Dlatego teź odnosze wraźenie, źe po dojściu do pewnego wieku rodzice i dzieci zaczynaja grać w pewna grę typu “ja wiem, że tym wiesz”. To sie chyba zaczyna wtedy, gdy w grę wchodzi tematyka, skąd się wziął Jasiu. Kwestią czasu pozostaje tylko, kiedy dzieci sie usamodzielnią. I ten moment łączy się z drugim problem, jaki Pan raczył naruszyć czyli edukacją ekonomiczno-gospodarczą.
Dzieci coraz szybciej zaczynaja dochodzic do wniosku, źe rodziciele robią to do bani. Teraz rzecz w tym, źe oprócz edukacji potrzebne jest doświadczenie, czyli w sumie zbiór doświadczeń negatywnych, na podstawie którego ustawia się strategię i taktykę mająca przynieść oczekiwane efekty, a takźe ominąć rafy.
Nagorzej gdy “rodziciele” permanentnie grają rolę omnipotentnych (używając w tym celu także argumentu doświadczenia, w tym historycznego, sięgającego początków średniowiecza polskiego), starając sie prowadzić (nakazywać?) dzieci za rączke w sposób trwały, by w ten sposób zachować na nie wpływ. A tym samym i profity ze sprawowanej władzy wypływające.
Przypomina mi to częstą historię w firmach, w których zarząd zaczyna tracić kontakt z resztą firmy, co prowadzi do poważnych problemów, z upadkiem firmy włącznie.
Szanowny Panie Griszequ
Dlatego teź odnosze wraźenie, źe po dojściu do pewnego wieku rodzice i dzieci zaczynaja grać w pewna grę typu “ja wiem, że tym wiesz”. To sie chyba zaczyna wtedy, gdy w grę wchodzi tematyka, skąd się wziął Jasiu. Kwestią czasu pozostaje tylko, kiedy dzieci sie usamodzielnią. I ten moment łączy się z drugim problem, jaki Pan raczył naruszyć czyli edukacją ekonomiczno-gospodarczą.
Dzieci coraz szybciej zaczynaja dochodzic do wniosku, źe rodziciele robią to do bani. Teraz rzecz w tym, źe oprócz edukacji potrzebne jest doświadczenie, czyli w sumie zbiór doświadczeń negatywnych, na podstawie którego ustawia się strategię i taktykę mająca przynieść oczekiwane efekty, a takźe ominąć rafy.
Nagorzej gdy “rodziciele” permanentnie grają rolę omnipotentnych (używając w tym celu także argumentu doświadczenia, w tym historycznego, sięgającego początków średniowiecza polskiego), starając sie prowadzić (nakazywać?) dzieci za rączke w sposób trwały, by w ten sposób zachować na nie wpływ. A tym samym i profity ze sprawowanej władzy wypływające.
Przypomina mi to częstą historię w firmach, w których zarząd zaczyna tracić kontakt z resztą firmy, co prowadzi do poważnych problemów, z upadkiem firmy włącznie.
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 29.02.2008 - 13:57