"Bracia". Trzynaście

No cóż, okazuje się, że „Bracia” odbili się echem w lubińskim interesie, co raczej średnio mnie interesuje.
Dlaczego?
Ano dlatego, że średnio interesują mnie ludzie, którzy poruszając tę sprawę próbują znowu ugrać swoje interesy.
A już to, że bierze się za to człeniu na świeczniku, to już szkoda słów.

Tak, czy siak idziemy do przodu i potraktujmy to jako popularyzację Tekstowiska.

Dziś kolejny fragment.

Niedoskonały, przyznaję.

Ale jest.

Bracia

Zmierzchało.

Knajpa była już pełna.

W powietrzu unosił się smród potu zmieszanego z zapachem niedomytego krocza, papierosowego dymu i oleju z frytek. Nikt nie zwracał na to uwagi. Widocznie wiele prawdy jest w powiedzeniu, że jeśli ludzie są zgrani, i na kupie gówna będą się pięknie bawić.

Zaskrzypiały drzwi.
Do środka wtargnął egzotyczny zapach połączony z ożywczym podmuchem wiatru.
Oczy klientów zwróciły się w kierunku wejścia. W jednym momencie zwyczajowy knajpiany
gwar zamienił się w owację, której mógł pozazdrościć Bohun.
Weszła Luiza.
Zaraz za nią człapali członkowie jej grupy.
Luiza była chodzącą egzotyką. Zgrabna, opalona, szła powłóczystym krokiem. Z pożądaniem w oczach. Można było się zatracić. Było w niej coś zwierzęcego. W czerwonej wydekoltowanej sukience i makijażu podkreślającym jej orientalną urodę sprawiała wrażenie materializujących się wizji klientów knajpy. Lubiła to. Samym swym wyglądem dawała tym ludziom radość.

Przy niej zapominali o świecie.
Wystarczyło, że weszła i popatrzyła im w oczy. Nie przeszkadzało jej, że niemal wszyscy mieli wzwód na jej widok, a wieczorami masowo onanizowali się wspominając jej zgrabną sylwetkę. Wiedziała o tym i pochlebiało jej to.
Wystarczyło, że weszła do knajpy. A jeszcze miała zaśpiewać. To było jak transakcja wiązana. Ona uwielbiała ich, a oni ją.
Tymczasem Luiza i jej muzycy przeszli obok stołu Świętej Trójcy.

Ich spojrzenia zatrzymały się na Mariuszu, który również patrzył na nich. Widać było, że coś ich łączyło. I coś musiało ich rozdzielić. Mario zmarkotniał. Nie zauważył, że Bohun coś usilnie tłumaczył jednemu z muzyków.
Za to Grześ patrzył na Luizę jak urzeczony. Bohun uśmiechnął się kącikami ust. Nie będzie przerywał Młodemu, niech się upaja. Widział też, że jego drugi przyjaciel jest czemuś markotny. Pstryknął na Wiolę. – Wiolu, w ramach walki z głodem prosimy trzy schabowe, ziemniaczki i groszek. Do tego trzy mrożone setki.

Mario ocknął się. – Daj całą butlę, dodał.

Barmanka zniknęła w kuchni. Mario odwrócił się w stronę scenki, na której instalował się zespół. Bohun wskazał Grzesiowi, by ten nachylił się do niego.

-Jak mama? – A jak ma być...- jego głos sprawiał wrażenia spokojnego, jednak był to spokój człowieka, który wkrótce wybuchnie- Grabarz wciąż wściekły, nie zarobi. Wiesz, jak to jest po operacji- dużo spokoju, dużo leków. Ale jak zwykle mogę liczyć na mojego starego. – Dalej ci dokucza?
Grześ machnął ręką. – Idę wyrzeźbić figurkę. Zarazki wracam.- rzucił Mariusz. Po chwili zniknął w klopie.

- ...nie wiem, co z tym będzie…- kontynuował Grzesiek- nie wiem… wiesz, czuję, jak to wszystko wzbiera, tak po samo gardło…wiesz, że on czuje… ja wiem…no taką perwersyjną przyjemność, że ktoś cierpi? Że on jest kurna wniebowzięty, jak ktoś się go boi? ... wiesz, że ja nawet nie mogę powiedzieć nic dobrego o moim ojcu?

Przerwał. Spojrzał gdzieś przed siebie. Zaszkliły mu się oczy. Po chwili doszedł do siebie.

- Jak przyszedł rachunek za telefon na ponad trzy stówy to zwalił na mnie. Wiesz, jak to on: „skurwiel, nierób, to on wszystko nadzwonił!” No to ja proszę mamę wiesz, żeby billingi wziąć. A on nagle, że po co, że niepotrzebne, że to tamto…no piany dostał...i wiesz, jazda, że „na kompost cię szkoda burku”, mówi. Mama słucha i wiesz, ja widzę, jak wszystko z niej wycieka. No to próbuję łagodzić, niech przynajmniej kobieta na starość nie cierpi, niech ma chociaż trochę spokoju…ale nie… wreszcie mama mówi, że dobra, dla świętego spokoju weźmiemy te billingi, co szkodzi…a on nagle mówi, że musi szybko wyjść. Do kolegi, do szpitala, a tymczasem on lata do tej swojej lafiryndy. A ja potem na jego biurku znajduję kondony, tak się spieszył...echch…ty wiesz, że jak on wchodzi do domu, to ja normalnie czuję, jak cały środek we mnie chodzi, tak wiesz, jakbyś czuł jakby w tobie coś latało tuż pod skórą, takie kulki, czy coś...i nie możesz tego opanować, patrz…jakby się coś w środku przewalało…

Podniósł rękę. Drżała. Całe przedramię ruszało się, jakby było niezależnym organem.

- I wiesz, że ja tego nie czuję. Nie wiem nawet, kiedy zaczyna latać- mówił zdławionym głosem.

Twarz Bohuna wydawała się martwa. Z papierosa w jego dłoni został tylko kawałek popiołu.

- Próbujesz robić wszystko, ale nie można.- ciągnął Młody- No nie można.To nawet już nie chodzi o mnie. Ja już mam zjebaną psychę do końca życia. Ale on to robi kobiecie, która go kocha, wiesz, ona przez pół Polski tu z nim przyjechała, kurczę, rodzinę dla niego zostawiła! A najlepsze jest to, że jakbyś nawet teraz powiedział coś na jej Kubusia, podgryzłaby ci gardło…A on?- zacytował rozmowę telefoniczną ojca- „nie przejmuj się, jest za głupia, nic się nie domyśli, poznam cię z nią”. I wiesz, że poznał? Żadnych zasad. Daj papierosa.

część pierwsza:
http://tekstowisko.com/maddog/51224/rozpoczynam-nowy-cykl-plus-ilustracj...

zęść druga:
http://tekstowisko.com/maddog/51509/nowy-cykl-dwa

część trzecia:
http://tekstowisko.com/maddog/51745/nowy-cykl-trzy

część czwarta:
http://tekstowisko.com/maddog/52103/powiesc-bracia-cztery

część piąta:
http://tekstowisko.com/maddog/52346/powiesc-bracia-piec

część szósta:
http://tekstowisko.com/maddog/52712/powiesc-bracia-szesc

część siódma:
http://tekstowisko.com/maddog/53391.html

część ósma:
http://tekstowisko.com/maddog/55137.html

część dziewiąta:
http://tekstowisko.com/maddog/55756.html

część dziesiąta:
http://tekstowisko.com/maddog/56240.html

część jedenasta:
http://tekstowisko.com/maddog/56407.html

część dwunasta:
http://tekstowisko.com/maddog/56636.html

PS Zapis rozmowy Grześka i Mariusza to autentyczne dialogi.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

E czemu niedoskonałe?

Wprawdzie doskonałych rzeczy nie ma i do chwili rozmowy (monologu) Grześka z Bohunem takie bez większych wrażeń, to później wciąga.
Bo wcześniej to bardziej zwracały uwagę fragmenty, które mi się stylistycznymi niedociągnięciami wydawały.
Ale może są okej.

pzdr


No właśnie z tego względu

na które zwróciłeś uwagę.

Nie wiem do końca, czy stosować metodę, wg której narrator pisze taką swoją, lokalną manierą, wiesz, żeby było wiadomo, że on jednak jakoś tam siedzi. Czy “piękniej”.

www.pomocdlarenaty.pl


Subskrybuj zawartość