróciłem i przeczytałem raz jeszcze. zrobienie się “na bóstwo” wydało mi się jakoś bardziej naturalne niż zbieranie się w świat.
la la la la lal la
Jacek Jarecki


Jacek

ooo, proszę nie sam jestem:)
MEP Szanowna, pls o ustosunkowanie się do.

Prezes , Traktor, Redaktor


Max & JJ

  • ;-p


MEP

czyli “bóstwo” miało być:)))
miło mi podwójnie:)
Prezes , Traktor, Redaktor


Max

Ja sie nie musze “robic’ na bostwo. Ja jestem boska z natury.;-)


MEP

wolałem dopytac coby nie pochwalić za mocno. Wiesz sa takie osoby co się swoją “boskoscia” nie obnoszą:))) i nadmiar pochwał je peszy, ale skoro juz “wszytko jazne” to tym bardziej miło- że się tak odczytało

Prezes , Traktor, Redaktor


Max

Grabisz sobie, oj grabisz…;-)


MEP

Może wiesz gdzie jest ten cały Aspik? Zostawił nas, jakby na stracenie. Całkiem ucichł, nie żebym myślał że on tam gdzieś duma, bo to do niego nie jest zbyt podobne.
i zobacz co napisał:

“Wkrótce rolę waluty obiegowej przejęły jajka kurze, którymi płaci się tu za wszystko, nawet za jajka, które wystawiłem w sklepie jako jedyny dostępny towar. Niestety, kury niosły się jak głupie i wpadliśmy w spiralę hiperinflacji”

Jaki mądrala, służbie zdrowia & górnikom żałuje.
Albo to jest aluzja do jajecznicy. A …mam go! Przypomniał mi się Bellew Zawierucha, czyli jest dobrze.
Jacek Jarecki


>JJ

Ad. gdzie Aspik?

Jajka byly zarazone zmutowanym wirusem ptasiej grypy i salmonelli, tubylcy sie w koncu zorientowali i teraz musi sie ukrywac, zeby Go nie obrzucili….

Gdzie? – Nie wiem. Kto mniej wie, jest krocej przesluchiwany.


MEP

To szczera prawda.
Ostatnio byłem przesłuchiwany w takiej sprawie ( prawo pracy, jakieś nadgodziny) I takie głupstwo urosło aż do prokuratury i na policji zeznawałem.
Jako dowód była taka lista gdzie pracownicy wpisywali swoje godziny, że np. pracował od 7 do 15:30, no ich wypytywali, a co, a jak, a Ja oczywiście wcale się tam nie wpisywałem. I mi się pytają, czemu?
A ja na to, że mi sie nie chciało.
A czemu?
No bo niby po co miałem się wpisywać skoro mi się nie chciało?
Tak zaprotokołować?
Jasne.
I zaraz się prokurator zorientował i umorzył.
I miał rację. Kiedyś to opiszę bo był tam ciekawy absurdzik & paradoksik, w tej sprawie całej.
Jacek Jarecki


Jacek, MEP

koniecznie!

MEP droga ja tu widziałem atak ad personam! widziałem to! zaraportowałem
Prezes , Traktor, Redaktor


Ale dyskusye...

O, jestem. I widzę, że całkiem dobrze idą dyskusje i beze mnie.

MEP: Z tym przesłuchiwaniem, to bywa całkiem na odwrót.
J.J. : Górników na Patusanie jeszcze nie ma. Chopy z Bytomia są dopiero pod Cejlonem, więc jeszcze im zejdzie. A służba zdrowia to jeden felczer i nic nie bierze, bo podobno w Kuala Lumpur jest jeden prokurator okrutnie zawzięty na medyków i szamanów (bo to się dawno temu dzieje).

Pozdrawiam wszystkich (z podczytującym zza węgła Referentem włącznie)


Subskrybuj zawartość