Pod koniec sierpnia kierownictwo Centralnej Komizji Egzaminacyjnej przedłożyło w MEN raport z tegorocznych egzaminów gimnazjalnych i maturalnych. W konkluzji stwierdzono, że dzieci nie radzą sobie z samodzielnym, twórczym myśleniem. Kilku publicystów od razu podchwyciło temat, powtarzając zgrany refren, iż polska edukacja nastawiona jest na “uczenie regułek”, zamiast przysposabiać do kreatywności.
Używając takich argumentów zapomina się, że od początku lat dziewięćdziesiątych szkoła ciągle reformuje swoje oblicze, między innymi walcząc z encyklopedyzmem (“uczeniem dużej ilości niepotrzebnych regułek”). Wbrew temu co się mówi efekty tych działań są znakomite. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że poziom nauczania obniżył się w ostatnich latach. Fakt ten potwierdzają choćby pracownicy naukowi, którzy opowiadają o zatrważających przykładach głuptactwa świeżo upieczonych studentów.
Gdyby nawet jeszcze jakieś programy nauczania nie zostały odpowiednio odchudzone, to i tak te “zapóźnienia” są na bieżąco nadrabiane (vide: odchudzenie kanonu lektur szkolnych w nowej podstawie programowej). Odejściu od solidnej wiedzy sprzyja też cała otoczka wychowawcza funkcjonowania szkoły. Gdy uczeń nie czuje respektu przed nauczycielem (wkłada mu przysłowiowy kosz na głowę), to z całą pewnością ten nauczyciel nie zmusi go do regularnej nauki.
Mamy zatem do czynienia z tragikomiczną sytuacją. W praktyce pozbyto się tzw. encyklopedyzmu, ale równocześnie w zamian nie pojawiło się... “kreatywne myślenie.” W efekcie ani regułek dzieci nie znają, ani twórcze specjalnie nie są (chyba że w rozrabianiu).
Błąd tkwi nie tyle w braku konsekwencji w reformach, jak się sugeruje, co w błędnych założeniach już na samym wstępie proponowanych zmian. Twórcze myślenie rozumiane jest przez reformatorów zazwyczaj w kategoriach pedagogiki postdeweyowskiej, w której akcentuje się działanie, a nie konkretną, solidną wiedzę z danej dziedziny. Jest to oczywiście błąd. Każde działanie powinno być bowiem poprzedzone gruntownym poznaniem rzeczy czy zjawiska. Czy fizyk może dokonać ważnego odkrycia nie mając wiedzy na temat badanego obszaru zagadnień? Kreowanie rzeczywistości bez dostatecznej wiedzy, to podążanie na oślep za instynktami i intuicjami. Dlatego w rezultacie takiej pedagogii młodzież “myśli twórczo” zazwyczaj w obszarach, w których nauka jest jej nie potrzebna. Na przykład, podążając za prymitywnymi odruchami “twórczo” znęca się nad nauczycielami czy rówieśnikami.
Najwyższy czas, żeby reformatorzy i niektórzy publicyści uświadomili sobie, że pewne regułki czy reguły trzeba poznać, chcąc dojść do czegoś w życiu. Inaczej po prostu się nie da.
komentarze
Hm, i tak i nie,
co to znaczy, że trza regułki prezentować albo że trza akcentować myślenie twórzcze i nim uczniów zarażać.
Jedno nie wyklucza drugiego, teoria jest równie potrzebna jak praktyka, ale lekcje to nie wykład uniwersytecki, można (a nawet trzeba) uczyć tak, by uczniowie dochodzili sami do jakichś wniosków i znajdowali reguły czy tezy.
Poza tym wszystko zależy od sposobu przedstawienia, można z nawet w miarę nudnego tematu zrobić coś ciekawego, można nawet najciekawszy temat “zamordować”.
No i uogólnia pan, że uczniowie nie są kreatywni.
Są różni, kreatywnych nie brakuje, mądrych nie brakuje, ciekawych nie brakuje, chcących się uczyć nie brakuje.
czasem są też tacy, których trzeba zmotywować, ale czy dokona się tego tylko wzbudzaniem samego respektu?
Moim zdaniem nie.
Człek bez osobowości, charakteru i pasji respektu nie wzbudzi nawet jak będzie surowy, stanowczy i jedynkami będzie sypał.
A jak w nauczycielu jest pasja, to nią zarażać potrafi:)
Nie zawsze i nie wszystkich, ale też nie każdy musi fascynować się tym samym.
Pozdrawiam i zapraszam do mojego edukacyjnego Hyde Parku pogadać o szkole i edukacji:)
grześ -- 18.09.2009 - 23:49