Bombaj

Znowu podróżniczo mi się zrobiło podczas zjadania resztek trzydniowej tikki masali z kurczaka. Ta podróż, choć służbowa i tylko/aż Bombaj obejmująca wywarła na mnie ogromne wrażenie. Nawet nie wiem dlaczego. Chyba nie wiedziałam, że te inne światy są aż tak inne, a ludzie tak samo ludzcy jak wszędzie.

Przez trzy tygodnie mieszkałam w saunie. Był wrzesień, kończyła się pora deszczowa i lało zaledwie 18 godzin na dobę. Tam nikt sie tym nie przejmował. Naprawy dróg trwają w Bombaju na okrągło. W maju wraca monsun i znowu zmywa wszystkie drogi, które niestrudzeni mieszkańcy miasta remontowali przez ostatnich kilka miesięcy. I tak w kółko.

Czasu na chodzenie i zadziwianie się otoczeniem było niewiele i większość czasu niestety musiałam spędzić w biurze. W jednym openspejsie pracowało ponad 600 osób. Byłam prawdopodobnie jedyną białą kobietą w całym budynku, jeśli nie dzielnicy, w związku z czym wzbudzałam duże zainteresowanie i przyciągałam ciekawskie spojrzenia nie tylko płci przeciwnej. Można się do tego przyzwyczaić. Trochę trudniej wyciągnąć koleżankę z pracy na piwo, ale okazało się, że nie jest to niemożliwe :)

Wybrałam kilka ulubionych zdjęć z tych, które udało mi się zrobić.

To w drodze do pracy.

chlopaki_ida_do_pracy.jpg
laski.jpg
DSC06150.jpg
tata.jpg
taxi.jpg

A po pracy chwila wytchnienia w parku Nirvana.

park_nirvana.jpg

i wieczorny spacer…

wieczorem.jpg

W weekend moi gospodarze zabrali mnie do miasta i pokazali meczet Haji Ali, do którego nawet udało mi się wejść.
Tego, co widziałam w drodze do Haji Ali nie da się opisać, ani sfotografować, przynajmniej ja nie miałam serca wyciągnąć aparatu. Droga usłana była bezdomnymi ludźmi, których prawie nagie ciała ukazywały najbardziej wymyślne zniekształcenia, jakie można sobie wyobrazić. Dobierali się zazwyczaj w 3-4 osoby i leżąc w upale wyśpiewywali mantry. Zdjęcie zrobilam dopiero kiedy dotarłam na koniec kamiennego molo prowdzącego do wysepki gdzie stoi świątynia.

droga_do_haji_ali.jpg
haji_ali.jpg

Następny weekend był bardziej radosny. Bombajczycy (i nie tylko oni) świętowali Ganesh Chaturthi, czyli dzień, w którym na świat przyszedł syn Sziwy i Parvati. Bombajczycy świętują przez 10 dni, tańczą na ulicach, w domach przygotowują ołtarzyki na cześć Ganeshy, na których składają specjalnie przygotowane potrawy (które potem naturalnie zjadają). Ostatniego dnia, Ganeshę wynoszą z domów, aby utopić go w morzu.

oltarz.jpg
utopic_Ganeshe.jpg

Liczyłam na to, że morze będzie lazurowe i że będę mogła w nim przynajmniej pobrodzić, lecz nie wyglądało zachęcająco.

plaza.jpg
lifestyle.jpg

Udało mi się też zobaczyć zwyczajną hinduską świątynię. Najpierw kupiliśmy kwiaty, żeby je tam złożyć, a potem dziadek-klucznik odprawił nade mną jakieś skomplikowane puja i odprawił mnie z bananem, kryształami cukru i kwiatem lotosu.

kupujemy_kwiaty.jpg
swiatynia.jpg
kwiat_lotosu.jpg

Naturalnie kupiłam sobie sari, którego nigdy nie założę. Nie polecam sklepów z sari paniom, które mają lekką ręke do wydawania pieniędzy :)

sari.jpg

No a skoro sari już było, nie pozostało mi nic innego jak przed samym wyjazdem zrobić sobie tzw. mehendi.

maluje_0.jpg
maluje.jpg
pomalowane.jpg
pomalowane_2.jpg

Dzień przed wyjazdem zadzwonił do mnie szef uświadamiając mi, że pomyliłam dni odlotu i że już od kilku godzin powinnam być w Warszawie. Obiecał, że firma nie zostawi mnie w potrzebie i załatwił bilet. Chciało mi sie płakać, bo wcale nie miałam ochoty wracać. W samolocie wytłumaczyłam grzecznie sąsiadowi spoglądającemu na moje dłonie, że nie jestem mężatką i nie płaczę za ukochanym.

Potem przeczytałam książkę Gregory David Robertsa pod tytułem Shantaram. Została niedawno przetłumaczona na polski. To historia heroinisty i recydywisty, który ucieka z więzienia gdzieś w Australii i trafia właśnie do Bombaju, gdzie najpierw mieszka w slumsach, a potem poprzez współpracę z tamtejszą mafią trafia do Afganistanu. W międzyczasie poznał prawdziwą przyjaźń, zakochał się, zagrał w filmie Bollywoodu, przesiedział kilka miesięcy w bombajskim więzieniu oraz zmierzył się po raz kolejny ze swoim uzależnieniem. Marzę o tym, żeby wrócić do Bombaju choćby po to, żeby napić się zimnego Kingfishera (kóry smakuje trochę jak polopiryna) w knajpce Leopold’s gdzie autor spotykał się ze swoimi znajomymi zanim zdarzyły sie wszystkie rzeczy, które potem opisał.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Podróż życia!

Piękne zdjęcia!

;)

Pozdr


Rafal,

mam nadzieję, że podróż życia jeszcze przede mną, ale jeśli tak, to Bombaj na pewno znajdzie się na trasie :)

Dzięki :)


No, widać, że Anu pozazdrościła

Gretchen Bali i też się pochwalić chciała:)

A poważniej to zdjęcia cudne, no, te wzorki na rękach tyż fajne, w sumie mógłbym sobie takie zrobić:)
Chyba że to tylko kobiety nosić mają?

A w ogóle do Indii z chęcią bym się wybrał kiedyś, tak się składa, że dwie osoby z mojej rodzinki były tam i trochę opowieści ciekawych słyszałem.

pzdr


Grzesiu,

gdzie moje tanie zdjęcia z idiotenkamera się równają do tych Gretchen! No ale pochwalić się chciałam, pewnie, a co!

Wzorki sa super, tylko szybko się zmywają. Na początku zajeżdżają mocno suszonymi grzybami, a potem tak pachną odjazdowo, że nosa oderwać nie można. Nie widziałam mężczyzn z henną na dłoniach, ale widziałam z pomalowanymi paznokciami i wcale nie było to jakieś dziwne czy niespotykane :)

Wiza do Indii kosztuje stówkę, bilet w dwie strony jakieś 2.5 tysiąca pewnie no a na miejscu można kombinować chyba. Nie wiem za bardzo, bo firma płaciła i byłam w związku z tym w hotelu. Pewnie za jedną dobę tego hotelu możnaby na wsi żyć przez kilka tygodni albo i lepiej. A jedzenie jak na naszą polską kieszeń jest tanie nawet w tym ponoć najdroższym mieście Indii. Ja na pewno jeszcze tam wrócę!


Wszystko słyszę,

tylko z opóźnieniem, bo mnie coś wczoraj siekło i trochę puszcza, ale za wolno.
Natomiast to, że choruję (liczę na współczucie…) nie powoduje, że się nie zjawię ni stąd, ni zowąd.

Bardzo zachęcający tekst. Bardzo. I zdjęcia.

To, co mnie zniechęca to właśnie to, czego nie sfotografowałaś... Na Bali takich scen nie zobaczysz. Ludzie nie umierają na ulicach.

Ale zawsze chciałam Indie odwiedzić.

Więc…

Pozdrawiam Ciebie Anu i Ciebie niesforny Grzesiu :))


Droga Gretchen,

no jak to tak! Kuruj się, bo za parę dni być może już nie będzie można się w śniegu wytarzać. Przyjmuj dużo płynów i rób sobie okłady z pościeli :)


No właśnie tak, Droga Anu

Parę dni? Zamierzam jutro być w miarę zdatna do życia. W poniedziałek i tak idę do pracy więc…

Podobno właśnie można się w śniegu wytarzać. Niesłychane doprawdy.

A te Indie takie rozgrzewające przyjemnie. Dzisiaj między jednym zaśnięciem, a drugim przypominałam sobie zapach ciepłego powietrza. Cudnie.

:)


Że jaki ja?

Niesforny?
E tam, raczej spokojny i nudny, no.
A ty Gretchen, zdrowiej a nie przed komputrem siedzisz, no:)
No chyba że pod kocykiem i z jakimiś leczniczymi płynami i specyfikami w pobliżu, to wybaczamy:)

pzdr


Oczywiście,

że niesforny.

Zdrowieję, znaczy robię co mogę. Ogryzek siedzi obok mnie na łóżku, lecznicze specyfiki się walają dookoła.

Zasłużyłam więc na wybaczenie, jak sądzę.

:))


Słuchajcie,

a ja mam zaspy na parapecie, wino w kieliszku, Kocicę na plecach oraz wybór lektur i wszystko wszystkim wybaczam :)


www

czy wszystko wszystkim wybaczam:)

A ja właśnie wstałem i mi zimno, o, jak już tu się chwalimy, tym, co kto ma.
I mam fusy w szklance, bo kawę wypiłem:)

pzdr


fusiarę,

plujkę znaczy.


Ano tak

pzdr


Subskrybuj zawartość