W obronie Symbolu

Każdy Naród potrzebuje dla podtrzymania swojej odrębności, symboli i legend. Zwłaszcza taki jak nasz, obarczony ogromnym bagażem kompleksów, i z chorobliwym wręcz, nienasyconym głodem uznania i przypieczętowania wielkością, jeżeli nawet nie zawsze jest należna. Niezasłużona.
Owe znaczniki historii powstawały w sposób spontaniczny, i nieraz przypadkowy. Wynikały z doraźnych potrzeb, ale ich źródło tkwiło w nie zawsze uświadamianym przez ogół instynkcie przetrwania Narodu. Pomnikowe postaci uosabiały najwspanialsze cechy, symbolizowały ducha waleczności, oporu, bezkompromisowości, wszechstronności.
Bo były dla samostanowienia niezbędne. Bo w czasach ciemnych chroniły migocący niepewnie płomyczek nadziei, suszyły łzy, i mimo zbierających się nieraz ciężkich chmur przywracały wiarę w sens walki. Bo do tych szczytnych zadań do życia je powołano.

Najczęściej goła prawda o ludziach, co się za tymi fasadami kryli, nie była tak świetlana, a często heroizm im przypisywany, mógłby przez dociekliwego historyka zostać rozniesiony na strzępy. Gdyby oczywiście znalazł poparcie dla swoich działań, i znaczący front przyzwolenia.Grono ludzi małych, podłych. Gotowych dla celów nikczemnych, dla iluzji władzy i wpływów spalić otaczający ich świat. Zapiekłych, zalanych żółcią . Zamykających świat dla siebie i koterii, pogardzaną na równi z tymi, których zwalczają otwarcie.
Rozpoczęcie takiego procesu byłoby dla każdego Narodu samobójstwem. Zwłaszcza dla naszego, który jest do swoich symboli przywiązany, i od nich uzależniony.

Wybitny filozof hiszpański, Jose Ortega y Gasset, bodaj pierwszy w tak poważnym zakresie zajął się związkami pomiędzy historią i narodową świadomością. Ożywczym wpływem symboli na kreowanie postaw, a ostatecznie jakości bytu. A jego słowa:
“Naród który nie szanuje swoich bohaterów i swoich legend jest na drodze do utraty tożsamości” współbrzmią z tymi, wypowiedzianymi przez Prymasa Tysiąclecia:
“Naród bez dziejów, bez historii, bez przeszłości, staje się wkrótce narodem bez ziemi, narodem bezdomnym, bez przyszłości. Naród, który nie wierzy w wielkość, i nie chce ludzi wielkich, kończy się.”

Dlatego wzorem przodków oddzielam Wałęsę człowieka od Wałęsy symbolu, i pochylając kornie głowę powtarzam za Premierem Tuskiem:
“Byłeś, jesteś i będziesz bohaterem naszej wielkiej narodowej legendy. Koniec. Kropka.”

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Tarantulo

Pewnie tak będzie kiedyś. W przyszłości. Pamiętać będą Lechowi to co wielkie i stworzy się legenda o której Pan pisze. I dobrze. O tych, którzy wspinają sie usilnie na cokół, by Lecha zmienić, pamiętać nie bądziemy. Bo i nie ma za co. Na razie. Może się zmienią i im się uda?

My jednak mamy ten problem, że Legenda żyje i swoimi działaniami skutecznie nie pozwala zakiełkować drzewu zwanemu “symbol” w naszych duszach. Wciąż mamy do czynienia głównie z człowiekiem. Z tym, jaki był Lechu jako prezydent i co czasem wygaduje teraz.

Za dużo wiem, by kornie przed Lechem chylić głowę. Może to jest właśnie przekleństwo życia w czasach Legendy?


Panie Griszequ!

„Pewnie tak będzie kiedyś. W przyszłości. Pamiętać będą Lechowi to co wielkie i stworzy się legenda o której Pan pisze. I dobrze. O tych, którzy wspinają się usilnie na cokół, by Lecha zmienić, pamiętać nie będziemy.”
Sama racja. Właściwie to najprawdziwsza racja.

Ale ja na tę chwilę wspomnień i wzruszenia chcę pamiętać ten właśnie symbol. Bez patrzenia w przykry czas po roku 89’

Z Wałęsą jest pewien problem: jest symbolem żywym, świeżym, a to jest dla wielu nie do wybaczenia. Reszta to didaskalia. Potrzeba czasu, aby na potknięcia bohatera, na rysy i szczeliny posągu patrzeć z wyrozumiałością. ale musi upłynąć co najmniej bieg życia jednego pokolenia. 50-lecie Nobla dla Wałęsy będzie już inne.
Określenie „żywa legenda” zawiera w sobie sprzeczność, a tej wtedy już pewnie nie będzie.

“Nieszczęśliwy to kraj, który potrzebuje bohaterów.” Ta sentencja nieraz była kontestowana. Dlatego, że powiedział to Brecht.
A może ci, którzy nie tylko w Wałęsę godzą, ale zaczynają dobierać się do wszelkich autorytetów, wyznają ów pogląd, że nasz kraj rzeczywiście nie potrzebuje?
Dlaczego tak myślę. Bo niczego nie oferują w zamian. Przecież nikt nie pochyla się specjalnie nad czynami Walentynowicz czy Gwiazdy. Są słuchani z uwagą tylko wtedy, gdy służy to do demontażu znienawidzonego symbolu.

tarantula


Panie Tarantulo

Smuci mnie Pan. A raczej – w smutny nastrój wprawia. Też myśle o tym, że był czas, gdy Pan Czuma i Panem Kaczyńskim razem demontowali bolszewicki system. I słowo “RAZEM” jest tu kluczowe. Choć ja to pamiętam bardzo słabo. Młody byłem.

Zgadzam się z Panem – obchody 50 lecia będą zupełnie inne. Nikt nie bedzie pytał, czy coś tam podpisał, czy gdzieś po drodze na chwile się złamał, czy potem świadectwa tego bezrozumnie niszczył... Bo to w sumie – nieważne. Lechu jest juz niezniszczalny.

Wiem, że to nie ten kaliber, ale Papież był żywą legendą. A Dalajlama nadal jest. Moge wyobrazić sobie Lecha – żywą legendę. Bylo, mineło. Przyjdzie nam poczekać, a tymczasem musimy bezsilnie patrzyć, jak niszczone są ostanie symbole. Czekam tylko, kiedy Kurski, Gosiewski czy Putra zwróca oczy na Czumę. Kiedy okaże sie, że za krótko siedział, nie walczył tak jak powinien i traktowanie go nie tak, jak gestapo traktowalo 13 latki, świadczy że ubabrał się z SBecją.

Panie Tarantulo – kiedy juz opluje się i zohydzi pierwsze szeregi, drugie i trzecie, to może wdzięczne i szukające bohatera oko narodu spojrzy na czwarty garnitur?

Sentencja Brechta jest jednak wielowymiarowa… Najprościej to odczytując – kraj, który nie potrzebuje bohaterów, to kraj w którym ludzie są szczęśliwi.

Pozdrawiam Pana w lekkim zamyśleniu. Griszeq


Panie Griszequ

Jestem tylko człowiekiem, co boleśnie daje o sobie znać co raz to!
Kiedyś te określenia, jakimi obdarzyłem demonterów pomnikowych, skłonny byłem przypisać Wałęsie. Jednakże tak złożył los, że oni uosabiają cechy szkodliwe nie mniej. Dlatego oddzielając cały bagaż Wałęsy od jego szczytnych osiągnięć, staję jednak po jego stronie. Bo oni kiedyś nim cynicznie sterowali, i winni sa po częsci temu, czym stał sie później. Kuriozalna ofensywa rewolucji moralnej, spowodowała, że na Wałęsę spojrzałem jednak cieplej.
Chociaz doskonale zdaje sobie sprawę, że pomiędzy słowami, jakie Lechu wyrzekł przy jubileuszu gdańskim, z praktyką w jego wydaniu wielce się rozmijają.

Miałem okazję zamienić z nim parę słów podczas uroczystości odsłonięcia pomnika w Nowej Hucie. Moja siostra była odpowiedzialna za organizację imprezy. Oboje bardzo wobec niego sceptyczni, ulegliśmy urokowi tego człowieka.I zostajemy pod wrażeniem do tej pory. Blask legendy, nasze nastawienie, czy charyzma? Może wszystkiego po trochu. Nie wiem…

tarantula


Panie Tarantulo

Ja także stoję po stronie Lecha. Dopuszczając nawet, że był gdzieś tam w jakimś momencie życia słabym człowiekiem. Mam na tyle lat, by swiadomość słabości u każdego człowieka zdołała się we mnie wykształcić. Mogę powiedzieć tak – sporo narozrabiał, ale nie na tyle by sobie sam na poważnie zaszkodzić. Zwłaszcza – że jak Pan pisze – w znacznej mierze był sterowany (kierowany, popychany), nawet jeśli sam twierdzi, że było inaczej. I w rzeczach wilekich i w rzeczach małych…

Wie Pan, jak będzie – praktyka jego zachowań ulotni się, pozostaną wielkie słowa (choćby z jubileuszu) i one właśnie będą pamiętane. Takie są koleje losu. Czy Lechu wie o tym i robi to świadomie? A jakie to ma znaczenie…


Nic dodać!

Chylę czoła!
Ibi semper est pax, ubi concordia est!

tarantula


Subskrybuj zawartość