Kryminał 3.1.

Lucjan Biernacki wyjął resztkę ukruszonego korka z szyjki butelki. Strząsnął okruchy na deski werandy, po czym rozparł się w krześle. Kątem oka dostrzegł, że w jego stronę, mijając drzewa w ogrodzie, idzie uśmiechnięty porucznik.

– Dobrze, że nie złamał pan nogi. Następnym razem niech pan wchodzi furtką. Tak jak ja. Bardzo proszę — zwrócił się do porucznika, kiedy ten pojawił się na werandzie.

– Dzień dobry. Pozwoliłem sobie skrócić drogę. Przypomniały mi się stare czasy. Przychodziłem tu z kolegami, wtedy jeszcze żył pana ojciec, niech pan sobie wyobrazi, kraść jabłka. Tylko płot był dużo niższy. Ale poza tym wszystko się zgadza. Pamiętam jakby było wczoraj. Bardzo pana przepraszam, panie Lucjanie. Stare nawyki. Więcej się nie powtórzy — porucznik uśmiechnął się do Biernackiego.

– Odważne wyznanie jak na policjanta. Zwłaszcza, że nie wyjaśnił mi pan jeszcze, czy przyszedł prywatnie, czy służbowo — Biernacki odwrócił się i odstawił butelkę na podłogę.

– Ależ oczywiście, że prywatnie. Służbowo starych znajomych odwiedzam rzadko. Nie jestem pamiętliwy.

– A to ciekawe, bo mówią co innego — Biernackiemu najwyraźniej nie udzielił się dobry nastrój porucznika.

– Panie Lucjanie, czego ludzie nie opowiadają. Mówią też na przykład, że pana bratanek zamordował Czernika, bo pokłócili się o dziewczynę. A wiemy przecież, że to bzdura. Albo, że pobili się w amoku, po tym jak obaj napalili się tego świństwa, co to pana bratanek sadził kiedyś na waszej działce za miastem.

– To było kilka lat temu. Kilka lat temu posadził i wyrwał kilka lat temu. Co pan opowiada? — Biernacki podniósł głos. — Panie Poruczniku...

– Dobrze, dobrze — porucznik starał się załagodzić sytuację — nie o to mi chodzi. Wiemy, że tak nie było. Obaj wiemy. Panie Lucjanie, to był przykład. Może niezręczny, ale tylko przykład.

– Bardzo niezręczny, proszę pana — zdecydowanie, ale już opanowanym głosem, odpowiedział Biernacki. — Niech pan nie nadużywa mojej gościnności. W czym mogę panu pomóc?

– Krzysiek w pracy? — porucznik zdawał się być niezrażony dotychczasowym przebiegiem rozmowy. — To dobrze — odpowiedział sam sobie, widząc, że Biernacki kiwa głową. — Panie Lucjanie, zastanawia mnie kilka szczegółów, które nie pasują... Oczywiście nie pasują moim zdaniem. Intuicja podpowiada mi...

– Pana intuicja... — przerwał Biernacki — jakby to panu grzecznie wyjaśnić...

– Tak. Rozumiem pana — ciągnął porucznik — ale, proszę zrozumieć, obaj występujemy w nieco innych rolach. To moja wina. Źle zacząłem tę rozmowę. Bardzo pana przepraszam. Wstąpiłem do pana nie po to, żeby wracać do starych spraw Krzyśka, ale po to, żeby porozmawiać o kilku detalach. Wiem, że pan zaangażował się w tę sprawę. Nie mam złych intencji. Nie szukam haków na pana bratanka.

Biernacki przysłuchiwał się i powoli zaczynało go nawet bawić, że pod wpływem jego wzroku porucznik zacina się i czerwieni.

– Nie wiem o co panu chodzi — powiedział po chwili milczenia, — ale proszę, możemy porozmawiać. Niech pan wyłuszczy, że tak powiem, w czym rzecz.

Średnia ocena
(głosy: 0)
Subskrybuj zawartość