Jak można nie być antyklerykałem i uśmiechać się do ludzi

Od pewnego czasu pana Y dręczy głębokie przekonanie, że z jego N jest coś nie tak.
Mianowicie N nie jest antyklerykałem.

N nie jest najlepszym katolikiem, z pośród znanych panu Y, ale niewątpliwie się stara. Uczęszcza w niedzielę, dba o religijne wychowanie dziecka. Ale to przecież o niczym nie świadczy, bo przecież nie on jeden. Obraca się wśród rozwodników, agnostyków i byłych (z racji wieku) libertynów. Zna (choć nie są to więzi nazbyt bliskie) prawników, celników, aktorów, polityków i przedstawicieli innych co najmniej równie grzesznych zawodów. Pozwolił Panu Y prowadzić bloga, na – jak to pięknie ujął niejaki Kejow – czerwonym Tekstowisku . Radia z Torunia nie słucha. Telewizji tamtejszej nie ogląda. Kłopot polega na tym, że przy tym wszystkim, N w zasadzie do księży, branych en masse nic nie ma.
Zazwyczaj mówi, że traktuje ich jak przedstawicieli bardzo ważnej profesji. Może nawet arcyważnej, ale widzi w nich ludzi, a nie przekaźniki. Ludzi podatnych na grzech, jak wszyscy inni. Jasne, N wołałby, aby duchowni byli bliżsi świętości. Oburzają go występki duchownych, czy to poważne, jak molestowanie seksualne, albo współpraca z SB, czy to drobne jak codzienna pazerność i nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu. Ale tak samo oburzają go podobne występki nauczycieli, policjantów, czy terapeutów.

Jasne, że N widzi hipokryzję duchowieństwa, trudno nie dostrzec tego żyjąc w kraju antyklerykalnych katolików, którzy szybko zadbają, aby każdy przypadek domniemanej hipokryzji dotarł do uszu albo oczu N. Nie widzi on w tym zresztą nic złego, bo uważa, że zło skrywane jest stokroć bardziej niebezpieczne, a ludzi, którzy skłonni są skrywać złe uczynki tych, którzy stoją po ich stronie barykady, jest bez liku. Dotyczy to zresztą nie tylko katolików. Szczególną uwagę N przyciągają ci, którzy nie należąc do Kościoła, uważają za stosowne pouczać jego hierarchię i wiernych w kwestii hipokryzji i zakłamania. Zdaniem N było by pięknie, gdyby takie zjawisko się rozszerzyło. Ideałem byłaby sytuacja społeczna, w której przestępcy i ci, którzy działają praeter legem częściej zwracali uwagę na etykę policjantów i głośniej nawoływali o poprawę ich obyczajów, ganiąc przekupstwo, lepkie ręce i skłonność do współpracy z przestępcami, tudzież postulując rygoryzm i większą wykrywalność.

Pana Y od początku intrygowała postawa N. W zasadzie powinien być antyklerykalny. Wykształcenie, profesja, otoczenie, w którym się obraca bardzo by temu sprzyjały. Tak, N bardzo by się nadawał na antyklerykała. Zanim się w sprawie dostatecznie rozeznał, Pan Y podejrzewał, że zasadniczą rolę odegrał tu przypadek. Na przykład to, że N nie musiał się rozwodzić, bo dobrze wybrał przy ożenku. Ot trafiło mu się jak ślepej kurze na Służewcu. Zresztą sam N często uzasadnia swoje stanowisko tym, że miał szczęście, bowiem nie spotkał na swojej drodze złych pasterzy, za to dobrych, to aż za często.
Po pewnym czasie Pan Y zrozumiał, że N trochę oszukuje. Tak naprawdę , to nie chce dyskutować z otaczającymi go antyklerykałami, agnostykami innowiercami i Osobistymi Nieprzyjaciółmi Pana Boga. Złych księży spotykał. I takiego, który pozbył się z parafii konkurenta, który był zbyt popularny, i takiego, który dziewczynie, działaczce ruchu oazowego, odmówił ślubu kościelnego, bo ta chodziła na zajęcia z etyki, pragnąc sobie uzupełnić wiedzę o ludzkich światopoglądach. W końcu, N poznał też osobiście arcybiskupa, który jak się później okazało, splamił się współpracą (N nie ma w tej mierze specjalnych wątpliwości). N widział różnych duchownych. Zresztą w kwestii świętości sakramentów, to też miewał wątpliwości i dokonywał wyborów.

Może właśnie dlatego, że zdaniem N, najważniejszym darem, jaki otrzymał, jest dar wolności wyboru, w kwestiach zasadniczych nie zamierza on nikomu wyborów ułatwiać, ani z obranej samodzielnie drogi zawracać. N niczego nie jest pewien. Mówi, że Wiara nie jest pewnością, a przekonaniem. Sam w sobie uważa, że Wiara i Wspólnota nie powinny być oceniane z perspektywy jednostkowych nadużyć Administracji. Nie używa też skrótu „KK”, a moher budzi w nim zupełnie inne i to dość frywolne skojarzenia, o których może kiedyś Pan Y opowie. Ale rozumie, że inni mają odmienne poglądy i inne skojarzenia, do których, jego zdaniem, mają oczywiste prawo. Jak Yossarian do snów o rybie.

Pan Y, co rzadko się zdarza, prawie całkowicie zgadza się w tych kwestiach z N. Może wolałby, żeby ten wyraźniej i głośniej mówił o potrzebie równych kar za równe winy, ale znając poglądy N na równość wobec prawa (nazywa ją „najpiękniejszym kłamstwem demokracji”) nie nalega zbyt mocno.
Pan Y trochę też żałuje, że N nie ma daru, a może chęci przekonywania, że nie ma w nim woli dyskusji o sprawach zasadniczych. Choćby o swoich własnych wyborach i ich uzasadnieniach. Ale żałuje tylko trochę. Może dlatego, że spodobało mu się, jak kiedyś N odpowiedział nauczycielowi, który się skarżył, że kiedy mówi o potrzebie ukarania zbrodni komunistycznych, to uczniowie zawsze go pytają, dlaczego zbrodnie Inkwizycji mają zostać bezkarne?
- Niech Pan im powie, że to między innymi, dlatego, iż odpowiedzialni za te zbrodnie biskupi już nie żyją.

Kiedy Pan Y wprost spytał N dlaczego nie jest antyklerykałem, ten wyśmiał go i spytał, czy pamięta jak Kargul w Samych swoich stwierdził, że ludzie nie dzielą się na tych „z za Buga i nie z za Buga”, tylko na mądrych i głupich. Zdaniem N, ani statystyka, ani nauka społeczna, nie pozwalają twierdzić, że głupi są częściej reprezentowani wśród „moherów”, niż wśród ich krytyków. Podobnie grzesznika z równym prawdopodobieństwem spotkać można wśród księży, jak i w reszcie populacji. Podobnie tak samo często księża pouczają bliźnich, jak bliźni księży. Tyle, że księży lepiej widać (trochę za sprawą monochromatyczności), tak jak polityków, sędziów etc. Przyjmując dar wiary, twierdzi N, bierzemy sobie na ramiona księży. A czasem też księże gospodynie.

Pan Y postanowił być tym razem bardziej błyskotliwy i postanowił na koniec zacytować Kartezjusza (jak tolerancja, to tolerancja):
Rozsądek jest rzeczą najsprawiedliwiej rozdzieloną na świecie: każdy bowiem mniema, iż jest w nią tak dobrze zaopatrzony, że nawet ci, których najtrudniej zadowolić w innych sprawach, nie zwykli pożądać go więcej, niż go posiadają

Oczywiście dotyczy to równie dobrze i Pana Y i samego N.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

I to jest ładny tekst!

I jest on do pewnego stopnia odpowiedzią na – moim zdaniem – głupi wyjątkowo tekst (i jeszcze głupszy komentarz) który na tekstowisku przeczytałem.

Pod owym głupim tekstem i komentarzem dam linka tutaj… ;)

+ A. M. D. G. +


Szanowny Panie Yayco

Jestem dozgonnym zwolennikiem i milośnikiem Pana Profesora Tutki. A Pańskie opowieści mi go przypominają. Komentowanie ich uważam za nieco obrazoburcze.

Jak pisalem, pewne rzeczy sie lubi, a inne nie. Ja lubie Pańskie opowieści, aczkolwiek nie zawsze muszę zgadzać sie ich przeslaniem. Bo kto lubi permanentne burze? J wolę juz ciszę i spokój. I ladne widoki, na przyklad koni w galopie, gór z okna mego domu. I jakichs przechodzących mimo kobiet.

Jak będę sobie chcial podnieść poziom adrenaliny, zawsze moge podyskutować z Nicponiem albo Panią Delilah.

Wole byc jednak perypatetykiem.

Dziekuję Panie Yayco.


Panie Hexenhammerze,

naprawdę nie wiem co ma Pan na myśli. Zupełnie. Mogę się poświadczyć w obecności rejenta.
Ale dziękuję za dobre słowo.


Panie Lorenzo,

ja to we wogóle nie lubię dyskutować, bo mi to myśli mąci.
A zgadzania sę ze mną nie oczekuję, czy Pan sądzisz, że jakby wszyscy się ze sobą zgadzali, to by warto było pisać?
Na kobiety też lubię popatrzeć, niekoniecznie muszą chodzić.


No no

Szybkoś się pan uwinął i rozprawił.
Doceniam.

Igła – Kozak wolny


No widzi Pan,

Panie Igło, nawet obeszło się bez kolejnych cytatow z Cichego Donu.
Ale w podzięce za dobre słowo, mam dla Pana obrazek:

darmowy hosting obrazków


Wie pan

Panie Y.
To dobry obrazek jest.
Chociaż jak sądzę to ja mam cech tego z obrazka najmniej.
Więcej tego (syna) co dał się zastrzelić na autostradzie i dlatego pamiętając o tym usiłuję naśladować tego drugiego (syna).

Tak, czy tak, kurestwo (proszę pana, tak kurestwo , nie bójmy się tego słowa ) to ja wrednie i radykalnie zwalczam.
Już taki jestem.

Igła – Kozak wolny


Panie Igło,

w dobie drobiowej choroby jest to postawa godna pochwały. Ze wszechmiar.
Dobranoc się z Panem


Panie Yayco,

sprawił mi Pan ogromną przyjemność tym tekstem.
Mam postulat, żeby pańskie myślenie rozklonować po różnych forach, pro publico bono.

Ale najbardziej wzruszyła mnie fraza skierowana do Igły – dobranoc się z Panem – poieważ ostatni raz słyszałem ją z ust mojego ojca, gdy miałem lat kilka, a on kładł mnie spać po wspólnie spędzonym, emocjonującym dniu.

Nostalgia do sześcianu…


Panie (?) merlocie,

bardzo się cieszę, że sprawiłem Panu przyjemność.
Co do propagowania, to nie sądzę, już lepiej chyba propagować tekstowisko.


Yayco & Merlot

A ja tej formuły nie znałem.
Lubelszczyzną mi “zaciąga”?

Ale mogę się mylić?

Tym niemniej dobrze brzmi, zastanawiałem się wczoraj i wziąłem to na karb błędu/literówki.
Tak czy inaczej jest lepsze niż niż polski-telewizyjny.
Wyprany ze wszystkich przypraw i ciekawostek.

Igła – Kozak wolny


Panie Igło,

lubelszczyzna to to nie jest, przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo. Już prędzej Lopek Krukowski, albo Wiech. U mnie, to Wiech najpewniej.

Pierwowzor jest dość oczywisty: “Do widzenia się z Panem”. A potem drobny uskok semantyczny i już...


Ciee cholera

Wiech to niezły jajcarz był.
Pamiętam jego felietony z Expresu Wieczornego.

No i Cafe pod Minogą.
Dobrze pamiętam?

Igła – Kozak wolny


Panie Igło, też pamiętam

to już ocenzurowane resztki były (choć zdarzały się perełki, to fakt). Przedwojenne jego historie to z nóg zwalają.
A “Cie choroba…”, to mówił akurat niejaki sołtys Kierdziołek – kreacja literacka i aktorska Jerzego Ofierskiego. Zmarłego miesiąc temu…


No wiesz Pan

Ja na Grzesiuku chowany.
To podobna fraza była.
Choć pokoleniowo to już zstępna. (chiba ;))
I nie tak jajcarska.

Igła – Kozak wolny


A wie Pan,

że Grzesiuk śpiewal teksty Wiecha?


Niby OT, ale nie do końca

Panowie,
proste zdanie Pana Y wywołało u mnie lawinę wzruszających wspomnień.
I przypomniało czasy kawiarni Ziemiańskiej przy ulicy Mazowieckiej w Warszawie. Nie byłem tam nigdy w czasach jej świetności w latach trzydziestych(jestem powojenny), ale z opowieści rodziców wiele pamiętam. I Wiech i Lopek Krukowski byli jej bywalcami. Źycie artystyczno-intelektualne tudzież erotyczno-skandalizujące kwitło aż miło…
Prym wiedli Skamandryci – Słonimski, Tuwim, Lechoń i Wierzyński, ale nie brakowało też ich politycznych przeciwników spod sztandarów endeckich.

I tu refleksja. Jakźe inna była ich dysputa poltyczna od dzisiejszej młóćki popisowej. Ile więcej argumentów, finezyjnych porównań i bezlitosnych, acz eleganckich ripost potrafili ci ludzie wymienić.

Nie wymyślając sobie od moherów, ani komuszego łajna.

Odnoszę wrażenie, że bardzo nam wszystkim trzeba skutecznego upgrade’u do poziomu bywalców Ziemiańskiej. I widzę, że bywalcom TXT nie jest taka opcja niemiła.

Trzymajcie się dzielnie dziewczyny i chłopaki, jak przemogę lenistwo to może się włączę.


Dawaj Pan,

Panie Merlocie!


Panie Merlot

Na pańskie smutki najlepszy jest cabernet, ale co ja będę na pole minowe wchodził ( zara wylece w powietrze ).
Weź pan krzynke jareckiego,... no… niech będzie pół.

A Fiszera tyż pamiętasz?
Bo ja pamiętam z książki o nim?
;)

Igła – Kozak wolny


Fiszer siedział głodny w Ziemiańskiej,

(a był z niego straszny grubas) i chcąc dostać darmowego kotleta, zabawiał towarzystwo anegdotkami. Jedna z nich:

“Stoję sobie pod Fukierem na Starym Mieście, podjeżdża pusta dorożka, a z niej wysiada Leśmian.”

Koniec anegdotki. Leśmian, w odróżnieniu od Fiszera był bardzo drobnej postury…

Cabernet jest wporzo. Merlota używam tylko w wirtualu.


Fiszer,

miał najlepszą metodę naprawy sytuacji w Polsce.

- Wystarczy rozstrzelać sto tysięcy złodziei – mówił.

- A jak ich nie będzie aż tylu? – pytał rozgorączkowany słuchacz.

- To się dobierze z uczciwych!


No to Fiszer

by się u nas na TXT nie utrzymał.

Igła – Kozak wolny


Subskrybuj zawartość