Swoje przygody z okulista opisal swego czasu Stary...

Swoje przygody z okulista opisal swego czasu Stary...

...w notce Służba zdrowia

A Szeryf opisal swoja przygode z Berlina, ktora pozwalam sobie tutaj zacytowac:

“Dwa miesiace temu ulamalo mi sie “uszko” i musialem sprawic sobie nowe okulary

Znajomi polecili mi zaklad optyczny Fielmann na Müllerstraße 37 (w Berlinie).

Jak tylko znalazlem sie w srodku podeszla do mnie pani z obslugi i “zajela sie” mna. Jak tylko wyluszczylem jej o co mi chodzi wskazala mi poleczki z oprawkami, poprosila bym sobie jakies wybral i za kilka minut bedziemy dzialac dalej.

Juz na samym starcie okazalo sie, ze mam niezlego fuksa. Okazalo sie, ze jest jakas promocja na “zlote” oprawki i zamiast cos 55€ placi sie okolo 15€. (Po 300 i wiecej tez byly)

Po kilku minutach “moja pani” zabrala wybrane przeze mnie oprawki i zaprowadzila mnie na zaplecze do lekarza okulisty. Tam przez dobre 20 minut patrzylem w jakas maszyne – wygladalo jak mikroskop – przez okular najpierw jednym, a potem drugim okiem.

Pani doktor wyswietlala tam dziesiatki literek, a ja musialem odpowadac – widze, nie widze, teraz lepiej, a teraz gorzej (Jak juz literke widzialem, to pani jeszcze bawila sie ostroscia)

Gdy juz skonczylo sie badanie, pani doktor dala mi pare papierow i wyszedlem z zaplecza, tam zaraz natknalem sie na moja pania, ktora zaprowadzila mnie z powrotem do glownego salonu i posadzila przy stoliku.

Chwile pozniej przysiadl sie na przeciwko pan optyk. Wzial ode mnie papiery od pani doktor, poczytal, cos tam podopisywal i zaczal mi opowiadac o szklach. Ze sa takie, i takie i jeszcze inne – od razu informujac ile ktore kosztuja.

Zdecydowalem sie na takie z poziomu stanow cenowach srednich. Pan przytakna, znowu cos popisal, wstal, podszedl do mnie poprosil bym wstal rowniez, jakas miarka mierzyl mi chyba rozstaw oczu, czy cóś, notowal w papierach po czym poprosil mnie, zebym kilka minut zaczekal i sobie gdzies poszedl. Bym sie nie nudzil dostalem do przejrzenia katalog o okularach, szklach itd.

Po niepelnym kwadransie wrocil z gotowymi okularami. Przymiezylem, cos tam jeszcze przy uszkach popoprawial i zapytal czy okulary sa wporzadku i …czy decyduje sie je kupic (sic!)

Musze przyznac, ze oniemialem – znaczy moglem powiedziec, ze nie podoba mi sie ta robota i isc w diably!

Stanalem jeszcze raz przed lustrem, pomacalem oprawki zrobilem madra mine i powiedzialem, ze bardzo mi pasuja, widze super i wogole OK, biore.

Usiedlismy do stolika. Pan optyk znowu cos tam grzebal w papierach, kalkulator wyciagna i na jakiejs kartce wyniki zapisywal. Wyszlo cos ok. 70€ (oprawki w promocji)

I tutaj pan zapytal mnie czy chcialbym te okulary ubezpieczyc, kosztuje to 10€ na rok, ale jak sie cos popsuje, to za darmo mi naprawia, szklo wymienia itd.

Pomyslalem sobie, 70 czy 80€ zadna roznica i tak mam fuksa z oprawkami – liczylem, ze wydam ze 120€.

Tak, chce sie ubezpieczyc. Pan powiedzial OK i znowu zaczal patrzec w te papiery, liczyc na kalkulatorze i wyniki na kartce zapisywac. Przyznam, ze zdziwilo mnie to – co za problem dodac 10€ do juz raz dokonanych obliczen.

Pan skonczyl liczyc – jak uslyszalem co powiedzial, to myslalem, ze spadne z krzesla.

Otoz: poniewaz sie ubezpieczylem, to przysluguja mi znizki (sic!) na oprawki nie, bo w promocji, ale na szkla i robocizne tak. Nowy rachunek – cos ok. 48€

I on jeszcze zapytal mnie, czy zgadzam sie na to wszystko!

Tak, zgadzam sie OK. Alles klar.

Pan zaprowadzil mnie do kasy. Tam pani wypisala rachunek, pobrala oplate i dala mi pochewke i irchowa szmatke do czyszczenia szkielek – prezent od firmy.”

Jerry


Dlaczego Pan Y słabo widzi służbę zdrowia (dedykowane Igle Kozakowi) By: yayco (18 komentarzy) 14 styczeń, 2008 - 17:44