Umowa społeczna, a proces Wojciecha Jaruzelskiego

Proces Wojciecha Jaruzelskiego i innych członków Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, a także członków ówczesnych władz partyjnych, wzbudza w mediach dość skrajne komentarze. Zarówno zwolennicy, jak i przeciwnicy sądzenia generała, wychodzą z różnych przesłanek. I najczęściej, co jest już polską specyfiką rozpatrywania historii najnowszej, próbują odnieść proces do teraźniejszości.

Zrozumienie motywacji działań uczestników stanu wojennego (jego sprawców, uczestników dobrowolnych, mimowolnych… i przymusowych), jest odsuwane na bok. Przyczyną tego jest to, że obie strony, rozpatrują sprawę, jako element nie tyle samej historii, lecz tak zwanej polityki historycznej, swego rodzaju boju o pamięć. To rzecz, która w skrzywionej formie została nam w życiu społecznym po tak zwanej IV RP.

Warto pamiętać, że proces, który jest de facto procesem politycznym, jest prowadzony przed sądem karnym, na podstawie paragrafów o przestępstwie pospolitym. Przeciwnicy wprowadzenia stanu wojennego nie znaleźli innych możliwości, aby dopaść generała, niż zniżenie się do swego rodzaju łamańców prawnych. To zaciemnia obraz samego procesu, który stara się rozjaśnić swoimi wyjaśnieniami Wojciech Jaruzelski, ale to z kolei powoduje nerwowe, żeby nie powiedzieć, histeryczne reakcje. Antoni Dudek, historyk IPN, doradca prezesa Janusza Kurtyki, skomentował wczorajsze wyjaśnienia generała, składane przed sądem, oświadczając, że ten tłumaczy się jak dyktator.
Pomijając sformułowani Dudka, warto pamiętać, że IPN, jego pion śledczy, jest właśnie oskarżającym Wojciecha Jaruzelskiego i tego rodzaju komentarze, jakie usłyszeliśmy wczoraj, można określić jako próby nacisku na niezawisły sąd. Rzetelny naukowiec powinien się odnieść do zeznań oskarżonego w formie publikacji, a nie emocjonalnej wypowiedzi do kamer.

Nie da się rozpatrywać, historycznie i politycznie, procesu Wojciecha Jaruzelskiego, bez kontekstu Okrągłego Stołu. Kilkakrotnie już stwierdziłem, że ten proces jest złamaniem swego rodzaju porozumienia społecznego, umowy, jaką zawarł Wojciech Jaruzelski i jego środowisko polityczne, z innym środowiskiem, reprezentowanym przez działaczy opozycji demokratycznej. Można to porozumienie, które doprowadziło do częściowo demokratycznych wyborów w roku 1989, różnie nazywać – umową społeczną, kontraktem, czy paktem – ale jest bezspornym faktem, że dokonało się to w formie pokojowej – i dobrowolnej. Nikt, a ni nic (poza mediacjami Kościoła Katolickiego) nie zmuszał Jaruzelskiego do wejścia w ten układ i podporządkowaniu się całego aparatu państwa, w tym aparatu represji, ustaleniom wydyskutowanym przy stole negocjacyjnym.

Nie czas i nie ten problem generaliów państwowości i społeczeństwa, aby tu przywoływać podstawy teoretyczne i filozoficzne umów społecznych, chociażby Johna Locke’a, którego teoria polityczna zawierała również te zagadnienia. Warto jednak wspomnieć, że Okrągły Stół przywoływał i przywracał w Polsce, właśnie w formie nowej umowy, rządy prawa i demokracji, które są w jego poglądach i pracach zawarte, w tym przywrócenie władzy całej wspólnocie, społeczeństwu.

Wojciech Jaruzelski, w porozumieniu z opozycją, w kwietniu 1989 roku, kiedy zostały podpisane porozumienia, stworzył nową, legalną władzę państwa, która uzyskała zgodę i aprobatę społeczeństwa. Zostało to potwierdzone wyborami z czerwca tegoż roku. Warto pamiętać, że była to decyzja suwerenna ówczesnej komunistycznej władzy, która oddała władzę społeczeństwu, otwierając szeroko drogę do demokratyzacji życia społecznego. Oczywiście, nie mogło się to odbyć bez wpływów zewnętrznych, poruszonych radziecką pierestrojką, ale to właśnie w Polsce zaczęła się tak zwana Jesień Narodów, które zwieńczeniem był upadek muru berlińskiego.

Umowa, która został wtedy zawarta, nie zamykała drogi do dochodzenia sprawiedliwości za zbrodnie komunistyczne. Ale suwerenne decyzje obu stron, także tej opozycyjnej, powinny dawać jej sygnatariuszom prawo do rzetelnej i całościowej oceny ich działań.Jednak nie przed sądem karnym, na podstawie dętych, sfingowanych i naciąganych oskarżeń.

Siły polityczne, skupione wokół Instytutu Pamięci Narodowej, chcą nie tylko rozliczyć generała Wojciecha Jaruzelskiego za stan wojenny, ale przede wszystkim chcą podważyć jego legitymację do reprezentowania państwa przy Okrągłym Stole – i dalej, podważyć wiarygodność jego ustaleń.

Prowadzi to do takiego paradoksu, że instytucja państwa demokratycznego, IPN, broni de facto przed sądem III RP, który działa na podstawie nowej ustawy zasadniczej, Konstytucji RP z roku 1997, zapisów i legalności działania konstytucji państwa komunistycznego, PRL.
Osią oskarżenia, w wymiarze karnym i politycznym, jest udowodnienie, że WRON i Wojciech Jaruzelski złamali zapisy konstytucji państwa, które było wrogiem demokracji i które zostało narzucone Polakom przez sowieckiego okupanta…

Niestety, tego rodzaju pogląd nie broni się racjonalnej krytyce.
W tym politycznym procesie tak postawiona sprawa świadczy tylko o tym, że chodzi tu o zemstę – ale również o załatwienie innych, wewnętrznych porachunków polskiej opozycji demokratycznej, dla której ewentualny wyrok na Wojciechu Jaruzelskim może być doskonałym punktem wyjścia.

Azrael

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Nawet jeżeli była umowa społeczna,

to zniknęła.
Poza tym umowa społeczna nie jest umową prawną.
A po za tym wyczerpał się konsensus społeczny zbudowany przez środowisko KOR i postkomuny.
Oba te obozy zbankrutowały.
SLD jest już tylko łatwo do określenia/opisani przestępczą sitwą, która również trafi przed sąd.
Natomiast druga strona, KOR, jest już tylko wielkim finansowo-medialnym koncernem, który stracił monopol i rząd dusz.
Okazał się moralno-etycznym karłem dbającym tylko własną kasę i bezwzględnie niszczącym przeciwników i dawnych partnerów.


Celny komentarz

Jest to faktycznie bardzo słuszne spostrzeżenie, że mianowicie w ramach procesu autorów stanu wojennego mamy w istocie rzeczy do czynienia z kolejną próbą podważenia prawomocności rozstrzygnięć Okrągłego Stołu, czyli z próbą sformalizowania tezy, że w Magdalence i przy Okrągłym Stole mieliśmy w istocie rzeczy do czynienia z dogadywaniem się zdegenerowanej opozycji z nieprawomocną włądzą z pominięciem opozycji “prawdziwej”, czyli “narodowej i patriotycznej”.

Tak – coś w tym jest !

Pozdrawiam Azrael – fajnie, że tu piszesz. A tak poza tym – czy wybierasz się na kolejną rocznicę “Salonu24”. Bo ja chyba już nie… to środowisko mi jednak nie leży.


@Ziggy

Wybieram się, ale tylko po to, aby się spotkać z kilkoma dziennikarzami. Poza tym, tam już nie ma żadnego “środowiska”. Chyba, że można po to podciągnąć Marylę i jej pomagierów… :)

Pozdrawiam


@Zbigniew P. Szczęsny, Azrael

Jak to fajnie tak wszystko wiedzieć... I mieć pewność, i mieć spokój… A jak ja powiem głośno, że to ściema była, to co? Do sądu mnie Panowie obaj podacie wzorem Adama M. broniącego “czci” swojego tatusia?

Niesmaczny jest ten festyn kadzenia. Zdecydujcie się wreszcie: można się spierać o historię i podważać oficjalne wersje – czy nie?


@Konrad

Oficjalne wersje? Czyje oficjalne? I po chokerę Michnika w to mieszasz? Jak Ziemkiewicz… nie może żyć bez Michbnika


@Azrael

Nie moja wina, że na wszystkich czołówkach dzisiaj Michnik skarżący IPN.

A co do meritum: była umowa, zawarta z bandą, która groziła, że jak się z nimi nie dogadać, to przyjdą tacy jeszcze gorsi (mityczny “beton”, co to miał się zbuntować i urządzić rzeź). Jak dla mnie wyczerpuje to znamiona umowy zawartej pod przymusem, ergo – nie wiążącej. Jak mawiał margrabia Wielopolski “brać, nie kwitować, żądać więcej”. “Księcia” pewnie znasz, to zajrzyj. Też jest tam parę rzeczy o umowach.

Mogę jeszcze zrozumieć jakieś racjonalno pragmatyczne argumenty za zostawieniem Jaruzela w spokoju, ale nie wyjeżdżaj mi tu proszę z dotrzymywaniem umów i WRONą jako ofiarami zemsty, bo to po prostu śmieszne.

z niegasnącą nadzieją na normalną rozmowę, pozdrawiam


Korzenie są tutaj

http://www.rp.pl/artykul/2,201261_Michnik_pozwal_IPN_za_ojca_.html

Można jednocześnie bać się Moskwy i z nią flirtować oraz stroić się w piórka patrioty.

Byle siedzieć w polskim więzieniu i pod polskim prawem.


@Banan

Wiesz co?

Ja tam wcale nie wiem, czy ściema była. Teraz tak się łatwo mówi, ale tak się składa, że zaraz przed stanem wojennym jechałem z mamą do rodziny w Wilnie. Do Giedroyciów.

Jechało się wtedy tak dołem, przez Grodno – i wiesz co? Ano zaraz za polską granicą stały duże zgrupowania Armii Czerwonej z czołgami i sprzętem pancernym.

Na granicy – normalka – ruscy pogranicznicy biegali po wagonach, rozkręcali sufity i pytali podróżnych “Rużja niet? Partizanów niet?” a zapytani po co te pociągi z wojskiem śmiali się i mówili, że “w Polszu budut jechat”.

Więc, Banan – historycy widzą jedno a własne oczy drugie…

Potem, w rodzinnym gronie wielokrotnie dyskutowaliśmy to zdarzenie, nie mogąc uwierzyć, że są tacy, którzy mówią, że rosyjskiego zagrożenia nie było…

Bo ono było – również w Legnicy w garnizonie panowało pobudzenie, co wiem od rodziny (mieszkałem wówczas we Wrocławiu).

Więc nawet jeśli Ruscy na interwencję by się – jak twierdzą historycy IPN – nie zdecydowali, to całkiem nieźle blefowali.


Azrael

Można to porozumienie, które doprowadziło do częściowo demokratycznych wyborów w roku 1989, różnie nazywać – umową społeczną, kontraktem, czy paktem – ale jest bezspornym faktem, że dokonało się to w formie pokojowej – i dobrowolnej.

Należy je nazwać tym czy naprawdę było – porozumieniem elit ponad czy raczej obok podzielonego i rozbitego społeczeństwa , które ze względu na swoje zatomizowanie z pewnością nie było żadną całością zdolną do zawierania jakiejś mitycznej umowy społecznej.

Porozumieniem bardzo dla kraju szczęśliwym, które rzeczywiście dało początek całej lawinie szczęśliwych wydarzeń ale niczym innym.

Dlatego nie bardzo mogę zgodzić się z tezą, że zasada Pacta sunt servanda ma obowiązywać wszystkich a nie tylko stron porozumienia.

Poza tym, niedługo odbyły się wolne wybory i to one są źródłem prawomocnych zobowiązań, a nie to co Panowie miedzy sobą w Magdalence ustalili.

Jeszcze jedno – mam podobnie jak i ty dużo wątpliwości co do tego procesu, szczególnie co do kwalifikacji prawnej czynu ale doprawdy nie zaciemniajmy istoty rzeczy – nikt Jaruzelskiego i s-ki za Okrągły Stół karać nie chce.

Akt oskarżenia dotyczy wprowadzenia stanu wojennego czyli przeprowadzenia wojskowej inwazji na swój własny kraj. Wykorzystanie armii przeciwko cywilom. Tego żadne późniejsze zasługi nie mogą przekreślić, choć z pewnością musza mieć swoje znaczenie.

Zresztą gen. Jaruzelski od lat powtarza, że bierze pełną odpowiedzialność za wprowadzenie stanu wojennego. Niech się zatem z nią zmierzy.


@Artur Kmieciak

>>Należy je nazwać tym czy naprawdę było – porozumieniem elit ponad czy
>>raczej obok podzielonego i rozbitego społeczeństwa , które ze względu na
>>swoje zatomizowanie z pewnością nie było żadną całością zdolną do zawierania
>>jakiejś mitycznej umowy społecznej.

E tam,

Zawsze jakieś elity dogadują się ponad społeczeństwem, które w najlepszym razie zostanie na koniec zapytane w referendum:

Chcecie żeby dalej było źle, czy wolicie, żeby było już dobrze?

No bo do tego na ogół sprowadzają się referendalne pytania.

Więc co tu dziwaczyć? – Dogadali się i dobrze. Jeśli teraz się to komuś nie podoba, to niech nie przeczy, że chodzi o to, że mu sie nie podoba a nie, że chodzi o jakąś sprawiedliwość.

A Stan Wojenny? Cóż – syf zrobili, ale zdaje się, że mieli takie prawo. Wątpię, żeby sąd mógł wydać inny wyrok. Dlatego zresztą takie dziwaczne sformułowanie aktu oskarżenia…

Pozostaje odpowiedzialność polityczna a za tzw. zbrodnie stanu wojennego powinni odpowiedzieć bezpośrednio odpowiedzialni za wydanie konkretnych poleceń a nie Jaruzelski czy Kiszczak, bo oni w Wujku jednak do ludzi nie strzelali i zdaje się, że rozkazu żeby strzelać też nie wydali.


Zbigniew Szczęsny

Zawsze jakieś elity dogadują się ponad społeczeństwem,

Ale bywa tak, jak w chwili obecnej, że elity te pochodzą z wyboru. Tamte nie były z wyboru, nie miały demokratycznego mandatu. Tak naprawdę to w sensie konstytucyjnym były porozumieniem pomiędzy władzą uzurpatorską, nieprawomocną, a zupełnie prywatnymi jegomościami, którzy mogli wiążąco zobowiązywać jedynie siebie.

Chyba, że odrzucimy demokratyczny wybór jak źródło prawomocności władzy politycznej ale rozumiem, że nie porzucamy?

A Stan Wojenny? Cóż – syf zrobili, ale zdaje się, że mieli takie prawo.

No właśnie to się dopiero okaże.


Błąd logiczny

Uznaje pan, że nie można rozpatrywac stanu wojennego bez kontekstu OS. Niby tak, ale…
Gen. Jaruzelski wprowadzając stan wojenny nie myślał o żadnym okrągłym stole ani o jakichkolwiek reformach – czy to gospodarczych czy politycznych.
Natomiast, z drugiej strony należy doceniać tych, którzy mimo uznania stanu wojennego za przestępstwo a działania władzy w stanie wojennym za nieuzasadnione wprowadzenie władzy dyktatorskiej cofające Polskę do czasów stalinowskich, zdecydowali się na ugodę z władzą, na negocjacje, na wspólne szukanie wyjścia ze straszliwej zapaści gospodarczej.
Nie tyle więc oklaski dla gen., że był OS, ale dla tych, którzy mimo iż reprezentowali zupełnie przeciwne poglądy, zgodzili się na porozumienie z władzą.
Jeżeli używa pan sformułowania “dopaść generała” to może warto też pisać, że generał “dopadł Polaków”.


Zdecydowanie

błędne zastosowanie pojęcia umowy społecznej. Zarówno w odniesieniu do Stanu Wojennego, jak i do ustaleń Okrągłego Stołu.

Ale poza tym tekst trzyma się logiki. Napisze więcej, jak ponownie przeczytam.


@Artur Kmieciak

No wie Pan,

W czasach Okrągłego Stołu – pamiętam je dobrze – z całego mojego grona znajomych jedynie jedna osoba nie popierała środowiska roeprezentowanego przez ówczesną stronę Solidarnościową.

Powiedziałbym, że chociaż wyborów nie było – w szerokim sensie społecznym Wałęsa, Kuroń, Geremek, Michnik czy nawet wówczas – Lech Kaczyński – mieli poparcie społeczne przez… aklamację.

Więc nie wiem o co Panu chodzi.


Zbigniew P. Szczęsny

Powiedziałbym, że chociaż wyborów nie było – w szerokim sensie społecznym Wałęsa, Kuroń, Geremek, Michnik czy nawet wówczas – Lech Kaczyński – mieli poparcie społeczne przez… aklamację.

To, moim zdaniem, jedno z najbardziej charakterystycznych złudzeń tzw. opozycji. Jego kres to wybory prezydenckie i przegrana Mazowieckiego z przybyszem z Peru, choć niektórzy łudzili się jeszcze także i później.

Dlatego nie mogę się zgodzić, że opozycja miała poparcie przez aklamację bo większość ludzi nie była ani z nią, ani przeciw, tylko obok. Proszę zwrócić uwagę na pierwsze wybory – niewiele ponad 60% frekwencji przy urnach, a chodziło przecież o wyjście z komunizmu, o plebiscyt, a nie standardowe wybory z jakimi mam do czynienia w normalnym, demokratycznym kraju

Ja także ten czas dobrze pamiętam i jestem przekonany, że kompromis został tak sprawie zawarty z racji słabości obu, układających się stron.


Subskrybuj zawartość