Zryty humor to jest to, co lubię bardzo, ale nie o tym ma być dzisiejszy wpis. To może dzięki temu humorowi tak lubię “Wszystko jest iluminacją” “Borata” czy “Jabłka Adama”. Ale dalej nie będę rozwodził się, bo jak mówię...
Czasami mówimy na Lubin- Liban. Czemu? Bo fajnie brzmi. Mamy też niedaleko Czeczenię, czyli Krzeczyn Wielki. Jest tam fajna knajpa. To znaczy nie tyle knajpa, co barmanki. Są dwie. To znaczy od czasu do czasu są wymieniane, ale mówię o tych ostatnich dwu.
Czarnulki takie. Jaśnieje od nich. Urok, erotyzm, pogoda ducha, radość życia. Aż widać, że kochają swoją robotę, a może po prostu świetnie czują się wśród ludzi. Nikt ich nie zaczepia, widocznie nawet jakieś żulki zauważyły, że lubienie działa zwykle w dwie strony.
I nawet Heniu, który usłyszał od jednej z nich, że pozostało mu tylko patrzenie, nie obraził się, a uśmiał.
A ta druga, Iwona, czy jak jej tam, miała taki uśmiech, że Michał wpatrywał się w nią jak odurzony (to znaczy sporo piwa wypił i widział trzy takie same barmanki, ale to nie o to chodzi) i zostawił nas siedząc przy barze i spijając słodycz z ust jej…
Ale ta pierwsza to robiła w ogródku przysmaki barowe, czyli grill. Ech, to się jadło! Nie ten chłam z mikrofali, tylko karkówka, szaszłyki, czy schabik prosto z kratki. Pyszne.
A dodaj do tego zmrożonego Bolsa, to już wiesz, że nie muszę nic dodawać. A dla chętnych piwo z pipy stojącej na stole biesiadnym.
Tylko Cygan był niezadowolony, bo dostał opierdol, jak tylko zaśpiewał kawałek cygańskiej muzyki. To znaczy on tak powiedział, że cygańskiej. Ale co to za cyganeria, w której gościu zna tylko refren, a zwrotki szły tak: “tarararaj tata taj, tara rara dara daj…” i tak dalej.
Zwrotek podobno było pięćdziesiąt sześć, albo sześćdziesiąt pięć, ale pogoniliśmy go. Za darmo to sami sobie zaśpiewamy. Albo z szafy grającej. Lubi ją Krzysiu, bo schowany w niej jest zespół grający “Biełyje Rozy”, a Krzyś płacze i wzrusza się, gdy to leci. Jakiś uraz z przeszłości, czy cuś. W każdym razie przytula się do szafy i gra. Włącza ją trzy razy i płaci za to piątaka.
Potem leci Modern Talking i C.C. Catch. Noooo, to już wspomnienia na maxa ojojoj.
Stoi tam też bilardownica. Akurat jakieś smerfy miały imprezę zakładową. Kilku z nich grało w kijki. No to z Piotrkiem wyciągnęliśm,y z kieszeni stówę. Podeszliśmy do bilardzistów i z kamienną miną rzekliśmy, że chcemy grać z nimi na kasę. Ale tak na poważnie. Ludzie, jak oni spieprzali od tego stołu! I bardzo dobrze. Bo gdyby zgodzili się, mógłby być mały pogrom. Bo ja ni chu chu nie umiem grać w bilard!
Aha, popłynąłem, a miały być tylko zdjęcia. Dobra, poprawiam się.
Patrzcie tu. Niby nic, nie?
Chodzi o to, że w nowych czasach był na tej ulicy bazar. Cała ulica zajęta przez handlarzy, którzy sprzedawali wszystko i nic. Zwykle z bagażników i z rozkładanych stolików turystycznych. Był też dziadzio, który “od zawsze” sprzedawał prosto z walizeczki przemycone z zagranicy słodycze. Zwykle były to gumisie “Haribo”, albo kawa “Jacobs”. Facet na ogół ubrany był w taką płaską czapkę, na plecach takie grube palto, no i lakierki. No i te jego grubaśne płowe wąsy.
Był też taki dziadzio, który skądś zawsze miał baterie. Albo magnetofoniki. Pewnie też z przemytu. Facet był drobniutki, nosił cienką kelnerską za dużą marynarę i przydługie spodniaski, Grzesiu. I miał taką dziwną twarz. Zmarszczki tak mu się układały, jak sztruks. No a twarz to już nie do zapomnienia: jakby ktoś przywalił mu z pięści i zrobiło się takie wklęśnięcie przez które ta twarz jakby powolutku zapadała się.
No tak. Znowu płynę. Ale o co chodzi… Na tym zaimprowizowanym bazarku, bo musicie wiedzieć, że to powstało samorzutnie, zresztą, jak większość rzeczy w tamtych czasach. Żywioł po prostu. Centrum miasta, wokół główne ulice, łatwo dojechać, w pobliżu całkiem spory parking to i miejsce na bazar odpowiednie.
No i był tam taki faciu, co Miłek się zwał. Sprzedawał z bagażnika buty sportowe. Białe, miały dwa niebieskie ukośne paski po bokach i były jakby plastykowe. Miłek mówił, że z Włoch i sprzedawał je po sto tysięcy starych złotych.
Buty były wysoce nietrwałe, czyli pękały na zgięciu, co ponoć było cechą tego typu obuwia. W sumie każdy towar ma swoje cechy, coca- cola jest za słodka, to i włoskie buty pękający, nie?
Z czasem powstał w Lubinie bazar z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście jak na warunki dzikiego kapitalizmu na ścianie wschodniej, prawdaż. Nazywał się “Skorpion”, potem zmieniono mu nazwę. Mijały lata, bazar popadał w ruinę, normalnie syf.
I na tym targowisku pojawił się Miłek. Sprzedawał buty ekologiczne, czyli podróbki.
Syf, tandeta, ale tanie. Normalnie tańsze, niż barszcz. Systematycznie wykosił konkurencję, bo kto kupi buty za 70 zł, jak dwadzieścia metrów dalej może mieć dwie pary za 50 zł przykładowo. No sam widzisz.
Z czasem Miłek otworzył w Chrostniku hurtownię obuwia. A potem stał się sen. Udało mu się otworzyć w Polkowicach fabrykę butów “CCC”. Znasz tę firmę, bo jego sklepy są we wszystkich średnio większo miastach.
Sponsorował koszykówkę, kolarzy.
A po co to piszę? Bo patrzcie, co Miłek buduje na terenie bazaru, na którym wykaszał konkurencję:
Póki co, główne wejście wygląda tak:
Ładne, co?
Jednak Liban nie żyje w cieniu przyszłej Galerii, ani nawet w cieniu Miłka. Liban żyje, bo tak wypada.
Hmmm, jakby tu ci określić zachowanie mieszkańców wobec własnego miasta…Hmmm. No, fajnie to podsumował Snejk:
One też nie mają takich egzystencjonalnych problemów:
W każdym razie to co widzisz tu pod spodem, to kawałek działu handlowego lubińskiego “Społem”. Firma przędzie tak sobie i raczej się zwija, ale warto uwiecznić ten obrazek, zanim budynek zostanie opylony za grosze:
Niedaleko, wzdłuż tej samej ulicy jest cerkiew:
A tu już niekoniecznie wzdłuż tej samej ulicy, bo piechotą jakąś godzinkę widzisz kawałek Libanu, a konkretniej kawałek Przylesia 3, a jeszcze konkretniej kawałek Przylesia 3 i Nowej, a jeszcze konkretniej bloki ulic Kruczej, Sowiej i Żurawiej. Od pola oddziela ją ulica Piłsudskiego (o ile jej nie zmienili), ale ponieważ jej nie widać, nie wspominam jej. Aha, ten widok, to widok z obwodnicy Wrocław- Zielona Górzyca. A ta zieleń była kiedyś polem uprawnym. Normalnie na pierwszym planie powinna być plantacja porzeczek, ale ponieważ czasy nie są normalne, to…
Teraz cofniemy się, ale tylko o 45 minut, bo do parku leżącego między Parkiem Wrocławskim, a Parkiem…eee…no, parkiem przy al. Niepodległości, no.
Ten gościu poniżej, to facet, dzięki któremu Liban w ogóle jest miastem, a tubylcy nie pasą krów w Rynku i hodują ziemniaków nad Smródką.
Ten facecik to Wyżykowski, odkrywca miedzi. Człowiek bardzo skromny, jak powiada pismo. Ale cenię go za coś innego, co sprawia, że jest dla mnie herosem: Wyżykowski uwielbiał pierogi ruskie i mógł zjeść ich przekilkadziesiąt! Umiesz tak? No.
Wokół pomnika jest taki dosyć spory plac, wokół którego są ławki. Na jednej z nich, każdego ranka Boguś rozpoczyna dzień. Wita się z Wyżykowskim, otwiera puszkę Tyskiego i gada z pomnikiem faceta, dzięki któremu w wieku 44 lat poszedł na emeryturę górniczą.
No dobra, też sobie usiądź na ławce, walnij sobie piwo, czy jakie tam inne masz multiwitaminy pod ręką, bo za chwilę idziesz do tego drugiego parku.
Już? No to ok.
Ten obrazek to niedawna inicjatywa. Pod murami obronnymi stanęła altanka, w której odbywają się koncerty muzyki kameralnej. Rzecz omijana przez górników, budowlańców itp. Ale pomysł fajny.
Ale trochę dałem dupy, bo przypomniałem sobie o czymś, przez co trzeba będzie wrócić. Sorry. Na szczęście to tylko chyyyba pięćset metrów. Do tyłu i w prawo.
Ten obelisk, czy jak tam to się nazywa miał swoje miejsce w Rynku, nieopodal Baszty Głogowskiej. Decyzją nieomylnych władz Libanu kamień spoczął przy innym fragmencie murów obronnych:
A teraz obróć się i wracaj do Rynku, to tylko parę metrów. No wiem, że brzydki, ohydny i chce się rzygać na jego widok. Ale spójrz na to z innej strony: podobno cierpienie uszlachetnia!
Zawsze możesz spojrzeć na Rynek w ten sposób:
A teraz zamknij oczy. Weź oddech. Przebiegnij z pięćdziesiąt kroków i błyskawicznie skręć w lewo. Możesz otworzyć oczy. Zrób siku, czy co tam jeszcze masz i idź obejrzeć coś, czym Liban ma się szczycić:
Wejdź do środka, napij się wody święconej, albo użyj jej zgodnie z przeznaczeniem. Odpocznij, bo w takich kościołach zawsze fajnie się odpoczywa.
A potem kup sobie wiadro piwa, czy innego szlachetnego trunku, po czym wróć do Parku Wrocławskiego i spocznij sobie tu:
A w ogóle pada deszcz. Cześć.
komentarze
na "szibko"
Snejk spox:)
niedawno widziałem w Przemyśłu że montują takie maszynki do kupowania torebek dla psów, coby sprzątać, i wiesz co? normalnie kilka leżało pod samą maszynką
votum separatum jak nic:)
psie
p.s a ten pan sorki ale z Frankensteinem mnie się skojarzył
p.s 2 mój kuzyn na studiach ładował 1kg pierogów i popijał dwoma literkami mleka…
pełen odlot
resztę jak bedę miał więcej czasu obczytam:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 16.08.2008 - 15:32łomatko!!!
Pierogi vs mliko? Toż to zbrodnia na łorganizmie!!!
A wiesz, Wyżykowski mógł tak pod koniec wyglądać, bo też miał do czynienia z promieniowaniem, czy coś takiego:-)
A co do maszynek, to powiem ci, że mieszka w Lubinie facio, który opatentował taką gównołapke. Pełno o tym było w lokalnych mediach, oczywiście prezio nasz zapewniał, jakiej to pomocy udzieli wynalazcy.
Wynalazca sie napalił, aż się przepalił.
Bo nie chciał wierzyć, że nasz prezydent nawet jak mówi “dzień dobry” to kłamie.
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 15:36a i jeszcze
Bochnia to dla wielu Bośnia ;)
ostatnie zdanie fajne dzień dobry=kłamstwo
prezes,traktor,redaktor
max -- 16.08.2008 - 15:38Bo wiesz
On to taki trochę nalewajka jest:-D
Nie pytaj co to znaczy:-)))))
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 15:41Ja tu tylko w sprawie
Snejka…
Myślałam, że to wielki pies!
I oczywiście rozumiem, że duchem jest wielki, ale ja sobie go wyobrażałam jako również wielkiego ciałem.
Mad, przekaż proszę temu Snejku najlepsze na świecie głaski.
I powiedz, że są ode mnie zamiast się podszywać.
No.
Gretchen -- 16.08.2008 - 20:20To powiem temu Snejku,
że to mięsko, które dostanie po powrocie do domu, to od ciebie, ok?
:-))
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 20:27No i taki langłydż Madzie
poprawia mi humor na następne 11 minut.
merlot -- 16.08.2008 - 20:29Znowu gdzieś polazł?
Skaranie…
No, ale powiedz Snejku, że to mięsko ze specjalną dedykacją ode mnie :)
Czy on nie zasługuje na opowiedzenie jego historii? Bo coś mi się tam roi, że ma całkiem ciekawą?
Jest niepowtarzalny, to wiadomo z całą pewnością.
I rudy.
Gretchen -- 16.08.2008 - 20:32czy ty
mad nie kupiłeś czasem volva?
tak tylko pytam z ciekawości
Jaerk -- 16.08.2008 - 20:34Merlocie
No plosę, będe się starałem, co by być lepszyty:-)))
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 20:34Jaerku
Nieeeeeeeeeeeeeee, volva to niiiiii….
Myślę o renii.
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 20:35Gretchen
Bo on znowu babę poczuł.
On to robi tak: jak idziesz z nim, to on grzeczniutko tup tup za tobą, nawet sikasku robi tak, żebyś go miała na oku, tego Snejku.
A gdy drugim oczodołem patrzysz sobie gdzieś, to on cmyk-cmyk takie cuś robi i dosłownie rozpływa się.
I lata sobie gdzieś. A jak wraca to pije jak ciul jakiś.
A historie Snejk ma taką, że hohohohohohohoohohoohoho, aż mi “h” i “o” zabrakło.
A piesek jest pięknie brązowawy chciałem zauważyć. A to znaczy, że txt kłamie.
A do jakiego mięska Snejku ma dostać od ciebie wyrazy?
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 20:38Mad
Media kłamią co do zasady, to wiadomo.
Przechodząc więc mimo…
Daj mu mięsko jakie lubi najbardziej, już Ty sam wiesz najlepiej.
A że on babę poczuje i znika? Daj żyć temy samczyku Snejku.
Ty Mad możesz opisać szlachetny żywot Snejka ze wszelkimi meandrami (trudne słowo).
I opisz Cię proszę.
Gretchen -- 16.08.2008 - 21:12Oszit!
Toż jak on to przeczyta, to mu palma odbije i zażąda szynki conajmniej!
I ten, no, po co mam siebie opisywać?
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 21:18Łomamo
To nie dawaj mu czytać i z głowy.
To raz.
Po co masz siebie opisywać? I to ja mam wiedzieć?
Każdy tfórca staje przed takim dylematem! Po co mam pisać o sobie? Po co mam pisać w ogóle? Po co pisać? Po co?
A skąd ja mam to wiedzieć? Sama nie wiem po co piszę Mad. Na co i po co komu te wszystkie wystukane słowa.
Panie kochany, Panu już całkiem odbiło. Pan od kobiety zmagającej się, pełnej wątpliwości oczekuje jasnej odpowiedzi?
Nooooo luuuuuudzie…
Gretchen -- 16.08.2008 - 21:29Ha! I tu Cię mam, kobiecino:-D
“I opisz Cię proszę.”
Nie przejmuj się, jak mi rzuci się na dekielek, to łapię za słówka i je przekręcam:-D
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 21:33Mad
Ty też chcesz ze mną zadzierać?
Się zdziwiłam.
Ale tak mam, że ciągle się dziwię.
Jak tak dalej pójdzie to już czas na mnie…
Gretchen -- 16.08.2008 - 21:39Iiiii tam
Gdzie ja by znalazł taką drugą Gretchen jak Ty? No sama powiedz?
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 22:05To akurat jest oczywiste Mad
Nigdzie.
:)
Gretchen -- 16.08.2008 - 22:24Ano siama widziś:-)
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 22:26Widziś
Siama.
Mad bo Cię kopnę!
:))
Gretchen -- 16.08.2008 - 22:45To się robi tak, Gretchen:-D
Graphic Comments
Human Bazooka
Mad Dog -- 16.08.2008 - 22:49Gretchen
No mówisz i masz!!!
Human Bazooka
Mad Dog -- 17.08.2008 - 12:28Mad
dziękuję.
Mocne, bardzo nawet mocne.
Podoba mi się.
Gretchen -- 17.08.2008 - 12:42Chcesz więcej?
Na płycie, z której usłyszałaś “Z głębi siebie” jest np. kapitalny utwór, który mógłby być ilustracja bloga Dymitra Bagińskiego.
Albo to ostatnie cudeńko “The Triptic”.
Aaaa, już nic nie mówię, bo Max przyleci i bić będzie:-))))))
Human Bazooka
Mad Dog -- 17.08.2008 - 12:47Pewnie
że chcę. Szczególnie ten utwór dobry dla Dymitra.
Sweet Noise lubię za piosenkę z Ryśkiem Peją, ale to jest delikatna piosneczka jak na ich możliwości.
W jakiej sprawie Max miałby Cię bić?
Gretchen -- 17.08.2008 - 13:01Bo ja cały czas Sweet Noise i Sweet Noise:-DDDDD
Human Bazooka
Mad Dog -- 17.08.2008 - 13:03To może
byś o nich napisał Leniwy Madzie?
A Snejku wrócił?
I jeszcze jedno: jako niestrudzona tropicielka słów i zdań, które pozostają w mojej pamięci na wieki wieków jako niezwykłe przyznaję Ci nagrodę za tytuł tego tekstu.
Nagroda nie ma nazwy i nic się z nią nie wiąże, z wyłączeniem prestiżu ma się rozumieć. Bo to jest nagroda prestiżowa, jakbyś nie wiedział.
W przeszłości nagroda ta dotknęła Griszqa i Maxa.
Gratuluję :)))
Gretchen -- 17.08.2008 - 13:24Ufff
No to w takim razie czuję się dotknięty
A czy napiszę o nich? Ech, to trzeba się zebrać, albo poczekać na noc. Przymierzałem się kiedyś do tego, ale sam nie wiem, kiedy to zrobię. Ale jesteś moją motywacją w takim razie;-)
Snejku wrócił upaprany, jak nieboskie stworzenie. Całe szczęście, że wie, iż w takich sytuacjach jak wczorajsza, musi iść do łazienki. Co nauczony- czyni.
Human Bazooka
Mad Dog -- 17.08.2008 - 13:34Mad
Mobilizuj się zatem, moblilizuj. Może być w nocy – w nocy powstają najlepsze teksty.
Jak widzisz staram się podtrzymać, budować i rozbudowywać Twoją motywację.
:)
Gretchen -- 17.08.2008 - 14:41E tam najlepsze
Najlepsze jest to, że wczoraj jakby na nowo obejrzałem “Good Night And Good Luck”.
Human Bazooka
Mad Dog -- 17.08.2008 - 15:29Hm,
a co masz Mad, do pierogów popijanych mlekiem?
Dobra rzecz, oczywiście do ruskich.
Ale tak więcej niż dwadziescia to nie zjem raczej.
A wpis kilmatyczny acz długaśny, no, ale niestety w czasie rozwijania (>) nie mogłem go czytać, bo mnie nie było.
pzdr
grześ -- 18.08.2008 - 12:23grzesiu
Rozumiem jeszcze pierogi z gęstą śmietanicą. Ale popijane mlekiem?
To nie zahacza o paragraf zbrodni na organizmie?
A co do długaśności wpisu, to on przez zdjęcia taki jest.
Mad Dog -- 23.08.2008 - 09:21