Dopiski na książkach

Nie chcę wracać do politycznych tematów, jeszcze nie teraz – mam ochotę trochę pobyć w okolicach moich głównych zainteresowań – filozofii, sztuki, literatury.

Uwielbiam “ciąć” książki – wypisywać odpowiednie ustępy i spajać je na powrót w przedziwną układankę. Tak było u Waltera Benjamina w “Pasażach” – może nie całkiem, ale moja metoda jest bardzo zbliżona – tylko, że nie jest to działanie w ramach kolekcjonowania rzeczywistości, chodzi bardziej o próbę nowych odczytań, pozbawioną ingerencji zewnętrznej – strona książki, staje się osobną opowieścią, indywidualnym sensem – a pozbawiona szkieletu narracyjnego, zaczyna oddychać, własnym życiem. Poszukując książek w innych domach (jest to swego rodzaju szabrownictwo i wchodzenie z buciorami w czyjeś życie – kiedy przeglądasz cudze książki w domu) zawsze poszukuje dopisków w ich wnętrzu. Dzieło wtedy tak naprawdę żyje. Pisanie na książkach ma w sobie coś magicznego – poszukujesz odpowiedzi na swoje dopiski, a książka pozostaje głucha.

Książki są martwe. Nie zawierają uniwersalnych przekazów same z siebie, nie mogą mówić bez czytelnika. Jest to piękne i smutne – patrząc na przyszłość, wróży to słowu pisanemu śmierć. Chyba, że książki zaczną mówić – a jest to niemożliwe.

Bywając u jednego z moich znajomych drażniło mnie to, że czyta książki na głos. I to jak czyta! Ale zastanawiając się nad tym głębiej – kiedyś w zamierzchłych czasach, opowiadano sobie historie. Przekazywano je z ust do ust. Dzisiaj człowiek sam opowiada sobie historię – wynik naszych czasów, zamknięcie się na opowiadania.

Ostatnio pewnie wyrażam myśl – słowa się skończyły, nie mają żadnej wartości. Przetarły się. Są wyświechtane i zgwałcone. Nikogo nie zranisz mówiąc: “Nienawidzę Cię” – ponieważ zachwiane jest wartościowanie słów. Nikogo nie pocieszysz mówiąc: “Kocham”. Ponieważ pozrywane są więzy międzyludzkie na rzecz: “sam nie wiem czego”. Gdyby to chociaż był egoizm…

Dobra – jestem zmęczony, mam kaca – a najgorsze jest to, że muszę wyjść z łóżka i iść po papierosy do sklepu. Kiedy indziej dokończę ten temat.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Hmm...

Są książki, które zaczynają żyć własnym życiem. Choć nigdy nie zostały i nigdy nie będą przeczytane przez tych, którzy o nich mówią.
Żyją bez czytelnika. Paradoksalnie, gdyby zostały przeczytane mogłyby stać się martwe poprzez zapadnięcie się w zapomnieniu (o nich) swoich byłych czytelników.
Coś bredzę, chyba…
Mam pewność w jednym temacie. Nigdy nie pozwoliłabym się zbliżyć Panu do moich książek. Za dużo się w nich dzieje na marginesach. :)


No, pisanie

po książkach jest fajne, zawsze lubiłem pisać w, zresztą moje książki nosza też inne slady zycia, np. ślady po napojach czy jedzeniu na kartkach:)
Nie wszystkie oczywiscie,ale że żem zamotany i wszystko mi z rak wypada więc i jedzonko czasem brudzi ksiązkę.
A czytac przy jedzeniu lubię czy lubiłem, podobnie jak czytanie w kapieli, tez miałem takie motywy kiedyś
A najbardziej gorącxzkowe czytanie było czasem jak wracałem z biblioteki i szedłem do domku czytając, może raczej przeglądając ksiązki.Ale niebezpieczne, nie widzi się samochodów:)
No, ale czego się nie robi dla literatury, trza się poświęcać.


Subskrybuj zawartość