Niedługo kolejny mecz eliminacyjny. Niedługo wybory prezesa PZPN. I atmosfera się zagęszcza. Specyficznie. Kolejni działacze są stawiani przed prokuratorem i wysłuchują zarzutów. Kolejnych pokazuje się w mediach z wykwadracikowanymi obliczami. I znowu słychać gniewne okrzyki wiecznie pobudzonego, emerytowanego bramkarza. Przed kamerami zaś zasiadają wiceprezesi. Obarczeni prokuratorskimi zarzutami. Przybrani w miny obrażonej cnoty tłumaczą, że tylko wykonywali uchwały, zapewniali wypłatę pensji. I stawiane im zarzuty są zwykłą polityczną zemstą za przegraną przez rząd batalię o kuratora.
I jednym głosem z wiceprezesami przemawia lewica. Pobożna i bezbożna. Ona w swoim czasie dokładnie rozpoznała sposoby manipulacji organami ścigania i ich symptomy zna dokładnie. Teraz takim symptomem jest zbieżność. Terminów. Nieprzypadkowa. Bo w lewicowym świecie nie ma przypadków.
Oto liberałowie, przedstawicielom “ludu pracującego miast i wsi” wstrętni, oprymują tych, którzy owemu ludowi zapewniają igrzyska. Dokładniej części tego ludu, tej mniej moralnej ale bardziej krzykliwej. A o tę przecież chodzi lewicy. Złaknionej elektoratu. Ta pracowita część się nie zajmuje igrzyskami. Także politycznymi.
A rzecz rzeczywiście zdumiewa. Okazuje się, że w Polsce, “tym kraju” – jak powiadają rozgniewani działacze, gdzie przedsiębiorcy podejrzewanemu o zaległości podatkowe przede wszystkim zajmuje się konto, PZPN od momentu przystąpienia do Unii nie płacił należnego podatku VAT bez takich konsekwencji. Zaległości przekraczają według działaczy dziesięć, według mediów osiągają prawie dwadzieścia milionów złotych. W Polsce, która przed prokuratora zawiodła roztargnioną nauczycielkę za pomylenie numeru w zeznaniu podatkowym, można pobierać pieniądze z zablokowanych przez komornika kont i przekazywać je na inne cele od tych, które się fiskusowi zamarzyły. Jeżeli się jest Pezetpeenem.
I w momencie, kiedy zdjęto ze Związku parasol ochronny, podwojono liczbę rozpatrujących jego sprawy prokuratorów, wystąpiły symptomy politycznej zemsty. Manipulowania prawem. Nieodpowiedzialnej wojenki z niezbornym korsykańskim szefem w przyciasnej kapotce. Przed którym groźni skądinąd polscy lewicowcy kłaniają się uniżenie w pas. Jest bowiem dostarczycielem igrzysk. Jedynej rzeczy, którą “ludowi pracującemu miast i wsi” poza ukrytym bezrobociem jest lewica w stanie zapewnić. Zabezpieczyć – przepraszam.
A swoją drogą, dlaczego rok z tym zwlekano, to dziwne. Lewicowe rudymenty?