Stach przywlókł się od osady myśliwców po skrzypiącym śniegu do chat włóczkowskich, już po wieczornym obwołaniu bram. U Zwierzyńca popił pod strzechą nadto, a teraz wstyd go palił, boć przecie już za trzy dni chwalebne Narodziny Pańskie. A byle kto nie był, więc nie uchodziło tak. Jako dawny kleryk, precz od posług pogoniony, teraz dla mądrości i piśmiennictwa, za męża znacznego u włóczków uchodził. Rachunki im wiódł i szkapić nie dał. Jak trzeba, za nimi u wójta gardłował. Chłopy ciężko robili, i włócząc Wisłą tratwy i galary kupieckie linami pod prąd, aże do Śląska, przecie pomnażać dostatek miasta pomagali. Kapkę im się należało!
W chałupie zeźlony słuchał, że najmłodszy Mieszko ze Zbyszkiem, wnukiem mistrza organisty Zbysława, co u mamki gościnnie dzisiaj spanie u ojca wyprosił, wymknęli się nad Wisłę, okonki spod lodu łapać z łuczywem. Tatarzy Nogaja obozowali na Piasku po drugiej stronie wedle przyczółka mostowego, co go Książe Leszko przytomnie kazał rozebrać. Świeżo rozgromiwszy chana Telebogę koło świętokrzyskiej Łysicy, władca zjechał co dopiero na Wawel, żeby tu dać odpór. Niepokoił się Stach chłopaczkami, bo lód pewny nie był, a Pohańce wiedzione głosem mogły strzał próbować. Linę już gotował, co by iść i tyłki prać, gdy malcy zsiniali z zimna wpadli do chaty wrzeszcząc nieskładnie jeden przez drugiego. Stuki i szuranie po lodzie od Piasku słyszeli ciche, jednak wychowany na rzece Mieszko zaraz zmiarkował, że obcych mało, że setka było. A po drugiej stronie gotowała się wielka siła, co by po podjeździe ruszyć zaraz. Dziwne to było u Pohańców, co nocą wojować nie zwykli!
Staszko zaraz włóczków zwołał z widłami, styliskami wioseł, i toporzyskami, i krze obsadzili w cichości. Do myśliwców posłał zaś po wspomożenie z obieży. I tu mały Zbyszko mądrze poradził, żeby balie wrzątku wlać na lód, parę łokci od brzegu, to pod naciskiem w krę tafle pójdą. Pomysł był przedni, a Zbyszko pokraśniał dumnie, wspominając głośno sędziwego dziada, co prawie przed półwieczem bramy miejskiej przed Tatarami bronił. Wyczekali chłopy dwa pacierze, i lać wrzątek zaczęli nie z jednej, ale z wielu balii i szaflików. Wrzaski tonących oznajmiły, że mało Pohańców w zgrai się topi, a mnoga liczba Ruskich kniazia wołyńskiego, Włodzimierza, co usłużnie przybyli za Mongołami łupić ziemię krakowską. Sanie ze sprzętem i drabinami w wodę poszły pierwsze, zaraz woje, a o świtaniu na brzeg wyciągnęli chłopy ledwie tuzin całkiem zamarzniętych Rusinów, i ze dwóch Tatarów. Reszta przepadła w zdradliwym nurcie mroźnej rzeki. Stachu kazał kubraki watowane zdjąć i przesuszyć, potem czapki spiczaste, futrem okolone za pazuchy wsadzili, i na koniach użyczonych od zwierzynieckich, do miasta pędem ruszyli księcia ostrzec.
Dwa lata wcześniej, w roku Pańskim 1285, po tym jak miasto twardo w rebelii możnych za księciem stanęło, ten na opasanie grodu wałami się zgodził. Przywilejem od świadczeń zwolnił, i sam grosza sypnął. Pierwsza linia murów już stała, jeno zwieńczenia baszt nie wszystkich jeszcze dachówka pokryła. Wiślacy wpadli przez Bramę Wiślaną, a obwołani przez znajomych strażników, zatrzymali się, prędko wkładając watowane kubraki i szpiczaste czapki wzmocnione drutem. Wymachując krzywymi mieczyskami tatarskimi, wrzeszcząc niemiłosiernie i hałłakując pędem ruszyli wzdłuż Franciszkanów, wykręcając ku Targowisku przed świętą Marią. Staszko ryczał o tatarskiej obieży, zdobycznym buńczukiem okładając łyków. Mieszczanie wpierw przerażeni, snadź sądzący o przepadku grodu, na słowa Wiślaków już spokojniejsi, ruszyli hurmem ku murom, opatrzeni w miecze, kolczugi i kusze. Stachu przez Rynek gnał ku Ratuszowi, dwóch starszych puściwszy traktem książęcym na Wawel, co by władcę ostrzec.
Gdy chan Nogaj przeprawił się wreszcie w wigilię Narodzenia Pańskiego 1287, i miasto obległ, zastał je gotowe. Nie wskórał nic, i odstąpił, a w trzy niedziele, w styczniu, Książe Leszek (dla gęby takiej, co króla wschodniego jednego, z jasełek przypominała, zwany Czarnym) rozbił go z Węgrami pospołu, u bram Nowego Sącza.
Tatarzy ponióśłwszy dotkliwą porażkę, nigdy już w historii, na podobny wypad na polskie ziemie się nie poważyli.
Stachu został książęcym nasadźcą Półwsi, i przywilej od wójta otrzymał, że co roku, na koniec oktawy Bożego Ciała, Bramą Wiślaną do miasta na chmyzie tatarskim miał wjeżdżać, na Rynek, haracz symboliczny zbierając od mieszczan za zratowanie grodu. A chłostanie buńczukiem on, i jego następcy, zmienili na uderzenia buławą, co szczęście niezawodnie miało przynosić.
Utarło się to jako krakowski zwyczaj na pamiątkę obrony grodu, i co roku do dzisiaj, Lajkonik, poczynając od Norbertanek rusza przez miasto. Już nie na koniu, ale w wielce oryginalnym stroju, co go sam pan Stanisław Wyspiański wymyślił!
komentarze
Z podziwem, Panie Tarantulo,
przeczytałem kolejny artykuł produkcji Instytutu Pamięci Smoczej. Gdybym miał małe dzieci, to bym im wieczorami Pańskie opowieści czytywał, by dzieje naszego miasta poznawały. A tak przyjdzie czekać, aż dziadkiem zostanę.
Pozdrawiam serdecznie Sąsiada
Lorenzo -- 10.12.2008 - 11:02Panie Sąsiedzie!
Dzięki wielkie skladam za uznanie dla moich skromnych starań. W jakch to czas zyjemy, i czy te wynajdywane przeze mnie p r a w d z i w e opowieści o tamtych czasach czegoś jednak uczą, nie mnie już sądzić!
A przy Wigilii kolejna rocznica będzie. I czy kto to wspomni? Ci, co to przeczytają, na pewno!
Pozdrawiam wzajemnie.
tarantula
tarantula -- 10.12.2008 - 11:20A po ostatecznym zwycięstwie nad Mongołami
w tej katedrze na Wzgórzu Wawelskim odbyły się wielkie uroczystości dziękczynne:
tarantula
tarantula -- 11.12.2008 - 09:48Szanowny Sąsiedzie
kocham takie obrazki! Skąd Pan je bierze?
Tak poza tematem: wybieram sie w moje Pieniny. Czy widział Pan po drodze jakiś śnieg na drogach?
Pozdrawiam serdecznie
Lorenzo -- 11.12.2008 - 10:05Panie Lorenzo
Obrazki mam w prywatnym archiwum, w “moich obrazach” ze strony “1000 lat Krakowa”, czy jakoś tam, ale gdzies mi sie zapodziała, i nie umiem teraz znaleźć. Podobno jest plyta DVD z animacjami z romańskiego Krakowa. I to są zrzuty z tej płyty. Ta, skromniejsza, którą mam w domu nie poddaje się kopiowaniu. Gapa ze mnie, bo mogłem umieścić te parę obrazków, co je mam, w tekstach ostatnich trzech legend.
Też się jutro wybieram. Zasięgnąlem języka. Śniegu brak!
Szerokiej drogi!
tarantula
tarantula -- 11.12.2008 - 10:29Dzięki za informacje, Panie Tarantulo.
Coś jak przez mgłę pamiętam, że była tak wystawa w Muzeum Historycznym przy Rynku i tam widziałem podobne obrazki.
Dobrej drogi!
Lorenzo -- 11.12.2008 - 10:33