Surowce wtórne i odpady toksyczne

Moim korespondentom i rozmówcom z kilku ostatnich dni

Trochę ostatnio żałuję, że nie prowadzę bloga gdzie indziej. Z dwóch powodów. Powód pierwszy pomińmy. Powód drugi jest taki, że mógłbym publikować na TXT teksty już wcześniej opublikowane, sprawdzone (także ortograficznie – to dla mnie ważne). Na dodatek zażywałbym zasłużonej sławy i robił za przykład rozszerzania tutejszej platformy (no offence) .

Żal spowodował, że nie mając nic specjalnie do powiedzenia, postanowiłem skompilować tekst z oderwanych myśli, które w formie takiej właśnie, albo bardzo zbliżonej, opuściły mój funkcjonalny odpowiednik rozumu w ubiegłym tygodniu. Zazwyczaj były to fragmenty maili, rozmów na gg, albo normalnych rozmów telefonicznych.

Oczywiście, poddałem je pewnemu retuszowi. Tyrmand też szklił w swoim Dzienniku, nieprawdaż?

Poniższa kompilacja jest, jaka jest. Ja w niej sensu nie widzę, ale wielokrotnie się przekonałem, że to nie znaczy, że go ktoś nie znajdzie. Tylko niech nie przychodzi po znaleźne, ok.?

*

Przypomniała mi się Wojciecha Młynarskiego, Ballada o dwóch koniach. Zawsze to jest ciekawe, dlaczego przypominają nam się takie a nie inne piosenki. Choć z moim mamonizmem, to akurat łatwo sobie wyjaśnić…
Wojciech Młynarski - Ballada o dwóch koniach

*

Przypomniał mi się serial, którego produkcję przed laty przerwano, dzięki czemu niektórzy aktorzy, których oglądaliśmy w czołówce, nie pojawili się w żadnym z odcinków

Osią akcji każdego odcinka, był jakiś przedmiot, który się w czasie przeprowadzki zawieruszył.

Ktoś napisał, że jest siedem podstawowych scenariuszy filmowych. Reszta to kompilacje i mataczenia.

Może i tak, ale wciąż chodzę do kina. Może dlatego, że zapomniałem, jakie to są te scenariusze z podstawowej siódemki? A może lubię remake’ i?

Ale telewizja pociąga mnie coraz mniej.

*

Solipsyzm potoczny powoduje, że im ktoś ma grubszą skórę, tym bardziej dziwi się, że można urazić innych.

*

Retoryka ma, moim zdaniem, bliżej do logiki, niż do erystyki, ale zwykle jest mylona z tą drugą.

Jest coś zabawnego w zamiłowaniu do posługiwania się słowami, których sens jest dla nas nieco mglisty. Gdzieś powinno być napisane: Nie usiądziesz do żadnego tekstu, nie mając na podorędziu słownika wyrazów obcych. I odejmą ci ręce i zabiorą klawiaturę i uniemożliwią nagrywanie, jeżeli użyjesz słowa, nie sprawdziwszy, co ono znaczy.

Może powinienem się wybrać na jakąś górzystą pustynię i to załatwić?

*

Im człowiek ma większe kompleksy, tym bardziej musi je wyładować. Na kimś słabszym.

Zastanawiam się, jakie trzeba mieć kompleksy, aby musieć się wyładowywać na kobietach i starcach.

Z przerażeniem dochodzę do wniosku, że rodzi się we mnie współczucie.

*

Mam pogłębiające się i przygnębiające przekonanie, że nikt, kto nie związał się z Warszawą na tyle, żeby mówić o niej Moje Miasto, nie jest w stanie zrozumieć, że nie da się Warszawy oddzielić od Powstania. Jak wyjaśnić komuś, kto tego nie wie, że my każdego dnia chodzimy po powstańczym cmentarzu? Po świętych grobach bohaterów. Depczemy ich groby, bo są wszędzie. Nasze miasto jest cmentarzem powstania, kości powstańców są fundamentem Warszawy.

Warszawiacy wiedzą, o czym mówię. Flancowani i reszta nie wiedza, bo niby skąd?

Zresztą, pewnie i tak ktoś to nazwie płytką pamięcią historyczną, bo będzie chciał coś uwypuklić. I uzna to za zabawne.

Bardzo.

*

Tylko tam gdzie można bezkarnie obrażać kobiety, dziwi innych ktoś, kto staje w ich obronie.

*

Zastanawiałem się nad problemem skracanego dzieciństwa, szkoły i rodziców, co mają za złe. Wydaje mi się, że znalazłem rozwiązanie – likwidacja obowiązkowego kształcenia powinna pomóc.

Dzieciństwo będzie długie. Zatrudnienie pewne, bo coraz częściej kłopot w Europie polega na znalezieniu niewykwalifikowanego pracownika. W ten sposób ograniczymy migrację z poza Unii, co zostanie nam poczytane i zapisane.

No i nauczyciele odetchną. Może nie wszyscy, ale ci, którzy uporczywie narzekają na uczniów i ich rodziców. Wreszcie będą mogli się zająć tym, co najważniejsze w pracy nauczyciela i odpowiada ich kompetencjom.

Nie wiem, co to jest.

*

Wyprzeć można się wszystkiego. W razie potrzeby można jeszcze troszkę podedytować.

*

Zastanawiałem się nad tym, jak bardzo zjawiska zależą od perspektywy ich widzenia.

Ot weźmy sobie dwóch chuliganów. Krzykliwych i skłonnych do kopania tego, co im pod but podejdzie.

W otwartej, kartofliskowo – leśnej przestrzeni, będziemy ich widzieć, jako nieco zwariowanych zwolenników swobody, albo i natury. Ich wycie będzie jak krzyk wolności.

Na stadionie piłkarskim w ogóle ich nie zauważymy. Chuligan do chuligana podobny.

W tramwaju sterroryzują pasażerów.

Im ciaśniej, tym groźniej.

A dyrekcja od tramwajów dziwi się potem, że ludzie nie chcą jeździć.

*

Cep erystyki ma pewne cechy bumerangu.

*

Zastanawiam się, dlaczego tak łatwo mówimy o śmierci i cierpieniu innych. Skłonni jesteśmy przypisywać im sens, albo go odbierać. Wmontowywać to do ideologii nam bliskich, albo im to przeciwstawiać.

Mam różne odpowiedzi, niekoniecznie koherentne, ale wciąż mam problem z ich pozbieraniem, bo w uszach słyszę piosenkę.

Cieszę się, że nie znam francuskiego.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Panie Yayco

większość odpowiedzi nasuwa się sama, czy tylko dla mnie?

mam nadzieję że nie

pozdrawiam przedobiadowo

prezes,traktor,redaktor


Witam,

gorzkie w większości, w większości też trafne, no i sens jest, przynajmniej moim skromnym zdaniem.
Tak mi się forma skojarzyła z moimi ulubionymi “Lapidariami” Kapuścińskiego, ostatnio czytałem znowu, wprawdzie fragmentarycznie (ale czy fragmenty można czytać inaczej?).

A i oczywiście bardziej mnie interesuje powód pierwszy dlaczego żałuje pan, że nie pisze bloga gdzie indziej:)
Ale jesli dobrze myślę, to właściwie odpowiedzi są w tekście i w kilku ostatnich komentarzch rozsiane.
A co do drugiego powodu, powiem panu, że wcale to nie jest takie fajne, ja mam kilkadziesiąt tekstów swoich różnych z S24 i wcale jakoś, nawet w przypływie braku weny nie za bardzo mam ochote je publikować tu, nawet jak są dobre, bo to trochę pójście na łatwiznę, choć z 5 czy więcej wkleiłem, ale jakoś mimo wszystko bez przekonania.

No bo nie chodzi przecież o wrzucanie tekstów, tylko o pisanie.
Ale pewnie w listopadzie wrzucę dwa sprzed roku, bo lubię je, szczególnie jeden.

Pozdrawiam smętnie, z powodów różnych.


No tak i znowu Max pierwszy:(

wprawdzie mu kiedyś ten zaszczyt odstąpiłem na wieki, ale mimo to jestem niezadowolony.
No ale tak bywa jak się pisze długie komentarze…
Pozdrówka.


Panie Maxie,

a czy to są pytania?

Raczej są to sądy stronnicze, subiektywne i niczym nie uzasadnione, poza moim głębokim przekonaniem.

Pozdrawiam

PS U mnie schabowe, a u Pana?


Panie Grzesiu,

ależ się Pan rozpisał.

Dziękuję.

Co ciekawe Lapidariów nie czytałem_. No ale ja czytałem Kapuścińskiego jak byłem w Pana wieku, mniej więcej: Gwiazdy Afryki, Gdyby cała Afryka. Kirgiz zsiada z konia, Chrystus z karabinem na ramieniu. Czysty reportaż, który łapał za części miękkie i ściskal.

Potem zaczęło mnie to nudzić. Więc paradoksalnie przestałem czytać Kapuścińskiego, zanim stał się sławny.

Co do fragmentu wstępnego i Pańskiej sugestii, to nie będę przeczyć. Choć nie potwierdzam.

I nie Pana miałem na myśli, co łatwo zgadnąć.

W ogóle marzy mi się od wczoraj wolny rynek blogerów. Mógłbym dać ogłoszenie: Bloger na dorobku, ale z osiągnięciami, oczekuje ciekawych propozycji współpracy. Pustelnictwo wykluczone ...

I dodałbym ten tekst z obietnicą rozwinięcia każdego z fragmentów, czyli zrobienia tego, co powinienem zrobić, ale mi się już nie chce.

Ale jest, jak jest.

Smętnie, poniekąd.

Pozdrawiam serdecznie


Z wymienionych rzeczy

to dwie ostatnie czytałem, jeszcze “Szachinszach”, jeszcze jakieś, pewnie “Heban” i “Cesarza” i chyba tyle.

A co do pozostałych fragmentów to jakoś nie mam weny się odnieść.
A i proszę robić i pisać, to cczego się panu chce.
Wrednie i egoistycznie przypomnę, że miało byc coś o niemieckich winnicach i winie?
Albo mam omamy jakieś, znaczy miałem wtedy, jak ten komentarz czytałem.

Pozdrawiam, już mniej smętnie, za to z bolącymi oczami od komputera, choc to dziwne, bo przez ostatnią godzinę albo więcej czytałem “Vademecum tłumacza”.Papierowe to było.


Panie Grzesiu,

faktycznie miałem coś napisać o niemieckim winie (liczba pojedyncza), ale nie o winnicach, bo nie wizytowałem.

Ale musze przyznać, że mi sie nie chce.

Mogę jednak cały ten tekst streścić tutaj, bo to nawet dobrze pasuje, żeby pisać, o czym nie napiszę. Zwłaszcza dla Pana, bo Pan jest mistrzem tego gatunku.

Było tak, że chciałem zobaczyć muzeum Zeppelina, więc przebiliśmy się z Włoch przez Szwajcarię i zajechaliśmy nad jezioro Bodeńskie, konkretnie zaś do Friedrichshafen.
Padało. Cholera już w Szwajcarii padało, więc po przyjeździe coś zjadłem, co – nie pamiętam, popiłem piwem i zasnąłem. Przebijanie się przez Alpy (nawet w niższych partiach) w czasie deszczu to dosyć jest stresujące. Tam nie ma obowiązku jazdy na światłach, a ludność oszczędza na żarówkach. Jak u nas.

Rano okazało się, że i jezioro i okolica są nawet sympatyczne, ale padało.

Nawet nie mogłem iść do kościoła (to było 15 sierpnia), bo akurat w tej miejscowości nie było kościołów. A w świątyni reformowanej, to ja się mogę pomodlić, ale to nie całkiem to.

Ponadto padało.

Muzeum było fajne, ale mój aparat fotograficzny odmawiał współpracy, więc nie mam dokumentacji. Ponadto nie można się było przejechać sterowcem, bo padało.

Ponieważ padało, to chcieliśmy się napić wina. Niestety, w okolicy nie było zbyt wielkiego wyboru winiarni. A jak już w końcu jedną znaleźliśmy, to wejście wyglądało tak:

Photobucket

Więc zrezygnowaliśmy.

Czemu? No nie wiem. Może byłem zanadto pod wrażeniem pamiątek z lat trzydziestych, wyłożonych w muzeum? Jakoś nie miałem ochoty sprawdzać, w jakiej intencji, ten, tam stał pod drzwiami (proszę zauważyć, że zdjęcie jest poruszone, a to dla drżenia rąk). Choć z drugiej strony, to przedramiona miał śniade. Na zdjęciu nie widać. Może dlatego, że padało.

Co zasadniczo jeszcze gorzej, chyba…

Padało. Chyba już wspominałem.

W sumie, to dzięki temu, że kraj był reformowanej wiary, to przynajmniej sklepy niezamknięte były. Kobiety skorzystały odzieżowo. Ja sobie kupiłem cukierki z guaraną, żeby nie spać. Bo jak pada, to przysypiam.

Wieczorem, jakkolwiek padało, poszliśmy do knajpy. Jadłem tam Wurstsalat, który został już na TXT omówiony, zaś zawarta w nim mortadela wywołała tu nawet niejakie kontrowersje.

We mnie nie wywołała. Panie jadły inne sałaty, a do tych sałat piliśmy takie wino:
Photobucket

Photobucket

Musze przyznać, że spätburgunder, bardzo mi do sałat i zimnych mięs pasuje. Ja w ogole bardzo lubię pinot noir, ale preferuję te z cieplejszych okolic. Bułgarski jest bardzo dobry. To lekkie wino, bardziej kwasowe, niż garbnikowe. Do kotleta bym jego nie pil. Ale do sałaty, serka, albo i słonych paluszków – bardzo przyjemne. Kolor jasny. Bukietu się trudno doszukiwać, ale to może dlatego, że wnętrze było dosyć zadymione. A na zewnątrz padało.

Zresztą kupiłem sobie jedną butelkę i w domu wypiłem pod ser i orzeszki. Sympatyczne do kryminalnego filmu. Bukietu nietu.

Na pewno warte spróbowania, ale jeśli się weźmie pod uwagę, że dwa dni wcześniej piłem do kolacji doskonałe Pigato, cudowne, liguryjskie, białe wino, to należy się cieszyć, ze poprzedniego dnia, przed zaśnięciem, piłem piwo. Piwa mają w Badenii doskonale, ale to nikogo nie dziwi, prawda?

A następnego dnia, choć padało jeszcze bardziej, pojechaliśmy dalej. Tak daleko, że pijacy na dworcu kolejowym mówili po polsku. Na szczęście do mnie zagadali po niemiecku. Ale to całkiem inna historia.

To jest oczywiście wersja skrócona, bo w pełnej było by więcej zdjęć (kilka się udało mnie, a kilka dziecku) i może jeszcze kilka anegdot.

Ale, jak już wspomniałem, nie chce mi się, więc nie będzie.

Ale muzeum jednakże bardzo polecam. Sterowce to jednak coś zupełnie niebywałego. Nawet takie produkowane w niewłaściwych czasach.

Pozdrawiam serdecznie

(dziś piję znakomite Torremayor z bodegi Santa Marina, o której kiedyś obszernie pisałem)


Hm, i tak widzę,

że panu się dużo chciało, mi jak się nie chce, to mi się nic nie chce:)
A tu tak z niechcenia i od niechcenia smakowita opowieść powstała.
A tej zadymionej knajpy to chyba by już teraz nie było, bo zakaz palenia w Niemczech wszedł nie tak dawno w knajpach. Przynajmniej takie wieści do mnie dotarły.
A co do padania, to teraz też pada.
I pewnie padać będzie.
Padam, padam:) że tak francuskojęzycznie zakończę, by multilingwalnie tu było.
Idem już, choć mi się nie chce właściwie.


P.S.

A że zrezygnował pan z wejścia do tej winiarnii to ja się nie dziwię.
Mnie tak w Rzymie od wejścia do kolejnego (n-tego już kościoła) odstraszył jakiś śniady pan, co przed wejściem stał, blokował je i jakichś pieniędzy stawnoczo żądał za wejście.
Doceniam jego samozwańczą troskę o finanse rzymskich kościołów, ale zrezygnowałem jednak.

Pozdrawiam.


To tam do nich te wieści nie dotarly.

Albo zinterpretowali je zawężająco i im wyszło, że cygara można.

A z tą pracowitością to proszę nie przesadzać.

Zaczynam cierpieć na syndrom Diogenesa i gromadzę śmieci.

Pozdrowienia

PS A ten gość niczego się nie domagał. Po prostu zastawiał drzwi. Fakt, że nie pytałem, bo trochę padało.


Panie Yayco

jasne, to pewnie przez głód, chwilowe myślenie rozbieżne

u mnie rydze świeże z cebulą i chlebem.

O dziwo na obiad:)

Podobne do schabowego w sumie

Pan bramkarz bardzo pojednawczo wyglądał, a próbował Pan zapytać czy mają otwarte?

Może miły. I sympatyczny?

prezes,traktor,redaktor


Max, daj trochę:)

tych rydzów, ale czekaj, czekaj, czy ty mówisz, że świeże, czyżby to znaczyło że dziś na grzybach byłeś?
Chyba nie masz takich ekstremalnych pomysłów jak niektórzy w mojej rodzince, co w największy deszcz dziś z rana pojechali się utaplać chyba w błocie:), bo grzybów niewiele było akurat tam.

Ja na szczęscie strategicznie i wygodnie spałem.
:)
Choć deszcz lubię, grzyby też, ale aż tak się nie chciało mi poświęcać.

pzdr


Panie Maxie,

rydzów świeżych zazdroszczę Panu strasznie, aże mnie skręciło od tego podłego uczucia.

A co do bramkarza, to pozwolę sobie na pana pytanie nie odpowiedzieć, bowiem odpowiedź mogła by mnie pokazywać w zlym świetle.

A o to to już inni dostatecznie dobrze dbają.

Pozdrawiam


grzesiu

miałem plan nie epatować czytających własnymi preferencjami do spędzania sobotniego poranka, tym bardziej deszczowego:)

tym bardzie nie wydaje mi się że pisanie o tym tydzień w tydzień kogokolwiek, w tym mnie by intersowało

no, to tyle gwoli usprawiedliwienia;)

prezes,traktor,redaktor


Szanowny Yayco

a jak napiszę że było mało to coś milej bedzie na to skręcanie?

no mam nadzieję:)

dla mnie przypadła połowa, a to mniej niż, no wstyd generalnie, no ale chyba nie tylko nazwisko od strony mamy ciągnie mnie do lasu

dziadka imieniem nazwali nawet jedną górkę w naszych lasach, może mi coś zostało?

aż się boję bo on po nocach jeździł i to z latarką :P

prezes,traktor,redaktor


Dobrego zawsze jest za mało,

albo za krótko.

Ja zaś jestem antytalentem zbieraczym (łowieckim też, jakkolwiek poza klęskę z łowieniem ryb nigdy się nie posunąłem).

Raz jeden z w życiu bylem na grzybach, a to z przyjacielem moim, wielce po lasach młodzieszyńskich bywałym.

On sam i swoje zbierał i mnie dyskretnie pokazywał to, na co bym wdepnął, a nie zobaczył.

A rydze nadzwyczaj lubię, choć przyznam że i schabowe były dziś dobre.

Przyznam zresztą szczerze, że choć lubię gotować, to lubię też takie dni jak dzisiejszy, w których się ode mnie wymaga tylko zbicia mięsa i wyciągnięcia korka z butelki.

Pozdrowienia


Panie Yayco,

Serwer TXT pyta czy może poprawić HTML w notce na końcu, coby prawa strona bloga nie spadała całkiem pod notkę, litery przestały się przechylać na prawo a sygnaturki przestały uciekać na lewo?

Serwer TXT


Jeżeli to dla Serwera

takie niezmiernie ważne, to niech poprawi. Mnie to jest obojętne. Nie sądzę, aby to techniczne problemy były moją tutaj największą bolączką.

Ale jeśli już, to ze swej strony radził bym Serwerowi, żeby sprawdził jak to wygląda w innych przeglądarkach.

W IE (pod Maxthonem) układ jest dobry, litery proste, ale cały prawy margines został wrzucony,

W Firefoxie (pod Orcą) układ prawidłowy, litery przechylone, margines wywalony.

W Chrome – pismo pochyłe, formatowanie do prawego marginesu, margines wywalony na dół.

Safari nie sprawdzałem, bo mi się nie chciało.

W sumie wychodzi na to, że IE najlepiej sobie daje radę.

To w sumie zabawne, że psuję ten kod. Jest to jakiś argument, żeby się jeszcze trochę pobawić...


Tak, Serwerowi to przeszkadza bardzo,

natomiast to co ludziom przeszkadza, Serwer zostawia ludziom.
Mają większe głowy od Serwera, to niech ich używają.
Sam Serwer ma inne problemy na procesorze.
No i nie ma modułu empatii, i nawet się z tego powodu cyfrowo cieszy.
Jak to cyborg.

Chyba udało się naprawić.


Dziękuję,

na optykę wszystko OK.


Ja do zbierania miałem kiedys nastawienie

negatywne, no ale raz się skusiłem, nawet kilka rozgniecionych zebrałem, i tak się zaczęło

szczęśliwie nie znam żadnego wędkarza:)

co do bicia mięsa, u mnie na wiosce biją wszyscy punktualnie 10.15 w niedzielę

prezes,traktor,redaktor


a w temacie notki

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

ładna piosenka. Poniekąd.

A co do grzybów, to i tak zazdroszczę.

Pozdrawiam

PS Zazdroszczę Panu także uporządkowanego otoczenia, w którym Pan żyje.


Szczęśliwie

kiedyś myślałem że to morsa nadają i te rodziny jakiś kod stukają, bo w tym samym czasie i to samo,

ten rytuał niedzielny akurat mało zrozumiały jest i nie praktykuję:)

no ale za to na 11 do kościoła nigdy nie zaspałem nawet po dłuuuugiej nocy

lepiej jak się tłuką rano (nie nad ranem ) niż w nocy, prawda?

:)

prezes,traktor,redaktor


Niby fakt.

Ja nie mam takich doświadczen. Mimo niejakiej akustyczności lokalu, w zasadzie sąsiadów nie słyszę. Poza jednym, co do którego wiem kiedy zamierza prowadzić nocne życie prywatne, bo zawsze puszcza w kółko taką samą muzykę.

Spodobało by się Panu, bo to Black Sabbath jest. Paranoid mianowicie.

Chociaż, jak się zastanowić, to byłoby poręczne, gdyby coś zapuszczał też w niedzielę z rana.

Mimo, że Dziecko już wyrosło z mszy dla dzieci, to też często chodzimy na 11, bo się nie wyrabiamy na 10 z powodu zapluszczenia.

Natomiast kiedyś miałem sąsiadkę, która punktualnie i pierwszej w nocy podlewała kwiatki. Woda się lała obficie na chodnik.

Nawet przez lata używałem tego jako przykładu dydaktycznego na niedoskonałość nieuporządkowanego poznania zmysłowego. Bodajże.

Pozdrowienia


Swoją drogą

Paranoid to bodajże najkrótszy kawałek na płycie…

no ale każdy jest kowalem i jak se pościele :)

co oznacza zapluszczenie w kontekście ?

Zawsze lepiej jak na ulicę niż do cudzego salonu/balkonu itp

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Wiem,że najkrótszy,

ale on (?) ma w nim upodobanie i puszcza co i raz.

Zapluszczone? Ojej jak to wyjaśnić?

Gdzieś to znalazłem, bo przecież nie wymyśliłem…

Idzie o oczy po śnie jeszcze zlepione, trudne do otwierania.

I jakoś nam się to w domu przesunęlo, na niedzielno-poranne szurania szlafrokowo – pidżamowe, potargane. Na taką powolność, która się zdarza tylko w niedziele. I jest celebrowana, dla swojej wyjątkowości,

Jajka na miękko (loteria sama w sobie) dobre są do tego.

Pozdrowienia


Teraz jasne

kurczę,głupio się przyznawać ale znam to z autopsji

zdecydowanie mi się to podoba.

prezes,traktor,redaktor


Bo to fajne jest,

niestety, jutro nie będzie mi dane.

Muszę do S. się z rana udać...

Pozdrawiam


zacytuje klasyka

Dobrego zawsze jest za mało,

albo za krótko.

czy jakoś tak

:)

prezes,traktor,redaktor


Dziwny cytat,

podejrzany.

Ja bym takiemu cytatowi nie ufał.

Dobranoc panie Maxie. Dziękuję za dotrzymaniu mi towarzystwa w mojej samotni (czy cóś)


Cała przyjemność i takie tam

po mojej stronie

pozdrawiam i miłej nocy

prezes,traktor,redaktor


Panie Y

Ten tekst o Warszawie mocny. W sensie oddziaływania na wyobraźnię. Właśnie przenoszę go w głowie na inne obszary, w których zdarza mi się wypowiadać i zaczynam się mocno zastanawiać nad brakiem empatii oraz związanych z tym konsekwencji.

Co do uzywania słów ktorych znaczenia nie znam, to pozwole sobie wleżć za kurtyne. Milczenia.

Pozdrawiam w zamyśleniu.


Panie Griszqu,

dobrze Pan wie, dlaczego napisałem ten fragment o Warszawie.

Napisałem go najpierw do dwóch osób, którym chciałem wytłumaczyć moje zachowania przedwczorajsze.

Ale ta refleksja nie jest nowa. Mam wrażenie, że jest kluczowym momentem dla tych, którzy żyją w Warszawie.

Powiedzmy, że jest to moment kiedy z Warszawian stają się Warszawiakami.

Miło, że Pan wpadł. Pozdrowienia


Panie Y

To jest w sumie głębsza sprawa – mozna postawić pytanie, czy jest w ogóle możliwość, by z Warszawianina stać się Warszawiakiem?

Ja, że się posłużę przykładem z własnego podwórka, ze Śląska Opolskiego trafiłem na Górny Slask. I za Chiny Ludowe nie jestem w stanie pojąć niechęci Slązaków do Zagłębiaków. Tłumacza mi to z każdej strony, a ja i tak tego nie rozumiem. Nie czuję. Dla mnie mieszkaniec Sosnowca i Zabrza to taki sam mieszkaniec Śląska.

Patrzac szerzej – mam ten sam problem w odniesieniu do Siwca, Kolbego czy Korczaka. Czuję, że ludzie Ci zrobili coś doniosłego i wielkiego, ale o żadnej empatii nie ma mowy. Moge stwierdzić, ze sam bym sie nie podjał, nie poważył, nie był zdolny. Ale systemu wartości nie obejmuję. I po ludzku mówiąc, wkurwia mnie (przepraszam, ale “denerwuje” to za słabe jest) jak ktoś ględzi o “bezsensie”, “braku efektu” czy innych tego typu sprawach w odniesieniu do takich ludzi.

To chyba kwestia zbyt emocjonalnego podejścia do sprawy.

Pozdrawiam Pana, powtarzając sobie w duchu jak mantre “to tylko internet, spokojnie chłopie”.


ten wątek:

“W ogóle marzy mi się od wczoraj wolny rynek blogerów. Mógłbym dać ogłoszenie: Bloger na dorobku, ale z osiągnięciami, oczekuje ciekawych propozycji współpracy. Pustelnictwo wykluczone …”

patrzę, że jakoś zainstalował mi się w głowie (poza wątkiem rydzowym, co dość oczywiste).

Tzw. ciekawych propozycji nie będzie raczej, bo (?) jak cos jest propozycją dla kogoś, to zaraz musi na siebie zarobić.

Więc raczej musielibyśmy (przepraszam, że sie podłaczam jako liczba mnoga ale – excuse le mot – czuję wspólną tęskność) sami wymyslić dla siebie ciekawą propozycję, żeby na siebie zarobić i utrzymać jakość ciekawości. (Propozycji, rzecz jasna.)

Ten pomysł był chyba ćwiczony na samym poczatku TXT ale porzucony został.

Może czas wyciągnąć go na stół raz jeszcze i poddać gruntownej obserwacji?

zdrowia…


?

W ogóle marzy mi się od wczoraj wolny rynek blogerów. Mógłbym dać ogłoszenie: Bloger na dorobku, ale z osiągnięciami, oczekuje ciekawych propozycji współpracy. Pustelnictwo wykluczone …”

Ten pomysł był chyba ćwiczony na samym poczatku TXT ale porzucony został.
Może czas wyciągnąć go na stół raz jeszcze i poddać gruntownej obserwacji?

Zaciekawiłem się.


Panie Griszqu,

przepraszam, że musiał Pan tak długo czekać, ale moja Żona zabrała mnie na jakąś imprezę, gdzie chodziłem i próbowałem rozmaite wina (sama nie próbowała, co chciałbym podkreślić, jako znaczącą z jej strony ofiarę). W efekcie dopiero teraz, poddany świeżemu powietrzu i gorącej zupie, mogę coś w miarę sensownie napisać.

A więc w pierwszej sprawie, to ja urodziłem się we Wrocławiu, dzieciństwo spędziłem w powiatowym (wtedy, a teraz znów) S..

I co z tego? Jestem Warszawiakiem. Mieszkam tu kilkadziesiąt lat, nie wyobrażam sobie, że mógłbym gdzie indziej (choć świetnie się czuję we Wrocławiu).

Czasem mnie cholera bierze, jak patrzę na to nieszczęsne miasto o kompletnie rozbitej tkance społecznej, urbanistycznej i jakiej Pan sobie chce. Na dodatek najechane przez rozmaite tatałajstwo (czy dostrzega Pan skrytą ironię faktu, że jedna z ulic mojego miasta nazywa się Wiejska?)

Cholera mnie bierze, bo wiem, że nie dożyję tego momentu, kiedy ta tkanka się odnowi.

Ale jesień w Parku Skaryszewskim jest tak obezwładniająca. Krakowskie Przedmieście jest cudowne i spacerują tam najpiękniejsze panny świata (choć, aby żonę uspokoić dodam, że i innym Wydziałom UW, położonym z dala od Krakowskiego, nigdy niczego nie brakowało).

Niech Pan poczyta, co pisze pani Gretchen o swojej Ochocie, albo co kiedyś pisała, zanim nie odeszła, pani Julll o Ursynowie (który to Ursynow ja dobrotliwie wyśmiewam).

Jak ktoś chce, to to miasto weźmie go za swego. I dostanie rabat w monopolowym też.

Co do drugiej kwestii, to ja napisałem swoje gdzie indziej. Tu powiem tylko tyle, że mnie nie “wkurwiają” jak to Pan ujął, poglądy odmienne od moich, o ile mogę o tym rozmawiać. Inaczej niż Pan, nie nazwę ich “ględzeniem”, zanim nie porozmawiam z ich autorem. Nie przypisze mu wszystkich grzechów głównych i kolaboracji tylko dlatego, że uważam, że moim zdaniem nie ma racji. Po pierwsze mogę się mylić, po drugie lubię się odróżniac od tych, co łatwo osądzają.

I jeszcze po trzecie: odróżniam wiarę od wiedzy. Być może z przyczyn zawodowych.

Ponieważ odnoszę wrażenie, że ze mną Pan się zgadza, więc nie rozumiem o czym chce Pan ze mną tutaj dyskutować?

Ze swej strony mogę tylko powiedzieć, że żałuje, że swojej zgodności poglądów nie wyraża Pan w nieco bardziej zrównoważony leksykalnie sposób. Tym bardziej, że dobrze Pan wie, że ten post został powołany do życia włąśnie dlatego, że o ile nie drażnią mnie poglądy od moich odmienne, to czasem ścierpieć nie mogę formy w jakiej ludzie wyrażają poglądy do moich podobne.

I sugerowałbym, aby się Pan nie “wkurwiał” kiedy czegoś Pan nie rozumie, tylko spróbował zrozumieć. Albo zapytał tego, kogo Pan nie rozumie. Albo spróbował go przekonać, że nie ma racji. Mam dziwne wrażenie, że trudno jest kogoś przekonać poprzez obrazę.

Pozdrawiam szczerze


Pani Anno,

co ja niby mam Pani odpowiedzieć?

Chciałbym się z Panią zgodzić, bo trafnie Pani odczytuje moje intencje i oceny. Jak zresztą widać, nie bardzo może Pani liczyć, aby zrozumieli to Ci, od których to zależało.

Użyłem czasu przeszłego, bo wydaje mi się,że to trochę było inaczej. Nie wydaje mi się, aby ten zamiar porzucono. Po prostu kierunek do którego prowadził nie był atrakcyjny. Nie przyciągał ludzi. Nuda proszę Pani. Nic się niedzieje. A dobrych dialogów już się dziś nie ceni tak, jak kiedyś.

Paradoksalnie (jest to moja prywatna opinia i nikogo nie namawiam, aby ją podzielał) TXT wraca dzisiaj do swojej Salonowej macierzy. Stylem polemiki, promowaniem brutalnej szermierki cepami. Ponieważ TXT jest mniejsze, to przejawy takich zachowań widać wyraźniej, choć są w oczywisty sposób rzadsze. Może nawet marginalne. Być może są one zresztą wbrew intencjom kierujących tym interesem, którzy zapewne widzą w tym włąśnie nieistotny margines.

Mylą się i o tym też wyżej napisałem. W tłumie dwóch chuliganów zginie, albo ludzie ich śmiechem zabiją. W tramwaju sterroryzują pasażerów.

Jeśli tam odejdzie dwójka obrażonych blogerów, to nikt tego nie zauważy. Zwłaszcza,że tam są zamontowane drzwi obrotowe i jakby do niektórego blogera dołączyć turbinkę, to swoim wychodzeniem i wracaniem oświetliłby jakiś nieduży powiat.

Być może tu jest tak samo. Może nie odbije się na TXT w żaden sposób, kiedy nagle zniknie kolejnych dwieście notek. Nie wiem. To nie jest mój problem.

Co zaś do wspólnoty i liczby mnogiej, to mogę sobie wspólnie z Panią potęsknić, ale nie mam armat. To znaczy nie widzę takiej platformy, na której mógłbym robić to, co chciałem robić na TXT. Kameralność i wspólnotowość wydawała mi się dobrym fundamentem.

No i jeszcze kwestia techniczna. Ktoś musi zadbać o bebechy. Nie mam znajomości w tych kręgach. A uważam korzystanie z ogólnie dostępnych platform za zły pomysł.

Ponieważ piszę już tak otwartym tekstem, że bardziej nie można, to dodam, że jestem w prawdziwie luksusowej sytuacji. To nie ja podejmę ostateczną decyzję. Ja się jej natomiast na pewno i nieodwracalnie podporządkuję.

Pozdrawiam serdecznie

PS Cudowny dzisiaj mamy dzień na Pradze, nieprawdaż?


I w Kampinosie

Też świeci słońce.
Pan się mylisz panie Yayco.
W generaliach.

Co do TXT.
W tych uwagach powyżej.

I po prostemu to panu wyjaśnię.
Wszystko co dobre, rodzi się w bólach.

Co prawda obaj nie rodziliśmy ale dzieci mamy.


Panie Igło,

pewnie się mylę. To u mnie dość nagminne.

W każdym zaś razie dość często to słyszę, więc to prawda musi być. Absolutnie.

Ale, mimo to, pozwoli Pan, że to ja sam będę decydował, kiedy mnie coś obraża, dobrze?

Fajnie byłoby na to pozwolić także innym osobom, nie sądzi Pan?

Oczywiście można takich nadwrażliwców jeszcze dodatkowo zbesztać, albo powiedzieć,że nie powinny być obrażone, bo nie. Przecież nie każdego zaraz musi obrażać porównywanie do SB, postkomunistów, pedofilii, gwałcicieli. To fanaberie są tylko.

A domaganie się przeprosin, to bezczelność.

I dodam, że nie zamierzam robić za chłopca do bicia tylko po to, żeby komuś było, w ogólnym rozrachunku, przyjemniej. Albo, żeby mu się zamierzenie powiodło. Kiedyś tam.

Zapewne jestem przewrażliwiony. Pewnie tak.

Ale jak rozumiem, to żaden jest problem, prawda?

Wystarczy znaleĽć mniej wrażliwego blogera.

Powodzenia życzę pozdrawiając

PS Panu się pomyliło. To nie poród trwa 9 miesięcy.


A czy nie sądzisz?

Panie Yayco, bo mnie też często to sugerujesz i nie bez racji?
Że wiele netowych wojen to z czystego przewrażliwienia/niezrozumienia się poczęło?
Co?
A potem to już tylko uniesienia szły.

Ja tam nie wiem?
Ale weteran jestem i przed lustrem mnóstwo blizn prezentuję.
Sobie.

Muszę wyjść, żeby ostatnie minuty zachodu chwycić.
I nie sam.

Rychło wrócę.


Pozwoli Pan, Panie yayco,

że się tak przemknę mimochodem nad Panskim gorzkim, żeby nie powiedzieć (hipotetycznie, bo nie mam jak sprawdzic) zgorzkniałym – dzisiaj – tonem. Przemknę sie tak, jak sie nad swoim podobnym tonem przemykam, zeby sobie za duzo nie pozwalał i nie mieszał mi w zyciu. Przemknę sie, bo dzień na Pradze, istotnie, cudowny, więc szkoda gorzknieć.

I tak znad cukiernicy z cukrem trzcinowym z Mauritiusa, dodam, ze Pana zdanie:

“Kameralność i wspólnotowość wydawała mi się dobrym fundamentem.”

mnie z kolei, wydaje sie być wciąż dobrym początkiem dalszego ciagu rozmowy.

Nie za wiele pamietam z początków TXT, bo wciąż mnie nie chciało i nie chciało zalogowac. Ale plączą mi sie po głowie jakieś ówczesne pomysły na opłaty za komentowanie, chyba też za pisanie. Dla mnie byłoby interesujące zastanowic sie, czy TXT nie mogłoby funkcjonowac troche jak prenumerowana przez Czytelników gazeta – tyle że internetowa. Z opcją, kupowania (sms-em, przelewem, czy jak?) przez chętnych Czytelników czasu na lekturę. Całosci TXT albo tekstów konkretnych autorów. (Co zreszta nie wyklucza, ze mogłaby tez spokojnie istniec czesc całkowicie free, jak dotychczas.)

Mnie irytuje, że pieniądze są wciąż wyznacznikiem tak wielu rzeczy ale fakt, faktem, że gdyby sie okazało, iż są Czytelnicy gotowi co nieco zapłacic za lekturę, TXT znalazłoby sie w nieco innej sytuacji.

Czy sądzi Pan, że ten kierunek warto sobie dalej – w wyobraźni na razie – eksplorować?

zdrowia…


no i zdania WSP Igły

a propos wpisu powyżej też ciekawa jestem bardzo

zdrowia, szczęścia i pieniędzy życzę...


Panie Igło,

igla

Panie Yayco, bo mnie też często to sugerujesz i nie bez racji?
Że wiele netowych wojen to z czystego przewrażliwienia/niezrozumienia się poczęło?
Co?
A potem to już tylko uniesienia szły.

Ja tam nie wiem?

którego słowa Pan nie rozumie: “SBek”, “zdrajca”, “kolaborant”, “pedofil”, czy “gwałciciel”?

A może one nie są obraźliwe?

Jeśli tak, to proszę sobie jedno wybrać, a ja będę Pana tak familiarnie nazywał. W publicznych miejscach.

Pozdrawiam


Poponuję

gwałciciel, chyba najbardziej przyjemne&perwersyjne?
No i postmodernistyczne.
I co dalej?

Bom ciekaw?

Jakaś gra?


Pani Anno,

wcale nie jestem dziś zgorzkniały. Wina próbowałem dobre, a skoro 8 kupiłem, to lepiej, żebym nie przypomniał sobie ilu spróbowałem (ciekawa rzecz – znowu nic francuskiego nie kupiłem, choć jedno langwedockie było całkiem znoścne), szarlotka z Misianki słodka, herbata jak się należy (choć bez cukru).

Po prostu już nie chce mi się tego czegoś zawijać w błyszczące papierki. Ale proszę wierzyć, że to nie wpływa na ogólne postrzeganie sensu życia.

Co zaś do meritum, to wielkim byłem zwolennikiem tych opłat. Choć rozumiem i argumenty przeciwne. Nie znam się na ekonomicznym zamyśle tego interesu, ale nie wygląda mi na to, aby tu się zbyt dobrze działo. Mogę się mylić, to tylko moja opinia.

Zresztą wie Pani, to jest tak, że raz dałem stówę, bo byłem w dobrym humorze, ale czy dałbym dzisiaj? A niby za co? A niby dlaczego?

Naprawdę rozumiem wycofanie się z tego zamiaru, choć go odżałować nie mogę.

Natomiast idea kupowania lektury TXT wydaje mi się chybiona.

To byłoby możliwe po latach, ale nie teraz. Po latach, jeśli krąg czytelników byłby stabilny i rosnący.

Zresztą to rodzi od razu problemy z autorami i ich roszczeniami. Nawet gdyby to rozwiązać na wstępie przez sensowną umowę (nie jest to takie proste na gruncie polskiego prawa autorskiego), to i tak od czasu do czasu ktoś by powiedział, że on ma większy wkład niż inni.

Przy okazji. Jako czlowiek piszący, lubię wiedzieć, czy ktoś mnie czyta.

Lubiłem mieć prosty licznik odwiedzin. Nie mam go i kombinuję z jakimiś widgetami, które pokazują czasem dziwne rzeczy.

Ale przyznam, że jak na razie, to bardziej byłbym skłonny płacić za własne prawo do publikacji niż żądać pieniędzy od czytelników.

W tę stronę internet zmierza. Ale dla takich platform jak TXT jest jeszcze zbyt wcześnie.

One mogą rywalizować ilością czytelników (dobra jest wtedy brutalność i krew na wszystkich stronach, najlepiej przemieszana z innymi płynami ustrojowymi), albo jakością.

Czym rywalizuje dziś TXT nie wiem. Naprawdę nie wiem i muszę przyznać, że ta niewiedza mnie boli.

Pozdrawiam, wracając do gorzkiej herbaty


Ano nie gra, ale jeśli Pan chce w tych kategoriach,

to pokonał mnie Pan.

Bo ja nie potrafię nazwać Pana gwałcicielem. Może dlatego, że uważam to za skrajnie obraźliwe, jeśli zostanie skierowane pod adresem kogoś, kto gwałcicielem nie jest.

Panu to słowo, jak rozumiem, nie przeszkadza.

Ale pozwolę sobie zapytać: czy dopuszcza Pan taką możliwość, że ktoś inny mógłby się poczuć urażony?

Gratuluję wygranej i czekam na odpowiedź


Pani Anno,

uświadomilem sobie straszną rzecz: ja zapłaciłbym za to, aby niektórych autorów na TXT nie widzieć. To okropne jest, że moja moc nabywcza podcięłaby im skrzydła.

Chyba, że oni by podcięli moje. Zawczasu…

Pieniądze to groźna broń.

Pozdrawiam serdecznie


Panie Yayco

Zagrałem wedle pańskich reguł.
Czy tak?
Nie czuję się wygranym.
Tak.

Co do innych?
To, pszę pana trza rozmawiać, pytać się, kumać & domyślać.
Nie tylko złej woli.
Przecież pan to wiesz, bo gadane masz lepszą niż tuzin Igłów.

Ja tam bez grzechu & kamienia 1 nie jestem.

Wygranej?
No daruj pan.

P.S. – Pan getto proponujesz?


Panie Igło,

Pan to możesz brać na klatę i dać sobie radę.

Ja mogę się odciąć i dać sobie radę bez użycia takich słów. Mam wiele innych. A nic ignoranta nie boli tak jak to, że nie rozumie co się do niego mówi.

Hi, hi…

Ale nie każdy tak ma.

Wykorzystywanie słabości słabszych mnie mierzi. Aplauz dla tych, którzy nie mają skrupułów – bardziej.

Getto?

Chyba odwrotnie.

Ja mówię o miejscu, gdzie każdy będzie mógł wypowiedzieć swoje poglądy i oczekiwać, że jeśli nawet zostanie skrytykowany, a jego poglądy uznane za nieuzasadnione, to nie zostanie osobiście obrażony. Tym bardziej, jeśli zwróci uwagę, że coś go razi. I że sobie czegoś nie życzy. Na przykład napastowania seksualnego, przypisywania sobie poglądów, które ma za obrzydliwe i tak dalej.

Ja to nazywam rozmową.

Rozmową, zbudowaną ze zdań złożonych, powiązanych logicznie. I wolnych od wycieczek osobistych.

Mam wrażenie, że jest przeciwnie: TXT staje się gettem, bo tylko ludzie pozbawieni emocji, tacy, którzy opluci wytrą sobie twarz i powiedzą, że deszcz pada mogą tutaj bezpiecznie funkcjonować.

Co jest gettem Panie Igło: miejsce, gdzie można porozmawiać z kimś, kogo poglądy odrzucamy, czy miejsce, gdzie najpierw wrzucamy przez okno koktajl Mołotowa, a potem dobijamy rannych, wychodząc z założenia, że ich poglądy są drugorzędne, a ważne jest tylko to, żeby stanęło na naszym?

Co jest gettem: męska szatnia po WFie, czy kawiarnia, do której nie wpuszcza się pijanych klientów?

Pozdrawiam


Panie Yayco,

jako człowiek od techniki wypowiem się w punktach:

1. Co do obrażania (innych i się) to do znudzenia powtarzam to samo: każdy jeden człowiek sam decyduje co go obraża i ma prawo domagać się od swoich gości/rozmówców uszanowania tej swojej subiektywnej definicji. Inna rzecz, że nazbyt często ludzie obrażają się z powodu błędnego odczytania cudzej wypowiedzi. Z tego wynika, że w sytuacji gdy ktoś kogoś obraża, nie ma zastosowania żaden regulamin ani ingerencja redakcyjna, bo to byłoby sprzeczne samo w sobie. Administracja jest od tego, by ciąć skrajności i wyrzucać za drzwi notorycznych wandali. Administracja nie jest natomiast od egzekwowania dobrych manier – dodam: niestety. To jest cholerna cena wolności słowa w miejscu, do którego mogą wejść całkiem obcy sobie ludzie. Nadto, co już do znudzenia powtarzałem, pierwszą instancją na każdym blogu jest jego gospodarz, a nie administracja. Też: niestety, a to dlatego, że za tym idzie ryzyko zaistnienia blogerów, którzy w imię pryncypialnie pojmowanej wolności wypowiedzi (choć do kitu z takimi pryncypiami) będą zezwalać swoim gościom na przekraczanie wszelkich granic. Administracja może w takich sytuacjach zrobić tylko jedno: nie promować danego bloga albo przenieść go do kategorii “blogów w poczekalni”, wprowadzonej przy okazji otwarcia wrot TXT. Dopiero w sytuacji destrukcyjnej recydywy możemy wandala wywalić za drzwi. Nie wystarczy, że ktoś bywa czasem nieuprzejmy lub wręcz chamski.

2. Pomysł z opłatami nie został odłożony do lamusa, tylko w początkowej postaci wypełnił już swoje zadanie, a na nowe jest dlań za wcześnie. Więcej nie powiem, bo to byłoby publikowanie biznesplanu na użytek ewentualnej konkurencji.

3. Z tego samego powodu co w pkt 2, nie mogę dziś napisać otwartym tekstem, czym mianowicie TXT chce rywalizować. Mogę jedynie powiedzieć, że dyrekcja to wie i zgodnie z tym działa. A na wierzchu takie rzeczy musi być widać po fakcie. Na obecnym etapie. Nie po to nad tym pracowaliśmy, żeby sobie ktoś z netu spisywał gotowca.


Panie Yayco

na odchodnym..

Jeżeli pan mnie albo Sergowi zarzucasz zimne draństwo & brak emocji to chyba jest kulą w płot?
Co?


Panie Sergiuszu,

gdyby to ktoś inny napisał, to pewnie bym się nawet i zgodził, formułując drobne zastrzeżenia. Ale wie Pan, tak się składa,że to Panu zwracałem uwagę na to, że to co Pan napisał może być odebrane jako obraźliwe. Strasznie to się Panu nie spodobało. Zarówno to,że zwracam Panu uwagę (laboga – w cudzym imieniu!), jak i to, co napisałem. Skończyło się to tym, że daliśmy sobie nie po razie, ale po paru. I co? Ano nic, bo nie o mnie chodziło. Ja sobie piszę co chcę. Tak długo jak będę pisał. Mam nadzieję, że Pan pamięta, co mam na myśli tym razem, nie chcę tu cytować naszej dawniejszej korespondencji.

Więc trochę jest tak, że z administratorem co do zasady się zgadzam, jak zwykle, ale z blogerem podpisującym się “Sergiusz” jakoś mniej.

Moim zdaniem, jeśli ktoś nam mówi, że jego zdaniem, to co my mówimy jego obraża, to powinniśmy zrobić z tym coś więcej niż tylko napisać, że się nie powinien obrażać, bo nie.

A zdaje się, że nie tylko ja w tej kwestii się wypowiedziałem.

Proszę powiedzieć ranie, żeby się zrosła.

Co do punktu drugiego, to sam pani Annie pisałem podobnie. Też mi się to na razie nie wydaje możliwe. Więcej powiem: wydaje mi się to coraz mniej możliwe. Ale nie będę się w tej kwestii upierał, bo wiem mniej niż potrzeba, aby budować stanowcze opinie.

Co zaś do punktu trzeciego, to proszę bardzo, choć nie wiem czy dożyję.

Pozdrawiam


Panie Igło,

igla

na odchodnym..

Jeżeli pan mnie albo Sergowi zarzucasz zimne draństwo & brak emocji to chyba jest kulą w płot?
Co?

zwyczajowo uniknął Pan odpowiedzi na zadane mu pytanie.

Natomiast jeśli chodzi o Pańskie, to proszę o zacytowanie fragmentu, z którego wyciągnął Pan takie wnioski. Wolę rozmawiać o faktach, a nie wydumkach.

Przyznam jednak, że Pańskie chyba, w kontekście tego co sam Pan napisał, mocno mnie zastanowiło. To Pan nie wie? A kto ma wiedzieć?

Pozdrawiam


Panie Yayco,

z blogerem Sergiusz nie trzeba się zgadzać, ale bloger Sergiusz ma prawo wyrazić swoją opinię jak każdy inny. Bloger Sergiusz w tamtej sprawie napisał już wszystko co było do napisania, a ocenę całości pozostawia Czytelnikom. Doda jedynie, że argument obrazy w tamtym kontekście miał za szczególnie tanią ucieczkę od meritum sporu, ale już mu się nie chce tego ciągnąć. Za dużo emocji przesłaniających rzeczywistość narosło i trzeba im dać ostygnąć. Poza tym jest Niedziela, dzień święty, tak czy inaczej.

Zatem na tę chwilę pozostaje mi życzyć dobrego niedzielnego wieczoru. W sumie to mnie martwi, że w niedzielę ludzie siedzą na TXT zamiast z rodziną czy przyjaciółmi przy stole. Ale widać takie post-czasy nastały.

Pozdrawiam


O mnie proszę się nie martwić,

gdyby Pan przeczytał, co jest w tym wątku napisane, to by Pan wiedział,że nie siedzę na TXT bez przerwy.

A co do dnia świętego, to myślę, że administracja powinna rozważyć sobie dzisiejsze czytania o winnicach.

Pozdrawiam

PS Mógłbym napisać, że przy najbliższej okazji spróbuję obrazić blogera podpisującego się “Sergiusz”, a potem okażę zdziwienie, że jakoś nie rozmawia merytorycznie. Ale tego nie zrobię. Nie jestem zwolennikiem taniego talionu.


Panie Yayco,

co do tej niedzieli i siedzenia przy stole, to ja wyraźnie napisałem, że chodzi mi o ludzi, więc nie mogłem mieć na myśli internetowego avatara Yayco, który zresztą nie istnieje w postaci innej niż cyfrowa. Coś mi chodzi po głowie, że to Pan podkreślał konieczność pilnowania oddzielności porządków: wirtualnego i realnego? No to ja pilnuję.

Pozdrowienia


Hm,

a ja tak zupełnie od czapy czyli nie apropo’s powiem, że ja się nie obrażam.

O i to jest całkiem dobre rozwiązanie, zwyczajnie nie jest mnie w stanie (no dobra, prawie nie) obrazić ktoś w internecie.
jeżeli przekroczy pewną granicę, to po prostu z nim nie gadam/nie kłócę się/nie zaglądam, czasem zapomnę i staram się nawrócić (np. pewną panią na M. z przyjaznego portalu:))

A co do TXT, mam wrażenie, że po prostu każdy oczekuje po tym miejscu czegos innego, dodatkowo jest tu dużo osobowości silnych różnych i mam wrażenie, że każda w nich chce lub mimowolnie narzuca coś i pragnie kształtować coś.Albo kogoś.

Przykładów nie będzie:)

Podsumowująco, jak dla mnie w tej chwili pod wgzlędem jakości tekstów, klimatu oraz poziomu komentarzy jest to najlepsze miejsce w polskim internecie.
Co nie znaczy że nie ma wad.
Wad ma mnóstwo.
W dodatku od dawna mam wrażenie, że twórcy podjęli się rzeczy niemożliwej, stworzenia miejsca idealnego, a nawet gdy nam się wydaje, że zaczynamy w gronie aniołów (no bo przecież, nie licząc drobnych wyjątków typu Nicpoń czy xiązeluka miałem o każdym zdanie tu na początku pozytywne lub bardzoi pozytywne, a rozczarowałem się co do kilku osób trochę lub bardzo)

Okazało się jednak, że tyle silnych osób na tak małej przestrzeni postanowiło się trochę pogryźć (a przynajmniej niektóre z nich).

Niektóre postanowiły za wszelką cenę zwracać na siebie uwagę, niektóre postanowiły sie obrażać, niektóre postanowiły dokopać komuś nie fair, niektóre coś tam jeszcze.

Niektóre postanowiły odejść , robiąc wcześniej wielkie zamieszanie, pokazując swoje nad-ego i próbując prawie rozwalić jeszcze już te wcześniejszymi awanturami nadkruszone domostwo.

Ale że tak patetycznie skończę:)
Niektórzy postanowili trwać, nawet jak coś im się nie podoba i pisać.
I chwała im za to
:)

O, alem bredzę, ale to pewnie z powodu wrażeń kinowych, bo na zwariowanym filmie byłem.
A i zmarzłem, bo zimno jest.


re: Surowce wtórne i odpady toksyczne

Panie Grzesiu..
To masz u nasz flaszkie.
A nawet kszynke.
:)


Hm, a za co?

I co to w ogóle za korumpowanie blogerów i ten, jak mu, nepo coś tam, a już wiem, nepotyzm.
Co pan z PSL-u żeś?
:)
Aczkolwiek na to zimno jakiś rozgrzewający płyn by mi się przydał, poza tą hełbatą, ale i tak nie mam z kim pić, więc w sumie może lepiej nie.

Pozdrawiam.


Panie Sergiuszu,

sergiusz

co do tej niedzieli i siedzenia przy stole, to ja wyraźnie napisałem, że chodzi mi o ludzi, więc nie mogłem mieć na myśli internetowego avatara Yayco, który zresztą nie istnieje w postaci innej niż cyfrowa. Coś mi chodzi po głowie, że to Pan podkreślał konieczność pilnowania oddzielności porządków: wirtualnego i realnego? No to ja pilnuję.

Pozdrowienia

może i fakt, ale jak awatar pisze, że wino pił i po parku chodzi, to rzecz się nieco komplikuje.

Pozdrawiam


Panie Grzesiu,

primo, to Pan jest wyjątkiem.

Secundo, jakby wszyscy byli jak Pan, to by nudno było.

Tertio, Pan marudzi, a to w większej dawce (patrz secundo) mogło by być nie do zniesienia.

Quarto, każdy niesie swój kamień. I każdy ma inny. I nie każdy ma tyle samo sil do niesienia.

Summa summarum, cieszę się,że pan taki jest jaki jest, ale cieszę się, że są też inni niż Pan.

Niech Pan powie szczerze, chciałby Pan gadać wyłącznie z samym sobą?

Pozdrawiam pluralistycznie


Panie Grzesiu

Jaki sam?
Zaraz tabun babek tu pana obsiędzie, tak że panu kolan zabraknie.
I będą pana zagadywać, patrząc w oczka.

Pozdrawiam zazdrośnie/żałośnie.


Wypowiem się tylko w jednej sprawie,

bo reszta jakoś chyba nie w związku z moim komentarzem.

“Summa summarum, cieszę się,że pan taki jest jaki jest, ale cieszę się, że są też inni niż Pan”

No ja też, dlatego, gdy zmniejsza się spekrtum autorów piszących tu, to szkoda, moim zdaniem.
Bo właśnie nie chciałbym, by TXT było jednorodne.


Panie Igło,

a tak z ciekawości zapytam: skąd Pan je weźmie (albo skąd pan Grześ je weźmie)?

Proszę się zastanowić nad syndromem męskiej szatni. Po gimnastyce.

Pamięta Pan ten smród?

Pozdrowienia


Panie Grzesiu,

ale jak Pan dopuszcza, że ludzie są różni, to zapewne dopuszcza Pan, że rożne rzeczy ich urażają? I w różnym stopniu?

To dość głupie pytanie, wiem. Ale tak sobie je zadałem, dla retoryki pustej.

Pozdrowienia

PS Kupiliśmy dziecku słowniki do niemieckiego języka. Jakbym wiedział, że takie wielkie będą, to bym dziecko do innej szkoły posłał...


Ja tera

Panie Yayco.
Zakazane Piosenki se oglądam. Na Kino Polska.

Resztę to ja panu Grzesiowi zostawiam.
Na niego to jak na lep przylecą.

Zobaczysz pan.


Panie Igło,

proszę mnie nie rozśmieszać.

Obejrzałem właśnie w telewizorze trzy odcinki My name is Earl i jestem naśmiany na tydzień naprzód.

Z TXT znacznie więcej kobiet odeszło niż mężczyzn. mam wrażenie, że zarowno I procentowo, jak i w liczbach bezwzględnych (choć oczywiście nie można tego łatwo sprawdzić, a i Pan nie wie, bo wiele z nich nie odeszło, tylko przestało bywać i pisać). Proszę sobie przejrzeć jak wyglądały rozmowy w grudniu i styczniu i kto w nich brał udział.

Ja uważam, że to ma związek z kulturowo wypracowaną wrażliwością (bo ja za przecenianiem biologicznych czynników nie jestem).

Ale Pan zapewne zaprzeczy i zostaniemy przy swoim.

Jak zawsze.

Pozdrawiam


Panie Yayco

nie chcaiłem SG psuć notką o grzybach dlatego samozwańczo ogłosze to tutaj:

takie przysłowie jest że lepszy rydz niż nic

skąd to się wzięło to nie wiem, ale jestem sobie w stanie wyobrazic że jak ktoś łaził po lesie i nie mógł znależć prawdziwków, podgrzybków czy nawet maslaków trafiał na rydze,

pewnie ze zmęczenia głośno powiedził: no to lepszy rydz niż nic (znana jest tez wersja lepsze to niż nic)

Ale ten rydz mi bardziej pasuje.

No poszedł do domu,

I przyrządził tego rydza i nawet chciałby odwołać że lepsze niż nic, ale nikt już nie słyszał.

Bo rydz jest wspaniały, mimo że borowiki cudne i podgrzybki fantastycznie aromatyczne.

Bo nie lepszy rydz ni z nic, rydz dla wiedzących to ponad wszystko, na równi z kanią.

Nie tylko dla mnie.

I to jest ta, alegoria o internetowych miejscach, ba szkoda że rydzy mało i rzadko występują, ale szukać i smakować...

fakt czasem hordy w lesie grasują, ale pójdą i nie wracają,

jednodniowi grzybiarze nie wracają

:)

wszystkich wątków nie ująłem bo się wymykają

podrawiam

prezes,traktor,redaktor


Ja,

w zaparte nie pójde bo i po co?
A że teraz kobitki bardziej samodzielne są & wymagające to chyba pan sam wiesz?
A co nam, facetom zostaje, jak nie za przeproszeniem szatnia?

No ale trza się trzymać i nosem nie kręcić.


Panie Maxie,

ja to pewnie nawet z połowy aluzji nie pojąłem.

Za wcześnie ostatnio wstaję.

A pora przywyknąć, bo tak już codziennie będę miał, zdaje się.

Lubię rydze. Wspominałem.

Ale zdarzyło mi się, razy dwa dostać rydze niezdatne do jedzenia. Na talerzu.

Smakowały jak rozmoczone gazety i zawierały piasek w sobie.

Nie ma reguły. Albo inaczej: kucharz też się przyda. No.

Pozdrawiam


Panie Igło,

właśnie Pan idzie w zaparte i udaje, że ja sobie wymyśliłem problem.

OK. Pański wybór.

Pozdrowienia


Panie Yayco

no ale odpowiedź ciekawa, znaczy trafia do mnie, nawet jak na podstawie połowy:)

chociaż połowa to często zbędne ornamenty, esencja pewnie w 20% się mieści

tak w ogólności

pozdrwiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

nie lubię zdradzać kuchni blogerskiej, ale w podzięce za rydze powiem tak: u mnie to ornamentów jest 95 – 99%. Zamysł jest taki, żeby tak napisać o niczym, żeby czytelnik uporczywie sensu szukał.

Jak znajdzie sobie, to mnie przypisze. A jak nie znajdzie, to uzna, że taki tekst mądry, że aż go nie pojął.

A ja zawsze jestem wygrany.

A co do rydzów, to najbardziej lubię kiszone. Ale nie wiem gdzie takie dostać. Ostatni raz jadłem chyba z 15 lat temu, cholera…

Pozdrowienia


To i tak lepiej

ja o kiszonych to tylko słyszałem, a ze słuchu to człowiek się nie nasmakuje

ale zobaczymy, może się uda w tym roku?

co do kuchni to ciekawe, znaczy nie rozumię i myśle że to mądre.

I uczone

pozdrawiam udając się

prezes,traktor,redaktor


Panie Yayco

A tak na poważnie.
To w kwestii Warszawiaków i Warszawian.
Ja, kiedym był młody, to długie rozmowy z mjr dypl. St.Weberem miałem.
Pan wiesz kto to był. Wiesz. Pseudonim Chirurg miał.
Na sąsiedniej ulicy mieszkał, jak do Polski wrócił.

I on zmroził mnie jednym stwierdzeniem, które do tej pory we mnie bunt wywołuje.
Nie dlatego, że ja mu nie wierzę, otóż wprost przeciwnie.

On powiedział tak:

Gdybyśmy tego powstania nie zrobili, to one i tak by wybuchło.

I dlatego, jak ja słucham i czytam teraz różnych dętych znawców, historyków, publicystów i patriotów.
To ja się śmieję.
Przez łzy, prosze pana.
Bo jak pan wiesz, są miejsca w Warszawie po których ja na palcach chodzę.
Co i tak nic nie zmienia.
A że miasta nie lubię?
No to przez ludzi, panie, przez ludzi ale i przez niewygodę.


W sprawie pierwszej,

no pewnie że dopuszczam, no.
Ale moge się też wkurzać, jak z tego obrażania się wynikają odejścia czy przerwy w pisaniu tych, których lubię czytać?
No mogę, w końcu egoistą żem, przynajmniej jesli chodzi o kontakt z dobrymi tekstami, znaczy życzyłbym ich sobie więcej nie mniej.

A w sprawie ważniejszej, znaczy tych słowników, to jakie konkretne?
Bo z wielkich na poziomie bardziej niż średnio zaawansowanym to raczej na pewno się przyda jakiś jednojęzyczny, na wyższym poziomie polecam Dudena, jak ktoś chce sobie jednak życie ułatwić to i Langenscheidt jednojęzyczny będzie okej.
Z polsko niemieckich to ja niestety, wstyd się przyznać, ale posiadam tylko zwykłego Langenscheidta (znaczy średni rozmiar on jest, około 80 tys haseł niby, ze słowników nie za dużych najlepszy na rynku, przynajmniej jescze kilka lat temu najlepszy był)
Aczkolwiek gdzieś już na początku studiów powinienem zaopatrzyć się w PWN-u czterotomowe dzieło. Albo Wiedzy Powszechnej, nie pamiętam.
Ułatwiają życie też różne słowniki tematyczne, zbiory idiomów czy frazeologizmów.

A i jak znajdę, to zalinkuję w temacie dobra stronę internetową, wprawdzie to nie typowy słownik,(bo bez definicji co ono znaczy) ale dane słowo niemieckie można tam znaleźć i opisane igramatycznie i umieszczone w dziesiątkach czy setek zdań, więc na podstawie kontekstu je można wyczaić. Przydaje się.
Tylko, że przez wakacje gdzieś adres strony zagubiłem, bo nie była potrzebna.

Pozdrawiam i przepraszam z aprzydługawy komentarz.


W kwestii miejskiej,

to dla mnie małe ma znaczenie, czy pan lubisz, czy nie lubisz.

Pan jest z tych co najpierw mówi, że nie lubi, ale potem indywidualnie ocenia.

Takie mam wrażenie. Jak się mylę, to proszę mnie z błędu nie wyprowadzać.

Więc sobie możesz Pan nie lubić do woli. A nawet popluwać machorką pod nogi. Nie stanowi.

Ważne żebyś Pan na palcach chodził.

Z koncepcja zaś Chirurga nie wiem czy się zgadzam. Wolałbym nie, ale…

Przez chwilę przeszła mi przez głowę taka myśl, że ktoś mógł wywołać powstanie po to, żeby Sowieci je wsparli.

Ale to gdybologia, więc nie będę tej myśli dalej ciągnąl.

Pozdrawiam


Panie Grzesiu,

może się Pan wściekac, czemu nie. Ale myślę, że czasem warto się za kimś wstawić zamiast tego. Może mu to pomoże. A czasem nie warto. Ale wtedy i wkurzać się nie wypada, prawda?

Dziecko zaś, proszę Pana dopiero do nauki przystępuje, więc na razie dwujęzyczne musi mieć. Jak znam Dziecko i życie to z Pańskiej rady przyjdzie mi za rok, albo półtora skorzystać.

A te, o których mówię to Pons je wydał. Bardzo imponująco wyglądają. Ale nie dziwota. W końcu nazywają je Wielkimi, to swoją powagę muszą mieć.

A za tego linka to z góry dziękuję. Dziecko się ucieszy.

Pozdrowienia


A to Ponsa, szczerze mówiąc nie znam,

bo dawniej jakoś mniej obecne te słowniki byly.
Zresztą jak już zakupione to muszą być dobre:)

Dobra metoda sprawdzenia, czy się nadają do czegoś, jeżeli hasła są krótko opisane, znaczy nie ma użyć słów w różnych kontekstach, nie ma wielu idiomów czy frazeologizmów za dużo (szczególnie przy najpopularniejszych np. czasownikach typu kommen, bringen, haben, sein, itd, nie ma czasem kilku znaczeń , to taki sobie albo słaby będzie wtedy słownik.

Ja pamiętam, że z tych rozmiarów średnich to np. miałem jakiś Wiedzy Powszechnej, sa też wydawnictwa REA, to wiem, że one były własnie mało kompetentne.

A Langenscheidt choć wygląda niepozornie jest cąłkiem dobry, oczywiście jak ktoś zdolny i się uczy, to po 2, 3 latach nauki będzie mu nie wystarczał, wtedy więc jednojęzyczny się przyda.
A linka poszukam w najbliższym czasie i podrzucę.


Panie Grzesiu,

słownik wydaje się sensowny i co więcej, dość aktualny. Bo to nowa jest robota, a nie aktualizowanie starych.

Pozdrawiam


komunikacja zrobiła się,

że tak powiem, holistyczna i mi się nie chciało ogarniac.

A jak rano ogarnęłam, to pomyslałam, ze to co pisze Sergiusz:

2. Pomysł z opłatami nie został odłożony do lamusa, tylko w początkowej postaci wypełnił już swoje zadanie, a na nowe jest dlań za wcześnie. Więcej nie powiem, bo to byłoby publikowanie biznesplanu na użytek ewentualnej konkurencji.

3. Z tego samego powodu co w pkt 2, nie mogę dziś napisać otwartym tekstem, czym mianowicie TXT chce rywalizować. Mogę jedynie powiedzieć, że dyrekcja to wie i zgodnie z tym działa. A na wierzchu takie rzeczy musi być widać po fakcie. Na obecnym etapie. Nie po to nad tym pracowaliśmy, żeby sobie ktoś z netu spisywał gotowca.”

wzbudza we mnie pewną frustrację.

Rozumiem, że powinnam zaufać dyrekcji.
To mi zaburza wizję wspólnotowosci. I ustawia po jakiejs drugiej stronie. Po jednej wspólnota, po drugiej dyrekcja.

Moja obsesja, że demokracja jest chora z powodu braku mechanizmów wpływu oraz braku mechanizmów podejmowania decyzji wobec licznych sprzecznych interesów – czuje sie jak po wybornym obiedzie.

życzę rzeczy różnych…


Pani Anno,

Pani to się leniwa robi jak nie przymierzając ja. Pani się nie chciało ogarnąć ( co jo godom, co jo godom… ), a mnie się przez jakiś czas nie chciało umiało odpowiedzieć.

We frustracji swojej, myślę (a ściślej – wydaje mi się, bo co do myślenia mojego, to są w doktrynie istotne rozbieżności), że nie jest Pani osamotniona. Obawiam się jednak, że nie u wszystkich okolicznych sfrustrowanych takie same są źródła tego przykrego stanu rzeczy. Bo że objawy są rożne, to widać odkrytym okiem.

U mnie, na przykład, nastąpiły we frustracji zmiany. I to nie tylko takie, że we Włodawie przybyło 16. To też, ale ważniejsze, że mnie co innego ostatnio na TXT frustruje. Bo dawniej frustrowało mnie, że jestem traktowany przedmiotowo. W tym duchu, co to Pani była łaskawa wspomnieć, To mi akurat koło piątku, zbieżnie do soboty, przeszło jak ręką odjął.

Ale teraz, to jakby mało mnie to obchodzi. I przyznam Pani, że to mnie właśnie frustruje. Przez kilka miesięcy mi zależało. Się utożsamiałem. Takie tam. A teraz – luzik. Siedzę sobie, herbatę piję i czekam, co będzie dalej. Ale już nie na to co zrobi administracja. To już jej administracyjny problem. Nie mój. Kto inny zadecyduje.

Dodam też, że to o czym Pani wspomina, to trochę mam w realnym życiu. Dziś z rana sobie trochę powpływałem i wziąłem udział w zbiorowym procesie decyzyjnym.

Ale nie tu. Tu sobie zaglądam, póki co (proszę wybaczyć rusycyzm) i odpowiadam, jeśli ktoś do mnie się odezwie w innej sprawie niż ta, że ma mnie za głupka.

A potem może zacznę robić obiad lekkostrawny.
Może nawet butelkę pigato do obiadu otworzę?

Pozdrawiam serdecznie

PS Zastanowiłem się, czy frustruje mnie to, że nie chce mi się napisać tekstu o plaży w Ligurii i pigato. I otóż: nie frustruje. Jutro podobno ma się poprawić pogada. Ogólnie bardzo pierwszorzędnie jest…


Panie yayco,

to co Pan mysli, to u mnie chyba nie jest lenistwo, tylko gorzej. I na dodatek jest jakos zbiezne ze zmianami frustracyjnymi, których Pan na sobie doświadcza (lub obserwuje, ja tam nie wiem). Za moich młodszych czasów mówiło sie na to “emigracja wewnętrzna”. Grześ to się zapewne nie połapie o co chodzi ale Sergiusz juz chyba tak.

Wydaje mi sie, Panie yayco, że u mnie po prostu wróciło stare.
I tak jak wtedy zabrałam sie za pisanie ksiazki, co mi nawet pewną australijską, chociaz w sumie polska, całkiem nielegalną nagrodę przyniosło i pozwoliło wykafelkowac łazienkę – tak zabrałam sie i teraz.

Jak zwykle: nie ma tego złego.
Chociaz: czy ja wiem?

zdrowia…


To ja też tak chcę, Pani Anno!

Znaczy nie kafelki, bo szczęśliwie nie narzekam, ale powinienem książkę napisać. Coś mi mówią, że bardzo powinienem.

Jakby mi poszło w tę stronę, to by bardzo było fajnie, jak sądzę.

Na razie, mocno zmotywowany, przyjrzę się, co ja jutro będę robił (a wtorek to dla mnie chory, pod tym względem, dzień będzie przez najbliższe pól roku).

Pozdrawiam


Panie Yayco

to jakoś zaraźliwe się robi ten jeden słaby dzień , przez najbliższe pół roku. No ja tak mam z poniedziałkiem, nie że po niedzieli, no ale tak firmowe wieści zawsze w poniedziałek.

Te kiepskie.

I tak juz od lat, nie wiem jak to zminić, nawet kiedyś bojkotowałem ale nie dało rady na dłuższą metę,

ale w poważaniu już nie mam.

Poniedziałku rzecz jasna.

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


A u mnie, Panie Maxie,

całkiem odwrotnie.

Przez najbliższe pół roku poniedziałek będzie moim ulubionym dniem. Na równi z niedzielą i o krótki pysk przed sobotą.

Tylko dziś jakoś taki senny jestem, wszystkiego zapominam i się gramolę.

Przeczytałem motto na jutro (robocze), a tam napisane stoi tak: Są rzeczy na niebie i ziemi, o których się nie śniło nawet fizjologom (Ferdynand Kiepski).

Na miejscu niektórych bym się siebie jutro bal. Wtorki są fatalne, obawiam się.

Pozdrowienia stanowcze


Panie Yayco

skoro trzy prawie dni siły się zbiera to w sumie nie dziwota że i z przytupem ten dzień trzeba zacząć i co gorsza dla coponiektórych zakończyć

w sumie to z pozycji siły występować, raz w tygoniu to całkiem ciekawe zajęcie

tak sobie marzę, choć pewnie to wymagające zajęcie.

Cierpliwości zapewne i powstrzymywaniem języka obcego w ilościach nadmiernych

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

powiem tak: występowanie z pozycji siły to mi nie pierwszyzna i mam tak przez cztery (w porywach do pięciu) dni w tygodniu.

Siła się bierze z tego, że druga strona myśli, że ja wiem co mówię, i siebie wini za to, że nic nie czai s tego co słyszy.

Problem z wtorkiem jest taki, że zamiast za katarynkę robić, która stale i wciąż to samo nadaje, to muszę za każdym razem inną zapuszczać płytę, od czego prawdopodobnie zwariuję, bo faktycznie zaczynam o świcie (moim zdaniem) a kończę jakoś w nocy, jak naród żwawo zasiada, aby prognozę pogody obejrzeć.

Tak jakby ta prognoza coś mogla zmienić.

Jedno dobre, że chociaż rano korki, to wieczorem już nie.

Pozdrawiam


Proszę

inaczej mówiąc zakłada Pan im podwójnego intelektualnego nelsona

łatwo założyć i nawet nie wymaga to specjanego wysiłku,

a korkami proszę sobie nie zawracać (kijem Wisły*) Pani Prezydent stwierdziła że ich w Warszawie nie macie

toż i wierzę, bo kobiecie z oczu nie patrzy wilkiem

  • czemu nie Warty albo Sanu?

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


To ciekawe, co Pan pisze, Panie Maxie.

Nie słyszałem tej śmiałej poznawczo wypowiedzi.

Może będę musiał powiedzieć tej Pani dzień dobry w przyszły poniedziałek, to ewentualnie zapytam.

Ale pewnie nie, bo moja nadwrażliwość obejmuje także osoby, które nie potrafią wyłączyć swojego telefonu komórkowego.

Pozdrawiam, umacniając się na Bugu, Odrze i Nysie Łużyckiej


Prawda?

mam nadzieję że to tylko z poczucia obowiązku, to ewentualne spotkanie,

a co do umocnień,

to jasne tym bardziej że na Nysie ubyło 6

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

to całkiem nawet bez poczucia. Sam obowiązek.

Takie niebezpieczeństwo grozi mi raz w miesiącu, ale czasem szczęśliwie ważne wydarzenia powodują, że jest mi darowane.

Nie obowiązek, bo on z tym nie ma nic wspólnego, ale to szczególne Dzień dobry.

Pozdrawiam

PS To ja się jeszcze umocnię na Helu i na Łysej Polanie, w takim razie.


Klasyka

Hel(l) jest
mocno przekreklamowany, także na falochronie konkurencja,
prezydencka

na Łysej nie ma gdzie juz ryć

no ale Panie, w Zawichościu, to są tereny!

pozdrawiam geo

graficznie

darmowy hosting obrazków

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

w dzisiejszych czasach, to granice są w ogólności przereklamowane.

Ja się umocnię w Wyszogrodzie, przy tym długim moście, co tam mają.

Mam tam znajomków, to mi łatwiej będzie.

Pozdrowienia


Panie Yayco

Szczęśliwie powróciłam wczoraj z mojego ulubionego miasta, nie tak bardzo odległego, od mojego ukochanego miasta.

Przebywałam u przyjaciół, oraz odbywałam zajęcia, które uczynią ze mnie profesjonalistkę w zakresie bez zakresu. Choć jak spojrzeć na preferencje ustawodawcy, to można zadać zasadne pytanie: w jakim mianowicie celu Gretchen to robisz?

Ale ja nie o tym chciałam, zdaje się.

Z oddalonej ziemi i powietrza, różne do mnie refleksje przychodziły.

I oto postanowiłam się nimi z Panem i Pańskimi czytelnikami podzielić.

Znowu można zadać to samo zasadne pytanie, ale tym razem nie chce mi się go zadawać.

Patrz Pan, Panie Yayco.

Napisze se człowiek komentarz do tekstu jakiegoś, ot weźmy na ten przykład tekst Maxa. Człowiek, kobieta, bloger, se weźmie i napisze, nie?

Zamajaczy drugim fragmentem refleksji.

I spać pójdzie.

Co widzi nazajutrz? (Ładne to jest słowo, to nazajutrz ...)

Otóż oczy kobiety, blogera, człowieka, widzą jakieś pandemonium (to słowo już nie ma tej nostalgicznej nuty w sobie, co nazajutrz).

Nie będę Panu streszczać wydarzeń, przy których był Pan obecny. To już tak całkiem na głowę nie upadłam.

Sam Pan widział, co widziały Pańskie oczy.

Wienc tak, Szanowny Panie. Konsekwencje są, ale i podsumowanie jest.

Zacznę od konsekwencji. One nikogo nie obejdą, bo koguż miałyby?

One są dla mnie.

Pierwsza: Gretchen nie będzie na widok publiczny twarzy swojej wystawiała. To był proszę Pana dowód zaufania, ale wziął i się zmył. Jak ja sobie chcę na siebie popatrzeć, to lustro mam, w sieci siebie oglądać nie muszę.

Druga: Pojawił się kłopot z pewną serią tekstów…
Mam taki sen powtarzający się przez wieki, że z powodów nieokreślonych biegnę po ulicy nago, czyli całkiem bez ubrania. I ja se teraz tak myślę, że sen to sen, symbolika i te różne, ale żebym ja na jawie własny goły tyłek na oglądnięcie nieproszone wystawiała?

Jest w tym sens jakikolwiek?

Z drugiej strony to jest esencja mojego pisania, może ktoś to czyta spoza , może mu to jakoś się podoba, a ja najbardziej lubię te tkane emocjami teksty.

Lubię sobie usiąść i snuć...

Oto i wątpliwość.

Koniec rozdziału: Konsekwencje

Rozdział drugi: Podsumowanie

Otóż widzi Pan, czego to się człowiek o sobie nie dowie w wyniku napisania jednego komentarza!

I o innych. To też ciekawe jest.

Postaram się w punktach i w miarę chronologicznie. Nie obiecuję, że się uda.

Zaczynam. Uwaga, attention.

1. naruszam nienaruszalne

2. powiedziałam coś, czego nie powiedziałam

3. poniewieram bohaterami i czci nie oddaję

4. coś myślę o czymś choć nie myślę tego czegoś o tym, bo to tylko stylistyczny zabieg

5. prawdopodobnie uważam, że niektórzy (co najmniej) powinni się w czasie odpowiednim do SB zakwalifikować, co uczyniło by szczęśliwym pana, panią, społeczeństwo

6. tańczę w tym samym rytmie z Jankiem Osieckim, choć jako żywo nigdy nie mieliśmy okazji zatańczyć wespół zespół, wespół zespół...

7. jestem psycholożką non violence ( a to dopiero jest paradne! Tyle razy darłam się jak nieprzytomna, że nie jestem psychologiem, nie mówiąc już o tym, że nie jestem psycholożką i co? Psinco. Ot, co)

W każdej jednak plotce tkwi ziarno prawdy, choć może to w legendzie?
Istotnie istotą non violence być się staram.
Jak widać, to niedobrze jest widziane.
Najlepiej kogoś po ryju nakłaść. Albo bejsbolem go. Albo i jedno, i drugie.

8. Tego punktu nie pamiętam

9. dość ważna informacja do mnie dotarła, że od piątku z blogerem o nicku Griszeq przeszliśmy, w formie zwracania się do siebie, na tę bardziej formalną. Znaczy to jest Pan Griszeq.
Ważne! Zapisać.

Szkoda, że nie dowiedziałam się o tym bezpośrednio. No, szkoda.

10. mój hologramowy pogląd w sprawie wkurwił Pana Griszeq niepomiernie

Tu, drobna uwaga. Pan Griszeq nie zdobył się na napisanie do mnie wprost.Znowu.

O, na przykład tak:

Pani Gretchen, komentarz jaki Pani zamieściła pod tekstem Maxa o Ryśku Siwcu wkurwił mnie, bo słowo zdenerwował wydaje się zbyt delikatne

Nie wiem czy Pan Griszeq był z Panem Siwcem na ty , ale wyobrażam sobie, że w odpowiedzi mogłabym zadać takie pytanie:

Jakim kurwa Ryśku, Panie Griszq? Co Pana upoważnia to używania takiej formy imienia ?

I tu fragment z innej beczki.

W dawnych czasach kiedy rzeczy wydawały się być prostsze, miałam wrażenie, że z Panem Griszqiem rozmawiamy sobie o ważnych sprawach.
Przyciszonym głosem.
Z uwagą i uważnością.
Z ciekawością.
Blisko.

Kiedy to się zmieniło? i z jakiego powodu? wiedzieć nie muszę, ani chcę, choć się domyślam. Taka bystra jestem.

Domyślać się to jednak nie jest to samo co rozumieć. Warto to zaznaczyć, w tym miejscu.

11. Jestem tchórzem i uciekam z podkulonym ogonem czekając, aż ktoś inny mnie uratuje. Takie połączenie królewny z łasicowatymi.

To z grubsza tyle.

Muszę Panu powiedzieć, że całkiem od rozumu odeszłam po tym wszystkim.

Siła przebiła się przez awatar.

Tylko widzi Pan, życie jest pełne złych wiadomości, ale jest też pełne dobrych.

Pan się za mną ujął (to takie staromodne, piekne określenie), mimo że Pan za to też zebrał.
To mnie umocniło w przekonaniu, że są tacy, którzy przenigdy nie zrozumieją, że nie dla każdego Gretchen jest awatarem jedynie, choćby im to wyraźnie napisać.

Dziękuję

Max, który jest wirtualnym przyjacielem. Wróć.

Maxie, okazałeś się wirtualnym przyjacielem. Wiesz dlaczego.

Dziękuję.

Grzesiu, i Ty nim się okazałeś.
Więc?

Dziękuję.

Panie Igło… Bardzo doceniam. Więcej nie muszę chyba mówić...

Panu również dziękuję, Panie Igło. Po prostu.

Na koniec tego komentarza (?) pozwolę sobie zauważyć jaką niespodzianką jest życie.

Kilka zdań wywołuje ileś tekstów, komentarzy.

Niestety, no niestety niektórych, skłaniają one do walki. O prawdę, słuszność, rację.

I kiedy słucham tej piosenki (bo przecież nie umiem powiedzieć, muszę zrobić wklejkę ) to nadal marzę.

Nieustannie…


Pani Gretchen,

Dobrze, ze Pani to napisała. Nie będę tym razem uciekał w stylistykę, choć rozumiem, że pani to było potrzebne. Nie będę tym razem ganił Pani za używanie brzydkich słów. Rozumiem.
Powiem tylko, że do tej wyliczanki dołożyłbym sam kilka punktów, ale skoro Pani woli o nich nie pisać, to i ja j nie będę.
O jednej rzeczy chciałbym napisać, bo jednej rzeczy mnie ta historia nauczyła.
Chodzi mi o to, że nie doceniałem dotychczas, jak wielkiej odwagi i odpowiedzialności wymaga jedno słowo: przepraszam.

Bo ja rozumiem, że można, w stanie wzburzenia, kogoś obrazić. Zdarza się. Ale dla mnie najbardziej szokujące było to, że w całej tej sprawie nie padło pod Pani adresem to jedno słowo.
Wyciągnąłem z tej sprawy nauczkę dla siebie, choć boję się, że zbyt późno.

Nauczka była prywatna, ale i tak o tym napiszę. Kiedyś dawno poczułem się głęboko obrażony, tak do imentu, słowami pani Delilah.

I nie doceniłem tego, co ona zrobiła, przepraszając mnie zarówno publicznie jak i prywatnie. Bardzo nad tym ubolewam. Okazało się, bowiem, że to, co miałem za normalne, normalne nie jest, a wyjątkowe. Dlatego przeprosiłem wczoraj panią Delilah za moje zaślepienie w złości. Przepraszam raz jeszcze, bo moje zaślepienie pociągnęło za sobą konsekwencje.

I choćby to nic już nie zmieniło, za co ja a nie pani Delilah, ponoszę odpowiedzialność, to chcę, żeby to zostało dostrzeżone.

Co do obrazka, nie będę się wypowiadał. Nie wypada, aby osoba starannie skrywająca się za awatarem zwracała innym na takie rzeczy uwagę.

Zaś, co do Pani dawnych tekstów, to nie wiem.

Ja nie mam na razie ochoty na pisanie czegokolwiek. Choć przyznam, że przyszła mi do głowy myśl taka, żeby opublikować przepis na zupę. Ogórkową, grzybową, jaką bądź. A ściślej, miałem ochotę przepisać taki przepis z opakowania na kostce rosołowej.

Być może to tylko mi zostaje tutaj. Nie wiem. Nie wiem, czy to dla mnie będzie satysfakcjonujące.

Proszę nie traktować tego, jako porady. Być może opublikowanie przepisu na flaki z olejem zostałoby potraktowane aluzyjnie. Dlatego na razie nic nie piszę i pisać nie zamierzam.

Ciągnę ten wątek, bo bawi mnie, że wątek, który zniknął swego czasu z nowych tekstów (zapewne, jako nic niewnoszący i zasadniczo niesłuszny), wciąż jakoś żyje. Dzięki kilku osobom, które myślą podobnie jak ja. Nie o wszystkim. Tak się nie da.

O odpowiedzialności za słowo i o zasadniczej przyzwoitości wobec ludzi, o których wiemy tylko tyle, ile przeczytamy. O ile, oczywiście, przyjdzie nam do głowy przeczytać, zanim uderzymy na odlew.

Ja mam grubą skórę. Mnie bawi obszczymurstwo. Bawią mnie aluzje do tego, co piszę, lokowane starannie jak najdalej od mojego bloga.

W ostatnich tygodniach opublikowałem kilka tekstów, które wprost (choć w lekko stylizowanej formie) mówiły o zachowaniach blogerów na TXT i zachowaniach administracji.

Mam za zabawne, że żadna z tych osób nie odpowiedziała mi pod tym tekstem, który jej dotyczył. Z wyjątkiem Pani, pani Gretchen.

Bawi mnie, że na pytania, które zadaję jedyną odpowiedzią jest taka, że zadaję złe pytania.

Jeszcze parę rzeczy mnie bawi, ale niestety muszę iść do pracy, więc tym razem o nich nie napiszę.

Raz jeszcze tylko napiszę, że cieszę się, że Pani u mnie napisała.

Pozdrawiam


Gretchen

priv.


Panie yayco

proszę wybaczyć ale zapytam wprost – co się dzieje?

Swoją prośbę motywuję tym, że upadłem na głowę.

Całkiem dosłownie, bom jak poszedł se gubić te kilogramy to miałem mały wypadek i nie bardzo mi szło czytanie TXT, choć wpis o samolotach z tą bolesną głową dokończyłem.
Więc o wyrozumiałość proszę.

pozdrawiam zaniepokojony


Panie Arturze,

proszę sobie przeczytać wątek u pana Maxa, ten o samospaleniu Ryszarda Siwca. A następnie, może jeszcze raz, ten tutaj. Powinno wszystko być jasne, choć pani Gretchen odwołuje się także do innych zdarzeń.

Mam nadzieję, że u Pana już wszystko w porządku.

Pozdrawiam serdecznie, zdrowia życząc


Gretchen

kurczę żeby nie słodzić to tylko staropolskie:

dzięki :)

prezes,traktor,redaktor


Panie yayco - poprawka - teraz pełen tekst

Mam nadzieję, że u Pana już wszystko w porządku.

O tak dziękuję – trochę tylko dłonie wyglądają niezbyt estetycznie ale generalnie OK.

Ale widzę, że u Pana nie jest dobrze, co mnie martwi bo sobie takie różne teksty planowałem na współpracę licząc a tu ot, klops.

Nie mówiąc o tym, że mnie moja Lepsza Połowa, prawie siłą ,w niedzielę na powietrze wyciągnęła twierdząc (słusznie), że mi to lepiej zrobi, czego owocem jest kilka kilo grzybów, które od tych trzech dni spożywam na dwa sposoby:

pierwszy – to zupa grzybowa,

a drugi – to grzyby w jajecznicy (albo odwrotnie – zależnie od proporcji).

Na przepis zatem liczyłem.

Czy można grzyby jeść jeszcze na inne sposoby (poza marynowanymi)?

Proszę o ratunek bo więcej już nie dam rady ;-)

pozdrawiam grzybowo


Można jeść grzyby

- w zupie

- w sosie

- w śmietanie

- w jajecznicy

- marynowane

- solone

- można ususzyć albo zamrozić na zaś

W czym problem?


Panie Arturze,

zupełnie nie wiem o czym Pan do mnie rozmawia.

U mnie wszystko w porządku, tylko troche niewyspany jestem. Ale ja tak zawsze mam. W pażdzierniku.

Co do grzybów to nie pomogę, bo jak nadmieniałem, zbieractwo i łowiectwo są mi obce. Zapewne z powodu braku talentu i bałaganu umysłowego. Oraz pogłebiającego się reumatyzmu. Pewną rolę (w przypadku łowiectwa) może odgrywać też nadwrażliwość. Nad czym ubolewam.

Więc raczej jem to, co mi ktoś z grzybów zrobi.

Pozdrawiam, prosząc o wybaczenie, że zawodzę Pańskie nadzieje


Panie yayco

zupełnie nie wiem o czym Pan do mnie rozmawia.

To pewnie opóźniony skutek mojego urazu.

W takim razie cieszę się bardzo, że tylko październik Panu doskwiera. Co do łowiectwa to talentu do niego także nie posiadam ale wcale tego nie żałuję. Nie myślę także, że do niego potrzeba jakiejś dyscypliny umysłowej. Raczej cierpliwości i stępionej wrażliwości nieco.

pozdrawiam zawiedziony w swoich nadziejach, pełen najgorszych przeczuć co do dzisiejszej kolacji


Arturze

polecam zapiekanik z grzybami świżo zebranymi,

przyda sie bagietka lub bułki (duże) na to nakładasz farsz z duszonych i przyprawionych grzybów, posypujesz ulubionym serem i do piekarnika, na chrupko:))

smacznego

aha, jeszcze tzw. pizza w warunkach domowych, też super

prezes,traktor,redaktor


Panie Arturze,

grzyby są pyszne. Nie ma się co bać.

No chyba, ze nie ma w Panu wiary w to, że one jadalne są, te grzyby…

I jeszcze sobie przypomniałem, że zdaniem mojej żony można zrobić z nich sos do makaronu.

Po polsku (dusimy w śmietanie i tylko dbamy, żeby był trochę rzadszy, ale jednak lepiący), albo po włosku (dusimy w oliwie z ziołem adekwatnym i ostrą papryczką).Do tego po polsku grzyby obojętne. Do tego po włosku raczej prawdziwe.

Pozdrowienia


Panie Yayco

Za opóźnienie w odpowiedzi przepraszam, ale dzień wariacki jakiś.

Oto widzi Pan spełnia się stare powiedzenie, że z każdej historii nauczyć się czegoś można, co warte jest podkreślenia.

Umiejętność wyciągania wniosków jest bezcenna. Podobnie jak umiejętność w przyznawaniu się do błędu, zaniechania, czy innych tam.

Dobra energia, jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

Powiem Panu, że ja co do zasady zbyt wiele od innych nie oczekuję, co nie znaczy, że jakieś zachowania mnie nie bolą. Bo zazdroszczę Panu tej grubej skóry Panie Yayco.

Też bym tak chciała.

Zwłaszcza, że wobec jej braku czy też raczej w bezpośrednim z tym brakiem związku, śmieszną się wydaję niekiedy.

Inna rzecz, że w sumie śmiech to zdrowie więc niech chociaż ten co się śmieje ma korzyść. Prawda?

Dużo dobrego mnie dzisiaj spotkało, a nie spotkałoby mnie pewnie, gdyby nie ta historia.

Trudne doświadczenia są potrzebne, ale o tym już chyba pisałam…

Pozdrawiam Pana wczesnym wieczorem.


Panie Maxie,

rozciekawił mnie Pan.

Co to jest “tzw. pizza w warunkach domowych”?

Pozdrawiam dochodząc do siebie


Max

Równie staropolskie:

proszki

:))


Pani Gretchen,

Pani jakimś kodem mówi do mnie co to ja nie rozumiem.

Znaczy, ze Pani dziś zadowolona, bo Panią nieszczęście od ludzi spotkało?

Nie zrozumiem ja chyba kobiet już nigdy.

Już się Pani z tego śmieje?

No to pogratulować radosnego usposobienia.

Pozdrawiam nieco zdziwiony

PS Pani coś z grzybów nam poleci?


Panie Yayco

No nic Pan nie rozumie widzę, no nic kompletnie.

Chociaż... w uproszczeniu…

Może by to i tak wyglądało?

Jedno jednak nie. Nie śmieję się z tego, bo tu nic do śmiechu nie ma.

Dobre przeważyło złe . I już.

O tym chcę myśleć, i tym się cieszyć.

O.

Pozdrawiam Pana zastanawiając się czy pieczarki to też grzyby…


No widać tak mam, że rozumiem za mało,

ale trudno. Chyba nie muszę. Dzisiaj w ciągu dnia mnie nie rozumiało coś koło setki osób, albo i lepiej, więc teraz ja, przez zemstę na świecie, sobie nie rozumiem.

A pieczarka to grzyb. Taki bez smaku i zapachu.

Pozdrawiam


Panie Yayco

zważywszy że pewnie pieca cermicznego w którym palone jest drzewem nie posiada ani Pan ani żadna inna znana mi osoba ,

to ciasto jest wyrabiane metoda domową i w piekarniku składane, po wyrośnięciu nieznacznym

podobnie jak i dodawane do tejże pizzy składniki plus sos

no i mąka z reguły inna,

ale sama w sobie to fantastyczna sprawa

w swojej klasie

pozdrawiam z włoskim akcentem

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

kiedyś moglem, tanim sumptem kupić kamień do pizzy, dzięki któremu ciekawe się efekty w elektrycznym osiąga piekarniku. Ale się zgapiłem i okazja przeszła obok.

Pozdrawiam


Było blisko

a bym nietrafił:)

ja tam sobie planuje po cichu, ale pewnie nie wyjdzie

w grilla planuję wbudować ale pewnie kasa na coś innego się przyda…

prezes,traktor,redaktor


Źle się dzieje w państwie Duńskim

Ale żeby człowiek zapracowany musiał takie ilości literek poskładać, by cokolwiek załapać...

Teraz jeszcze trzeba wyszukać, czy i o mnie pan Yayco przypadkiem nie pisał, a ja nie zrozumiałem.

Pani Gretchen, panowie Maksie i Yayco.
Przeczytałem wątek przez-który-to-wszystko.
Jestem pod wrażeniem.
Aż mnie świeżbiło, by złamać końcowe zalecenie Maksa.

Cóż. Prawdziwych niewątpliwie poznaje się w biedzie. Acz nie każdemu dane jest być we właściwy czasie i miejscu.

Na marginesie tamtego tematu, ciekawym bardzo hipotetycznych opinii pani Gretchen i niejakiego Yassy pod hipotetycznym tekstem o Piusie XII...
Ale to tylko moja ciekawość, nie koniecznie warta zaspokajania. Na pewno nie w tych okolicznościach.

Po wszystkim, tym bardziej podzielam pana Yayco zafrasowanie miejscem do pisania. A nawet uczucie niezaangażowania.

Z hałaśliwego końca epoki, gdy naszych liderów było jeszcze trzech, pamiętam opinię tego trzeciego o miłościwie nam panujących.
Mimo, że dał wiele powodów, by nie traktować jego słów serio, jakoś mi ta opinia wraca. Jak echo.

Ano, trza rzeczywiście usiąść w fotelu i oglądać dramatu akt następny.


Panie Yayco Szanowny

Dlaczego Pan zaklada, że Pania Gretchen dzisiaj tylko zle od ludzi spotkalo? Bo ngdyby Ją spotkalo nawet najmniejsze dobro, ot takie malutkie, to tym bardziej może sie cieszyć, bo wtedy to dobro lepiej smakowalo. Ot co. Ale sprzeczal się nie będę.

Pozdrawiam Pana wieczornie i w trochę lepszym usposobieniu.

PS. A kobiet nie należy próbować rozumieć, je należy po prostu akceptować takimi jakie są. Podobnie być winno i odwrotnie. Ale też mogę się mylić.


odysie

najważniejsze jest to czy wyciągamy z dobrych rzeczy dobre wnioski i ze złych...dobre,

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Panie Odysie,

ciszę się,że Pan zajrzał.

W przeciwieństwie do Pana jakoś nie jestem ciekaw opinii niektórych osób o czymkolwiek. Niezależnie od tego na jaki temat zaczną i tak wiadomo na jaki temat skończą. To nie jest ciekawe. Lubię jak mnie zaskakuje pointa, a nie rozpoczęcie akcji.

A wie Pan, że problem byłby taki, że pani Gretchen starałaby się (takie mam przekonanie) napisać coś na temat. Może by się to mnie albo Panu zgodziło z naszymi obrazami świata, albo i nie. Bo nie ma przymusu.

Ale co z tego, skoro zaraz by się znalazł ktoś, kto by napisał nam nie o trudnym pontyfikacie Piusa XII, ale o tym jak sobie wyobraża panią Gretchen.

Nie widzę powodu, aby czytać o tym jak nieznajomi mi mężczyźni wyobrażają sobie nieznajome sobie kobiety. Nazbyt to intymne.

Zapewne Pan pamięta, że kiedyś spotkaliśmy się przy podobnej okazji. Wtedy reakcja administracji była szybka i sprawna.

Nie chcę wnikać na czym polega różnica, bo znowu się okaże, że to ja kogoś obrażam.

Natomiast przyznam, że nie bardzo w tym wszystkim widzę dramat. Raczej groteskę...

I siedzę. I się przyglądam.

I pozdrawiam Pana, oczywiście


Panie Lorenzo,

gdzieżbym miał?

Tak jak ja zrozumiałem co pani Gretchen napisała, to dziś ją raczej dobre spotykało, od czego jej się nastrój zasadniczo poprawił.

Z czego się cieszę.

Nieco tylko mnie wątpliwość gryzie, czy nie przedwcześnie to nastąpiło.

Bo ja, ze swej strony, jakoś szczególnej odmiany nie widzę, a nawet gorzej, bo się miała pogoda dziś polepszyć, a się pogorszyła, od czego boli mnie głowa.

Pozdrawiam serdecznie, ciesząc się z wizyty Pańskiej w tym skromnym wątku


Ja też się cieszę, Panie Yayco,

że Pan się cieszysz z tej mojej napaści na Pański blog, i to w tym skromnym wątku.

Zaś co do tej odmiany, co jej Pan nie zauważasz, to chcialbym skromnie nadmienić, że wbrew pozorom życie nie toczy się tylko na txt. I zapewne te dobre rzeczy spotkaly Panią Gretchen również i poza txt. I ja jej życzę, żeby częsciej. Panu zresztą również. W tym jak najmniej wtorków. Ale za to takich samych dochodów i splendorów.

Milego, wieczornego samopoczucia


Panie Yayco

Jeszcze jedno mi się uzmysłowiło, bo to przy pomieszaniu różnych wątków zdarza się, a dodatkowo skręcałam taki stelaż, na którym się materac kładzie…

To się nawet na tekst osobny nie nadaje, bo większość musiałabym wypikać .

Ale ja znowu nie o tym.

Panie Yayco jest jeszcze jedna baaardzo ważna kwestia (dla mnie znaczy ważna) choć z zupełnie innego sporu wzięta, ale całkiem na temat ona jest.

Zanadto się przywiązałam w myśleniu do sporów bieżących i byłoby mi umknęło, a to nieszczęście wielkie stałoby się.

Przypomina Pan sobie zapewne taki żarcik o czaciku yapletkowym. Inaczej on był wtedy nazwany, ten czacik i połączyło się to z moją osobą. Kto wie te wie, kto nie wie to nic nie stracił.

Tak bardzo ogólnie rzecz ujmując to ja mam poczucie humoru, może nawet zabyt dużo go mam chwilami. Jednak nie jest ono tak całkiem poza moją kontrolą.

We wspomnianym wątku rozmawiały trzy osoby. W wyniku tej rozmowy, dość krótkiej, ale bardzo owocnej, jedna osoba poczuła się urażona niestosownością wypowiedzi dwóch pozostałych. To ja byłam ta urażona, czego nie trudno się domyśleć, bo ja się urażam nieustannie, jako nadwrażliwa. No.

Więc urażona zniknęła. Gospodarz zirytował się, że urażona nadwrażliwa i że tak nie można, i że to już doprawdy…

Zdarzyło się jednak, następnego dnia coś dla mnie niezwykłego.

Borsuk do mnie napisał i użył tego magicznego słowa. Słowa, którego tak wielu się boi, słowa które jest cudownym kluczem do dalszej rozmowy i znajomości.

Powiedział przepraszam. I coś jeszcze powiedział, ale to już jest moja tajemnica tajemna i nie powiem.

Z tego miejsca, nie mając pewności czy moja odpowiedź doleciała do Izraela, chcę oficjalnie i publicznie wyrazić swoją radość.

Borsuku, staropolskie dzięki :)

Jest tyle prostych słów, tyle prostych gestów. Tyle ich jest, że ja się naprawdę dziwię, że tak trudno z nich skorzystać.

I co się Pan pieczarek czepia? Dobre są.

I Pan Lorenzo ma słuszną słuszność, że nawet maleńkie dobro cieszy.
Mnie w każdym razie.

Pozdrawiam Pana energetycznie


Ja tylko w jednej kwestii,

znaczy w obronie tych, jak im, pieczarek.
Pieczarki mają smak i zapach, tylko trza je po prostu udusić/podsmażyć na maśle, dodać czosnku &cebuli i dobre to jest i pachnie pięknie:)
Wprawdzie niekoniecznie pieczarkami, ale kto by do takich rzeczy wagę przywiązywał.

To tyle.
Znikam, może pisać jesienny tekst o muzyce?
A może nie dziś, kto wie.

Pozdrawiam.


Panie Yayco

Od końca odpowiem.

7. Pozdrawiam sumiennie (ale i życzliwie)

6. Dramat w znaczeniu że nie epika i nie liryka. Co to, to nie.
Postacie są, jedność miejsca czasu i akcji i didaskalia. Sztuka się zgadza.

5. Reakcja administracji bywała szybka i sprawna w niektórych przypadkach, a w innych — reakcji nie ma. I nie będzie. Już zacząłem rozróżniać te przypadki. I nawet mniej się dziwić staram.

4. Ja Pamiętam nasze spotkanie wówczas. Pana stanowisko też.
Proszę wybaczyć, że nie opowiadam o tym. Ale pamiętam.

3. Jestem pewien, że pani Gretchen napisałaby coś na temat. I naprawdę mnie to interesuje. Bo zestawienie tych symboli krzyku sprzeciwu oraz możliwie skutecznej działalności nie jest łatwe. Ani proste. I mojemu obrazowi świata jakoś się wymyka. Troszkę.

Ja miałem tu z panią Gretchen przynajmniej jedną gorącą debatę (z pańskim udziałem zresztą), iskry leciały, choć mam wrażenie że nikt nie obrażał (się). I ta debata wciąż gdzieś u mnie w środku gra, bo temat niebłahy. Pani Gretchen często wyraża wątpliwości, czy warto, że nikt nie rozumie, nie słucha i tak źle zinterpretuje i trzeba cicho siedzieć.

Więc — do Pani zwracam się, szanowna Gretchen — nie jest tak. Warto, bo jednak rację ma pan Y., gdy pisze, że retoryka bliżej ma do logiki niż erystyki. Choć sam czasem wątpię. Jednak służy (może służyć) dyskusja zbliżaniu się do prawdy.

2. Co imć Yassa by napisał, mogę zgadywać, ale kontrast merytoryczny z tym co napisał tu byłby ciekawy. Chyba, że zgaduję mylnie. I tu jedynie posmak erystycznego zapędzenia dyskutanta w kozi róg mnie łechce.

1. Pointę musiałbym dopisać sobie sam.


Pannie Lorenzo,

i jeszcze musiał mi Pan ten wtorek wypomnieć?

Niefajnie…

Pozdrawiam mimo to


Ja Panu cuś wypominalem, Panie Yayco?

Ja Panu tylko dobra wszelkiego z glębi serca życzylem!

A więc życzenia rozliczne Panu zasylam, w tym przewaga tych dobrych:-)


Pani Gretchen,

to co Pani pisze, to faktycznie jest powód do radości. Poważnie to piszę, bez żadnych prawie dwuznaczności.

Prawie. Bo trochę mnie jednak dziwi, że to Pani musi ogłaszać, ze została przeproszona, ale cóż. Rozumiem, z Pani tonu, że uzanliście Państwo sprawę za załatwoną i nie będę marudzić. Więcej nawet: cieszę się z tego. Bo akurat udział pana Borsuka w tej żenującej historii był jedyną rzeczą, która mnie dziwiła i martwiła.

Już pisałem wcześniej, że sam znaczenia tego prostego gestu tego nie doceniałem. Za proste mi się to wydawało.

Niesłusznie

Szkoda, że tak późno się zorientowałem, nota bene.

A co do pieczarek, to w porównaniu z każdym naturalnym, pachnącym i smakującym grzybem, nic nie warte są.

Tego się będę trzymał.

Pozdrawiam serdecznie, pozostając zmęczonym


Tak jest Panie Grzesiu,

przyrządzone w ten sposób pieczarki mają smak i zapach. Mianowicie smak i zapach czosnku i cebuli.

A z tą jesienią, to proszę mnie nie dobijać. Ja rozpoczynam już czekanie na śnieg.

Pozdrawiam


Panie Odysie,

lecę już na twarz, więc telegraficznie tylko.

Ad 7. I vice versa ze specjalnym załacznikiem serdeczności dla żony i dziatek.

Ad 6. No faktycznie, w tym sensie to tak.

Ad 5. Ja ani nie rozróżniam, ani się nie dziwię. Już nie.

Ad 4. Cieszę się.

Ad 3. Mam podobny problem. Ale nie mam wystarczającej wiedzy, aby rozsądzać.

Ad 2. Mnie to nie ciekawi.

Ad 1. E tam, tyle w tym tajemniczości, co w czeskim kryminale, o majorze Zemanie, suspensu. I tak na końcu zawsze był winien agent z Monachium.


Dziękuję Panie Lorenzo

i dobranoc Panu z wyrazami rozlicznymi przedwojennej jakości


W kwestii pieczarek

to pewnien dobry człowiek pordził żeby kupowac te bardziej dojrzałe,

i o dziwo smakuja i pachną lepiej,

no i tańsze:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Maxie,

to ja już chyba nie mam aż tyle wechu w sobie, żeby to odróznić.

Zresztą, prosty test: ususz Pan sobie pieczarkę i powąchaj. A potem grzyba jakiegoś, nawet kurkę, która niepachnąca jest. W zasadzie.

No.

Idę spać.

Pozdrawiam


Panie Yayco

na wydechu i przed snem:)

kurki pachną stadnie

a pieczarki suszonej nawet nie róbuje objąć wyobraźnią

a może to cebulą pachną/uderzają ?

pozdrawiam

prezes,traktor,redaktor


Odysie

Oczywiście pamiętam naszą dyskusję.

I powiem Ci, że wtedy chyba nie doceniałam jednej rzeczy, podstawowej.

Choć bywało momentami naprawdę gorąco, to całość zakończyła się słowem dziękuję .

Mam tę rozmowę w sobie cały czas. Kiedy ostatnio byłam na warsztacie dotyczącym wychowania bez przemocy, prowadzonym przez jednego profesora z Izraela, to myślałam chwilami o tym jak Ty byś to skomentował. Jakie by były Twoje refleksje.
Tak zwyczajnie, ciekawość mnie ogarnęła.

Masz rację, że ja sporo piszę o tym, że ludzie nierozumieją, opacznie rozumieją czy coś. Że nie słuchają. Że z tego mi się nasuwa wątpliwość czy warto.

Może to trochę jest tak, że ja (co też często podkreślam) mam pewną unikalną możliwość rozmawiania z ludźmi, a możliwość ta z mojej pracy się bierze.
Nie każdy spędza życie na rozmawianiu z innymi.

Często tak różnymi ode mnie, jak wiosna różni się od zimy.

Nauczyłam się słuchać. Nauczyłam się widzieć świat z okna drugiego człowieka. Nauczyłam się najpierw pytać, a potem wnioski wyciągać.

Umiem bezkolizyjnie przebywać w różnych mikrokosmosach.

Policzyłam właśnie, że tak rocznie to ja przerozmawiam tysiąc dwieście godzin.

Czyli odkąd zaczęłam pracować samodzielnie… to wychodzi jakoś... pięć tysięcy sześcset godzin. Mniej więcej.

Dzięki nim zrozumiałam jak bardzo poplątane są rozmaite rzeczywistości.

Ale nikt nigdy mi nie powiedział, że nie okazałam mu szacunku.
Inaczej. Bardzo wielu z nich mówiło, że mój dla nich szacunek im pomógł.

W gruncie rzeczy to oni mnie tego nauczyli w pewnym stopniu.

Pomogli mi się rozwinąć.

Dlatego pewnie, jak kij bejsbolowy uderza mnie coś takiego, że napiszę kilka zdań, z których ktoś bez pytań wyciąga wnioski.

Pamiętam moje rozmowy z Poldkiem. To była dla mnie wielka szkoła cierpliwości.

Było tak, że przez dwa dni rozmawialiśmy, bez udziału innych osób z tekstowiska.

Nie porozumieliśmy się w tym sensie, że nikt nikomu racji nie przyznał, ale do mnie niektóre zdania powracają. Inna perspektywa jakiś tam ślad zostawiła.

To dobrze.

Czy warto…

Zapewne tak, bo to też jest i doświadczenie, i nauka.

Pozdrawiam Cię Odysie serdecznie


Panie Yayco

O tym do Pana dzisiaj rozmawiam właśnie.

Że są na tym świecie rzeczy, są na tym świecie rzeczy, których nie można kupić.

Gdybym miała tylko krzywdy i niesprawiedliwości pamiętać, to prawdopodobnie nie dożyłabym dwudziestej wiosny życia. Ze zgryzoty.

I moja religia, Panie Yayco nakazuje mi brać to co dobre, tak jak to co złe.

Dobre jest przyjemniejsze, to oczywista kwestia.

Złe jest jakie jest. I też jest.

Najcenniejsze jest to, że w każdym miejscu można znaleźć dusze przyjazne.

Dla mnie dobro zawsze przesłania zło.

To dobro wydarzyło się dzięki Panu. I dzięki jeszcze iluś tam osobom.

Moja wdzięczność dla Pana jest niezmierzona, proszę Pana.

Pan sobie to zapisze gdzieś, wężykiem.

Ależ ja tu dzisiaj lukier leję.

Jakaś to jednak jest odmiana.

Pozdrawiam Pana przez sen. Pański.


Panie Maxie,

sam Pan widzi!

Więc to jest za grzyb, co zapachu nie ma, smaku nie ma, wartości odżywczej (jak to grzyb) nie posiada?

Ot zapchajdziura i tyle.

Pozdrowienia


Pani Gretchen,

proszę się tak nie oblukrować całkiem.

Mile to co Pani pisze, ale obawiam się,że komuś znowu przyjdzie do głowy, że to jakaś specjalna była okazja, że coś dla Pani zrobiłem.

A sytuacja (poza skalą) niewiele różniła się od mojego dawnego spotkania z panem Odysem.

Ale mniejsza z tym. Ci co wiedzą swoje, swoje będą wiedzieć...

Marudzę od rana jak się zdaje, więc może coś zrobię pożytecznego…

Pozdrawiam Panią analogicznie, choć z drugiej strony nocy


A mi przypomniał się Kurt V....

“Wreszcie będą mogli się zająć tym, co najważniejsze w pracy nauczyciela i odpowiada ich kompetencjom.

Nie wiem, co to jest.”

Czyta się dobrze i wpada w zamyślenie…

Pozdrowienia i powodzenia
:)


Miło Panie Joteszu,

że Pan zajrzał tutaj.

A Kurta V. to coraz mniej ludzi czyta, mam wrażenie.

Moje dziecko ostatnio odkryło go na półce i zaczęło od najtrudniejszej strony. Od Rzeźni…

Ciekawe, czy sięgnie po inne?

Pozdrawiam serdecznie


Panie Y

Do Pana oraz do Pana Lorenza a także Starego zaglądam obligatoryjnie i z przyjemności, które w tych trzech osobach łączą się organicznie. Nawet jeśli miewam nieco inne zdanie. Jeśli miewam…

Co do Kurta V, który, ku mej niekłamanej radości, ciągle żyje, choć ma dobrze ponad 80, o czym dowiedziałem się z jego ostatniej książki, to moja starsza zabrała komplet jego wydań polskich do siebie, a młodsza to oddziedziczyła. Okazało się jednak, że młodsza jeszcze niczego nie przeczytała. Nic straconego jednak, bo lubi czytywać Woodego Allena a przecież jest on dla mnie niewątpliwym uczniem Kurta V. Prędzej czy później musi zajrzeć i wtedy polubi.

Choć do Mikiego Waltariego do dziś jej nie mogę namówić, zwłaszcza do mego ukochanego Egipcjanina Sinuhe…

Ciągle czekam i nie tracę nadziei.

Pozdrowienia i powodzenia


Panie Joteszu,

to smutne, że muszę Panu o tym powiedzieć, ale Kurt Vonnegut, Jr. zmarł półtora roku temu.

Zdarza się, jak zapewne sam by to skomentował.

Pozdrawiam nieco smutno, w związku z tym


A toś mnie Pan przyszpilił!

I to na smutno! Fakt, że książkę kupiłem w “taniej książce”, ale data wydania sprzed dwóch lat była dla mnie taką świeżością, że potraktowałem ją jak teraźniejszość. Wygląda, że przegapiłem śmierć Kurta V albo, co gorsza, zapomniałem o niej…

Ale i tak osiągnął wielce godziwy wiek. No i pozostały książki!
:)


Panie Joteszu,

książki zostały.

I pamięć.

Pozdrawiam


Drodzy Wszyscy,

baaardzo dziękuję za podane przepisy choć muszę się przyznać, że grzyby znalazły się w marynacie i tam doczekają do tzw. konsumpcji.

Ale udostępnione przepisy na tak wyborne dania znajdą niechybnie swoje praktyczne zastosowanie bo zbliża się nowy weekend i szykuje się nowa klęska urodzaju.

pozdrawiam dziękując raz jeszcze


Panie Yayco, chwilkę nie zaglądałam na txt

a tu dzisiaj czytam takie, no nie powiem co, ale niezależnie od tego co Pan sobie postanowi, fajnie jest poczytać co Pan i ten jak mu tam N napiszą.To tyle , na razie, pozdrawiam i czytam, nawet jak nie komentuję


Gretchen

Skoro nie tylko mnie pobudza do refleksji, to jeszcze lepsza była to debata niż myślałem.

Jeszcze jedną taką wspominam z TXT, choć na innym emocjonalnie poziomie — debatę historyczno – etyczną o Wielopolskim.

I o to właśnie chodzi…

Pozdrawiam równie ciepło.


Panie Yayco

Miał Pan rację.
Nie warto wywoływać.


Pani Arundati,

miło,że Pani wróciła. Mam nadzieję, że absencja spowodowana była urlopem i mam nadzieję, że był on udany.

Na niejakiego N nie ma już co liczyć. Blog został zlikwidowany, jak słyszałem (teksty są u mnie w archiwum).

A co do mojego pisania, to jest to trudna decyzja,

Wczoraj na przykład z pewnym zdziwieniem zorientowałem się z lektury, że osoba, która podpisuje się jako Igła jest prezydentem Rzeczypospolitej i publikuje tu swoje wystąpienia.

Jestem przyzwyczajony do mimikry, ale żeby aż tak?

Jak rozumiem TXT wreszcie ujawniło swoją zamierzoną funkcje: będzie organem Pałacu Namiestnikowskiego.

Dla mnie to jednak nie wygląda najlepiej, bo nie wiem, czy ktoś o moich poglądach powinien pisywać w urzędowym organie.

Na razie pisuję sobie tutaj różne głupotki i czasem zaglądam na wybrane subiektywnie blogi.

Myślę,że nikomu to nie szkodzi.

Pozdrawiam bardzo serdecznie


No widzi Pan,

Panie Odysie.

Czasem ciekawość świata do niczego przyjemnego nie prowadzi.

Ale zawsze jest w tym ten pożytek, że się Pan przekonał i już wie.

Pozdrowienia serdeczne


Odysie, tylko dwie?:)

odys

Skoro nie tylko mnie pobudza do refleksji, to jeszcze lepsza była to debata niż myślałem.

Jeszcze jedną taką wspominam z TXT, choć na innym emocjonalnie poziomie — debatę historyczno – etyczną o Wielopolskim.

I o to właśnie chodzi…

Pozdrawiam równie ciepło.

Hm, ja wspominam takich debat rozwijających, ciekawych i mądrych różnych na TXT kilkanaście albo i kilkadziesiąt.
I to na różnych blogach.
Nawet u Artura Nicponia.
I z bardzo różnych osób udziałem, wielu z nich nie już tu nie ma, ale to co napisali jest, i dobrze.
W chwi jak na TXT się nic lub niewiele dziej warto zajrzeć czasem do tekstów o komentarzy starych, przyjemne z pożytecznym:)
Choć akurat ja to już za dużo tu zaglądam.


Panie Grzesiu,

proszę się nie krępować, tylko zaglądać. Mam szczwany plan, aby w ilości komentarzy pobić Pańskie Hyde Parki.

Nota bene, link mi Pan onegdaj obiecał, pozwolę sobie się nachalnie narzucić z przypomnieniem..

Pozdrawiam


Linki będą zaraz, bo dziś je gdzieś widziałem,

a do pobicia Hyde Parku pierwszego jeszcze brakuje gdzieś z 50 komentarzy chyba:), drugi to już pewnie niedługo zostanie pobity, a trzeci to ma na razie raptem ze 30 komentarzy, więc już dawno pobity nie tylko przez ten tekst.

pzdr


Panie Grzesiu,

a czy ja mówię, że już zamykam sklepik?

Pozdrowienia


Odysie

A widzisz, widzisz.

Nawet bym chciała, żeby jeszcze jakaś okazja do dyskusji się przydarzyła.

Pozdraaaaawiam :))


Na razie znalazłem ten

co obiecałem, czyli multum słownictwa w jednym miejscu, z gramatycznym opisem, opisem z jakimi innymi słowami występuje i do każdego słowa kilkadziesiąt przykładów z gaze/literatury itd, chyba że to bardzo mało popularne słowa są, to mniej oczywiście tych przykładów.
Rzecz przydatna na pewno, acz nie na początku nauki.

http://wortschatz.uni-leipzig.de/

A tu są różne ciekawe ćwiczenia plus linki do innych ćwiczeń z niemieckich stron, poziom też nie początkujący, ale warto przejrzeć nawet dla ciekawości,, czego się w niemieckiej szkole uczą dzieciaki.

http://www.zum.de/Faecher/D/BW/gym/hotpots/


Panie Yayco

Istotnie o świcie się Panu na marudzenie zebrało.

A lukier to lubię. Na pączkach na przykład.

Ale pączki to wie Pan okropnie są kaloryczne, to tylko przy czwartku tłustym sobie pozwalam.

Każdą taką okazję traktuję jako specjalną, choć zapewne w innym sensie od tego, który Pan zapewne miał na myśli.

Szczęśliwie już jest wieczór i święty spokój.

Pozdrawiam więc spokojnie


No tom się uśmiał :D

Już widzę ten obraz in my mind eyes:
Lech w tajemnicy przed bratem (już ten by mu natarł uszu za buszowanie po bezecnych stronach), z piwem w ręku pisze komentarz po komentarzu, zakłada TXT i podpisuje się jako Kozak wolny... :D
Tylko kim jest Sergiusz?!

Dobrze, że Igłę spotkałem osobiście (choć któż tego może być pewien, może On to nie On był) na zeszłorocznych urodzinach Salonu…

Ale wie Pan, można na to spojrzeć z innej strony. Prezydent wykupił czas antenowy w TVP i na TXT — a to już dla nas niezły awans, czyż nie?
W ogóle. Pisać ramię w ramię z najwyższą władzą, to nie byleco.


Panie Grzesiu,

dziecko prosi ,żebym podziękował, więc dziękuję i od siebie i od niej.

Jako utalentowana do języków szybko znajdzie dla nich zastosowanie, jak sadzę.

Pozdrawiam z wdzięcznością


No jak to kim jest Sergiusz,

sergiusz To Ludwik Dorn:)
Wszystko się więc układa w jedną całość.
A Jarecki to musiał być Jarosław Kaczyński:)

pzdr


Panie Odysie,

pomaleńku.

Nie na wszystkie pytania naraz są odpowiedzi. Czasem trzeba się troszkę lękać odpowiedzi…

Ten się długo czaił i ukrywał, ale widać już nie mógł. Może to ma związek z tym, że jak słyszałem Dziennik ma iść pod nóż?

To, że Pan go widział, to moim zdaniem jest niepewne. Ja widziałem kogoś, kto się za takowego podawał. Ww telewizorze kiedyś. Tam była też kobieta, co udawała mężczyznę zagranicznego i młodziak przed wojskiem, co za starszego oficera robił.

Pewnie też Pan widział.

A kiedyś też ogłądalem zdjęcia z jakieś imprezy salonowej i tam tenże obywatel miał przyczepioną kartkę z innym całkiem nickiem. Taka ciekawostka.

Więc ja myśłę, że to jest jednak prezydent, tylko ukryty, żeby samodzielną realizować politykę, odrębną od tego tam prezesa.

Co mam mu za dobre.

Ale powiem Panu że z tą “najwyższą władzą” to Pan już przesadza. Jak można tak bezprzykładnie kpić sobie?

Nieładnie tak.

Nie mniej, pozdrawiam serdecznie


Panie Yayco

jest jeszcze problem z Ciapkiem,

znaczy Ciapek ok, nawet czasem coś gada, ale ani kotem ani kuniem ani złotą rybką nie jest

i mam zgryz z tą wiadomością...

pozdrawiam

[edit]

Ciapka przepraszam za przekręcenie…

prezes,traktor,redaktor


Pan, Panie Grzesiu,

może być bardzo bliski prawdy.

Choć z tym Dornem, to nie wiem.

Dorn jest socjologiem i zna się na Maxie Weberze.

Więc to nie o jest

Pozdrawiam


Ponoć

Ciapek to Saba, tylko incognito.

A ostatnio go widziano pod Krakowem…

(Dobrze, że nie pod Toruniem.)

Dobranoc państwu.


MNie ten Ciapek, Panie Maksie,

wygląda na figurę retoryczną skrzyżowaną z szefem BBN
Ale mogę się mylić.

Przeszła mi też inna myśl przez głowę, a to dla racjonalnych i sensownych wypowiedzi tegoż Ciapka. Ale on jednak jest samczyk. Więc to co mi przeszło – odpada.

Pozdrawiam, zastanawiając się


Panie Odysie,

niech Pan nie idzie tą drogą, bo Pan klin między braci wbijasz, a to się nie godzi.

Dobranoc Panu, jak najbardziej


Pani Gretchen,

przepraszam, ale zająlem się Sensacyjną Obecnością Wiadomej Osoby, na TXT i zapomniałem odpowiedzieć. Nie każdy ma tak podzielną uwagę,żeby dał radę.

Lukier jest na pączkach bardzo OK. Dalece go przedkładam nad cukier puder, choć moje Dziecko odwrotnie.

Mnie kaloryczność nie przeszkadza, zwłaszcza zimą, a to dla ogólnie wzrastającego zużycia energii przez człowieka.

Zupełnie nic nie miałem na myśli. Dzisiaj kontaktowałem się intelektualnie z ludźmi, który zgodnie z zasadą naczyń połączonych do zera sprowadzili mój – i tak niski – poziom intelektualny. Więc z czym mi się miał ten tłusty czwartek skojarzyć, proszę Pani?

Pozdrawiam, wysilając ostastnią szarą komórkę


Podobno piwo otwiera

lewą powieką,

ale to zgrany numer, dziwne jakby nie potrafił

brakuje mi tylko ex libris Wasz Prezydent
prezes,traktor,redaktor


Jak byłem młodszy, Panie Maxie,

to browary otwierałem zębami.

Teraz już nie, choć nadal mam komplet własnych zębów,.

Więc mnie zasadniczo nie zaimponowałoby…

I nie tam żaden libris (co Pan tak z tym ex wyskoczył, wciąż jeszcze jest nadzieja na reelekcję, przecież), tylko taki mały tajny zygzaczek na szóstej stronie w lewym górnym narożniku. No.

Pozdrawiam


Chciałem być poprawny

...politycznie ale widzę że się nie dało,

boje się już pisać incognito

a bo to wiadomo, podejżliwe to ludzie są teraz i trzeba się pilnować

pozdrawiam odpływająco

prezes,traktor,redaktor


Pan się nie bój,

Panie Maxie.

I tak wszyscy wiedza, że Pan jesteś ukryty Waldemar Pawlak, znany strażak i grzybiarz.

To akurat nie było trudne, proszę Pana

Pozdrowienia nasenne


Ręce precz od Ciapka!

No.


Co się Pani za nim ujmuje, za tym Ciapkiem znaczy?

To może być proszę Pani nawet chomik (i oby Pani tego nie przeczytała po rosyjsku), albo z przeproszeniem tchórzofretka.

No.


re: Surowce wtórne i odpady toksyczne

i Pan Prezydent tu na TXT bywa no, no


To zajrzę tu kiedy będę odpowiednio ubrana

arundati.roy


Pani Arundati,

taż wystarczy zadbać, żeby kamerka w komputerze włączona nie była.

I można wpadać, strojem się nie krępując.

U mnie w każdym razie zawsze jest Pani mile widziana.

I jeszcze dodam, wracając do dawnego rytu, że może by Pani bloga założyła i wakacje swoje opisała, bo przecieki wskazują, że mogłaby to być pouczająca historia, choć niekoniecznie dla młodzieży (ze względu na spożycie).

Pozdrowienia


Pani Arundati,

taż wystarczy zadbać, żeby kamerka w komputerze włączona nie była.

I można wpadać, strojem się nie krępując.

U mnie w każdym razie zawsze jest Pani mile widziana.

I jeszcze dodam, wracając do dawnego rytu, że może by Pani bloga założyła i wakacje swoje opisała, bo przecieki wskazują, że mogłaby to być pouczająca historia, choć niekoniecznie dla młodzieży (ze względu na spożycie).

Pozdrowienia


A to teraz dopiero

przeczytałem.
A właściwie to trochę wcześniej.
Teraz dopiero napisałem, bo me dzieci mokrymi ręcznikami cuciły.
A Ciapek wył & skowyczał z uciechy na całą wieś, tak, że go słyszeli nawet w przysiółku o nazwie Warszawa.
:)


Igła

Teraz dopiero napisałem, bo me dzieci mokrymi ręcznikami cuciły.

z radości nie wytrzymałeś?

:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Iglo,

widzi Pan jak to jest: taki Max to nadal się nie chce przyznać, tylko zawija w te sreberka…

Pozdrowienia


Subskrybuj zawartość