Zombie, czyli ani katolik, ani ateista

Przed kilku laty wpadła mi w ręce prasowa relacja z młodzieżowego programu w jednej z telewizyjnych stacji zachodnich. Jak to w takim programie bywa młódź prowadzila spontaniczne dyskusje, siląc się na nowoczesność i oryginalność myślenia. W pewnym momencie – chyba w celu ożywienia programu – dziatwa zadzwoniła do pewnego pastora z zapytaniem: co to jest chrześcijaństwo i w ogóle religia ?

Pastor najpierw sprawiał wrażenie, że nie jest pewny “czy żartują czy o drogę pytają?”. Gdy w końcu pojął, że te chodzące owoce systemu edukacyjno-medialnego nie stroją sobie z niego żartów, ale rzeczywiście łakną wiedzy, zlitował się nad bidulkami i jął im opowiadać o chrześcijaństwie. Wdzięczni słuchacze uważnie łowili każde słowo wypowiedziane przez gościa. W pewnym momencie wspomniał coś o przykazaniach. Młódź tedy ożywiła się nieco: “Jakie przykazania?”- zapytała chórem. Pastor wyliczał dziesięcioro przykazań, a dziatwa słuchała z rozdziawionymi gębami. Naprawdę jest coś takiego? – pytano. Gdy doszedł do “nie cudzołóż”. Dzieciarnia zawyła: “łoł!” Że to niby takie śmieszne, oryginalne czy co…

Przypomniałem sobie tamten tekst, gdy w połowie sierpnia natknąłem się w sieci na zdjęcie okienka zakładu kserograficznego, na którym pracownik nakleił karteczkę z napisem: “15 sierpnia zakład nieczynny z powodu jakiegoś święta. Prawdopodobnie koncertu Madonny.” Może to i śmieszne, ale przede wszystkim istotne jest to, że – o ile ten przypadek nie jest wyrafinowanym żartem – to ukrywa się za nim właśnie współczesny zombie – taki ani katolik, ani ateista.

Dlaczego nie katolik? Bo choć formalnie jest ochrzczony, bierzmowany, bierze ślub w Kościele, czasami nawet chodzi na Mszę św., to w rzeczywistości wiara go nie interesuje. Taki “żywy trup” katolicki. Tu ważna uwaga: jego formacji nie należy mylić z tą określaną niegdyś mianem katolicyzmu ludowego. Przedstawiciel tamtego katolicyzmu mimo wszystko odznaczał się jakąś formą pobożności i choć czasami miał poważne luki w wykształceniu religijnym, posiadał mimo wszystko zmysł katolicki (sensus catholicus) i naturalną pobożność. Jednak współczesny system oświatowy, plus media oraz dookolny świat nastawiony głównie na realizację potrzeb dwuotworowca (jeść i wydalać), całkowicie przykrył w omawianym typie dawną, naturalną pobożność.

Dla naszego zombie Kościół i Chrystus to abstrakty. Żyje w sposób totalnie wyjałowiony z kontekstu chrześcijańskiego. Jego myśli krążą głównie wokół tzw. miłości (pojmowanej romantyczno-seksualnie), zdobywania pieniądzy, niekiedy nawet atrakcyjnego wykształcenia, pracy, spotkań z kolegami i koleżankami oraz wymyślaniu wciąż nowych form rozrywki. Z reguły nie posiada wyższych potrzeb kulturalnych, choć spotykana bywa wersja z wyższym wykształceniem (ukulturalniona). Jednak wykształcenie nie wpływa specjalnie na jego kondycję duchową. Wiedzie wciąż żywot wegetatywno-zmysłowo-materialny, w pewnym sensie zbliżony do życia zwierzęcego, a zdobyte wiadomości filtruje tak, by miały charakter wyłącznie praktyczny. Wyższe życie duchowe jest mu praktycznie obce.

Dlatego też, podobnie jak zwierzęta, nie czuje potrzeby zadawania sobie pytań o charakterze metafizycznym: Bóg, prawda, kwestia życia po śmierci – w zasadzie nie pojawiają się na wierzchołku jego myśli i nie budzą większych emocji czy ciekawości. Istnieje mechanizm, który skutecznie spycha je w głąb psychiki. Omawiany typ przejawia jakiś pierwotny, zwierzęcy prymitywizm i duchowe zdziczenie połączoną niekiedy z wysublimowaną zidiociałością (nawet pomimo pozornego wykształcenia).

Jak nie katolik, to może ateista? Niestety. Trudno go porównywać także z klasycznym ateistą, gdyż spory światopoglądowe go nie obchodzą. Głównym rysem jego psychiki nie tyle jest antyklerykalizm czy ateizm, co totalna obojętność na problemy wiary czy niewiary. W przeciwieństwie do niego wojujący antyklerykałowie i ateiści raczej wadzą się z Bogiem, nieustannie mają przed oczami fundamentalne pytania i gdy nawet odpowiadają nań negatywnie, to jednak pytania ostateczne jakoś ich zajmują i niepokoją. Naszemu zombie – to wszystko jest obojętne.

Czy stanowi on istotny składnik populacji? Wydaje się, że z każdym rokiem jego znaczenie w społeczeństwie rośnie. Trudno to statystycznie ocenić. Problem polega na tym, że jest on permanentnie mylony z antyklerykałem, ateistą czy katolikiem letnio-ludowym i nie wyodrębnia się się w stosunku do niego specjalnej “taktyki” argumentacyjno-ewangelizacyjnej: ani w publicystyce, ani w katechezie.

Sposób docierania do niego nie powinien opierać się na wysublimowanych formach argumentacji, ale wymaga raczej czegoś, co można by nazwać budzeniem człowieczeństwa lub “egzorcyzmowaniem” duszy zwierzęcej. Dopiero obudzenie w ten sposób “wrażliwości metafizycznej” stworzy szansę na jakąkolwiek efektywną dyskusję.

Średnia ocena
(głosy: 4)

komentarze

Eeee..

Pan się, panie Zaleszczak, coraz bardziej sublimujesz albo inaczej starasz się inaczej.
A ja jestem tylko miejscowym, wioskowym głupkiem.
Na dodatkiem pachnącym kwietyzmem – zarzekam się , że to nie moje stwierdzenie jest, bo zbyt mądre.

Więc może bardziej – kawę na ławę, że tak powiem.
Noo..


Autorze

Tytuł jest bardzo myląco nie na miejscu, zniechęcający do lektury, ale tak sam Pan wybrał. Jednak przeczytałam.
Może to prowokacyjna zachęta, tak można uznać.

Można też odnieść wrażenie, że Pan pisze o tym człowieku, który tę kartkę wywiesił. Może on przecież wcale nie katolik, a żaden ateista i nie wie jakie to mianowicie jest święto?
Mniejsza o to.

Bolesny ten Pański tekst. Bolesny z chrześcijańskiego punktu widzenia.

Takie łatwe oceny, proste przełożenia, domysły podane jak fakty.

Negatywne zrównanie człowieka ze zwierzęciem.

Tzw. miłość (romantyczno-seksualna) .

Pierwotny zwierzęcy prymitywizm i duchowe zdziczenie .

Przypominają mi się słowa Jezusa z Nazaretu, który wspominał o rzucaniu kamieniem. Pierwszy miał rzucać ten, który jest bez winy. Przecież Pan wie, że nikt nie rzucił.

Po co więc Pan rzuca?

Takie to wszystko proste, łatwe i oczywiste w osądzie?

I jeszcze jedno. Ateiści nie wadzą się z Bogiem, jaki mieliby to czynić skoro są pewni Jego nieistnenia?
Mogą wadzić się z wierzącymi, ale nie Bogiem.
Różnica wcale nie jest drobna, jest zasadnicza.

Muszę Panu powiedzieć, że wiele jest w sieci tekstów ludzi wierzących, często nawet katolików, które mnie przygnębiają.
Pański tekst też. Niestety.


Hm, ja zapytam, ale jaki problem?

Co jest złego w obojętności na sprawy wiary/religii?

Co złego, że istnieje gruupa osób, dla których ta sfera jest obca/nieznana czy że nie chce dużo osób saię tym w ogóle zajmować?

Czy trzeba za wszelką cene klasyfikować i jedni musza byc katolikami, drudzy zaś ateistami, którzy jednak ciągle gadaja o Bogu:)

jak to Clown gadał w “Zwierzeniach clowna”

“Katolicy draznią mnie.
Dlaczego?
Bo są nielojalni.
A protestanci?
Ci działaja mi na nerwy swoją ciągłą gadaniną o sumieniu.
A ateiści?
Ci nudzą mnie,m bo ciągle mówia o Bogu?
A kim pan jest?
Ja jestem clownem”

:)


@Igła

Jak na twitterze Pan innym dokładasz to przyznam, że lubię poczytać. Ale teraz to nie wiem, co źle zrobiłem? I jaką kawę na ławę?


@Gretchen

Cyt.: “Przypominają mi się słowa Jezusa z Nazaretu, który wspominał o rzucaniu kamieniem. Pierwszy miał rzucać ten, który jest bez winy. Przecież Pan wie, że nikt nie rzucił.”

Niektórzy to by chcieli, żeby chrześcijanin nie rzucał kamieniem tylko dał się na okrągło policzkować. Jak katolików na okrągło flekują w sieci to ok.? A ja mam policzek nastawiać , tak? Nie będzie tak dobrze. Z drugiej strony nie uważam, żebym rzucał kamieniami. Opisuję tylko zjawisko, które widzę wokół siebie. Czy mam nie opisywać? Przecież jest demokracja, woność słowa, Internet…

Cyt.: “I jeszcze jedno. Ateiści nie wadzą się z Bogiem, jaki mieliby to czynić skoro są pewni Jego nieistnenia?”

Wadzą, wadzą. Cały czas szukają argumentów, wykłócają się w sieci, jakby wciąż nie byli pewni tego swojego ateizmu.


A co tu takie trudne?

Pan się za jakąś gardą kryjesz, i to potrójną.

Powiem szczerze, żem choć katolik z ochrzczenia to blizej mi do kalwinów. Tyle, że nie przywiązuje do tego wagi.
( no i ) Ponbucek głuchy jednakowo na wszystkich.


" Zombie, czyli ani katolik, ani ateista"

takie postawienie problemu zakłada, że można być tylko katolikiem albo tylko ateistą. zaiste ciekawe ciekawe



Subskrybuj zawartość