Kresem jest zniszczenie. Przemoc nie zastąpi dialogu.

Wojna w Gazie dobiegła końca. Kosztowała życie grubo ponad tysiąc osób, najpewniej w większości cywilów. Nie ma mowy o chirurgicznych i precyzyjnych uderzeniach, ale od początku jasne było, że nie ma szans na ataki spełniające powyższe kryteria. Niemalże w przeddzień wyborów parlamentarnych Izrael zafundował sobie największą militarną operację od ataku na Liban z lata 2006 roku.

Ciekawe podsumowanie inwazji na Gazę, w postaci pytań i odpowiedzi, znajdziemy w Ynetnews. Czy Izrael wyciągnął wnioski z poprzedniego starcia (z Hezbollahem)? Nie wiadomo. Na teraz można stwierdzić, że łatwiej jest zwyciężyć, gdy nie ma przeciwnika. Czy Palestyńczycy wyciągnęli wnioski? Nie. Śmierć i destrukcja nie edukują narodów. Ponad tysiąc zabitych Izraelczyków podczas drugiej intifady nie przekształciło nas w miłośników pokoju – czytamy w Ynetnews. Nie staliśmy się także bardziej umiarkowani.

W dzisiejszej Gazecie Wyborczej opublikowano przejmujący i mądry tekst Davida Grossmana, izraelskiego pisarza, którego fragmenty pozwolę sobie in extenso zacytować:

“(...) ostatnia wojna w Gazie jest tylko kolejnym etapem drogi pośród ognia, przemocy i nienawiści. Idąc nią, raz wygrywamy, raz przegrywamy, ale jej ostatecznym kresem jest zniszczenie.

Cieszymy się w Izraelu, że tą kampanią odrobiliśmy porażkę w drugiej wojnie libańskiej. A powinniśmy słuchać tych, którzy mówią, że sukces Sił Obronnych Izraela nie jest niezbitym dowodem rozpętania operacji na taką skalę. I z pewnością nie usprawiedliwia metod osiągania celów przez naszą armię. Sukces dowodzi tylko tego, że Izrael jest silniejszy od Hamasu i że w pewnych sytuacjach potrafi zdobyć się na twarde okrucieństwo.”

Trzeba bowiem powiedzieć wprost, że inwazja na Gazę nie zakończyła się sukcesem. Oczywiście sukcesu nie odniósł także Hamas. Wręcz przeciwnie – Izrael zadał mu ciężkie straty, zabił wielu wysoko postawionych członków tej organizacji, odciął chwilowo drogi zaopatrzenia w broń i amunicję, wymusił wstrzymanie ostrzału rakietowego terytorium Izraela. Jednak Izraelowi z pewnością chodziło o coś innego, co mówili zresztą wprost zarządzający wojną członkowie rządu i generalicji – eliminacja Hamasu, pozbawienie go władzy.

Tego nie udało się osiągnąć i w ogóle wydaje się wątpliwe, aby był to cel możliwy do zrealizowania bez ponownej okupacji Strefy Gazy przez izraelskie wojsko. Bez wątpienia jednak tylko wyrugowanie Hamasu z Gazy i zainstalowanie “przyjaznego” Izraelowi rządu (zapewne prezydenta Abbasa) było prawdziwym celem operacji. Odpowiedź na samo wystrzeliwanie rakiet mogły stanowić naloty czy wypady małych oddziałów, które działałyby punktowo, eliminując “lotne ekipy” wystrzeliwujące Kassamy na terytorium Izraela.

Brutalna prawda jest taka, że interwencja Izraela w Gazie przyniesie co najwyżej podobny skutek jak inwazja na Liban. Wojna z Hezbollahem ugruntowała pozycję tego ugrupowania na libańskiej scenie politycznej i doprowadziła do osłabienia prozachodniego rządu Fouda Siniory. O ile Hezbollah praktycznie zaprzestał ostrzału rakietowego Izraela, wojna z 2006 roku okazała się dla tego ugrupowania wyjątkowo korzystna i Hassan Nasrallah może być Izraelowi wdzięczny.

Ten sam scenariusz szykuje się w Gazie. Hamas zapewne powstrzyma się od ostrzału rakietowego, ale zyska w oczach mieszkańców Strefy Gazy i, kiedy się odbuduje, będzie o wiele silniejszy niż przed grudniową inwazją. Rekrutów Hamasowi nie zabraknie, a irańskie i syryjskie pieniądze, najpewniej uzupełnione o miliardową pomoc międzynarodową, pozwolą pokazać się Hamasowi jako świetnemu gospodarzowi. Hamas nie zmięknie, tak jak jego retoryka. Izrael, poza uwolnieniem się od rakiet, nie odniesie żadnych korzyści. Oddajmy ponownie głos Davidowi Grossmanowi:

“Kiedy wszyscy ujrzą ogrom zniszczeń i ofiar; może społeczeństwo izraelskie odrzuci na chwilę skomplikowane mechanizmy wsparcia i umacniania wiary we własną nieomylność. Może wreszcie zrozumiemy fundamentalną prawdę – że nasze postępowanie w regionie było od dawna błędne, niemoralne i niemądre. Że raz po raz rozdmuchiwaliśmy spalający nas płomień”.

Grossman w żadnym razie nie usprawiedliwia postępowania Palestyńczyków. Wskazuje jednak na niepodważalny fakt – że to Izrael dysponuje narzędziami niezbędnymi do rozwiązania konfliktu. Grossman pisze:

“(...) wielokrotnie silniejszy [od Palestyńczyków – przyp. PW] Izrael dysponuje ogromnymi możliwościami ograniczenia przemocy po obu stronach. Dlatego też od niego w znacznej mierze zależy, czy uda się wyciszyć konflikt i wyrwać obie strony z kręgu przemocy. Ostatnia operacja militarna dowodzi, że nie rozumie tego chyba nikt w izraelskim kierownictwie – nikt nie docenia w pełni roli tego zasadniczego punktu całego sporu.”

Izrael posiada niezbędne zasoby i narzędzia, a także łatwo może zdobyć zagraniczne wsparcie, aby rozwiązać problem izraelsko-palestyński. Jednak brutalny pokaz siły i przemoc nie są rozwiązaniem. To nie samoloty, helikoptery i czołgi mogą zdziałać przysłowiowe cuda.

“W końcu przecież nadejdzie dzień, kiedy zechcemy uleczyć rany, któreśmy właśnie zadali. Lecz jak to sprawić, skoro nie rozumiemy, że wojsko nie może być głównym instrumentem potwierdzania naszej obecności wśród i obok narodów arabskich?

(...) Kiedyś rozwieją się dymy rozsnuwane przez polityków ogłaszających całkowite zwycięstwo. Kiedyś zrozumiemy, do czego naprawdę doprowadziła ta operacja i jak wielka jest przepaść między deklaracjami a tym, co faktycznie wiedzieć musimy, żeby wieść normalne życie w tym miejscu. Kiedyś wreszcie przyznamy, że cały naród dał się tak łatwo omamić, bo bardzo chciał uwierzyć, że operacja w Gazie uleczy libańską traumę.

A wtedy skierujemy oczy na tych, którzy raz po raz podsycali zauroczenie potęgą i pychę izraelskiego społeczeństwa. Tych, którzy przez lata kazali nam szydzić z wiary w pokój i nadzieję na jakąkolwiek zmianę stosunków z Arabami. Którzy tłumaczyli nam, że do Arabów przemawia tylko argument siły, więc tylko tym językiem możemy się z nimi komunikować.

Tak często rozmawialiśmy z nimi tym i tylko tym językiem, że zapomnieliśmy o istnieniu innych, którymi można się porozumiewać – nawet z nieprzyjaciółmi i nawet tak nieprzejednanymi jak Hamas. (...) Rozmawiać z Palestyńczykami. Oto główny wniosek, jaki powinniśmy wyciągnąć z tej ostatniej, krwawej rundy wojny. Rozmawiać nawet z tymi, którzy odmawiają nam prawa do istnienia w tym miejscu. Zamiast ingnorować Hamas, najlepiej wykorzystać obecną sytuację i z myślą o porozumieniu wejść w dialog z całym narodem palestyńskim. Rozmawiać, żeby zrozumieć, że rzeczywistość nie sprowadza się do hermetycznej historii, którą my i Palestyńczycy opowiadamy sobie od pokoleń, w której uwięźliśmy, a która składa się w niemałej części z urojeń, pragnień i koszmarów.

(...) Rozmawiać w ramach przemyślanej strategii, inicjować dialog, mówić do ściany, mówić i wtedy, gdy nie przynosi to owoców. Na dłuższą metę taki upór przysłuży się o wiele bardziej naszej przyszłości niż setki samolotów zrzucających bomby”.

Reasumując wywody Grossmana, Izrael musi spojrzeć prawdzie w oczy i przestać odrzucać rzeczywistość. Polityka izolacji Hamasu w Strefie Gazy (wraz z jej populacją) nie doprowadziła do niczego poza ostatnią eskalacją przemocy. Wzmacnianie prezydenta Abbasa w Zachodnim Brzegu to fikcja, a inwazja na Gazę tylko podkopała – i tak już słabą – pozycję tego umiarkowanego przywódcy. Zamiast powtarzać politykę USA wobec komunistycznej Kuby, gdzie embargo i izolacja także nie przyniosły żadnych efektów oprócz pauperyzacji ludności wyspy, należy zaangażować się w dialog także z Hamasem.

Brzmi to może szokująco, bo jakże – oburzą się niektórzy – rozmawiać z terrorystami? Dlaczego Bush zamiast zaprosić bin Ladena na kawę zaatakował Afganistan a potem Irak? Jest to jednak porównanie w niczym nieuprawnione i zwyczajnie absurdalne. Izrael nie może nie rozmawiać z przedstawicielami terytorium znajdującego się pod jego bokiem, zarządzającymi półtoramilionową społecznością. Nie można rozmawiać z jedną częścią Palestinian Authority i ignorować drugą. Takie rozmowy są niczym innym niż pozorowaniem gotowości do dialogu i zwodzeniem siebie, własnych obywateli i społeczności międzynarodowej.

Dopóki w Izraelu nie przejmie władzy lider, który ma wystarczającą determinację, aby doprowadzić do prawdziwego porozumienia, dopóty Izrael tkwić będzie w stanie zawieszenia. Przerwanie zaklętego kręgu przemocy i nienawiści zależy w 90 procentach od Izraela. USA mogą to tylko wesprzeć, a Palestyńczycy mają niewiele do powiedzenia. Nawet gdyby chcieli porozumienia, dopóki Izrael go nie zechce, także będą w stanie zawieszenia i permanentnego strachu przed izraelską bombą, która w każdej chwili może spaść na ich ulicę, dom, szkołę czy szpital.

Niestety, nic nie wskazuje na to, aby Izraelowi zachciało się chcieć...

Piotr Wołejko

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Tiaaa

A co autor własnego dołożył?
W tej wklejce.

Oprócz ostatniego, bezsensownego zdania?
I propagandowego 1go akapitu?

Wojna w Gazie dobiegła końca. – głupstwo, nie dobiegła. Nawet szkoda tłumaczyć bo i po co?
Kosztowała życie grubo ponad tysiąc osób, najpewniej w większości cywilów. – to ciekawe, proszę o dane oficjalne
Nie ma mowy o chirurgicznych i precyzyjnych uderzeniach – kłamstwo
ale od początku jasne było, że nie ma szans na ataki spełniające powyższe kryteria – kolejne kłamstwo i beznadziejna przepisana, politpoprawna propaganda.

Mnie się już nie chce nawet gadać z takimi studenckimi pierdołami.


@PW

Grossman napisał:

“Izrael dysponuje ogromnymi możliwościami ograniczenia przemocy po obu stronach. [...] Izrael posiada niezbędne zasoby i narzędzia, a także łatwo może zdobyć zagraniczne wsparcie, aby rozwiązać problem izraelsko-palestyński.”

No dobra – proszę mnie oświecić – co konkretnie pan Grossman ma na myśłi?

Jak to się mówi po warszawsku: “Ale o co kurna chodzi” ?

Z góry dziękuję z odpowiedź!
ZS


A ja wręcz przeciwnie. dziękuję za ten

wpis bo choć jedna jaskółka wiosny nie czyni to…
Jestem święcie przekonana, że nadejdą czasy gdy wojna będzie mrocznym wspomnieniem historii, narzędziem charakteryzującym niższe formy cywilizacji.

pozdrawiam z wdzięcznością.


Igła - odpowiedź

igla

A co autor własnego dołożył?
W tej wklejce.

Proszę nie rżnąć głupa. Cytaty są wyraźnie oddzielone od poglądów własnych autora.

igla

Oprócz ostatniego, bezsensownego zdania?
I propagandowego 1go akapitu?

Jak wyżej. Proszę najpierw czytać, potem komentować.

igla

Wojna w Gazie dobiegła końca. – głupstwo, nie dobiegła. Nawet szkoda tłumaczyć bo i po co?

Proszę wytłumaczyć, skoro wie Pan coś, czego nie wie światowa opinia publiczna. Niech Pan nie zachowuje się jak Jarosław Kaczyński, którego ulubionym powiedzeniem jest “wiem, ale nie powiem”.

igla

Kosztowała życie grubo ponad tysiąc osób, najpewniej w większości cywilów. – to ciekawe, proszę o dane oficjalne

Nie, to ja proszę o “prawdziwe” dane, skoro wie Pan lepiej. Widzę, że lubi Pan następującą praktykę: “okładam kogoś pałką i wzywam innych na pomoc krzycząc, że to mnie biją”.

igla

Nie ma mowy o chirurgicznych i precyzyjnych uderzeniach – kłamstwo

Bardzo rozbudowana odpowiedź. Teraz ja odpowiem: kłamie Pan zarzucając mi kłamstwo, tylko jaka jest wartość logiczna przerzucania się takimi stwierdzeniami? Śmiem twierdzić, że żadna. Dowody lub argumenty albo szkoda strzępić sobie język.

igla

ale od początku jasne było, że nie ma szans na ataki spełniające powyższe kryteria – kolejne kłamstwo i beznadziejna przepisana, politpoprawna propaganda.

I jak mam dyskutować z epitetami i “argumentami” ad personam? Do Pana poziomu nie będę się zniżał, bo pobije mnie Pan doświadczeniem.

igla

Mnie się już nie chce nawet gadać z takimi studenckimi pierdołami.

No to po co Pan komentuje, jak się nie chce Panu gadać? Niech Pan nie będzie taki Linda. Jak się nie podoba i nie chce się Panu gadać, to oszczędź Pan sobie czasu i nie czytaj. Po co zadawać sobie ból i cierpienie?


ZS

Grossman i ja mamy na myśli, że Izrael dysponuje wszystkim co niezbędne, aby doprowadzić do pokoju. Jest o wiele silniejszy i potężniejszy i tylko on może podjąć decyzję o porozumieniu i pokoju. Palestyńczycy, mówiąc po warszawsku “to dużo mogą”. Musi być wola polityczna w Izraelu, że przestajemy udawać, że problemu nie ma, a z Hamasem poradzimy sobie blokując Gazę, najwyżej co jakiś czas przeprowadzimy naloty albo wprowadzimy do Gazy czołgi.


Bianka

Dziękuję za miły komentarz :)

pozdrawiam!


@PW

Drogi Panie – tak jak myślałem – pisze Pan same frazesy…

To są drogi Panie bzdury na postnym maśle. Już gdzie indziej napisałem: klucze do pokoju na Bliskim Wschodzie są w Damaszku, Teheranie i być może w Moskwie, ale nie w Tel-Avivie i nie w Waszyngtonie. Kto tego nie widzi, ten gapa.


ZP

Klucze w Moskwie? Proszę Pana, to co Pan pisze jest śmiechu warte. Moskwa to dużo w kwestii izraelsko-palestyńskiej może. Przyjęto na Kremlu delegację Hamasu, ale wyciąga Pan z tego zbyt daleko idące wnioski.

Klucze nie leżą też w Damaszku, ani w Teheranie. Ten drugi jest za daleko, aby mieć realny wpływ na to, co się w Palestynie dzieje. Ten pierwszy jest za słaby i skupia się raczej na Libanie.

Klucze leżą jak najbardziej w Tel Awiwie i Waszyngtonie. Waszyngton musi wymusić na Tel Awiwie, aby ten zmienił taktykę. Pokój z Syrią wielokrotnie był na wyciągnięcie ręki. Jednak Izraelowi wydaje się, że nic nie musi i dobrze jest jak jest.

Bzdury i frazesy są więc raczej Pańską domeną i żyje Pan ułudą.


@PW

No cóż – prowadzimy rozmowę, więc poproszę o argumenty:

- jak Izrael ma zmienić taktykę?
Jak konkretnie?

Jak Pan wyjdzie z frazesów, to pogadamy.

Poza tym, naprawdę nie rozumiem, jak Pan może ignorować oczywiste fakty: że Hamas i Hezbollah są finansowani i uzbrajani przez Syrię i Iran i że na niespokojnej sytuacji na Bliskim Wschodzie najbardziej zależy eksporterom paliw, którzy ciągną krociowe zyski z wysokich cen paliw podyktowanych niespokojną sytuacją w tym strategicznie ważnym regionie. Pański argument, że Teheran jest za daleko jest wręcz kuriozalny. Jeśli Pan pretenduje do roli eksperta spraw międzynarodowych, to chyba tylko ekspertem PiS.

Pozdrawiam,
ZS


ZS

Moje poglądy polityczne dotyczące Polski nie są ważne, ale ekspertem PiS nie jestem, nie byłem i nie zamierzam być, nawet gdyby mi to proponowano.

Drogi Panie, zbyt emocjonalnie traktuje Pan sprawę i stąd ta egzaltacja – jak mniemam. Teheran jest za daleko, żeby mieć istotny wpływ na rozwiązanie problemu izraelsko-palestyńskiego. Nigdzie nie neguję faktu sponsorowania Hezbollahu przez Iran i Syrię i wspierania przez te państwa Hamasu (choć w dużo mniejszych rozmiarach z oczywistych względów de facto odcięcia Strefy Gazy od świata).

Producenci ropy liczą na niepokoje w regionie – tego nie neguję. Także Rosja bardzo liczy na niepokój w regionie, stąd uparte wspieranie Iranu. Pisałem zresztą niegdyś, że liczenie na Moskwę w kwestii “problemu irańskiego” to ułuda, gdyż Kremlowi zależy na czymś zupełnie odwrotnym niż Waszyngtonowi i Europie. Także tutaj nie ma między nami sporu.

Co ma zrobić Izrael? Bardzo proste, jasne i – co więcej – znane od lat: wycofanie się do granic sprzed wojny z 1967 roku, likwidacja osiedli na Zachodnim Brzegu, zapewne podział Jerozolimy, “prawo do powrotu” w postaci symbolicznych odszkodowań za de facto brak tego prawa – tutaj rozumiem obawy Izraela związane z demografią, a ze spraw bardziej bieżących na pewno odblokowanie Strefy Gazy. Jednak, co najważniejsze, wznowienie prawdziwego i konstruktywnego dialogu. Szczera rozmowa i wymiana argumentów, zamiast działań pozorowanych (i to po obu stronach, choć zaznaczam, że to Izrael – jako silniejszy, musi poczynić pierwszy krok).

Warto rozwiązać także problem syryjski. Była dobra propozycja wycofania się ze Wzgórz Golan i stworzenie tam rezerwatu przyrody (czy czegoś w tym stylu), a więc demilitaryzacja tego obszaru i oddanie go pod jurysdykcję Syrii.

Te kroki pozwoliłyby na nawiązanie normalnych stosunków z większością (może wszystkimi) krajami arabskimi i w znaczący sposób zmniejszyło napięcie w regionie.

Przypomnę Panu, że porozumienie z Palestyńczykami i Syrią było praktycznie gotowe w roku 2000 i 2001, ale ówczesny premier, a obecny minister obrony, Ehud Barak zerwał rozmowy i wszystko zostało po staremu. Potem mieliśmy festiwal negacji rzeczywistości i stawianie kolejnych zaporowych warunków i odmawianie poważnych rozmów. Wszystko przy bierności bądź aplauzie Waszyngtonu, który stał się wyłącznie adwokatem Izraela i zmonopolizował amerykańską politykę na tym wycinku, a także wywierał ogromny wpływ na całą politykę bliskowschodnią Stanów Zjednoczonych.

pozdrawiam serdecznie,


@PW

Napisał Pan:

Co ma zrobić Izrael? Bardzo proste, jasne i – co więcej – znane od lat: wycofanie się do granic sprzed wojny z 1967 roku, likwidacja osiedli na Zachodnim Brzegu, zapewne podział Jerozolimy, “prawo do powrotu” w postaci symbolicznych odszkodowań za de facto brak tego prawa – tutaj rozumiem obawy Izraela związane z demografią, a ze spraw bardziej bieżących na pewno odblokowanie Strefy Gazy.

Wolne żarty, Panie Piotrze – a może jeszcze Żydzi powinni od razu popełnić sepukku?

To są warunki nie do przyjęcia dla Izraela.

To, co Pan zaproponował, to jest po prostu śmieszne. Dleczego Żydzi mieliby tak ryzykować? Polityka “ziemia za pokój” nie sprawdziła się. Palestyńczycy nigdy nie przestrzegają żadnych umów. Jak się zawrze umowę z Fatahem, to po chwili wyłania się jakiś Hamas, który mówi, że to nie było porozumienie z nimi, tylko z Fatahem. Jak się zawrze umowę z Hamasem, to się wyłoni Sratah i powie dokładnie tak samo.

I co to w ogóle jest za kompromis? Izrael ma poświęcić strategiczne elementy swojego bezpieczeństwa za mgliste obietnice zaprzestania ataków, obietnice, z których Arabowie nigdy się wcześniej nie wywiązywali? Pan proponujesz państwu, które wygrało dwie wojny obronne całkowitą kapitulację wobec bandy obdartusów z saletrą. Żeby otoczone przez morze wrogów pozbyło się możliwych do obrony granic, rozczłonkowało swoje terytorium, żeby wpuściło tam miliony Arabów urodzonych już w którymś pokoleniu w Jordanii i Lubanie i żeby jeszcze za to wszystko zapłaciło?

Porozumienie z Syrią? Że co – “pokój” za Wzgórza Golan? Dlaczego Żydzi mieliby ufać Asadowi? Kto zagwarantuje, że nie powtórzy się sytuacja sprzed wojny sześciodniowej, kiedy Syria zaczęła manipulować przy źródłach wody? Kto zagwarantuje, że Syria jest w stanie kontrolować Hezbollah? Jestem pewny, że każdy pomysł oddania Wzgórz Golan Syrii padnie w referendum, które w warunkach izaraelskiego prawa będzie musiało się odbyć.

Powiem wprost – Pańskie pomysły na pokój na Bliskim Wschodzie sprowadzają się do takiej anegdoty, w której bandzior mówi do policjanta, że przestanie rzucać w niego kamieniami, jeśli tylko ten najpierw zdejmie kask ochronny. Żydzi musieliby zatracić instynkt samozachowawczy, żeby przyjąć podobne androny za dobrą monetę.

Pozdrawiam jeszcze serdeczniej.


ZS

Izrael gdyby zechciał, mógłby odbić Zachodni Brzeg czy Wzgórza Golan w mniej niż 72 godziny, więc proszę mi tu nie wypisywać jakichś bzdur dla przedszkolaków. Neguje Pan wszelkie realne rozwiązania i proponuje, aby zostało tak, jak jest. A tak nie może zostać, gdyż to nie ma żadnego sensu. Izrael może negować rzeczywistość i udawać, że problemu nie ma, a Ameryka może go w tym wspierać, ale to nie oznacza, że kraje te mają rację.

Dopóki będzie Pan prezentował nieugięte stanowisko prosto z AIPAC, nie mamy o czym dyskutować, gdyż ja proponuję konkretne kroki i zmiany, a Pan okopuje się na dotychczasowym stanowisku i proponuje czekać. Nie ma już na co czekać.


Panie Piotrze

Dzięki za dość obszerne wyjątki z Grossmana. Do wszystkiego, co wydaje mi się ważne z takich czy innych powodów, nie zdołam dotrzeć. Dlatego dziękuję za wskazania.

Dodam też, że niestety (tym razem) nie będę polemizować. Nie mam o czym, jako że zgadzam się z Pańskimi wnioskami.

Pozdrawiam serdecznie w oczekiwaniu na dalsze, dobre teksty.

p.s. Panu Igle powiem, że czepiać się z sensem, to trzeba mieć czego. Że o tzw. własnym pomyślunku nie wspomnę.
Dla ułatwienia podpowiedź: “wklejki” w tym tekście Pana Piotra, stanowią (wg statystyki w MS Word ) 2902 znaki, bez spacji. Część autorska wpisu Pana Piotra zajmuje zaś przestrzeń 4990 znaków (również bez spacji).
Poza tym, czepianie się wieku Autora i tego, że jest studentem, jest, jakby to oględnie powiedzieć, beznadziejne.


@PW

Proszę Pana,

Bzdury dla przedszkolaków, to Pan wypisuje. Zachodni Brzeg to nie jakieś bezludzie. Po wprowadzeniu tam uchodźców to będzie wyglądać tak, jak obecnie Gaza – ze wszystkimi konsekwencjami z punktu widzenia wojskowości.

A co do Golanu, to proszę mi powiedzieć – po co Syrii te kilka kilometrów kwadratowych bezwartościowego dla niej terenu? To oczywiste, że Syrii chodzi o przejęcie kontroli nad źródłami wody zaopatrującymi ok. 55% i stale rosnących potrzeb wodnych Izraela. Wystarczy przeczytać dowolne opracowanie z dziedziny obronności, żeby zrozumieć o co chodzi:

http://defense-update.com/newscast/1206/analysis/analysis-291206.htm

I myli się Pan, że nie ma innego rozwiązania. Rozwiązaniem jest wyrzeczenie się przez Palestyńczyków terroru i pokojowy rozwój infrastruktury Zachodniego Brzegu i Strefy Gazy, gdzie sytuacja nigdy nie byłaby tak nieznośna, gdyby wojsko izraelskie nie musiało stawiać murów, płotów, niszczyć tuneli, urządzać rajdów za arabskimi terrorystami itd. Rozwiązaniem byłaby asymilacja “wiecznych uchodźców” palestyńskich w krajach, które zafundowały im nieszczęsne życie w obozach zamiast godności.

Do takich rozwiązań sądzę Izrael chętnie dołożyłby się partycypując w kosztach. Dlaczego Pańskim zdaniem jest to rozwiązanie nie do przyjęcia? Dlaczego mamy traktować arabski terroryzm jak coś imperatywnego, jak burza czy wiatr i dopiero wokół tego układać wizje przyszłości? Moim zdaniem jest to typowo lewacka optyka, w której ofiara jest winna temu, że ktoś do niej strzelił. Bo miała zbyt wyzywającą sukienkę i zbyt jaskrawy makijaż. Gdyby się inaczej ubierała, to nic by się nie stało. A tak – sama jest sobie winna.

Panu się mylą porządki – Pan uważa, że skoro bandyta nie chce przestać strzelać do ludzi, to coś nie tak jest z ludźmi. Dla Pana wyidealizowany “święty spokój” jest wartością większą niż racja stanu. Pan jesteś jak Chamberlain w Monachium. To, co Pan proponuje, to się nanzywa “appeasment” i to jest mydlenie oczu a nie próba rzeczowego rozwiązania problemu. Pan woli udawać, że nie widzi, że ostatecznym celem ideologicznych liderów świata arabskiego nie jest poprawa losu Palestyńczyków, lecz demontaż Izraela. Palestyńczycy są tu jedynie narzędziem realizacji tego celu.

I zgadzam się – czas kończyć tę dyskusję, która sprowadza się do tego, że dzieli nas przepaść, jeśli chodzi o całą perspektywę oceny sytuacji.


ZS

Jak ja jestem Chamberlainem w Monachium, to Pan Hitlerem po bitwie pod Kurskiem. Nakazuje Pan bronić każdej piędzi ziemi do krwi ostatniej, choć jasne jest, że porażka jest nieuchronna. Idzie Pan w zaparte i nie uznaje rzeczywistości, neguje Pan oczywiste fakty i żyje Pan w świecie urojeń. Dla Pana Arabowie zawsze będą walczyć z Izraelem, a każde ustępstwo to klęska narodowa, przybliżająca scenariusz zepchnięcia Izraela do morza. Nie uznaje Pan racji stanu innej niż izraelska i nie wierzy w zdrowy rozsądek.

Syria już wielokrotnie mówiła, że za Wzgórza Golan jest gotowa znormalizować relacje z Izraelem. Jasne, nigdy te kraje nie będą przyjaciółmi, ale nie muszą być zaprzysięgłymi wrogami. Nikt w Damaszku nie traktuje już kwestii palestyńskiej za istotną, a wspieranie wrogów Izraela jest działaniem na szkodę przeciwnika.

Proszę też poczytać trochę o problemie wody dot. Golanu, bo odnoszę wrażenie, że ma Pan tutaj pewne braki. Z tego co ja czytałem w tej sprawie, Izrael planuje zachować kontrolę nad wodą dla siebie. Proszę nie zakładać, że tego nie wiem. Nie mam zwyczaju pisać o czymś, jeśli nie mam odpowiedniej wiedzy.

Izrael powinien dążyć do redukcji liczby swoich wrogów. Czy to nie jest racja stanu? Dlaczego II RP była taka krucha? Bo prawie wszyscy sąsiedzi byli do niej wrogo nastawieni albo ona do nich. Bezpieczeństwo wewnątrz załatwia się także na zewnątrz.

Zaś arabscy liderzy są w tej sprawie podzieleni i ugrywają cele wewnętrzne. Los Palestyńczyków, mówiąc brutalnie i wprost, g***no ich obchodzi. Nie docenia Pan też Arabów – to nie są głupki i rozumieją, że Izrael nie zniknie ani nie da się go zdemontować. Jednak kiedyś postawili pewne warunki normalizacji stosunków i teraz muszą się ich trzymać. Tym bardziej, że pokazówki Izraela wywołują szał na ulicach ich miast i nie mogą nad tym przejść do porządku dziennego. Mimo że wyalienowani od swojej ludności, nie mają carte blanche i nie mogą zupełnie nie liczyć się z własną opinią publiczną.

Zapewniam jednak Pana, że do demontażu Izraela nikt nie dąży. Nawet Ahmadineżad wie, że Izrael będzie trwał, choćby on gardło zdarł wzywając do wymazania go z mapy.

Odnoszę jednak wrażenie, że nie ma Pan zupełnie znajomości regionu i przyjął Pan czyjąś logikę za swoją. Teraz powtarza Pan nie swoje słowa i stąd trudność w prowadzeniu dyskusji. Ja Panu konkrety i rozwiązania, a Pan mi propagandową papkę i epitety w stylu Chamberlaina i appeasmentu.


Magia

Magia

Dzięki za dość obszerne wyjątki z Grossmana. Do wszystkiego, co wydaje mi się ważne z takich czy innych powodów, nie zdołam dotrzeć. Dlatego dziękuję za wskazania.

Dodam też, że niestety (tym razem) nie będę polemizować. Nie mam o czym, jako że zgadzam się z Pańskimi wnioskami.

Pozdrawiam serdecznie w oczekiwaniu na dalsze, dobre teksty.

p.s. Panu Igle powiem, że czepiać się z sensem, to trzeba mieć czego. Że o tzw. własnym pomyślunku nie wspomnę.
Dla ułatwienia podpowiedź: “wklejki” w tym tekście Pana Piotra, stanowią (wg statystyki w MS Word ) 2902 znaki, bez spacji. Część autorska wpisu Pana Piotra zajmuje zaś przestrzeń 4990 znaków (również bez spacji).
Poza tym, czepianie się wieku Autora i tego, że jest studentem, jest, jakby to oględnie powiedzieć, beznadziejne.

Dziękuję za komentarz i ciepłe słowa, a także za kilka słów – znacznie sympatyczniejszych od moich – do Igły.

łączę pozdrowienia :)


@PW

No to pozostaniemy przy swoim. Pozostaje mi zgadywać na jakiej zasadzie bardzo poważnie traktuje Pan zapewnienia Syrii w sprawie Golanu? I na jakiej zasadzie chce Pan nas tu przekonać, że zawarte ewentualnie z Syrią porozumienie będzie respektowane przez Hamas i Hezbollach?

No a jeśli chce Pan być poważny, to proszę koniecznie o link w tej sprawie:

>> Z tego co ja czytałem w tej sprawie, Izrael planuje zachować kontrolę nad wodą dla siebie.

To znaczy, ja potrafię sobie wyobrazić, że Izrael “chciałby zachować kontrolę nad wodą dla siebie”, lecz dalibóg nie wiem jak miał by to zrobić oddając Golan Syrii. Może mnie Pan w tej materii oświecić? – Będę wdzięczny.

Pozdrawiam,
ZS


Panie Piotrze

Pan pozwoli, że zacytuję panu Szczęsnemu jego własną wypowiedź. Tak a’propos wzgórz Golan i wody. Bo skoro napisał:

A co do Golanu, to proszę mi powiedzieć – po co Syrii te kilka kilometrów kwadratowych bezwartościowego dla niej terenu? To oczywiste, że Syrii chodzi o przejęcie kontroli nad źródłami wody zaopatrującymi ok. 55% i stale rosnących potrzeb wodnych Izraela. Wystarczy przeczytać dowolne opracowanie z dziedziny obronności, żeby zrozumieć o co chodzi:

to pewnie wie, jak Izrael może zachować nad tą wodą kontrolę.
Przecież wystarczy przeczytać to, co podał...

:D


ZS, Magia

Nie jestem googlami, żeby wyszukiwać linki, ale proszę rzucić okiem na mapkę w moim wpisie sprzed półtora roku.

Z wolą Syrii do zawarcia pokoju raczy Pan żartować. Jeśli nie słyszał Pan o tym, ani nie czytał, to najwyższy czas nadrobić braki przynajmniej z ostatniej dekady.

Nie przekonuję też Pana, że Hamas i Hezbollah będą respektować pokój zawarty przez Syrię. Miesza Pan pojęcia i uważa Syrię, Iran, Hamas i Hezbollah za jedność. Tymczasem są to odrębne byty o różnych interesach, w tym jednym wspólnym – zrobić na złość Izraelowi. Jednak jaki Syria będzie miała interes w irytowaniu Izraela, kiedy Golan zostanie oddany i zapanuje pokój? Wyjaśniałem w poprzednim komentarzu, że liderzy arabscy (w większości) nienawidzą i obawiają się Hamasu tak samo jak Izrael. Udzielane przez Damaszek wsparcie jest czysto koniunkturalne. Nie mówię, że ustanie całkowicie, ale z pewnością drastycznie zmaleje.

Może się Pan jednak cieszyć, gdyż ku władzy zmierza Bibi Netanyahu, który ogłosił wszem i wobec, że nie odda już żadnej ziemi. Mówi, że negocjacje można prowadzić tylko z pozycji siły. Z całym dla niego szacunkiem, ale z pozycji siły Izrael przemawia do Palestyńczyków od dekad. Głównie swoją siłą militarną.

Magia: ponownie dziękuję :)

łączę pozdrowienia,


@PW

>> Z wolą Syrii do zawarcia pokoju raczy Pan żartować.

Nie – odróżniam wolę szczerą od nieszczerej.

>> Może się Pan jednak cieszyć, gdyż ku władzy zmierza Bibi Netanyahu,
>> który ogłosił wszem i wobec, że nie odda już żadnej ziemi.

Pewno, że się cieszę! Żydzi przekonali się już, że z Palestyńczykamii można rozmawiać wyłącznie z pozycji siły, bo wszelkie ustępstwa do niczego dobrego nie prowadzą a jedynie pogarszają już i tak złą sytuację.

A – jeszcze słówko do naszej przemądrzałej Magii:

But Israel’s main objective remains imperative to control its vital Arab water resources. All else is secondary. It is believed that Syria will never surrender its rights as a riparian state to the river Jordan and lake Tiberias and may ask for compensation for its diverted resources in the last 50 years.

Jeśli Pani widzi tu warunki do kompromisu, to gratuluję... hiperwzroczności (sic!)


ZS

Staram się cały czas uzmysłowić Panu, że Izrael przemawia z pozycji siły od wielu, wielu lat. I nic z tego nie wynika. Bo siłę trzeba chcieć i umieć konstruktywnie wykorzystać. Tak, jak to miało miejsce w przypadku pokonanego w 1973 roku Egiptu chociażby.

Na czym opiera Pan swoje przekonanie, że wola Syrii jest nieszczera? Okupacja Wzgórz Golan w naturalny sposób rozjusza Syrię. W Damaszku dobrze wiedzą, że przyjdzie im żyć z Izraelem obok siebie i przyjęto pragmatyczny punkt widzenia. Syria w ogóle jest bardzo pragmatyczna i większość jej posunięć da się logicznie uzasadnić. Proszę nie zapominać, że po 11 września Syryjczycy przekazywali Amerykanom istotne dane wywiadowcze nt. Al-Kaidy i gdyby nie przeistaczanie się Stanów w Izrael bis, współpraca ta nie zostałaby zerwana. Zresztą, CIA nie może odżałować zakończenia owocnej współpracy z Syrią.

Odnośnie wody, nie wątpi Pan chyba w to, że Izrael będzie walczył o nią do krwi ostatniej. Syria także ma problem, gorąco protestowała przeciwko tamie Ataturka w Turcji, która dała Turkom możliwość zmniejszenia ilości dopływającej do Syrii wody. Dlatego Syria musi się umieć dogadywać z Izraelem i Turcją i nie przypadkiem to Turcja jest mediatorem pomiędzy Izraelem a Syrią.


Trzy grosze...

“Kosztowała życie grubo ponad tysiąc osób, najpewniej w większości cywilów.”

Nawet źródła niezależne podawały, że około połowa zabitych to cywile. Jeśli wiemy, jak gęsto zaludniony jest teren działań wojennych, to rezultat i proporcje ofiar cywile-bojownicy jest od strony wojskowej sukcesem, obojętnie jak niehumanitarnie brzmi taka konkluzja.


jotesz

Można by tak uznać, jednak ja neguję sens inwazji na Gazę w całości, więc nawet “tak dobre” statystyki” do mnie nie przemawiają. Liderów Hamasu można było skuteczniej eliminować bez tak zmasowanej kampanii wojskowej. Reszta argumentów powyżej, w komentarzach i samym wpisie.


@PW

Pamięta Pan słowa ambasadora Itamara Rabinovicha o polityce syryjskiej?

[Their] goals of regaining the Golan and building a new relationship with the United States were what brought Asad to the negotiating table, not a deep desire for peace itself.

To właśnie nastawienie Syrii powoduje, że zamiast szukać możliwych do wynegocjowania warunków pokoju z Izraelem – sięga ona notorycznie po amerykański arbitraż forsując przy tym niemożliwe do spełnienia przez Izrael żądania zwrotu farm Shebaa (proszę zauważyć tu chodzi o teren wielkości jedynie 9 × 2.5 km !!!), czyli krytycznego z izraelskiego punktu widzenia “wodonośnego” obszaru Wzgórz Golan. Tylko ze względu na taką postawę Syrii – której przywództwo nie kwapi się do bilateralnych rozmów bezpośrednio z Izraelem – pozycja USA w regionie jest wciąż tak wysoka. Atomowe ambicje młodego Asada (pamiętajmy o operacji “Orchidea”) również nie pomagają w zbudowaniu pola zaufania pomiędzy dwom zwaśnionymi krajami.

Jeśli dla Pana jest to niejasne, to proszę przestać pić terpentynę!


Piotrze,

ja nie neguję realiów, nawet jeśli mi się nie podobają. Ja oceniłem rezultat realiów a ten jest zaskakująco pozytywny od strony skuteczności wojskowej.

Angażowanie się w dyskusje na ten temat już mnie nuży. Pozostaje mi pozostać przy swoim emocjonalnym stanowisku, sformułowanym w http://tekstowisko.com/chamopole/58015.html

Racjonalizacja się nie powiodła…


Jotesz

Z tekstem się zapoznam, dziękuję za link.

Zgodzę się z Panem, że od strony skuteczności wojskowej jest dość dobrze. Jednak to tylko wycinek dużo szerszej całości.


Panie Zbyszku

Pan się stuknie w czoło, co? Tylko nie za mocno, bo krzywdę Pan sobie zrobi.

Proszę popatrzeć o co (między innymi) awanturował się Pan z Panem Piotrem. Chodzi mi dokładnie o ten cytat, który przytoczyłam.
Zadaje Pan pytanie; sam sobie na nie odpowiada i podaje link do artykułu, w którym napisano dokładnie te słowa.
To po co Pan pyta? No luuudzie! :)

A tak przy okazji. W tym artykule jest jedno zdanie. Moim zdaniem bardzo ważne:

Because half of Israel’s water demands are being met outside of its internationally recognised borders, water has become a major factor in all past disputes, especially over the Golan Heights.

(podkreślenie moje)

Czy Pan, popierając okupację ziem sąsiadów przez Izrael, chciał powiedzieć, że prawo międzynarodowe każdy może sobie w buty wsadzić? Czy też raczej ten przywilej należy się tylko niektórym krajom? Na przykład takim, jak Izrael?
Czy Pan popiera i usprawiedliwia wojny napastnicze?

Z całego Pańskiego pisania wynika, że tak.

I o co się Pan awanturuje? Chce Pan przekonywać do łamania prawa? Można i tak.

Pozdrawiam przemądrzale.


Subskrybuj zawartość