Black Metal - cz. 1 Prekursorzy (esp dla Grzesia)

Żeby nie przytłaczać ogromem materiału podzielę story kilka części. Od razu mówię, że im dalej w las tym niekoniecznie dla każdego :) ...

Osobiście BM mnie bardziej śmieszy niż straszy. ale jest kilka kapel które są ciekawe i to podkreślę. Będą też rzecz jasna te leśne stwory, które nieodmiennie wywołują u mnie skurcz przepony.

To jadziem.

Za punkt wyjścia tej sagi należy bez wątpienia uznać pojawienie się obrazoburców z Venom. Panowie grać za bardzo nie potrafili (a szczególnie nieszczęśnik za garami o ksywie jakże apokaliptycznej Abaddon), ale potrafili generować iście piekielną energię i hałas. Ich celem było grać głośno, szybko i prosto. Rokendrol. Venom nie miał uroku i lekkości Motorhead stąd chyba to piekło, Szatan i Black metal. Ramonesi metalu? Jak najbardziej! Zresztą sami swoją muzykę określali często jako punk metal.

Szwecja. Niby kraj mało ludny. Zimny. A tyle oryginalnej muzyki tu powstało. Od Sasa do lasa. Od ABBY po Marduka. Tutaj tempo lesie hasał niejaki Quorthon. Znudził mu się punk wić zaczął dłubać metalu i wykoncypował jednoosobowy projekt o swojskiej nazwie Bathory (nazwa od Elżbiety nie od Stefana). Bathory to pod względem koncepcyjnym wzorzec Black metalu w jego mizantropijnej odmianie. Kawałęk dla odmiany wikińsko-heroiczny :)

Przenosimy się do krainy czekolady, serów, zegarmistrzowskiej precyzji i banków. Hellhammer to kolejny filar gatunku. Prymitywna muzyka, bluźniercze teksty, chaos i destrukcja. Klasycy gatunku.

Hellhammer nie pociągnął długo, ale na szczęscie spirytus movens całego przedsięwzięcia Tom G. Warrior zainicjował bend Celtic Frost. Panowie z początku tworzyli surowa, nieskomplikowaną muzykę metalową, bardzo ciężką jak na tamte czasy. Potem poszli w wyrafinowany progresiv, ale to już inna historia. Czciciele rogatego kochają ich za pierwsze płyty.

CF reaktywowali się nie tak dawno i był to powrót w wielkim stylu. Zresztą wystarczy posłuchać:

Tak BTW, w swoim zestawieniu wspomagam się składanką “The best of oldschool black metal” i akurat leci sobie Mercyful Fate. Kolejny kamień milowy w historii niezbyt świętej muzyki. Duńska kapela, która zasłynęła makijażem swojego front mena, niby-satanizmem i cienkim głosem wspomnianego wcześniej Kinga Diamonda. Ale nie da się zaprzeczy, że muzyka pierwszorzędna. Riffy tną jak żyleta. Kumplują się z Metallicą. Żeby rozładować te ciemne klimaty dam taką wersję „Into the Coven”:

Wracamy do Szwajcarii gdzie pogryzając gorzką czekoladę i maczając gołębie główki w foundee trzech młodzieńców powołało ansambl Samael. Jak dlas mnie to oni są twórcami najbardziej diabelskiego kawałka ever – “Into the Pentagram”. Aż czuć zapach siarki i stukanie kopytek.

CDN... —> Cz. 2 Skandynawia

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

NO, posłucham, ale pewnie już jutro, bo wstać rano trza...

Ale, ale, czy aby na pewno mercyfl fate to black metalowy zespoł?
Mi się to oni tak mniej ekstremalnie kojarzą, nawet miałem kilka utworków Kinga diamonda pozgrywanych, niby image mroczny, ale muzycznie to chyba nie da się ich porównać z rzeźniczymi niektórymi zespołami.

Pzdr

Ale dawno strasznie nie słyszałem takich dźwięków, więc może na ignoranta wychodzę.


P.S.

A i zanim powiesisz następne części, to odczekaj choć do jutra późnonocnej pory, bo się z słuchaniem nie wyrobię, bo jutro poza domem raczej żem.

Sorry za to monopolizowanie komentarzy i za specjalne życzenia,ale już tak mam.
pzdr


grześ

nie, MF nie jest kapela BM, ale są ważni dla nurtu choćby ze względu na imidż (makijaż – corpsepainting) i tematykę. więc w odcinku Prekursorzy nie mogłem ich nie dać:)

odczekam luz … :)

“Nie ma Boga, jest motór.”


Worship

to zdecydowanie kultowy black:)

Pentagram i St.Vitius, Candlemass też się łapią w początki blacku choć chyba pod doom bardziej, zresztą jak pisałeś temat rzeka:))

Prezes , Traktor, Redaktor


Jak się ma "black" do "doom"?

:)

pzdr

[ost. Wild side]


>Fu

imo nijak :)

mam w planach taki krótki przegląd doom/sludge/stoner :)

pzdr

“Nie ma Boga, jest motór.”


Docencie,

no przesłuchałem, czekam na dokładkę:), wprawdzie pewnie bardzo różnić się nie będzie następna porcja, no, ale kanon zachowany byc musi.

A ,,doom” to chyba trochę smetniejszy, cuś pod gotyk, a może znowu cuś mylę.
A w ogóle dziś w jakims saloniku prasowym 200-setny numer ,,metal hammera”: obaczyłem, aż miałem kupic, bom od rana dzięki twojemu przeglądowi w metalowym klimacie, ale jakoś zrezygnowałem.

Pzdr


A tak w ogóle se myślę,

że z tych muzycznych przeglądów twoich, Futrzaka, Sajonary i moich, to kurde niezły przewodnik po dobrej muzyce czy poradnik czego niegrzeczni chłopcy słuchac powinni:)

Tylko Mada nie wolno dopuścić, bo on znowu będzie tylko Gunsów proponował.


>Grześ

he he nom :) a co do part 2 będzie trochę inna … nawet bardzo inna :)

“Nie ma Boga, jest motór.”


Hmmmm...

jak dawno to bylo:)
Mialem jeszcze pare ep-ek(winylowych ofkors), w mojej nie najbiedniejszej kolekcji.
Sodom z 84`, jak rozczulajaca kopali sie grajac w studiu jakby nie bylo, MF i “Melissa”, chyba jedyny we Wrocku wtedy, no i Destruction. Ci to chociaz mieli dobrego producenta, bo uszy nie bolaly jak nie przymierzajac przy wloskim “Buldozzer”.
Ale ja tu chyba za bardzo w strone thrasha juz pojechalem?
Ech mlodosci durna, chmurna i gorna;) Ale wspominki fajne sa:)
Pozdrawiam.


włoski buldozer

uwielbiam … cały urok tej kapeli to zerowa produkcja … :P

no no, destruction to trasz … ale najlepszy niemiecki trasz to imo protector

“Nie ma Boga, jest motór.”


> DS

No więc właśnie :)
To miało być takie zagajenie – widzę, że zażarło :)

pzdr i czekam

[ost. Wild side]


Pozdrawiam prawdziwych metalowcow!!!

Co prawda nie ta wasza rzeźnia, ale Ozzy- obejrzyjcie koniecznie ten klip, bo ma mnóstwo smaczków:

I`m sexy motherfucker!


Subskrybuj zawartość