Dziś rozpoczął się decydujący etap kampanii wyborczej. Wszystkie główne partie stają na głowie, by ich głos dotarł do wszystkich wyborców. Te największe wykupiły spoty telewizyjne, płacąc za to niemałe pieniądze – zważywszy, że nie chodzi ani o parlament RP, ani o jej prezydenta, lecz o 200-tysięczne miasto. Olsztyn.
Politycznie rzecz biorąc prezydent Czesław Małkowski ma przechlapane, choć dwa lata temu wygrał wybory już w I turze. Dziś, świeżo zwolniony z aresztu, czekając na proces o molestowanie, ma za sobą tylko bezwładność prawa. Za jego odwołaniem są wszyscy, choć z nieco różnych pozycji.
PiS i SLD mają łatwo: biją w Małkowskiego-prezydenta i Małkowskiego-człowieka. PO stara się wyjaśnić powody, dla których zawarła swego czasu koalicję z komitetem Małkowskiego w Radzie Miasta – ale podkreśla, że odwołać go teraz trzeba, bo sąd i tak zabronił mu już sprawowania urzędu i nie ma widoków na rychłe uchylenie tego zakazu.
Wszyscy zatem nawołują do udziału w referendum 16 listopada. Udziału, bo to, że więcej głosów padnie za odwołaniem Małkowskiego niż przeciw – wydaje się pewne. Dalece niepewne jest spełnienie wymogu frekwencji. Dość powiedzieć, że nie udało się to jeszcze w RP w żadnym referendum nad odwołaniem władz lokalnych.
W tamtych wszakże motywy były czysto polityczne, zawsze jakaś znacząca siła broniła władz. Tu jest inaczej: wszystkie partie zgodnie walczą o zmobilizowanie olsztynian do udziału w referendum. Jeśli im się nie uda, trzeba będzie postawić twarde pytanie:
Co dalej z polską demokracją lokalną?
Media są zgodne, że aby referendum było ważne, do urn pójść musi ok. 35 400 osób. To 3/5 liczby biorących udział w wyborach prezydenta miasta jesienią 2006. Co tu kryć, to sporo, zwłaszcza, jeśli pogoda nie dopisze. Na dodatek – choć to już na marginesie głównego wątku tego postu – nie jestem pewien, czy media mają rację. Oto bowiem treść art. 55 ustawy o referendum lokalnym:
1. Referendum jest ważne, jeżeli wzięło w nim udział co najmniej 30% uprawnionych do głosowania, z zastrzeżeniem ust. 2.
2. Referendum w sprawie odwołania organu jednostki samorządu terytorialnego pochodzącego z wyborów bezpośrednich jest ważne w przypadku, gdy udział w nim wzięło nie mniej niż 3/5 liczby biorących udział w wyborze odwoływanego organu.
Jak wspomniałem, z ustępu 2 wynika liczba ok. 35 400. Ale z ustępu 1 – ok. 40 500, bo w mieście jest ok. 135.5 tys. uprawnionych. Wcale nie jestem pewien, czy brzmienie powyższego artykułu oznacza, iż zastosowanie ustępu 2 wyklucza obowiązek spełnienia warunku z ustępu 1… Ale o to już mniejsza. Ot, polskie prawo.
komentarze
BardZo to urocze
jak to SLD docenia syna marnotrawnego,
i prosze kto na pierwszym planie, posłeł Tadeusz “łapki na pupie” Iwiński :)
ot, morlaność lewicowa:)
prezes,traktor,redaktor
max -- 03.11.2008 - 21:32