Izrael - strategiczny atut czy obciążenie dla Stanów Zjednoczonych?

Tego artykułu miało nie być. Nie dziś. Jednak rzeczywistość okazała się taka, że tekst powstał z wyprzedzeniem. Bo czy można przejść obojętnie wobec wydarzeń ostatnich godzin, podczas których Izrael przeprowadził naloty na Strefę Gazy? Ponad 200 osób straciło w nich życie, a kolejne setki są ranne. Jak to w przypadku ataków lotniczych, a także w przypadku ataków odwetowych Izraela, zginęło wielu cywilów, w tym kobiet i dzieci.

Przygotowania do tego, co właśnie teraz dzieje się w Gazie, trwały przez ostatnich kilka miesięcy. Zawieszenie broni pomiędzy Hamasem, władającym jedną częścią tzw. Autonomii Palestyńskiej (fatalne tłumaczenie, gdyż Palestinian Authority nie jest żadną autonomią) a Izraelem wygasło w ubiegłym tygodniu. Okres pokoju obie strony wykorzystały na przegrupowanie i dozbrojenie, a także planowanie. Z pierwszych doniesień wynika, że izraelska operacja, której dzisiejsze naloty są tylko początkiem, odnosi wcale niemałe sukcesy. Zniszczone zostały rozmaite biura Hamasu bądź podlegających mu instytucji, a wielu wysokich rangą bojowników poniosło śmierć.

Polityka powstrzymywania się jest skończona, pisze na łamach Jerusalem Post jeden z czołowych jastrzębi i członków proizraelskiego lobby David Horowitz. Komentarz redakcyjny Jerusalem Post nie pozostawia wątpliwości: “możemy wyrazić żal [z powodu śmierci cywilów – przyp. autor], ale nie wolno nam przepraszać. Cokolwiek się wydarzy, musimy być zdecydowani: Hamas musi zostać powstrzymany”. Z kolei tytuł analizy na łamach Haaretz głosi, że uderzenie na Gazę to izraelska wersja operacji “szok i przerażenie”, czyli replay marcowego ataku USA na Irak z 2003 roku.

Nie ma wątpliwości, że Hamas musi zostać powstrzymany, a dotychczasowe zawieszenie broni (które zresztą Izrael chciał przedłużyć; to Hamas odrzucił taką możliwość) nie ma większego sensu. Żadne państwo nie może pozwolić na bezkarne ostrzeliwanie rakietami własnego terytorium, a przede wszystkim własnych obywateli. Bezpośrednią przyczyną nalotów, a w zasadzie operacji izraelskiej armii w Strefie Gazy jest rakietowy ostrzał Izraela dokonywany przez radykałów z terytorium Strefy Gazy.

Z drugiej strony nie ma wątpliwości, że śmierć każdego cywila jest karygodna i nie przybliża winnych takiej śmierci do rozwiązania problemu po ich myśli. Hamas jest wyjątkowo niereformowalny w odrzucaniu jakiegokolwiek porozumienia z Izraelem, a nawet uznaniu prawa Izraela do istnienia. Jednak Hamas ma może trochę racji – spójrzmy na Fatah prezydenta Abbasa i odpowiedzmy sobie na pytanie: czy droga pokojowa odniosła jakikolwiek pozytywny skutek? Żaden. Absolutnie żaden. Od porozumień pokojowych z Oslo (w tym roku mieliśmy piętnastą rocznicę zawarcia tychże porozumień) nie nastąpił kolejny krok na drodze Palestyńczyków do samostanowienia.

Pokojowa droga nie odniosła skutku, więc czemu Hamas miałby nią iść? Pragmatyzm nakazuje wręcz przeciwną drogę – drogę przemocy. Co bowiem doprowadziło do Oslo i uznania praw Palestyńczyków do posiadania własnego państwa? Wcale nie wieloletnie dywagacje, dyskusje i negocjacje. Doprowadziła do tego czystej wody przemoc, terror i przelana krew. Hamas idzie więc ścieżką wydeptaną przez Organizację Wyzwolenia Palestyny, zanim ta przekształciła się w rządzącą namiastką państwa elitą, skupioną głównie na dobrobycie swoich członków.

Nie oznacza to, że Hamas ma rację i należy poprzeć jego walkę zbrojną, polegającą głównie na strzelaniu rakietami w izraelskie osiedla czy porywaniu izraelskich żołnierzy. Oznacza to natomiast, że Izrael nie jest w tej sytuacji niewinną ofiarą bezmyślnego terroru, a ponosi konsekwencje swojej polityki, swoich działań i zaniechań. Konsekwencje te ponoszą także Stany Zjednoczone, które od lat 70. niemal bezrefleksyjnie popierają Izrael. Pomijam już, przywoływaną i opisywaną szerzej kwestię poparcia idiotycznego, szkodliwego i przestępczego wręcz ataku na Liban w 2006 roku i ówczesną reakcję Stanów Zjednoczonych na poczynania Izraela.

Teraz bowiem powracają jakby tamte dni, podczas których Izrael z perwersyjną radością niszczył infrastrukturę Libanu oraz przeprowadzał naloty, w których masowo ginęli cywile. Kto nie z nami, ten przeciwko nam; cała społeczność Libanu musi ponieść odpowiedzialność za występki Hezbollahu – do tego sprowadzały się wówczas założenia operacji, którymi Izrael się zresztą chełpił i mówił o nich głośno. Tak, chcemy krwi, damy nauczkę Libanowi! – mówili niemal wprost wysoko postawieni politycy oraz wojskowi. Obecnie jest podobnie, powróciła dawna retoryka i powróciło szkodliwe dla Stanów Zjednoczonych zaangażowanie po jednej ze stron. Znowu bezrefleksyjne, ślepe i przynoszące wiele szkód.

Kiedy ze świata płyną słowa potępienia i wezwania do powstrzymania się od eskalacji przemocy, Waszyngton wzywa Izrael do zachowania “maksymalnej powściągliwości w celu uniknięcia dalszych ofiar cywilnych”. W efekcie Palestyńczycy, a szerzej kraje arabskie i muzułmańskie otrzymują jasny przekaz – stoimy po stronie Izraela. Bezwarunkowo i bezapelacyjnie. W dobie takich mediów jak telewizja Al-Dżazira czy Al-Arabija, taki przekaz jest tłoczony w głowy wyznawców islamu przez 24 godziny na dobę. Mówiąc, że nie przysparza to Ameryce popularności, byłbym wyjątkowo delikatny.

Koronnym argumentem tłumaczącym zaangażowanie USA po stronie Izraela jest tożsamość zagrożenia, jakim jest terroryzm, dla obu tych państw. Zaraz po tragicznym ataku na bliźniacze wieże World Trade Center premier Izraela Ariel Szaron stwierdził: “Wy w Ameryce jesteście na wojnie przeciwko terroryzmowi. My w Izraelu jesteśmy na wojnie przeciwko terroryzmowi. To ta sama wojna”. Mówiąc wprost, słowa Szarona to wierutna bzdura.

Terror to pewne zjawisko, które pojawia się w miejscach, w których silniejsi uciskają słabszych, a słabsi stawiają opór przy wykorzystaniu asymetrycznych środków. Często akty przemocy skierowane są przeciwko cywilom. Nie można być na wojnie przeciwko terrorowi, gdyż jest to po prostu niewykonalne. Po drugie, problem Ameryki z terrorem wywodzi się z polityki stania po stronie Izraela i lekceważenia racji strony palestyńskiej. Bez żadnych wątpliwości można dziś stwierdzić, że Osama bin Laden był mocno umotywowany przez palestyńskie cierpienia, kiedy przygotowywał swój straszliwy atak na WTC.

Wspieranie Izraela stworzyło problem terroryzmu antyamerykańskiego, a działania i zaniechania kolejnych administracji (z dużym naciskiem na tę ostatnią) tylko dolewały oliwy do ognia. Jak słusznie zauważają Arabowie, droga do rozwiązania problemów w Bagdadzie wiedzie przez Jerozolimę, a nie na odwrót. Należy pójść dalej – droga do rozwiązania problemów na Bliskim Wschodzie wiedzie przez Jerozolimę i dopóki spór izraelsko-arabski nie zostanie rozwiązany, sytuacja w regionie będzie napięta. Powstanie Państwa Palestyńskiego nie jest lekiem na całe zło. Ułatwiłoby natomiast zajęcie wieloma pomniejszymi kwestiami, a także umożliwiłoby uznanie Izraela przez Ligę Arabską.

Izraelska wojna z Palestyńczykami walczącymi o swoją ziemię i prawo do samostanowienia nie ma nic wspólnego z wojną Ameryki z terrorystami, poza tym, że wielu z nich rozpoczęło walkę z Ameryką z powodu apartheidu stosowanego przez Izrael wobec Palestyńczyków i postawy Stanów Zjednoczonych wobec tych praktyk. Waszyngton sam wyhodował hydrę, której bezskutecznie odcina teraz głowy, i co gorsza – nieustannie ją karmi i pielęgnuje.

Odrywając się na chwilę od bieżących wydarzeń i wracając do toku opisywania książki Stephena Walta i Johna Mearsheimera pt. The Israel Lobby and US Foreign Policy (Izraelskie lobby a polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych), należy odnieść się do istotnego argumentu używanego przez zwolenników wydatnego wsparcia Izraela przez Amerykę – Izrael wiernie służył Ameryce w trakcie Zimnej Wojny, walczył z klientami ZSRR i zadawał im upokarzające porażki podczas wojen, natomiast po upadku Sowietów jest forpocztą USA w regionie, gdzie zapewnia projekcję amerykańskich interesów, jest silnym demokratycznym państwem i zaufanym sojusznikiem.

Pierwszej części argumentu nie da się obalić. Istotnie, Izrael odegrał ważną rolę podczas Zimnej Wojny, będąc niemalże na linii ognia z wspieranymi przez Moskwę krajami arabskimi. Wielokrotnie kompromitował Arabów w starciach militarnych, pokazując wyższość uzbrojenia amerykańskiego i ukazując słabość komunistycznej pomocy udzielanej przez ZSRR. Warto jednak zauważyć, że kraje arabskie przeszły “na stronę” sowiecką w wyniku polityki USA, które wspierało Izrael i odmawiało pomocy państwom arabskim. Znowu więc Ameryka wspierała Izrael w walce przeciwko przeciwnikom, których sama wykreowała. Dokonanie wyłomu w bloku sowieckim, w postaci powtórnego przeciągnięcia Egiptu na stronę Zachodu jest wielkim sukcesem, ale przy rozsądniejszej polityce być może Egipt w ogóle nie stałby się klientem ZSRR.

Druga część argumentu zupełnie nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Powszechnie znienawidzony w regionie Izrael nie zapewnia żadnej projekcji amerykańskich interesów. Jego siła militarna także jest dla USA w ogromnej mierze bezużyteczna i pozostaje niewykorzystana. Ileż to wysiłku kosztowało Waszyngton trzymanie Izraela jak najdalej od operacji wyzwalania Kuwejtu spod panowania Saddama Husajna. Szeroka koalicja międzynarodowa, z udziałem kilku państw arabskich, musiała obejść się bez największej potęgi regionu, gdyż inaczej rozpadłaby się na drobne kawałki.

Znowu wracamy do kwestii Palestyny, która determinuje politykę arabskich państw regionu i straszliwie utrudnia Stanom Zjednoczonym prowadzenie korzystnej dla siebie polityki na Bliskim Wschodzie, a zwłaszcza w rejonie Zatoki Perskiej. Odpowiadając na postawione w tytule pytanie, Walt i Mearsheimer skłaniają się ku drugiej opcji odpowiedzi, czyli twierdzą, że Izrael stał się dla Stanów strategicznym obciążeniem. I należy im przyznać rację. Bezwarunkowe wspieranie Izraela szkodzi Stanom Zjednoczonym, nakładając na nie dodatkowe koszty (w tym finansowe) i uniemożliwiając prowadzenie skutecznej polityki w istotnej części świata.

Piotr Wołejko

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

?

Zniszczone zostały rozmaite biura Hamasu bądź podlegających mu instytucji, a wielu wysokich rangą bojowników poniosło śmierć.
Zdaje się, że oprócz 100 okrągłych zdań znalazło się jedno prawdziwe?

Ja bym rozwinął je tak.

Izrael nie wali na oślep. Uderza w ściśle wybrane cele. Wojskowe i organizacyjne fanatyków Niestety giną przy tym cywile.
Przypadkiem używani jako żywe tarcze.

Hamas też starannie wybiera cele, są to szkolne autobusy, kawiarnie, domy dziecka albo osiedla mieszkaniowe.
Giną tylko cywile.


Igła

igla

Zdaje się, że oprócz 100 okrągłych zdań znalazło się jedno prawdziwe?

Jeśli masz wplatać takie zdania, to nie będzie między nami rozmowy. Sam ją kończysz, zarzucając autorowi kłamstwo i złą wolę. Ja na takim poziomie nie dyskutuję. To prawie poziom Onetu, tylko troszeczkę subtelniejszy.


hmmm

Pewnie jedno przeplata się z drugim i co pewien czas sporządzany jest bilans tego małżeństwa z rozsądku.

Niestety, dopóki nie powstanie drugie na Bliskim Wschodzie w miarę przewidywalne państwo, Ameryka nie zostawi Izraela.

...


Hm,

“Po drugie, problem Ameryki z terrorem wywodzi się z polityki stania po stronie Izraela i lekceważenia racji strony palestyńskiej. Bez żadnych wątpliwości można dziś stwierdzić, że Osama bin Laden był mocno umotywowany przez palestyńskie cierpienia, kiedy przygotowywał swój straszliwy atak na WTC.”

Chyba to za proste, mam wrażenie, znaczy nie przyczyna terroru antyamerykańskiego (ale i przecież wielu zamachów w Europie) nie leży tylko w problemie palestyńskim.

I podejrzewam, że uregulowanie nawet sytuacji na Bliskim Wschodzie, znaczy między Izraelem a palestyną nie spowoduje że terror islamistyczny zniknie.


grześ

tecumseh

“Po drugie, problem Ameryki z terrorem wywodzi się z polityki stania po stronie Izraela i lekceważenia racji strony palestyńskiej. Bez żadnych wątpliwości można dziś stwierdzić, że Osama bin Laden był mocno umotywowany przez palestyńskie cierpienia, kiedy przygotowywał swój straszliwy atak na WTC.”

Chyba to za proste, mam wrażenie, znaczy nie przyczyna terroru antyamerykańskiego (ale i przecież wielu zamachów w Europie) nie leży tylko w problemie palestyńskim.

I podejrzewam, że uregulowanie nawet sytuacji na Bliskim Wschodzie, znaczy między Izraelem a palestyną nie spowoduje że terror islamistyczny zniknie.

Terror nie zniknie, ale zniknie główna sprawa, sztandarowy przykład, który do tej pory skupiał uwagę mas i mobilizował radykalne elementy. Nic nie znika i nie pojawia się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety.

Co do uderzeń w Europę, to albo było to karanie za pomaganie Stanom (jak Wielka Brytania bądź Hiszpania) albo uderzenie w łatwiejszy cel, jakim po 9/11 bez wątpienia była Europa.


Mad Dog

maddog

Pewnie jedno przeplata się z drugim i co pewien czas sporządzany jest bilans tego małżeństwa z rozsądku.

Niestety, dopóki nie powstanie drugie na Bliskim Wschodzie w miarę przewidywalne państwo, Ameryka nie zostawi Izraela.

...

Tylko jakie państwo? :) Palestyna, nawet jak powstanie, będzie przerażająco słaba i zależna zarówno od Izraela, jak i od społeczności międzynarodowej. W Egipcie jest b.niespokojnie a religijna rewolucja czai się i czeka na dobry moment. W Iranie reżim jest silny, ale gospodarka słaba, a społeczeństwo coraz bardziej niezadowolone. Jordania jest za mała, żeby odegrać jakąś rolę. Syria? Najpierw pokój z Izraelem i oddanie Wzgórz Golan. I można by tak wymieniać...

Stany powinny przyjąć taktykę tzw. offshore balancing, czyli wycofania większości swoich sił na pewną odległość i wkraczania tylko w razie potrzeby. To proponują Mearsheimer i Walt. Jest to bardzo zdroworozsądkowe podejście.


No właśnie, jakie?

Gdyby tak spojrzeć, to i Izrael nie byłby chyba zainteresowany powstaniem takiego państwa.
Zresztą nawet bez “pomocy” Izraela jego sąsiedzi solidnie pracują na pozycje państw wysokiego ryzyka.

A co do Palestyny jako niezależnego państwa, raczej nie wierzę.

...


A niby gdzie ja napisałem,

że pan kłamie?
Nidzie.
Spokojnie natomiast mogę panu napisać, że usiłuję pan w swoich wpisach, dość słabo udowodnić tezę która jest w tytule.

Izrael – strategiczny atut czy obciążenie dla Stanów Zjednoczonych?
I kombinuje pan, że obciążeniem.

Oczywiście ma pan prawo stawiać taką czy inną tezę. Może pan cytować różnych mądrych autorów tylko, że to nie zmienia, że teza jest fałszywa o dobierane pod nią fakty nie opisują całej rzeczywistości.

A fakty są następujące ( w skrócie)
Izrael powstał na skutek osadnictwa żydów europejskich wracających na swoje.
Wbrew Arabom i kolonialistom.
Został uznany przez ONZ w tym Polskę.
Został natychmiast zaatakowany przez sąsiadów.
Wygrał.
Był atakowany wielokrotnie i nadal wygrywał.
Odpowiedzią był terror.
Państwowy (arabski) również.
W związku z tym Izrael w sposób bezwzględny zaczął z nim walczyć, tak jak każde państwo będące suwerenem na swoim terytorium i chroniące swoich obywateli, w tym arabów.
Pan jak widzę tego nie może pojąć i myli skutki z przyczynami.

Teraz teza, że USA tracą wspomagając Izrael.
No cóż jak widać amerykańska klasa polityczna od kilkudziesięciu lat oszalała i daje się wodzić za nos żydowskim lobbystom zdaje się pan twierdzić.
Proszę bardzo, papier wszystko przyjmie.
Wielokrotnie pisał pan, że miliardy dolarów idą na broń dla Izraela.
Owszem tak, tylko zapomniał pan dopisać że żydzi kupują za nie amerykański sprzęt. Czyli w efekcie Jankesi dotują swoją zbrojeniówkę poprzez zakupy izraelskie.
Tak samo jak dotując np Egipt.
Dla pańskiej wiedzy dodam, że senat ostatnio podniósł te dotacje. W najbliższym dziesięcioleciu Izrael dostanie w sumie 30 mld $ a Egipt 20.
Wracając.
Pan nie widzi, że w ostatnich dziesięcioleciach Izrael zawarł pokój z Egiptem i Jordanią. Wstrzymał ekspansję terytorialną, oddał Synaj i większość Zachodniego Brzegu i co najważniejsze wysunął doktrynę Ziemia za Pokój.
Jaka była odpowiedź fanatykow?
Pamięta pan Sadata?
A może pan wie kto usiłował przejąć władzę w Jordanii, zniszczył Liban, destabilizując państwo na dziesięciolecia, mordował po całym świecie.
W palestyńskich enklawach żyją już kolejne pokolenia które nic nie robią poza terrorem i korzystaniem z pomocy międzynarodowej.
Czy to jest OK?
No to nasi Zabużanie też powinni tak żyć.

Tymczasem Żydzi z pastwiska dla kóz zrobili kwitnący ogród i nowoczesne państwo. Państwo, które jest ekonomiczną podporą dla regionu. Z którym sąsiednie państwa robią doskonałe interesy, nawet jeżeli oficjalnie tego nie mówią.
I to takiemu państwu pomagają USA, nie dlatego że są głupie ale dlatego że są mądre.

I niech pan z tym onetem tak nie wyjeżdża, tutaj ludzie raczej myślący są.

A pan niech pomyśli, czy Izrael by się utrzymał gdyby USA zgłupiało i co stało by się z milionami żydów zostawionych na żer tym dzikim fanatykom, którzy codziennie są pokazywani przez postępowe telewizje jak szarpią swoje trupy i wymachują kałasznikowami.
Jakoś te telewizje nie pokazują pogrzebów tych co zostali rozerwani przez jakiegoś bydlaka jadąc autobusem do szkoły czy pracy.


No tak,

ale czy taka Al-Qaida atakuje dlatego, że jest konflikt w Izraelu?
Ja myślę, że to tylko wygodny pretekst, zniknie ten, znajdzie sobie inny.

Zresztą przecież terroryzm islamski nie jest jendorodny (zresztą ty się lepiej na tym znasz), wynika z różnych przyczyn.

A tak trochę właczając się w dyskusję między tobą i Igłą, ja się postepowaniu Izraela nie dziwię i nawet nie potępiam.

I wina leży głównie jednak po stronie i Hamsau i skorumpowanego Fatah i nieudolnych innych rządzących palestyńskich i państw arabskich, które przecież Palestyńczyków olewają.

Nie dziwi mnie też, że Izrael korzysta z wsparacia USA.
A czemu nie?


Nie podchodziłbym, Panie Piotrze,

do problemu stawiając alternatywę “atut versus obciążenie”. Bo działania USA są moim zdaniem świadomym wyborem czyli doktryną polityczną obowiązującą od wielu lat. Zresztą proszę pomyśleć, co by było, gdyby ta doktryna była inna, albo co gorsza – gdyby jej w ogóle nie było.

Od momentu, gdy powstało państwo Izrael sytuacja w tym regionie jest niemal bez przerwy taka sama i obawiam się, że się nie zmieni. Zarówno Palestyńczycy jak i Żydzi zawsze będą twierdzili, że to ich tereny i tylko oni mają niezbywalne prawo do państwa na tym obszarze. Powołując się na historię etc.

Całkowite porozumienie między Żydami a Arabami jest niemożliwe, czego dowodem działania zarówno organizacji palestyńskich, jak i izraelskich jastrzębi.

Teraz co do USA, bo ich dotyczy głównie Pański tekst. Stany Zjednoczone przyjęły na siebie i zaanektowały rolę hegemona w polityce światowej. I mówiąc skrótowo, jest im bardziej na rękę konflikt lokalny (choć bardzo niebezpieczny i grożący rozszerzeniem się na inne regiony), który da się kontrolować, niż konflikt globalny, którego kontrolować się nie da, a jego wynik będzie niewiadomy. Zaś skutki konfliktu globalnego możemy sobie wyobrazić.

I jeszcze jedno – skutki gospodarcze tego konfliktu dla USA. Tu przychylam się do zdania Pana Igły. Pomoc udzielana innym państwo arabskim niekoniecznie musi wpływać na rozwój gospodarki amerykańskiej. Pomoc dla Izraela przynosi zaś takie a nie inne efekty. Pytanie jak długo w sytuacji kryzysu gospodarczego USA będą mogły kontynuować taka politykę.

I jeszcze terroryzm. W wieku XIX mieliśmy anarchistów. Anarchiści w zasadzie zniknęli. Dzisiaj mamy terroryzm. I znowu proponuję zastanowić się nad hipotezą sterowanego konfliktu lokalnego (a jednak) oraz parciem rządzących w stronę zwiększenia kontroli nad społeczeństwami.

Pozdrawiam Pana serdecznie

abwarten und Tee trinken


Tyle, że

panie Lorenzo fanatycy żydowscy nie mordują na oślep niewinnych ludzi po całym świecie, co najwyżej czasem wyrywają się z uwięzi w Izraelu.
Fanatycy arabscy, podparci ideą religijną, dżihadu, mordują na prawo i lewo przypadkowych białych ludzi.
Na ile oni są sterowani a na ile to oni już w tej chwili sterują arabskimi elitami, to ja się nie podejmuję odpowiedzieć.
Jednego jestem pewien.
Z fanatykami się nie gada, nie wysyła się do nich postępowych dziennikarek i podobnych im durniów, nie pozwala się im przechwytywać pomocy międzynarodowej.
Ich się zabija.


Obawiam sie, Panie Igło,

że w tej kwestii:

Z fanatykami się nie gada, nie wysyła się do nich postępowych dziennikarek i podobnych im durniów, nie pozwala się im przechwytywać pomocy międzynarodowej.
Ich się zabija.

może się Pan mylić. Skoro jedna strona, która na szczęście juz nie istnieje organizacyjnie, mogła szkolić ludzi Arafata (i nie tylko jego), to pewnie i druga może. Zresztą, o ile mnie pamięć nie myli, to afgańscy talibowie zostali uzbrojeni i po części wyszkoleni przez Amerykanów.

Zaś w kwestii “zabijania” – to się nazywa “likwidacja niepotrzebnych juz elementów układanki”. Albo “instrumentalne usuwanie zagrożeń/elementów wymykających się spod kontroli”

abwarten und Tee trinken


Panie Piotrze

Proszę wybaczyć chaotyczność komentarza. Poruszył Pan w swoim tekście bardzo dużo wątków i trudno jest mi się odnieść do każdego z nich tak, by powstała z tego jakaś spójna całość.

Generalnie mogę się podpisać pod tym, co napisał Pan Lorenzo. Przez ostatnie 7 lat dostarczono nam gigantyczne ilości papki medialnej mającej utwierdzić nas w jedynym i słusznym przekonaniu co, jest dobre a co złe.

Sam Pan zwraca uwagę na to, że “terror to pewne zjawisko, które pojawia się w miejscach, w których silniejsi uciskają słabszych, a słabsi stawiają opór przy wykorzystaniu asymetrycznych środków” i rozwija tę myśl odnosząc ją słusznie do stosunków Izrael – Palestyna: “Izraelska wojna z Palestyńczykami walczącymi o swoją ziemię i prawo do samostanowienia nie ma nic wspólnego z wojną Ameryki z terrorystami, poza tym, że wielu z nich rozpoczęło walkę z Ameryką z powodu apartheidu stosowanego przez Izrael wobec Palestyńczyków i postawy Stanów Zjednoczonych wobec tych praktyk.”

Islamski terroryzm nie wyhodował się sam. Al-Qaida była początkowo komputerową bazą danych różnych ludzi, sponsorowanych przez jedną z literowych agencji.

A sama wojna z terroryzmem? Hm… Zbigniew Brzeziński w chwili szczerości nazwał ją mityczną historycznie opowiastką, czy jakoś tak. Drogę USA na tej “wojnie” nazwał zaś jazdą w dół.

Ostatnie działania odwetowe Izraela są absolutnie nieodpowiednie do sytuacji. Są przesadne, przerysowane. Czy można je już określić aktem terroryzmu państwowego? – nie wiem. Wiem natomiast, że nawet nawet biblijne “oko za oko, ząb za ząb” wskazuje jako główną zasadę zemsty/odwetu/kary jej adekwatność w stosunku do poniesionej szkody.
Gdyby miało być inaczej w Starym Testamencie można było spokojnie napisać “dwoje oczu za oko, cała szczęka za ząb”, czy cóś.


Akurat Talibowie

zostali stworzeni przez Pakistan.
I w zupełnie innej sytuacji.
Tyle, że to ma się nijak do wojny na Bliskim Wschodzie.

Ta wojna ma inny charakter i rozgrywa się na wielu płaszczyznach.
Proszę zobaczyć jakie miliardy wlały się tam za przyczyną drogiej ropy.
I jakoś nie widać aby szejkowie poza słownymi połajankami przeznaczyli je na wojnę z Izraelem albo na odbudowę Palestyny.
I idę o zakład, że wiele z tych miliardów znad Zatoki przepływa przez izraelskie banki ku obopólnej korzyści.
I zapewne dlatego więcej arabów ginie z rąk rodaków niż Izraelczyków, bo to jest plemienna wojna w rodzinie.
A wielu znawców patrzy na to poprzez pryzmat swojego stosunku do żydów albo medialny bełkot ogłupionej, zachodniej publiki.


Panie Igło

Wtrącę się, przepraszam uprzejmie, w sprawie tych tam, talibów.
Z terytorium Pakistanu nie znaczy przez Pakistan. Poza tym bazy szkoleniowe i zaopatrzeniowe znajdowały się również na terytorium Iranu. (edit) CIA wykorzystywała pakistański ISI do przekazywania pieniędzy i sprzętu, tak jak wcześniej irański SAVAK.

Brzeziński wyraźnie się na ten temat wypowiada. W końcu sam w tym uczestniczył.


Kto stworzył talibów, Panie Igło,

to jakby kwestia wtórna. Pytaniem jest, w jakim celu? Mam wrażenie, że wojna w Afganistanie ma dużo wspólnego z ropą naftową, a nie tylko konopiami.

A Izrael siedzi w samym środku regionu krajów arabskich niczym za przeproszeniem igła. T igła już tam wrosła na stałe. Tyle, że to bardzo nowoczesna igła i wyposażona w różnego rodzaju trucizny.

Przyznaję Panu rację [acz oczywiście niechętnie, boć to przecież niepoltycznie zgadzać się w jakichś kwestiach:-))], co do rozpatrywania tej sytuacji geopolitycznej przez wiadomy pryzmat. Co bardzo zakłóca obraz.

Pozdrawiam serdecznie

abwarten und Tee trinken


Pani Magio

Tyle, że talibowie urośli w siłę w drugiej fazie wojny kiedy wojska plemienne i różni watażkowie, właśnie zbrojeni przez Jankesów pokonali i pognali sowietów.
Potem wzięli się za łby i wtedy dopiero przyszli talibowie i ich pogodzili.
Swoje struktury zbudowali w Pakistanie pod parasolem tamtejszych służb, tyle że dość szybko zerwali się ze smyczy.


Skoro Pan tak mówi, Panie Igło

to pewnie tak właśnie było.

Pozdrawiam więc.


Pani Magio

Niech se pani ( raz,dwa,trzy) policzy na paluszkach w którym roku sowiety wyszły z Afganistanu a w którym roku powstał taliban.
I wtedy pani załapie o kim i o czym mówił Brzeziński.


Panie Igło

I czego się Pan czepiasz, co?
Przecież wyraźnie napisałam, że się z Pana opiniami zgadzam. Mam jeszcze napisać, że ISI nigdy nie utrzymywało żadnych kontaktów z CIA; kasa i sprzęt przekazywane były przede wszystkim do demoliberała Masuda; nikt nie kochał Hekmatjara; a rząd Omara został zainstalowany dzięki pomocy ulubienicy pakistańskich generałów i znanej fundamentalistki islamskiej – Benazir B.?

No, to napisałam.

Teraz jest git?

Pan mnie nie prowokuje, bo jeszcze napiszę coś równie fajnego o stosunkach izraelsko-palestyńskich, Pan Piotr obśmieje się na śmierć i znowu co złe będzie na mnie. A powinno być na Brzezińskiego.
Nie ma sprawiedliwości… buuu….

Aha, bo bym zapomniała – Izrael jest dla USA strategicznym atutem i tam, w tych USA nie ma żadnego lobby proizraelskiego.

No, teraz jest git. Kurde.


Aż jestem zdziwiony poświątecznie...

...że się tak z Panem Igłą zgadzam fundamentalnie, więc już tylko wkleję komentarz, którego już raz użyłem:

Wielu nie popiera akcji Izraela w Gazie, bo giną cywile i uważają oni, że jest bezsensowna ze strategicznego punktu widzenia. Tyle że coś, co jest bezsensowne ze strategicznego punktu widzenia, na Bliskim Wschodzie może mieć sens ważniejszy, niż nam się wydaje. Tam ważny jest sens propagandowy, jak coś odbierane jest wśród Arabów, wśród wyznawców, jaką z tego można wyciągnąć korzyść ideologiczną.

Dlatego Hamas wystrzeliwuje rakiety z gęsto zaludnionych osiedli. Strefa Gazy jest jednym z najgęściej zaludnionych miejsc na świecie. Terroryści osiągają więc korzyść podwójną. Po pierwsze – może ich prymitywne (na razie…) rakiety kogoś trafią. Po drugie – każdy odwet powiększy chwalebne grono męczenników.

Oczywiście, pilnie hamasowcy pilnują, by ofiarami byli cywile. To oni w końcu dostarczają mięsa w postaci bombowych samobójców, za śmierć których sowicie opłaca się rodziny, pogrążone w żałobie i dumie. Kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy dolarów łagodzi żal. Inne państwa arabskie zieją gniewem i milionami dolarów. Interes się kręci. A ropa drożeje, więc jest skąd miliony czerpać...

Najgłośniej wrzeszczą Persowie o rzezi arabskich braci, których prywatnie uważają za bydło i podludzi. Postudiujcie dostępne informacje o rzeczywistym traktowaniu Arabów przez Persów w ostatnich stuleciach i dziesięcioleciach. Najlepiej to zadziałało w wojnie pozycyjnej irańsko-irackiej, gdzie liczba ofiar szła w setki tysięcy zabitych!!! I jakoś świat muzułmański to znosił. I jakoś liga arabska nie wrzeszczała.

Izrael zaskakująco długo wytrzymywał te rakietowe zaczepki. Akcja wojskowa w tej chwili nie może być oceniana w naszych europejskich kategoriach. Tam rachunek strat i zysków liczony jest na innych zasadach. Izrael nie mógł dalej tracić twarzy, powagi i czegoś, co można nazwać honorem państwa. My w Polsce napisaliśmy kiedyś słowa “ Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz…” A przecież splunięcie można spokojnie, po chrześcijańsku otrzeć z twarzy. W końcu to tylko woda


Igła

Nie mam zamiaru spierać się, czy napisał Pan, że kłamię czy Pan tak nie napisał. Proszę jednak wyjaśnić, co zdanie: pośród 100 zdań choć jedno prawdziwe, oznacza?

Ale mniejsza o to. Bardzo pięknie opisał Pan w skrócie, jak to drzewiej było. Wszystko super. Tylko napisał Pan to z jednej perspektywy. Z tego co Pan napisał wynika, że Izrael jest piewcą pokoju i niosąc w ręku gałązkę oliwną zaprowadza na zacofanych terenach cywilizację, pragnąc jedynie powszechnego szczęścia.

Taka wizja jest nieprawdziwa i nie wiem, kto Pana tak bezczelnie okłamał. Rzeczywistość wygląda inaczej i naprawdę zachęcam do lektury innych pozycji, innych mediów. Czas się obudzić z pięknego snu, w którym zdaje się Pan żyć.

Weźmy choćby ideę “ziemia za pokój”. Gdyby było jak Pan pisze, to czemu Izrael od kilku dekad odrzuca propozycję Ligi Arabskiej, czyli powrotu do granic sprzed wojny z 1967 roku?

Życzę więcej refleksji.


grześ

grześ

ale czy taka Al-Qaida atakuje dlatego, że jest konflikt w Izraelu?
Ja myślę, że to tylko wygodny pretekst, zniknie ten, znajdzie sobie inny.

Zresztą przecież terroryzm islamski nie jest jendorodny (zresztą ty się lepiej na tym znasz), wynika z różnych przyczyn.

A tak trochę właczając się w dyskusję między tobą i Igłą, ja się postepowaniu Izraela nie dziwię i nawet nie potępiam.

I wina leży głównie jednak po stronie i Hamsau i skorumpowanego Fatah i nieudolnych innych rządzących palestyńskich i państw arabskich, które przecież Palestyńczyków olewają.

Nie dziwi mnie też, że Izrael korzysta z wsparacia USA.
A czemu nie?

Trzeba odpowiedzieć sobie na pytanie, co motywowało ludzi do wstępowania w szeregi Al-Kaidy i dlaczego uderzono na Stany Zjednoczone, a nie np. na Izrael, który jest znacznie bliżej.

Islamski terroryzm nie jest jednolity, to prawda. Podział na szyitów i sunnitów tylko pogarsza sprawę. Długo by o tym pisać :)

Ja potępiam postępowanie obu stron konfliktu, ale od Izraela wymagam więcej. Jest większy,silniejszy i to on powinien dążyć do pokoju. Jednak odpowiada mu status quo. Tylko USA mogły zmusić Izrael do zawarcia porozumienia, ale zamiast tego stały i stoją u boku Izraela, kiedy ten popełnia kolejne błędy poprzez swoje czyny i zaniechania.

Kierownictwo palestyńskie dalekie jest od ideału, ale i w Izraelu nie jest lepiej. Wszyscy albo już rządzili albo są słabi i mało odważni.

Korzystanie ze wsparcia USA także mnie nie dziwi. Jak ktoś daje się naciągnąć, to takie jest życie. Dziwi mnie, że USA wspierają Izrael tak bezrefleksyjnie i szkodzą przez to zarówno sobie, jak i Izraelowi. Będzie o tym zresztą mowa w jednym z następnych tekstów.


Lorenzo

Trzeba stawiać skrajne tezy, ponieważ ustawienie się po środku utrudnia rozważanie wszystkich za i przeciw. Moim zdaniem USA coraz bardziej tracą na jednostronnym podejściu do Bliskiego Wschodu.

Z tym konfliktem lokalnym, który da się kontrolować, to chyba lekka brawura. Jeśli konflikt izraelsko-palestyński jest kontrolowany, to chyba z moją, i nie tylko, percepcją jest coś nie za dobrze.

Aby zrozumieć koszty ponoszone przez USA trzeba zrozumieć, jaki jest najważniejszy interes Waszyngtonu w regionie – ropa naftowa i swobodny handel nią. Czy wspieranie Izraela przyczynia się do bezproblemowego handlu i niskich cen ropy? Pierwsza część pytania Izraela z oczywistych względów nie dotyczy. Jeśli zaś chodzi o drugą, jasne jest, że Izrael doprowadza do podwyższenia cen czarnego złota. Co więcej, bycie adwokatem Izraela uniemożliwia szeroką współpracę z arabskimi krajami regionu, które nie patrzą na irańskie ambicje zasadniczo z innego punktu widzenia niż Ameryka. Też obawiają się Teheranu, ale bardzo trudno współpracować im z Ameryką, która zachowuje się niczym Izrael-bis.

Łączę pozdrowienia


Magia

Magia

Ostatnie działania odwetowe Izraela są absolutnie nieodpowiednie do sytuacji. Są przesadne, przerysowane.

I o to właśnie chodzi. Celny komentarz.


Jotesz

jotesz

Najgłośniej wrzeszczą Persowie o rzezi arabskich braci, których prywatnie uważają za bydło i podludzi. Postudiujcie dostępne informacje o rzeczywistym traktowaniu Arabów przez Persów w ostatnich stuleciach i dziesięcioleciach. Najlepiej to zadziałało w wojnie pozycyjnej irańsko-irackiej, gdzie liczba ofiar szła w setki tysięcy zabitych!!! I jakoś świat muzułmański to znosił. I jakoś liga arabska nie wrzeszczała.

Iran wykorzystuje Palestynę do celów wyłącznie propagandowych. Ja odbieram Ahmadineżada jako klauna i kwituję jego wypowiedzi salwą śmiechu. Ot, taki PR. Nic więcej.


Szanowny Panie Piotrze

Jestem realistą, w związku z czym Pańskie zdziwienie:

Dziwi mnie, że USA wspierają Izrael tak bezrefleksyjnie i szkodzą przez to zarówno sobie, jak i Izraelowi.

z lekka mnie zaskakuje. Otóź powodowany Pańskimi tekstami (nader ciekawymi i potrzebnymi, jeśli idzie o kwestie poznawcze) wychodzę z założenia, że jeśli chce się cokolwiek zrobić, to trzeba mieć do tego środki. I może wybrać odpowiednie metody.

USA mają swoją doktrynę geopolityczną i nią się od lat kierują, odpowiednio modyfikując swe postepowanie. Nie mnie sądzić, czy ta doktryna jest dla USA pożyteczna ( a tym samym i słuszna z ich punktu widzenia).

Jak widać, wiele elementów tej doktryny szkodzi USA od lat, a one idą dalej w tym samym kierunku – osiągnięcie i utrzymanie pozycji hegemona w światowej polityce i gospodarce.

Obawiam się, że moje zdziwienie (tu, w Polsce) niewiele wpłynie na kontynuację takiej, a nie innej polityki USA.

Ale zdziwienie naturalnie można wyrażać. A czasami nawet i protest. I dowiadywać się, co w trawie piszczy.

Pozdrawiam z szacunkiem

abwarten und Tee trinken


Panie Piotrze

Izrael (jastrzębie) zachowuje się tak jak Rosja. Testuje sobie nowego Prezydenta USA. Stary niewiele może, nowy jeszcze do roboty się nie zabrał. W sumie – absolutnie wolna ręka. Wystarczy zakazać dziennikarzom niezaleznych mediów udawania się w strefę konfliktów i już mozna mówic o chirurgii niszczenia tylko i wyłącznie celów wojskowych oraz ograniczonych stratach wsród cywili (zreszta – te wszytkie ofiary cywilne to oczywista oczywistość żywe tarcze wykorzystane przez Hamas). Amerykanie identycznie pokazywali wojnę w Iraku… A przynajmniej – starali się. Rosjanie tak mówili o ofiarach czeczeńskich. No sami terroryści i żywe tarcze. Oczywiście to, co pokażą telewizje arabskie to zwykła propaganda i przekłamania. Kto by tam wierzył al-jazzirze? Liczy się dobry PR.
Rerererereodwet Hamasu będzie oczywisty – wybuchajace autobusy, przedszkola, terror skierowany przeciw ludności cywilnej. Slepy ostrzał rakietowy w myśl – a może w coś się trafi? Jesli akurat w doma arabski – trudno, kolejny męczennik. Pewnie będzie dumny że zginął za sprawę, a jak nie będzie – to dobrze temu bezbożnemu psu, poplecznikowi Izraela. Paranoja…

Zgadzam sie Magią – środki zastosowane przez Izrael sa niewspółmierne i jedyne co zagwarantują, to kilka kolejnych setek gotowych do wysadzenia się fanatyków. Oczywiście, fanatycy nie są w stanie nic zrobić “jastrzębiom”. A że zginie znowu paru niewinnych w autobusach? Straty muszą być. Politycy i wojskowi zawsze dopuszczaja straty wsród ludności, także własnej. Zwłaszcza, jeśli zapewnia im to poparcie dla podejmowanych działań.

Destabilizacja sytuacji na bliskim wschodzie jest na rękę Amerykanom. Tak jak nie zalezy im na stabilizacji sytuacji w Iraku, tak na rękę jest im kocioł palestyński. Karcąca ręka Izraela, walczącego o przetrwanie, to coś innego (praktycznego i dobrego PR) niż ewentualna wojna USA ze zjednoczonym światem arabskim… Trzeba by znowu coś wymyślać w sprawie produkcji broni chemicznej, niesienia demokracji czy coś... A tak – wystarczy 30mld pomocy dla Izraela, który za gardło trzyma Arabów… Pieniądz – w razie czego zawsze się dodrukuje. Korzysci z braku jednolitego frontu arabskiego – bezcenne.

Dlatego nie spodziewam sie zmiany polityki amerykanskiej wobec Izraela, podobnie jak nie spodziewam się zmian zasad rozwiązywania problemów palestyńskich przez Izraelskie Siły Samoobrony i problemów z Żydami przez Hamas. Wojna to świetny biznes dla wszystkich…


Lorenzo

Izrael jest dobrze prosperującym państwem, a społeczeństwo izraelskie jest zamożne. Nie ma potrzeby subwencjonowania Izraela przez amerykańskiego podatnika, zwłaszcza za pożyczone pieniądze. Nie ma także potrzeby stania u boku Izraela w każdej sprawie. Państwa mają stałe interesy, a nie stałych sojuszników. Stany stosują się do tej zasady, z wyjątkiem Izraela. I nie wychodzi to ani im, ani Izraelowi na dobre. Obecne poparcie dla ataków na Gazę nic dobrego Ameryce nie przyniesie.

Swoją drogą, zaskakujące zdziwienie to ciekawa koncepcja :)

Pozdrawiam serdecznie


I to Pańskie zdanie, Panie Griszqu,

uznaję za clou problemu

Wojna to świetny biznes dla wszystkich…

Z jednym uzupełnieniem czy zastrzeżeniem, że może jednak nie dla wszystkich. Dla polityków głównie. No i ludzi biznesu. Niektórych.

Pozdrawiam

abwarten und Tee trinken


Griszeq

Z pierwszą częścią Pańskiego komentarza się zgadzam, ale z drugą już nie. Nie sądzę, aby Stanom był na rękę kocioł w Palestynie czy kocioł w Iraku. Nie ma też żadnego zagrożenia wojną ze zjednoczonym światem arabskim. Choćby dlatego, że trudno ufać w jego zjednoczenie. Natomiast działania Izraela, popierane przez USA, działają jednocząco na muzułmanów w ten sposób, że podbudowują niechęć do Ameryki, osłabiając jej wpływy w świecie miliarda ludzi (1/6 ludzkości). To bardzo nierozsądne i mało roztropne.

Wojna jest świetnym biznesem, ale trzeba dobrze ten biznes ustawić, aby przynosił korzyści, a nie straty. Finansowo korzyści może są, ale polityczne straty będą trudne do naprawienia.


Nie ma tak dobrze, Panie Piotrze,

aby działania USA (i to do tego długoterminowe) w tamtym rejonie zawsze przynosiły im permanentne korzyści. Liczy się tzw. per saldo .

Bo który kraj w tamtym regionie – jeśli pominiemy Izrael i jego wpływy na polityków amerykańskich – mógłby spełniać odpowiednią rolę, zgodną z wspomnianą doktryną amerykańską? Były chyba próby z Egiptem, ale nic z tego nie wyszło. Turcja zaś jest zbyt niezależna i leży na uboczu strefy konfliktu, a przez to nie jest bezpośrednio w nim uwikłana. Choć ze strategicznego punktu widzenia jest to dobry partner (gospodarczo, militarnie, politycznie), o odpowiedniej formie władzy (dla USA). Sądzę, że ten kraj może odegrać jeszcze dużą rolę w tym konflikcie, choćby na płaszczyźnie nieoficjalnej.

A Izrael okazał się być na tyle mocny i stabilny, że potrafił przetrwać wszystkie zawirowania wojenne.

USA więc mogą sobie pozwolić na pewne straty, byle wspomniane per saldo dawało wynik dla nich dodatni.

Pozdrawiam

abwarten und Tee trinken


Panie Lorenzo szanowny

A od kiedy to biznes jest dla wszystkich? Swiat finansów, władzy i wojska działa w oderwaniu od społeczeństwa. Przez tą popieprzona demokracje trzeba wprawdzie dbać o PR, no ale to się da załatwić koncesjonowaniem dziennikarstwa. Sam Pan o tym pisał niejednokrotnie.
Jak Pan sam zauważył – nie wydano zgody na obecność dziennikarzy w strefie działań. No przecież nie dlatego, że nie można zapewnić im bezpieczenstwa – jeśli ktoś decyduje sie na straty wśród ludności cywilnej, to dlaczego miałby się przejmować stratami wśród ludzi pchających sie z własnego wyboru w strefę działań? No ale mogliby pokazać niewygodną prawdę. Niewygodna dla obydwu stron…


Panie Piotrze

No ja nie zmieniam stanowiska – głównym celem politycznym USA jest utrzymywanie niestabilnej sytuacji na bliskim wschodzie, powodującej konieczność stacjonowania w tym obszarze amerykanskich wojsk. Gotowych w dowolnej chwili cofnąć do epoki kamienia łupanego Iran albo Arabię Saudyjską. Akurat Irak jako miejsce stacjonowania wojsk świetnie się nadawało i nadal nadaje.
W przypadku opanowania sytuacji, wojska amerykanskie musiałyby sie z tego obszaru wynosić – nie są mile widziane.
Przecież nie chodzi o strategiczne cele USA, tylko o strategiczne cele korporacji amerykańskich. Podobnie jak w klinczu Izraela z Palestyńczykami – cierpią zwykli ludzie jak Borsuk, ale dlaczego mamy się spodziewać, że będzie to obchodzić wojskową wierchuszkę?
Mówiąć o celach USA za bardzo ulegamy fetyszowi wiary, że zdanie zwykłych obywateli ma jakiekolwiek znaczenie. Amerykańskie cele są wyznaczane w centralach takich firm jak Haliburton – sam Waszyngton jest jedynie narzędziem polityki firm. To tak trochę odwrotnie niż w Rosji, gdzie np Gazprom czy Lukoil realizuje korporacyjnie strategie wyznaczoną przez Kreml.

Pozdrawiam.


Subskrybuj zawartość