Szósty. Herr Bockhacker nie może zasnąć

Herr Bockhacker nie mógł zmrużyć oka.
Najpierw długo myślał o tym jak piękny jest Berlin jesienią. [ TRZASK ] W ogóle podobało mu się w Berlinie, zwłaszcza teraz, kiedy stal się on samodzielnym okręgiem i nie był już tylko częścią Brandenburgii. A fräulein Gerta była tak miła, że wyjechała do Paryża. Miał nadzieję, że na dłużej. Odpoczynek to bardzo dobra rzecz dla mężczyzny… [ TRZASK ]

No i na razie nie trzeba iść do wojska. Co prawda inżynier, to inżynier, ale budowanie mostów pontonowych mu się nie uśmiechało. [ TRZASK ] Na szczęście alians trzech Cesarzy zapowiadał długie lata pokoju.
[ TRZASK! ] - Verflucht! Kto tak trzaska? Herr Bockhacker podszedł do okna.

W domu naprzeciwko działo się coś dziwnego. Albo, co najmniej, zabawnego.
Na oczach zdumionego Herr Bockhackera, z domu wypadł berlińczyk (znać to było po wąsach ostatniej mody stołecznej), słusznej budowy ciała , aczkolwiek niekompletnie ubrany, bo bez kapelusza. Głośno trzasnęły drzwi, których nie zamknął delikatnie. O nie! Jegomość wymachiwał rękami i mamrotał chyba coś pod nosem, ale przez szybę nie było słychać. Po chwili zniknął za rogiem

Herr Bockhacker chciał już iść spać, uspokojony, kiedy nagle wąsaty jegomość znów pojawił się w polu widzenia. Wpadł do domu z powrotem, trzaskając drzwiami. Z domu zaczęły dochodzić jego donośnie krzyki. Herr Bockhacker z zainteresowaniem otworzył okno i nasłuchiwał. Wszystko wskazywało na to, że w domu odbywa się jakieś zebranie towarzyskie. Po krótkim czasie drzwi się cicho otworzyły i ktoś (chyba oficer, ale nie było dobrze widać) cicho opuścił dom, starannie i delikatnie zamykając za sobą drzwi.

Herr Bockhacker już miał zamknąć okno, kiedy z domu wypadł wąsaty berlińczyk, nie tylko bez kapelusza, ale w zadecydowanie nieporządnie narzuconym surducie. Głośno trzasnęły drzwi. Tym razem nie krępował się wcale i wszyscy mogli usłyszeć, że jego noga więcej w opuszczanym domu nie powstanie i żeby go nie prosić. Gestykulując pobiegł w kierunku nowego dworca. Tego na Alexanderplatz.

Coś mówiło Herr Bockhackerowi, że to się tak nie skończy. Przysunął sobie fotel do okna i usiadł wygodnie. Jak już nie śpi, to się może trochę zabawi, pomyślał.

Przeczucie go nie myliło. Wąsacz wracał jeszcze wielokrotnie. Z domu wymykali się kolejni goście, a on wracał, wychodził, wracał, pokrzykiwał, wychodził. I trzaskał drzwiami. Nawet w nocy było widać, że futryna zaczyna pękać.
A on krążył. Wybiegał, aby powrócić. Powracał, aby pokrzyczeć i wybiec. Jego garderoba była w coraz gorszym stanie. A oczy pałały blaskiem. [ TRZASK ] [ TRZASK ] [ TRZASK ]

O spaniu nie było mowy. Herr Bockhacker postanowił udać się gdzieś. Najlepiej na wieś. Choćby na krótko, byle natychmiast. Zastanawiał się, czy woli do starszego brata, który ciągle się z niego śmieje, czy do pobożnej siostry, wydanej za pastora. Potem pomyślał o świeżo oddanym do użytku dworcu. Dworzec mu się podobał. Jako inżynier zazdrościł jego twórcom pomysłów i finansów, jakie mieli na ich realizacje. Pomyślał też, że ten osobnik, być może dobiega do dwora i tam też trzaska drzwiami. [ TRZASK ] [ TRZASK ] [ TRZASK ]
Ta myśl mu się nie spodobała. Przyniósł sobie piwa i wziął do ręki szkicownik.

Następnego dnia zmęczony i nieco otumaniony piwem Herr Bockhacker wyjechał do brata na wieś. Przedtem jednak udał się do stosownego urzędu.

W grudniu, z niekłamaną przyjemnością, oglądał patent DE18349. Pierwszy na świecie patent na drzwi obrotowe.

Brat trochę się z tego śmiał. Mówił, że w takich drzwiach trudno zgadnąć, czy ktoś wchodzi czy wychodzi. Podśmiewał się, że jeśli ktoś coś takiego zbuduje, to ludzie sami będą zapominać, czy wchodzą czy wychodzą.

Herr Bockhacker miał to w nosie. Postanowił się ożenić.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

O ludzie!

Panie, ja tu się uwijam z tymi multi-x, a Pan mnie tak znienacka, zza węgła i to z sześciostrzałowego! Co to będzie, co to będzie.. lecę te multi-x kończyć!

Serwer TXT


Panie Yayco

Czy to ma jakiś związek, pańska twórczość, z wysypem grzybów albo z pływami oceanów?
Tak się tylko pytam?

A może się panu jakieś cząstki zderzyły w kompie?


Sorry, wodzu

ale ja ciągle walczę ze sprzętem i zacząłem się bać, że po raz kolejny z backupu tego nie odzyskam.

Ale to nieciekawy materiał jest.

Szacuneczek ogólny i szczegółowy


Panie Igło,

Pan sobie przeczyta, Pan sobie pomyśli.

Kto wie, kiedy ja znowu coś napiszę...

Pozdrowienia


Oooo, kolejny twórca literatury nieistniejącej!

Jakże milo poczytać tak niezobowiązujący tekst. Uprasza się o kontynuację.

Pozdrawiam serdecznie


niezobowiązujący?

Panie Lorenzo, to aż strach czytać !
:-)


A czemuż to, Panie Sergiuszu?

Pan po prostu nie spędził w tamtym obszarze językowym dwudziestu kilku lat. I nie wiem, czy Pan czytał Kubina, ale Kafkę na pewno.

Pozdrawiam wesoło, acz z pewna ociężałością


Panie Lorenzo,

to że ja nie istnieję, nie znaczy, że to co tworzę nie istnieje.

Pozdrawiam starannie i z uśmiechem


Panie Sergiuszu,

Pan też się boi obrotowych drzwi?

Bo ja przyznam, że tych napędzanych elektrycznie lękam się wręcz pierwotnie. Ale zawsze (albo prawie zawsze) są obok takie na klamkę...

Pozdrowienia z niebytu zamanifestowanego


I jeszcze Panie Lorenzo,

ja nie znam tamtejszego języka, ale Thür ohne Luftzug napełniło mnie czcią nabożną (cokolwiek to znaczy).

Serdeczności


Panie Lorenzo,

strach nie z powodu obszaru językowego, z którym zresztą także oswojony zostałem w dzieciństwie, ale dla tego, com sobie wyczytał z tego pamfletu lub paszkwila.

Pozdrawiam


Szanowny Panie Yayco

Kiedyś, jeszcze na Salonie24 ukułem nazwę “literatury nieistniejącej” dla utworów, które zostały opublikowane tylko w sieci. A to dlatego, że wiele z nich zasługuje na dużą uwagę. Niestety, krytycy – nie wiedzieć czemu – uznają jedynie utwory, które zostały wydane drukiem, co uważam za spore nieporozumienie. Szczególnie w czasach aktualnych.

Pozdrawiam z zainteresowaniem


Panie Yayco,

drzwi obrotowych się nie lękam, natomiast starannie unikam, z tego samego powodu, dla którego równie starannie unikam ich namiętnych użytkowników :-)

Pozdrawiam


Całkowicie Pana rozumiem, Panie Yayco.

Sam odczuwam coś podobnego na widok słowa Thür . Coś pośredniego w wydźwięku między turem a czołgiem. I to subtelne dopełnienie: ohne Luftzug Rewelacja! Szkoda, że określenie to nie znalazło się bezpośrednio w tekście (ale to tylko moje zdanie).

Klasyczne Marmeladeholzkiste brzmi przy nim jak zgrzyt widelca zderzanego ze szkłem.

Ukłony


Straszne, Panie Srgiuszu,

miał Pan to dzieciństwo. Mam nadzieję, że pozostały z niego już tylko rzadkie omamy senne typu Erlkoenig :-)

A Pan Yayco opisał tylko nieznośną lekkość bytu niemieckiego

Ukłony


Serg...

Weź no się za robote!!
Co?
Bo zostanie tylko paszkwil bez panfleta.
Noo..


Panie Loreznzo,

sens pisania jest w pisaniu.
Czytanie to tylko ewentualność.

Proszę wybaczyć, że pisze takie bombastyczne teksty, ale nie wiem jak wybrnąć z zażenowania, w które wpędzają mnie słowa Pana

Pozdrawiam


Trochę Pan kokietuje, Panie Yayco.

Pisze się po to (między innymi), by kiedyś ktoś to przeczytał. No i po to, by bezpiecznie (czyli nie jako koszmar) zapamiętać.

Jest w tych tekstach pewna melodia, tylko nie wiem jeszcze jaka. I tego Panu zazdroszczę. Że Pan wie.

Dobrego samopoczucia


Panie Lorenzo,

cóż, nikt sobie przodków i ich losów nie wybiera. Choć są tacy, którzy twierdzą odwrotnie.

Pozdrawiam


Panie Sergiuszu,

ja się boję schodów ruchomych.

Kiedyś w warszawskim Cedecie (zwanym popularnie Sedesem) wciągło mi pół podeszwy od buta. Dobrze, że nogę jeszcze mam.

Pozdrowienia


Panie Lorenzo,

trochę chyba tak.

Ale nie ciągnie mnie ku miejscom, gdzie czytelników jest wielu. Wolę umiejących czytać.

Pozdrawiam, kombinując, co też Pan Szanowny miał na myśli, w kwestii tej melodii...


Mam dla Pana, Panie Yayco,

wiadomość, która Pana powinna zafrasować. Ja już nie będe tych (i podobnych tekstów) komentował. Nie wypada. Może kiedyś. Ja je będe czytał:-)

Miłego popołdunai jeszcze raz


Panie Yayco,

co do schodów ruchomych, to ja się ich nie nauczyłem bać, może przez to, że te które pamiętam z najczęstszego używania, a było to na dworcu PKP w Gdańsku (z tunelu w kierunku dworca PKS), zwyczajnie od wieków nie działały, i przez swoją nieruchomość, zdawały się zupełnie niegroźne.

Powiem Panu, że bywają jednak architekci konsekwentnie upiorni. Na ten przykład w Gdyni znajduje się dom towarowy (no, raczej “domek”) Batorym zwany (na cześć statku to imię noszącego), i tam nie tylko są drzwi obrotowe. Bo nawet jeśli je ominąć i wejść z drugiej strony przez takie z klamką, to i tak na górne piętra można trafić albo schodami ruchomymi, albo windą ze szkła. Okropność. Dobrze, że on nie ma 10 pięter, choć swego czasu na 2 piętrze była tam autentyczna piwnica – winiarnia, prowadzona przez fascynata. Zostały po niej jednak wspomnienia i puste butelki u mnie. Wiele butelek.

Zawsze miałem podejrzenie, że niezwykła rotacja tamtejszych sklepików ma wiele wspólnego z tymi drzwiami. Rotacyjnymi. Diabelski wynalazek, mimo wszystko.

Pozdrawiam


Panie Lorenzo,

nie rób mnie Pan tego!

Przecież zawsze można sobie pogadać o Wawelu i Wilanowie, nie?

No!

I tego sę proszę trzymać, jednakże.

Serdeczności narastające


Bo to, Panie Sergiuszu,

może być taka diabelska analogia, jak w przygodzie, która przeżył pewien mój przyjaciel-muzyk. Oto po wzięciu wypłaty udał się był w kierunku domu (co uprzednio solennie obiecał małżonce).

Omijał wszystkie knajpy, przechodząc na drugą stronę ulicy. Ale jednej – tej co się mieściła na parterze domu sąsiedniego – nie mógł ominąć.

Jak się tlumaczył później (za dni dwa), starał się jak mógł i opierał, ale ten drań-kelner włączył akurat wentylator. I go wessało.

Miłego, ciepłego popołudnia życzę.


Pierwsze mi znane schody

to ruchomo-niedziałające w Katowicach na dworcu.

Dalej odpoczywają , z tego co kojarzę,

a drugie to juz wypas, w PDT-cie wrocławskim,

pewnie zdarzyło się komus sprawdzić:)

prezes,traktor,redaktor


Panie Sergiuszu,

straszne Pan opowiada historie.

Niejaki N wspominał kilka dni temu, u Pana Lorenzo o górze rozpierdzielonej w mieście austriackim Grazu się znajdującej.

Otóż na tą górę można wejść na piechotę, wiecheć kolejką (jak na Gubałówkę), albo windą. Myślą podobno o schodach ruchomych.

Nadto ze względu na militarną historię, we wnętrzu jest kolejka taka trochę jak w kopalni, która dawniej pociski woziła. A teraz dzieci jeżdżą za umiarkowaną opłatą i są straszone rożnymi scenkami z bajek germańskich. Groza, proszę Pana!

Ale drzwi obrotowych tam nie mają, więc ich lubię, mimo tego wszystkiego.

Pozdrawiam


Panie Lorenzo

ja nawet też, proszę sobie wyobrazić, szukałem iunctim między wentylatorem a tymi drzwiami. Ale zarzuciłem ten pomysł.

Może i lepiej, bo jakby mi kogoś wessało, to by było dopiero!

Pozdrowienia


Pan się tak nie ciesz, Panie Yayco,

jeszcze nie wiadomo, co Pana czeka:-))

Ukłony


Panie Maxie,

w strasznym mieście Moskwa są takie schody (niedaleko wieży w Ostankino), co jak się na górze stoi to trudno koniec zobaczyć.

I raz się zepsuły (znaczy może nie raz, ale raz tego doświadczyłem). Dobrze, że młody byłem i na dół jak raz się udawałem

Pozdrawiam


Panie Lorenzo,

a czy ja się cieszę?

To że się złośliwie nabijam, o nie znaczy, że zadowolony jestem.

Pozostaję we wdzięczności


Panie Yayco

Jednak zadowolonyś!!
;)
A jakie to płynie pobiednią porą?


Panie Igło,

no wcale Pan nie zgadł.

Małżonka dziś później wraca, więc mięso dopiero się maceruje.

A wino będzie z Wygwizdowa. Wkrótce o tym Wygwizdowie napiszę. Z obrazkami.

A czy zadowolonym?

Powiem tak: dobrze czasem wrócić, wie Pan?

Pozdrowienia


tak dla porządku

właśnie przyczytałem tekst, co nie przeszkodziło wcześniej głupawo się

wypowiadać:))

prezes,traktor,redaktor


Brawo Panie Maxie,

gdybyż wszyscy byli tak skrupulatni jak Pan!

Pozdrowienia


Najgorsi są ci

co czytaja i sie wymadrzają w domu co to niby za mądrości wynaleźli

ani chybi patrz cz. I

:)

prezes,traktor,redaktor


Święta prawda,

Panie Maxie.

Wymądrzaczom mówimy stanowcze NIE!


Panie Yayco

Zerkam na pańską mapkę czytelniczą.
Co i raz.

Niestety ze smutkiem zauważyłem białą plamę aktywności.

Pas subsacharyjski, Bliski Wschód i Azja Środkowa.
Czyli wszędzie tam, gdzie stacjonują polskie kontyngenty wojskowe.

Sądzę, że najwyższy czas zrobić zajazd na MON i nakazać WP czytać TXT-Yayco zamiast słuchania transmisji z RM.


Panie Igło,

jak się ostatnio dowiedziałem, nastąpiły poważne zmiany mundurowe w ostatnim czasie. I idą następne.

Zamiast niebieskich galotów, są już normalne slipki. Zamiast gaci na troczki, kalesony z cienkiego _polaru _Zamiast dresów też są polary i to na dodatek z wszytą membraną z Goretexu. Buty, przepraszam, trzewiki są w wersji zimowej i letniej. I te wersje się różnią, proszę Pana.

A mundury tropikalne, to w ogóle bajka jest, proszę Pana.

To są rzeczy co najmniej równie ważne jak patrioty.

Pozwólmy się chłopakom nacieszyć.

Po co ich męczyć moim zrzędzeniem?

Pozdrawiam

PS Mydła półtoaletowego Jeleń też już nie ma, uwierzy Pan?


Widzę, że

trzeba panu przemówić panu do poczucia odpowiedzialności ( za rodzinę & Ojczyznę ) oraz wzbudzić w panu chciwość.

Przecież, jak by pan wszedł z MON-em w układ to wszystkie wymienione sorty byłyby pańskie, oprócz mydła Jeleń.

Wyobrażasz pan sobie, jak tak przyobleczony wychodzisz pan w sobotę, wieczorową porą na balkon.
A somsiady się wybałuszają?

Eeech.


Panie Igło,

teraz są takie przepisy mundurowe, że już wkrótce wszystko to będzie na allegro legalnie.

Wiem co mówię..

Ale zielonym źle wyglądam, cóś jakbym już nie żył.

A na moje utrapienie, uznano, że nowych czołgach jest już tak czysto, że zniesiono czarne sorty wojskowe. Porażka moim zdaniem. Choć z drugiej strony – stopa życiowa.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość