Kukiz, po co ci to było?

Kukiz chciał zorganizować swój klub na zasadzie zespołu rockowego.

Kukiz_400px.jpg

Niekiedy, przy różnych okazjach, zdarzało mi się Kukiza bronić – nie tym razem jednak. To co zrobił, jest po prostu nie do obrony. Wchodzenie w jakiekolwiek alianse z „opcją targowicką”, tuż po tym jak rzeczone targowiczątka zainspirowały antypolską rezolucję w Parlamencie Europejskim, nawet nie ukrywając, że ich celem jest doprowadzenie do jakiejś formy zewnętrznej interwencji mającej wysadzić w powietrze rząd, a co się przy okazji stanie z Polską, to już mniejsza, byleby to oni powrócili w nadwiślańskim bantustanie do władzy, znaczenia i kręcenia lodów – to jest zarówno polityczna zbrodnia, jak i błąd. Jeśli chodzi o przybijanie „grabulki” z nowoczesnym Swetru – cóż, kompromitacja, to mało powiedziane. Pod względem, powiedzmy, taktyki wizerunkowej, bije go tu na głowę „Jożin z bażin” polskiej lewicy, czyli Adrian Zandberg i jego partia „Razem”, która pozostając w radykalnej opozycji skrzętnie dba, by nie przykleiła się do niej łatka koalicjantów skompromitowanego establishmentu III RP. Stąd nigdy oficjalnie nie pojawia się na marszach KOD-u, a gdy podczas demonstracji, jak niedawno miało to miejsce pod KPRM, próbują się do niej przytulić politykierzy z PO i Nowoczesnej, są jednoznacznie wypraszani. Kukiz, ucz się.

Z drugiej strony, to co niektórzy komentatorzy – zarówno w mediach „oficjalnych” jak i w blogosferze – witają z nieukrywaną schadenfreude (na zasadzie „a, nie mówiłem, wreszcie wylazło szydło z worka!”), ja odbieram jednak z pewnym żalem i uczuciem rozczarowania. Wychodzę bowiem z założenia, że każda partia władzy – i PiS nie jest tu żadnym wyjątkiem – potrzebuje bata nad d… I to „bata” nie w postaci opozycji targowickiej i „totalnej”, lecz w postaci siły rozliczającej, ale nie tracącej zarazem z pola widzenia polskiej racji stanu. Pisałem kiedyś, że potrzeba w parlamencie kogoś, kto flankowałby PiS z radykalnych pozycji, tak by nie „wychłódł” mu reformatorski zapał – i zdanie to podtrzymuję. Taką, nazwijmy to, „opozycją propaństwową” mógł – i wciąż mimo doraźnego mezaliansu z PO i Nowoczesną – może wciąż być klub Kukiz'15. Poza parlamentem podobną rolę stara się pełnić wyrosłe na bazie części środowisk skupionych w Ruchu Kontroli Wyborów stowarzyszenie Ruch Kontroli Wyborów – Ruch Kontroli Władzy. Że ten propaństwowy potencjał, mimo histerycznej natury lidera, wciąż w kukizowcach jest, pokazuje przykład tych kilkorga sprawiedliwych, którzy nie wyjęli kart do głosowania – i uważam, że jest takich w klubie więcej, mimo tego, że dali się chwilowo spacyfikować nakazem zachowania dyscypliny. Na marginesie – zachowanie Kornela Morawieckiego i jego prośba, by koleżanka zagłosowała za niego na dwie ręce oraz późniejsze, powiedzmy to wprost, głupie tłumaczenie, że „moralnie wszystko jest w porządku”, zwyczajnie osobistości tego formatu nie przystoi.

Jeżeli prześledzimy dotychczasowe poczynania kukizowców, to na tle pozostałych ugrupowań jawią się oni pozytywnie. W niektórych sprawach popierali PiS, w innych głosowali przeciw, przeważnie starając się merytorycznie uzasadniać dane stanowisko. Słowem, normalna partia opozycyjna. Zarzuty, że Kukiz'15 nie głosuje za każdym razem równo z PiS-em i wrzaski o „zdradzie”, gdy tylko w jakiejś sprawie ma odmienne zdanie, uważam za kretynizm. Nie od tego są w Sejmie. Gdyby Polacy chcieli mieć w parlamencie więcej PiS-u, to zagłosowaliby na PiS. Z jakichś jednak względów część wyborców antysystemowych wolała poprzeć Kukiza i to ich reprezentacją jest jego „ruch” – a że nie był to wybór przypadkowy, świadczą dość stabilne słupki poparcia.

To stabilne dotąd poparcie może jednak po ostatnim wyskoku ulec zmianie – i mimo że na Kukiza nie głosowałem, wcale się z tego nie cieszę. Wolałbym bowiem w kolejnej kadencji widzieć PiS u władzy i Kukiza jako dominującą siłę opozycyjną, niż PiS i różne popłuczyny po III RP. Tymczasem lider zaplątuje się we własne nogi. Kukiz chciał być politykiem niepolitycznym, rządzącym niepartyjną partią, w której panuje samoświadoma dyscyplina bez formalnej dekretacji. Inaczej mówiąc – chciał zorganizować swój klub na zasadzie zespołu rockowego w którym niby pogrywa sobie kilku kumpli, wszystko fajnie, ale wiadomo kto jest liderem i do kogo należy ostatnie słowo – co gramy, a czego nie. Wyszło jednak na to, że tak się po prostu nie da. Ciekawe, czy wyciągnie wnioski z różnicy między polityką, a estradą.

Póki co, sejmowy rockandrollowiec obija się od ściany do ściany i przyznam się, że przestałem już nadążać za jego kolejnymi pomysłami. Zobaczymy gdzie ostatecznie wyląduje – może da mu do myślenia ten triumfalny ryk kolesi od Petru i Schetyny, zanim się okazało, że jednak nie udało się storpedować głosowania. A tak normalnie, po ludzku – Kukiz, po co ci to było?

*

A poza tym:

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Zapraszam na „Pod-Grzybki” ———->http://warszawskagazeta.pl/felietony/gadajacy-grzyb/item/3798-pod-grzybki

Artykuł opublikowany w tygodniku „Warszawska Gazeta” nr 16 (22-28.04.2016)

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Piotrze!

No właśnie, po co mu to?

Pozdrawiam

Myślenie nie boli! (Chyba, że…)


@JM

Ba… chyba chciał być sprytny.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Subskrybuj zawartość