Weekend z kinem latynoamerykańskim - "Y tu mama tambien"

No jesteśmy już, jak wiadomo, na kontynencie dalekim czyli amerykańskim, byliśmy gdzieś w Oregonie czy innym Wyoming wraz z Leo di Caprio i Robertem de Niro, teraz się przenosimy na południe.

Znaczy Meksyk, proszę państwa, jedna z moich fascynacji i kraj, który muszę kiedyś zobaczyć. (W sumie jakbym dawno temu wygrał ten finał “Jednego z dziesięciu”, i dostał się do Wielkiego Finału, to by się udało, ale oczywiście nie wyszło)

Ale nie o tym.

Jak Meksyk i kino, to każdemu nasuwa się nazwa “Amores Perros” i nazwisko Innaritu albo może jeszczo del Toro.

Ale my zaczniemy od Alfonsa:)
Znaczy od Alfonsa Cuarona i jego filmu “I twoją matkę też”.
Jeszcze jak słyszymy Meksyk i kino, to myślimy Gael Garcia Bernal, no i tu rozczarowania nie będzie.
Będzie za to GGB w jednej z głównych ról, jako Julio Zapata.
Jest jeszcze Tenoch (Diego Luna) i jest jeszcze Luisa (Maribel Verdú).
I jest plaża “Niebiańskie usta”

I złośliwiec jakiś powie, i jest meksykańska wersja “American Pie”.
Trochę będzie miał racji, ale tylko trochę.

Bo “I twoją matkę też” choć filmem momentami frywolnym, głupawym, młodzieżowym i w ogóle z pozoru pustawym jest, to ma swoje smaczki.

Smaczkiem jest oczywiście sam Meksyk, smaczkiem jest komentarz narratora,który momentami jest rozbrajający (znaczy te komentarze są genialne po prostu), smaczkami są witalność, barwność, muzyka, życie.

Właśnie, życie.
Komentatorzy na filmweb piszą, że to film albo o seksie (i że prawie soft porno) albo z namaszczeniem i powagą piszą, że to film o śmierci.
Moim zdaniem, ściemy to są.
Film jest o życiu, o jego pięknie, o witalności, o sile życia, o przyjemnościach życia, o determinacji, o tym, że warto żyć.
Film – taki antymanifest ascetyzmu dla mnie.

Choć są też wątki poważniejsze, film o dojrzewaniu, młodości, złudzeniach i ich utracie.
O końcu przyjaźni.

Film pełen emocji, kolorów, dźwięków, smaków i zapachów.
Zmysłowy strasznie.

Zresztą, co ja będę gadał, obaczcie sami:

Nie jest to na pewno wielkie kino, ale kiedyś mnie wciągnął i zainteresował, obejrzałem ostatnio raz kolejny i dalej mi się podoba.
Polecam szczególnie tym, którzy lubią kino latynoskie, ale i innym.

P.S. Jest to pierwszy z filmów latynoamerykańskich, który zamierzałem opisać i zarazem dziewiąty w moim cyklu filmowym.

Wieczorem może jeszcze jeden film, pewnie z Meksyku też, miał być jeden lub dwa z Brazylii, ale na razie nie zdobyłem ich, więc albo będą kiedyś albo cykl filmowy Grzesia obędzie się bez nich, więc pewnie po wyprawie do Meksyku wrócimy do USA lub zawędrujemy do Kanady, a dalej, kto wie:)

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Pisz, Grzesiu, opisuj

a ja sobie będę te opowieści zbieral, czytal, a potem w towarzystwie brylowal:-)

Bo kiedy to wszystko obejrzeć?

Pozdrawiam serdecznie

abwarten und Tee trinken


Lorenzo,

ja ci się przyznam, że ja filmów znam niewiele i ekspertem od filmu nie jestem w żadnym wypadku.

Gorzej będzie jak zacznę pisac o książkach:), ale na szczęscie większość tego, co przeczytałem, dawno zapomniałem.

A cykl filmowy powoli i nieuchronnie będzie dobiegał końca,ale jeszcze kilka tytułów, które pozwolą brylować, się znajdzie:)


no i proszę...

To strasznie fajny film, często do niego wracam. Soft porno? może w takim kraju jak nasz. U nas nikt nigdy takiego filmu nie nakręci do zmiany naszej mentalnośći czyli do nigdy. (W ameryce też nie, tam nawet grę Wiedżmin cenzurowali i driadom kazali piersi i biodra zakrywać.) Czy film jest pustawy? Pustawi są dwaj bohaterowie na początku bo niedojrzali, a kobieta wie że umrze i chce przeżyć coś wyjątkowego.
Dzięki za recenzje.


No ja go oglądałem

też kilka razy i jest to jeden z moich ulubionych, zresztą dlatego znalazł się w cyklu tymże filmowym.

No fakt, u nas nikt nie nakręci, Amerykanie też nie, bo im takie filmy wychodzą zbyt głupawe.

Z kolei w Europie pewnie by powstała z tego głęboka , pretensjonalna historia:)

Taki film mogli zrobić więc tylko Latynosi:)

pzdr


Meksyk?

Cholera, mialam kiedyś znajomości w El Paso, to jest zaraz nad granicą meksykańską, ale stracilam niestety.

Trzeba by pokombinować. Najgorzej to ocean przeplynąć, potem to już z górki. Zawsze możemy tam zostać, wygrzewać się pod palmami, pić tequilę i pisać prześmiewcze komentarze na TXT, wkurzając userów zakopanych w śniegu :)

Wszystko jest możliwe, skoro Griszeq się po Turkiestanach buja, to może i jakąś inwazję do kraju mambo się zmontować uda kiedyś. W końcu Dean Moriarty z Salem Paradise też tam dotarli pod koniec On the road.

pozdrówki marzycielsko-logistyczne


Ano Meksyk,

jeszcze Brazylia i Kanada, trzy kraje z PÓłkuli zachodniej, które chciałbym poznać i zobaczyć.
Co nie znaczy że innych nie, ale te najbardziej.


Kanada tak,

bez Brazylii mogę żyć. Peru, to koniecznie!


Peru tyż, no,

w końcu ojczyzna Inków:)
Ale w pierwszym rzędzie Meksyk i Gwatemala.
Tak by zostać w temacie filmowym, oglądałaś “Apocalypto” Gibsona?


Nie,

ale to by moglo mi się podobać, jak przypuszczam. Znając Gibsona, to pewnie jakieś czyste chamstwo i sukinsyństwo jest, tudzież gloszenie prymatu bialych ludzi nad resztą świata przedstawionego :P

Gwatemala? Czemu nie. W telewizji pokazali, a uczeni podchwycili…


Obejrzyj,

ja jako znany pacyfista i nadwrazliwiec nie lubię brutalnych filmów, ale film jest zrobiony świetnie (no ale to norma, Gibson ma wyczucie kina) i tematyka też mnie wciągnęła.

Oczywiście można narzekać, że monotonny czy zbyt brutalny, pewnie można by epopeję o cywilizacji Majów zrobić dużo lepiej.
Ale ogląda się to dobrze.

Duzo lepsze niż przereklamowana “Pasja”.


Ojej,

na “Pasję” to mialam iść wtedy jak to grali, z Bucem i Zuzanną (no jasne, do kina to ja chadzalam raczej w stabilnym skladzie osobowym), ale akurat rozchorowalam się potwornie i nie poszlam. Nie żaluję w sumie.

Dobra, spadam do Empiku pouczyć się z godzinę, jak powrócę, to możemy dalej gadać :)


O "Pasji" to ja mam zdanie,

że Gibson sknocił ją strasznie.

Znaczy zrobił z tego komercyjne i kiczowate dzieło, momentami ni to horror, momentami jakiś splatter film.

Bez ducha, głębi i klimatu.
Poza właściwie jedną sceną.


Najtrudniejszy temat świata.

To się imho do poezji nadaje. Do filmów nie bardzo.


grześ

splatter gore :)


Pino,

no ja wiem, że trudno zrobić dobry chrześcijański film, tak jak trudno napisać chrześcijańską w duchu książkę (polecam “Zwierzenia clowna” Heinricha Bölla)

Docent, ano tak:)


No dobra,

jak się zrobi rano, to pojadę na Pruchnika i se wypożyczę tego Bolla. Obaczymy.

:)


Hm, myślałaś nad tym

10 miesięcy?

:)

Ale pożycz, bo warto, choć chyba jestem odosobniony w fascynacją tą książką, bo mało kto ją lubi z osób, które znam i które czytały.

Ale ona jest taka w moich klimatach:)


Nie było,

dużo Bolla, a tego ni chujutki… wzięłam zastępczo Dziennik irlandzki :)


A to tego nie znam,

ale “clown” jest niezastępowalny.

Ja mam i po polsku i po niemiecku, polską wersję ze swoimi uwagami na temat tłumaczenia i błędów w nim:)

W sumie może kiedyś się wezmę za tłumaczenie, boi ile wiem, to to które jest ma już ponad 20 lat i w dodatku ocenzurowane są( brak w ogóle wzmianki o wizycie clowna na zebraniu partii komunistycznej nrdowskiej)

Ale pewnie mi nie wyjdzie jak większość moich zamierzeń.


Dawaj

i przestań marudzić, bo Ci pojadę cytatem z Hugona :p


Subskrybuj zawartość