Smoleńsk jako doświadczenie formacyjne

Lud smoleński zgłasza gotowość do podjęcia „obowiązków polskich” – sekta pancernej brzozy nie chce nawet przyjąć do wiadomości ich istnienia.

I. „Lud smoleński”

W niegdysiejszej notce „Lemingi i mohery – małe studium podziału” postawiłem tezę, że Tragedia Smoleńska stała się doświadczeniem formacyjnym – i to dla obu stron społecznej barykady. Postaram się dziś – między kolejną miesięcznicą, a rocznicą stanu wojennego – tę myśl rozwinąć.

Dlaczego akurat Smoleńsk? Ano dlatego, że jest to wydarzenie przełomowe – przed Smoleńskiem różne kulturowo-polityczne podziały były jeszcze możliwe do zasypania, po Smoleńsku – już nie, a przynajmniej nie w dającej się przewidzieć perspektywie. Stosunek do tej tragedii, nawet odkładając chwilowo na bok spór o to, czy był to zamach, czy też splot nadzwyczajnych okoliczności, wyostrzył bowiem dwie fundamentalnie różne postawy. Z jednej strony mamy do czynienia z przebudzeniem sporej społecznej grupy, którą Rymkiewicz ochrzcił mianem „Wolnych Polaków”, reżimowa propaganda zaś pogardliwie nazwała „ludem smoleńskim”, z drugiej natomiast – z rzeszą ludzi kultywujących postawę „moja chata z kraja”, będących targetem „przemysłu pogardy”.

Ów „lud smoleński”, które to pojęcie warto by odczarować z pogardliwej otoczki, tak jak udało się odwojować epitety w rodzaju „moherów” i „oszołomów”, charakteryzuje się, najkrócej rzecz ujmując tym, że zarówno sam zamach, jak i tzw. „katastrofa po-smoleńska”, czyli wszystko to, co nastąpiło już po Tragedii, stały się dlań soczewką skupiającą całą niewydolność i wszechobecną degrengoladę obecnego państwa polskiego. Innymi słowy, kwestia wyjaśnienia tego co stało się na Siewiernym i pociągnięcie do odpowiedzialności winnych jest niezbędnym warunkiem i wstępem do wszechstronnej sanacji przegniłych struktur III RP. Państwo polskie bowiem nie zdało egzaminu, okazało się niezdolne do zabezpieczenia swych najbardziej fundamentalnych interesów. W wymiarze międzynarodowym okazało się bezwolne i podatne na rozgrywki ościennych mocarstw, w wymiarze wewnętrznym zaś – nie było w stanie przeprowadzić niezbędnych działań oczyszczających i naprawczych. Więcej nawet – kasta rządząca, aparat polityczno-urzędniczy, zaczął jawić się wręcz jako struktura wroga narodowi, skupiona na zabezpieczaniu własnych partykularnych korzyści kosztem dobra wspólnego.

Powyższa diagnoza legła u podstaw postawy z gruntu propaństwowej, jaką jest niezgoda na bylejakość szeroko rozumianego życia publicznego oraz na rezygnację z narodowych interesów i aspiracji. Nawiązując do Dmowskiego, „lud smoleński” zdaje sobie sprawę z istnienia „obowiazków polskich”, zgłasza gotowośc do ich podjęcia i wymaga tego samego od swoich elit. Jest to postawa z gruntu racjonalna i jedynie możliwa, jeśli chcemy zabezpieczyć jakąkolwiek wspólnotową przyszłość i byt państwowy. Dlatego też np. Ewa Stankiewicz i Solidarni 2010, odpierając zarzuty o rzekomy irracjonalizm i tworzenie „religii smoleńskiej” wskazują, że bez realizacji postulatów w sprawie wyjaśnienia i rozliczenia Tragedii nie sposób myśleć o jakiejkolwiek trwałej zmianie na lepsze.

II. Anty-smoleńszczyzna

Ale, ta konstytuująca się od 10 kwietna 2010 roku grupa „obudzonych” ze swą propaństwową postawą ma oczywiście swój rewers w postaci „antysmoleńszczyzny”, zwanej również „sektą pancernej brzozy”. Dla nich Smoleńsk również stał się wydarzeniem formacyjnym, tyle że w drugą stronę. Zostali bowiem poddani masowej psychomanipulacji polegającej na bombardowaniu kolejnymi, bez wyjątku fałszywymi „wrzutkami” (naciski, gen. Błasik w kokpicie itd.), skorelowanymi z nawrotem „przemysłu pogardy”.

Operację tę przeprowadzono na kilku poziomach. Po pierwsze, należało rozbić odradzajace się w pierwszych dniach Żałoby Narodowej poczucie jedności i wspólnoty, które przeraziło zarówno rządzących, jak i całą formację Obozu Beneficjentów i Utrwalaczy III RP. Po drugie, miała na celu przerzucenie w powszechnym odbiorze winy za Tragedię na polityczne ambicje braci Kaczyńskich połączone z niekompetencją i brakiem asertywności pilotów, co odwracało uwagę od odpowiedzialności rządu Tuska i strony rosyjskiej. Po trzecie, wychodziła naprzeciw tchórzostwu ogromnej części Polaków i ich pragnieniu „małej stabilizacji” – nawet za cenę zabetonowania sumień. Bo gdyby się jednak okazało, że to nie „błąd pilota” i „naciski”, to należałoby się wybudzić z ogłupiającego błogostanu i podjąć – znów mówiąc Dmowskim – „obowiązki polskie”. A istnienia tychże „obowiązków” zdecydowana większość Polaków zwyczajnie nie chce przyjąć do wiadomości. Po czwarte wreszcie, erupcja przemysłu pogardy z jej kulminacyjnym punktem jakim była batalia o Krzyż na Krakowskim Przedmieściu, miała na celu uświnienie jak największej części społeczeństwa i emocjonalną mobilizację, zwłaszcza młodych, przeciw „pisuarom”, „moherom” i „oszołomom”.

Operacja ta powiodła się znakomicie, głównie dlatego, że spełniała zapotrzebowanie wszystkich tych, którzy jeszcze przed Tragedią dawali się prowadzić jak na sznurku suflowanemu rechotowi z „Kaczorów” i po Smoleńsku zaczynało robić im się łyso – a nikt nie lubi się tak czuć. To dlatego właśnie „antysmoleńska” część społeczeństwa skupiona wokół „sekty pancernej brzozy” reaguje emocjonalnym wyparciem na niezależne ustalenia, zadające kłam oficjalnej wersji wydarzeń zadekretowanej w raportach MAK i komisji Millera. Ustalenia te bowiem powodują u nich psychiczny dyskomfort. Gdyby je przyjęli, musieliby zarazem stwierdzić, że w sprawie Smoleńska zachowali się podle, jak ostatnie świnie – wybierające tchórzliwie własne korytko, niezdolne do skonfrontowania się z rzeczywistością i prawdą o stanie państwa. Swoje znaczenie ma również głęboko zakorzeniony, atawistyczny niemal lęk przez Rosją – bo gdyby się okazało, że to był zamach, to czeka nas „wojna”. To jest dokładnie ten sam sort ludzi, którzy po dziś dzień popierają Jaruzelskiego i stan wojenny.

III. Socjotechnika stanu wojennego

Proszę zwrócić uwagę, z jakim mamy tu do czynienia zapętleniem, z jakim pomieszaniem pojęć. Ci, którzy w Tragedii Smoleńskiej widzą odbicie stanu państwa, z jego wszechobecną bylejakością, tumiwisizmem i „jakoś to będzie”, których żądania w sprawie śledztwa i podważanie oficjalnych ustaleń wynikają z fundamentalnej troski o dobro wspólne, traktowani są jak zgraja irracjonalnych fanatyków. Z kolei tzw. „sekta pancernej brzozy”, która z tchórzostwa i krótkowzrocznego wygodnictwa woli łykać oficjalny przekaz, zaś na każdą negację swej postawy reaguje agresją i wrzaskiem „rzygam już tym Smoleńskiem”, przedstawiana jest w reżimowej propagandzie jako „zdrowy trzon” społeczeństwa, racjonalny i nie poddający się „histerii”. Pewną nadzieję na przyszłość daje co prawda rosnący stopniowo, w miarę sypania się kolejnych elementów „antysmoleńskiej narracji”, odsetek wątpiących w rządową wersję wydarzeń, ale na dzień dzisiejszy do jakiegoś przełomu jeszcze daleko, choć tendencja ta pokazuje, że walenie głową w mur w dalszej perspektywie może przynieść efekty.

Kiedyś już mieliśmy do czynienia z podziałem Polaków wedle podobnego klucza: „warchoły” i „ekstremiści” godzący w ustrojowe fundamenty i podważający sojusze, kontra spokojna większość chcąca pod kierownictwem Partii i Rządu budować ludową ojczyznę. Warto o tej odgrzewanej na naszych oczach socjotechnice pamiętać – i to nie tylko przy okazji kolejnej rocznicy stanu wojennego.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/

Na podobny temat:

http://niepoprawni.pl/blog/287/lemingi-i-mohery-%E2%80%93-male-studium-p...

http://niepoprawni.pl/blog/287/smolenskie-status-quo

Średnia ocena
(głosy: 1)

komentarze

Panie Gadający Grzybie!

Niestety nie jest tak, że wszyscy wyznawcy „sekty pancernej brzozy” są wyznawcami teorii „mniejszego zła” w odniesieniu do wojny polsko-jaruzelskiej. Mam w rodzinie sporo wyznawców tej sekty, więc wiem…

Pozdrawiam


re: Smoleńsk jako doświadczenie formacyjne

Nie chodzi mi o to, że są to konkretnie te same osoby, tylko, że jest to ten sam typ ludzi.

pozdrawiam

Gadający Grzyb


Panie Gadający Grzybie!

Rzeczywiście jest część ludzi, którzy tak działają. Niemniej są tacy, którzy twierdzą, że będą głosować na ober matoła tak długo, jak długo Jarosław Kaczyński będzie aktywny politycznie. Oni nie są zwolennikami mniejszego zła w odniesieniu do wojny polsko-jaruzelskiej.

Pozdrawiam


Subskrybuj zawartość