Zacznijmy może tak. Kiedyś Eumenes wyraził zdziwienie pomieszane z oburzeniem, że ja z kolei wyraziłem opinię, że lubię Urbana. Było to tu.
No i w sumie ten tekst jest po części wytłumaczeniem się z tego ,,lubienia"( choć może to za dużo powiedziane). Otóż ja osobę Urbana traktuję jako błazna.
Błazen to ktoś potrzebny niesamowicie i będący od zawsze częścią rzeczywistości.Kim jest błazen? ( Trochę już napisałem na ten temat tu)
Otóż błazen to ktoś, kto ceni przede wszystkim szczerość, spontaniczność, nonkonformizm, bunt. Błazen nienawidzi obłudy, błazen nie trawi patosu. Błazna domeną jest kpina, szyderstwo, śmiech, ironia, złośliwość. Błazen uwielbia przekłuwać nadęty balon moralności na czyjś koszt. Błazen nie lubi tych, co są moralistami na czyjś koszt i tych, co innym wyznaczają innym ich minimum egzystencji (patrz: ,,Zwierzenia clowna" H. Boella)
Błazen jest cynikiem. Cynizm ten niekoniecznie oznaczać musi nihilizm, cynizm jest orężem w ręku błazna, cynizmem błazen maskuję często swą nadwrażliwość, swą wściekłość, swe frustracje.
Błazen nie lubi nagonek. Nie lubi dołączać się do stada. Jest indywidualistą.
Błazen nie ma misji albo inaczej misją błazna jest demaskowanie głupoty i obłudy. Misja ta jednak nie sprawia, że nienawidzi innych. Bo błazen, choć ma nie najlepsze zdanie o innych, to ich lubi, bo wie, że sam nie jest lepszy. Że jest podobny.
Błazen bywa często ateistą,inaczej, to co ludzie, jest mu najbliższe.
Błazen uwielbia niezależność, wolność i bronić będzie nawet tej wolności wobec tych, którzy ją zwalczają.
Błazen uwielbia krytykować możnych tego świata, władzę, obojętnie, jaką. Można strawestować piosenkę Kryzysu, że błazna nie lubią : ,,skorumpowani politycy, Nie lubią go skorumpowani duchowni, Nie lubią go wszyscy hipokryci".
Błazen dźga swoim tekstami wszystkich: polityków, księży, artystów,błazen nie znosi wielkich słów, nie dla niego gadki o moralności, świętości, misji, nie dla niego hurrapatriotyczne teksty, bo błazen wie, że za tymi tekstami często stoi fałsz.
Błazen nie jest lubiany. Błazen musi być sam i on o tym wie. Ale godzi się z tym.
Błazen nie boi się własnej śmieszności, bo wie, że dopiero jak nie będzie traktowany poważnie, będzie naprawdę wolny, będzie powiedzieć mógł wszystko( tak jak Błazenmistrz Zygmunt Kałużyński twierdził). Błazen uwielbia prowokować, choć te prowokacje, to ,,szarganie świętości" często ma jakiś cel, zresztą prawdziwy błazen robi to w tak mistrzowski sposób, że nawet jak nic za tym nie stoi, żadne przesłanie, to i tak jest dobre.
P.S. Oczywiście trudno znaleźć stuprocentowych błaznów,dlatego mój tekst proszę interpretować jako lekko utopijny, lekko życzeniowy i lekko błazeński. W następnym tekście o tym, w kim odnajduję nutki błazeństwa( także uwzględnię salonowców) a w kim odnajduję misjonarstwo czyli delikatnie mówiąc fanatyzm, brak dystansu, agitację.Więc ten tekst następny będzie o błaznach i o misjonarzach.
P.S. W Trójce Siekiera, cudownie jest, gdyby jeszcze wredne przeziębienie zechciało ustąpić. Ale co to dla błazna, błazen nie boi się przecież śmierci, a co dopiero przeziębienia:) No i ma dystans.
Znikam.
A już na pewno Urban nim nie jest.
On ma swoje świętości, swojego świętego raczej. O którym nigdy inaczej niż szacunkiem wielkim się wyraża.
Dlatego nie pasuje do Twojej definicji.
I ten jego oręż czyli cynizm już wykorzystywał w sytuacjach, kiedy tylko wyrzygać się na niego szło.
Inna reakcja byłaby nieodpowiednia.
Mało Grzesiu błaznów, mało. Bo trudno nim być.
Tak naprawdę to ja już nie wiem kogo bym tak nazwać mógł ze współczesnych. Może Ty masz jakieś typy?
Pozdrawiam!
definicja jak napisałem jest lekko życzeniowa, napisałem też o nutkach błazeństwa.
Stuprocentowych typów nie mam, ale tych, którzy mi tekstami czy zachowaniem pasuję choć częsciowo wskażę w tekście następnym.
Zresztą ja jako ktoś chaotyczny sam się gubię już w moich definicjach i pewnie napisałem/napiszę coś, co jest ze sobą sprzeczne.
P.S. Apel do kometatorów, nie skupiać mi się tylko na dyskusji o Urbanie, bo nie mam ochoty się w to bawić.
Pzdr
że nawet tu, na salonie największe błazny mają swoje świętości, używają błazeńskiej pozy aby coś zyskać. Agitują po prostu. Nie dla sztuki bycia tym nonkonformistycznym cynikiem, gorzko patrzącym na świat.
Błazen to wbrew pozorom bardzo poważna i trudna rola.
I rzadka bardzo.
Czasy mamy mało sprzyjające błaznom, że tak się wyrażę.
Pozdrawiam!
PS. Wybacz tego Urbana. Działa na mnie jak płachta na byka :-).
Posiłkując się bodajże Stachurą, błaznem się bywa, częściej niż nim się jest.
I obiecuję już nie pchać się więcej z moimi "mądrościami".;-)
Pozdrawiam!
Błazen - Stańczyk namalowany jest przez Matejkę.
Czy on ma minę idioty? Albo Gertycha/Leppera/JKM-a?
Co na jedno wychodzi.
Bo błazen, to nie idiota.
Jak w mrowisko...
Jedni wolą Urbana - inni wolą Urbańskiego!
Logiką rozumowania Urban podobny jest do Korwina Mikke. Tyle, że na opak.
Pozdrowienia
Marianie, w sumie zgoda, a i pchaj się z czym chcesz tu, wiesz, że jesteś mile widziany.
Igła, No oczywiście, że błazen to nie idota, choć czasem głupka udaje w celu zmylenia przeciwnika:), taka poza ,,wiejskiego głupka" jak sobie ją nazywam.
A i wiem, że nie lubisz Korwina-Mikke, ale jednak nie porównywałbym go z Giertychem czy Lepperem.
Hm, Joteszu, coś enigmatyczny ten post i niewiele z tekstu twojego rozumiem, ale cóż, tak bywa.
powiem Ci, że błazen zawsze wie, że jest błaznem. Nie ma aspiracji, by być dworzaninem, salonowcem, czy dziennikarzem... Urban chyba nie zasłużył na to miano.
Pozdrawiam ciepło!
Pozwolę sobie zgodzić się z moimi wielce szacownymi przedmówcami, że rola błazna nie w kij dmuchał. No, ale ten Urban... Panie Grzesiu, Urban to żaden błazen, nie spełnia prawie żadnego z kryteriów, które Pan zaprezentował. On jest czasami komediantem, jak mu się taktycznie opłaca, a poza tym to sprytny Makiawel. On sam ma błaznów na usługach... Jak się Pan pewnie domyśla, mam o Urbanie fatalne zdanie i żałuję, że wolna Polska nie zaprosiła go na chociaż jeden proces sądowy za zasługi na rzecz PRL-u (zdanie mam o nim jeszcze gorsze od Mariana Zmyślonego; przy okazji - Panie Marianie pozdrawiam!).
Muszę Panu natomiast napisać słowo o tym ateizmie błaznów (teza atrakcyjna, ale prawdę mówiąc nie dostrzegam wyraźnej prawidłowości). Cytuje Pan H. Bolla, a ja Pana zajdę z drugiej strony. Dedykuję Panu ten fragment (bez aluzji dedykuję, bo ładny) i od razu się żegnam, bo fragment długi i pewnie nikt do końca nie dojedzie.
Pozdrawiam,
referent Bulzacki
"Tu nieznajomy uprzejmie zdjął beret i pisarzom nie pozostawało nic innego, jak wstać i ukłonić się.
“Nie, to raczej Francuz...” – pomyślał Berlioz.
“Polak...” – pomyślał Bezdomny.
Należy od razu stwierdzić, że na poecie cudzoziemiec od pierwszego słowa zrobił odpychające wrażenie, natomiast Berliozowi raczej się spodobał, a może nie tyle się spodobał, ile, jak by tu się wyrazić... zainteresował go czy co...
– Panowie pozwolą, że się przysiądę? – uprzejmie zapytał cudzoziemiec i przyjaciele jakoś mimo woli się rozsunęli, cudzoziemiec zwinnie wcisnął się pomiędzy nich i natychmiast włączył się do rozmowy. – Jeśli dobrze usłyszałem, to był pan łaskaw stwierdzić, że Jezus w ogóle nie istniał? – zapytał kierując na Berlioza swoje lewe zielone oko.
– Tak jest, nie przesłyszał się pan – grzecznie odpowiedział Berlioz. – To właśnie powiedziałem.
– Ach, jakie to ciekawe! – wykrzyknął cudzoziemiec.
“Czego on tu szuka?” – pomyślał Bezdomny i zasępił się.
– A pan zgodził się z kolegą? – zainteresował się nieznajomy i odwrócił się w prawo, do Bezdomnego.
– Na sto procent! – potwierdził poeta, który lubił wyrażać się zawile i metaforycznie.
– Zdumiewające! – zawołał nieproszony dyskutant, nie wiedzieć czemu rozejrzał się dookoła jak złodziej, ściszył swój niski głos i powiedział: – Proszę mi wybaczyć moje natręctwo, ale, jeśli dobrze zrozumiałem, panowie na dobitkę nie wierzycie w Boga? – w jego oczach pojawiło się przerażenie; dodał: – Przysięgam, że nikomu nie powiem!
– Zgadza się, nie wierzymy – z lekkim uśmiechem, wywołanym przerażeniem zagranicznego turysty, odpowiedział Berlioz – ale o tym można mówić bez obawy.
Cudzoziemiec opadł na oparcie ławki i aż pisnął z ciekawości, pytając:
– Panowie jesteście ateistami?!
– Tak, jesteśmy ateistami – uśmiechając się odpowiedział Berlioz, a Bezdomny rozeźlił się i pomyślał: “Ale się przyczepił, zagraniczny osioł!”
– Och! Jakie to cudowne! – wykrzyknął zdumiewający cudzoziemiec i pokręcił głową wpatrując się to w jednego, to w drugiego literata.
– W naszym kraju ateizm nikogo nie dziwi – z uprzejmością dyplomaty powiedział Berlioz. – Znakomita większość ludności naszego kraju dawno już świadomie przestała wierzyć w bajeczki o Bogu.
Wtedy cudzoziemiec wykonał taki numer: wstał, uścisnął zdumionemu redaktorowi dłoń i powiedział, co następuje:
– Niech pan pozwoli, że mu z całego serca podziękuję.
– Za co mu pan dziękuje? – mrugając oczyma zapytał Bezdomny.
– Za niezmiernie ważną informację, dla mnie, podróżnika, nadzwyczaj interesującą – wieloznacznie wznosząc palec wyjaśnił zagraniczny dziwak.
Niezmiernie ważna informacja najwidoczniej istotnie wywarła silne wrażenie na podróżniku, bo z przerażeniem rozejrzał się po domach, jak gdyby się obawiał, że w każdym oknie zobaczy jednego ateistę.
,,Nie, to nie Anglik” – pomyślał Berlioz, Bezdomnemu zaś przyszło do głowy: “Ciekawe, gdzie on się nauczył tak gadać po rosyjsku!” – i poeta znowu się zasępił.
– Ale pozwólcie, że was, panowie, zapytam – po chwili niespokojnej zadumy przemówił zagraniczny gość – co w takim razie począć z dowodami na istnienie Boga, których, jak wiadomo, istnieje dokładnie pięć?
– Niestety! – ze współczuciem odpowiedział Berlioz. – Żaden z tych dowodów nie ma najmniejszej wartości i ludzkość dawno odłożyła je ad acta. Przyzna pan chyba, że w kategoriach rozumu nie można przeprowadzić żadnego dowodu na istnienie Boga.
– Brawo! – zawołał cudzoziemiec. – Brawo! Pan dokładnie powtórzył pogląd nieokiełznanego staruszka Immanuela w tej materii. Ale zabawne, że stary najpierw doszczętnie rozprawił się z wszystkimi pięcioma dowodami, a następnie, jak gdyby szydząc z samego siebie, przeprowadził własny, szósty, dowód.
– Dowód Kanta – z subtelnym uśmiechem sprzeciwił się wykształcony redaktor – jest również nieprzekonujący. I nie na darmo Schiller powiada, że rozważania Kanta na ten temat mogą zadowolić tylko ludzi o duszach niewolników, a Strauss je po prostu wyśmiewa.
Berlioz mówił, a zarazem myślał przez cały czas: “Ale kto to może być? I skąd on tak dobrze zna rosyjski?”
– Najlepiej byłoby posłać tego Kanta na trzy lata na Sołowki za te jego dowody! – nagle palnął nieoczekiwanie Iwan.
– Ależ, Iwanie! – wyszeptał skonfundowany Berlioz.
Propozycja zesłania Kanta na Sołowki nie tylko jednak nie oszołomiła cudzoziemca, ale nawet wprawiła go w prawdziwy zachwyt.
– Otóż to! – zawołał i jego lewe, zielone, zwrócone na Berlioza oko zabłysło. – Tam jest jego miejsce! Przecież mówiłem mu wtedy, przy śniadaniu: “Jak pan tam, profesorze, sobie chce, ale wymyślił pan coś, co się kupy nie trzyma. Może to i mądre, ale zbyt skomplikowane. Wyśmieją pana”.
Berlioz wybałuszył oczy. “Przy śniadaniu... do Kanta! Co on plecie?” – pomyślał.
– Ale – mówił dalej cudzoziemiec do poety, nie speszony zdumieniem Berlioza – zesłanie go na Sołowki jest niemożliwe z tej przyczyny, że Kant już od stu z górą lat przebywa w miejscowościach znacznie bardziej odległych niż Sołowki i wydobycie go stamtąd jest zupełnie niemożliwe, zapewniam pana.
– A szkoda! – wypowiedział się agresywny poeta.
– Ja również żałuję – błyskając okiem przytaknął mu niewyjaśniony podróżnik i ciągnął dalej. – Ale niepokoi mnie następujące zagadnienie: skoro nie ma Boga, to kto kieruje życiem człowieka i w ogóle wszystkim, co się dzieje na świecie?
– O tym wszystkim decyduje człowiek – Berlioz pośpieszył z gniewną odpowiedzią na to, trzeba przyznać, niezupełnie jasne pytanie.
– Przepraszam – łagodnie powiedział nieznajomy – po to, żeby czymś kierować, trzeba bądź co bądź mieć dokładny plan, obejmujący jakiś możliwie przyzwoity okres czasu. Pozwoli więc pan, że go zapytam, jak człowiek może czymkolwiek kierować, skoro pozbawiony jest nie tylko możliwości planowania na choćby śmiesznie krótki czas, no, powiedzmy, na tysiąc lat, ale nie może ponadto ręczyć za to, co się z nim samym stanie następnego dnia?
Bo istotnie – tu nieznajomy zwrócił się do Berlioza – proszę sobie wyobrazić, że zaczyna pan rządzić, sobą i innymi, że tak powiem – dopiero zaczyna się pan rozsmakowywać i nagle okazuje się, że ma pan... kche... kche... sarkomę płuc... – I cudzoziemiec uśmiechnął się słodko, jak gdyby myśl o sarkomie płuc sprawiła mu przyjemność. – Tak, sarkoma – po kociemu mrużąc oczy powtórzył dźwięczne słowo – i pańskie rządy się skończyły! Interesuje pana już tylko los własny, niczyj więcej! Krewni zaczynają pana okłamywać. Pan czuje, że coś jest nie w porządku, pędzi pan do uczonych lekarzy, potem do szarlatanów, a w końcu, być może, idzie pan nawet do wróżki. Zarówno to pierwsze, jak to drugie i to trzecie nie ma żadnego sensu, sam pan to rozumie. I cała historia kończy się tragicznie – ten, który jeszcze niedawno sądził, że o czymś tam decyduje, spoczywa sobie w drewnianej skrzynce, a otoczenie, zdając sobie sprawę, że z leżącego żadnego pożytku mieć już nie będzie, spala go w specjalnym piecu.
A bywa i gorzej – człowiek dopiero co wybierał się do Kisłowodska – tu cudzoziemiec zmrużonymi oczyma popatrzył na Berlioza – zdawałoby się głupstwo, ale nawet tego nie może dokonać, bo nagle, nie wiedzieć czemu, poślizgnie się i wpadnie pod tramwaj! Czy naprawdę uważa pan, że ten człowiek sam tak sobą pokierował? Czy nie słuszniej byłoby uznać, że pokierował nim ktoś zupełnie inny? – tu nieznajomy zaśmiał się dziwnie."
Baszko, no, zgoda, błaznowi nie zależy by odgrywać jakąś ważną rolę, bo nie dla niego takie rzeczy jak zaszczyty czy tam bogactwo, z tego względu masz rację co do Urbana, ale stuprocentowo to mi tylko mój idol clown do obrazu błazna pasuje:)
Panie Referencie, ten ateizm to tak prowokacyjnie trochę, co do Boella, to o ile wiem ateistą on nie był, za to clown, no clown, jak to clown, był clownem i kolekcjonował chwile. Zresztą ateistów clown Boellowski tyż nie lubił, bo za dużo gadają o Bogu.
A fragment ładny, Bułhakowa tyż lubię, aż mnie pan zachęcił do odświeżenia znajomości z Wolandem, Behemotem i spółką, choć niestety w domu egzemplarza stosownego nie posiadam, więc do biblioteki kiedyś trza się wybrać.
Pzdr
się tu wymądrza.
Cudzym textem, z którego oczywiście tyle zrozumiałem, że nic mam nie rozumieć.
I o to chodzi.
Ja sam nie wiem o co mi chodzi?
No oprócz tego, ze paru facetom twarz powinienem obić, co być może się stanie niedłuho.
Grzesiu, tradycyjnie twojej płyty słucham.
Rzeczywiście, mam kilka cytatów i wklejam je tu i tam, jak trafia się okazja. Niese kagnek ośwjaty.
Mężowi swemu ukradłam (czyt. Misqot podzielił się ze światem tym, co miał):
http://www.niniwa2.cba.pl/michnik_z_urbanem.htm
Panie Igło, a kogo pan tu chce obić? Chyba nie naszego Referenta nieocenionego?Bo na to nie pozwalam:)
Panie Referencie , i bardzo dobrze, niech pan wkleja, dobrej literatury nigdy dosyć.
Baszko, znam, do Misquota też zaglądam, choć on do mnie nie, bo mnie nie lubi pewnie:), ale w sumie szczerze mówiąc to mnie nie emocjonuje, to z kim Michnik czy Urban się przyjaźnią i że ze sobą, ich sprawa. A zresztą ze mną w ogóle źle, bo Michnik to mi z kolei nie z błaznem, ale z bohaterem romantycznym się kojarzy.
Pozdrawiam
A czy pan wie jak Referent (szanowny??? hehe) kobiety traktuje?
No to zdradzę, ja wiem.
I mam na niego oko.
Nawet dwa oka i jedno ucho.
Noo
No jak?, i od razu świadków proszę!
nie wierzę< pan Referent to wzór elegancji i klasy, i w ogóle,a pan jakies niecne plotki rozpowszechnia, ale z drugiej strony niech pan czuwa, bo nie wiadomo co za licho z takiego ułożonego i szanownego Referenta wyjść nagle może.
A ja chwilowo się muszę oddalić od komputera w celu wzbogacenia się czytaniem jakimś.
No bo poza salonem coś czytać tyż nalezy, bo ostatnio dochodzę do wniosku, żem intelektualnie uwsteczniony.
Pozdrawiam.
Wrócę za jakies 2, 3 godziny popatrzeć, co wyszło w sprawie Referenta i jego domniemanych przewinień.
Misqot zabiegany, nawet swoich gości nie ma jak uhonorować, bo czasu mu brak na komputer.
Co do Michnika, nie zgadzam się. Ile w nim tego romantyzmu? Dlaczego romantyczny? Nawet byronizmu nie można mu przypisać, bo samo popieprzenie losu nie wystarczy. Romantyk mógł być rozemocjonowanym durniem, ale zawsze wiedział, że ma święty cel. Michnik ma różne cele (nomen omen),żadnej w nich uczciwości...
Pozdrawiam!
To proszę zaglądnąć na blog własny referenta, gdzie różne, niewinne i liczne panie się skarżą.
Ot co!!
Igła --> Bez przesady! Impreza się zwyczajnie nie udała. Czy to rzadkość...
Panie Grzesiu, ma Pan o mnie zdecydowanie zbyt dobre zdanie. Tracę przy bliższym poznaniu! Ale miło mi, pozdrawiam i dziękuję,
hmm może stwórzmy leksykon typów polskich.
Ja juz jeden typ oipisałem, Ty masz tu drugi - możnaby nad większa ilością takich opisów popracować. Fajna sprawa to by była ;-)
pozdrowienia
PS - poprzedni tekst tez czytalem, ale co ja moge powiedzieć o logice pisowców...
nie potrafię się tak ładnie i dosadnie wyrażać myśli jak wielu godnych podziwu oratorów ( pana również w tym gronie widzę), stąd pana przekonanie o moim "lepszym" zdaniu o Urbanie, myślę :-).
I zamilczę już bo, Grześ prosił...
Serdecznie
Pozdrawiam!
Panie Marianie, targiem proponuję uznać, że "lubimy" go tak samo. Pozdrawiam,
no nie zgadzamy się więc znowu, ale tak w ogóle to cię lubię czytać, tylko mam jeden zarzut, czemu tak rzadko piszesz?Nie bawię się tak.
Panie Referencie, nie wierzę, że pan coś traci, prosze przyjść na imprezę, może i ja będę, to sprawdzę empirycznie, ale jestem pewny, że pan może tylko zyskać.
Jacku Ka, dzisiaj będzie jeszcze o misjonarzach więc o kolejnym typie osób.
miłe są Twoje słowa - dziękuję za nie. A różnić się możemy, byle ładnie i przyjaźnie ;)A u Ciebie dobra atmosfera, więc nam nic nie grozi.
Rzadko piszę, bo nie mam za wiele do powiedzenia, poza tym praca zabiera mi tzw.czas wolny. Ale nie narzekam, żeby nie było! ;)
Pozdrawiam serdecznie!!
Panie Grzesiu, chętnie bym się z Panem spotkał. Porozmawialibyśmy o Grassie, bo to wielki pisarz jest, mimo, że nie za całokształt aktywności go podziwiam. A np. taki T. Mann, podobno znęcał się nad rodziną i bywał nieprzyjemny, a też prawdziwy pisarz. Nieważne. Wracam do rzeczy. Otóż, chętnie się spotkam (cała przyjemność po mojej stronie), ale dopiero następnym razem. Nie będzie mnie w najbliższym czasie w Warszawie. (Urlop). Pozdrawiam,