Smok Wawelski. Historia prawdziwa. cz.2

Po dziewięciu pełnych Miesiącach od Kupały, około roku 680 po narodzinach Pana Naszego Jezusa Chrystusa (co to urodził się jednak cztery lata wcześniej), w pewnej malowniczej osadzie nad Wisłą przyszło na świat dwoje dzieci. Żona władyki powiła syna, nazwanego od ojcowego zawołania, także Krakiem. Z nadzieją, że udane panowanie tatusia dalej pociągnie.
W zgromadzeniu chałup, otoczonym palisadą, na które mówiono Okół, albo cokolwiek mylnie „Gród”, u szwieca zajmującego się na codzień kaletnictwem i łataniem łapci, przygłupia wyrobnica wydała na świat chłopczyka, nazwanego później Skubą.

Młody Krak, modnie zwany Drugim, wyrósł na wielkiego chłopa. I tyle dobrego można by o nim powiedzieć. Rozumu wcale nie tęgiego, silny był nad podziw. Przygarbiony, łapy jak bochny zwisały mu do kolan. Pysk miał osobliwie nieforemny, nos płaski, a usta tak szerokie, że zdawać się mogło, że zębów więcej ma w gębie niż zwyczajny otrok. Oczy miał głupkowate i czerwone. Tak był durny, że przybyłym, a nie znającym, zdawało się, że okrom pastuszków i chramowych idiotów, większego cymbała się nie znajdzie. Dopóki nie zobaczyli brata jego, młodego Lecha. Władyka, o synach dumając, wzdychał boleśnie, a na małżonkę patrzył przy tym bardzo podejrzliwie.

Młody szewczyk Skuba nadzwyczaj foremnym był młodzieńcem. Sprytny, niegłupi, i do roboty nie skory. Leń i obibok w pracach zwyczajnych, jednakże przez dziewki niezwykle był ceniony.
Zwłaszcza przy świętach. W Jare Gody nieraz w wieńcu na głowie pochodom przewodził, a w Kupałę nie bacząc na prąd bystry, potrafił wleźć do Wisły i z tuzin wianków wyłapać!

No i z winy Skuby doszło do potężnego kryzysu.
Wyglądało na to, że energiczne codzienne wyprawy szewczyka nad rzekę, i grzeczne rozmowy z młodymi dziewuchami, nie tak są groźne, jak owe Jare Gody, co dla młódek były najważniejszym dniem w życiu.
Słowem, mogło się zdarzyć, że dla Smoka wkrótce żarcia zabraknie.

Przyszedł moment, że przy Miesiącu Pełnym kapłan Myszko z otrokami chramowymi miast dziewki podłożyli pod jamę barana, i precz w krze odbiegli, patrząc co dalej będzie.
Gad wylazł z jaskini, i barana nieufnie obwąchał. Łeb mu odgryzł i z obrzydzeniem wypluł. Potem otworzył pysk tak szeroko, że aż mu świeczkę kontrolną było widać, i rozdzierająco ryknął. Natępnie ognistą strugą pociągnął po rybackich szałasach, i ruszył ku wioskom, żeby niedobory białka i węglowodorów rychło uzupełnić. Na krainę padł blady strach.. Nastały czasy smoczego terroru.

Zwołane pośpiesznie Kolegium Kapłańskie obradowało długo i bezowocnie. Między sobą kapłani przyznawali, że takiemu Smokowi dziewica, czy kto inny, to ganc pomada, ważne, że w ludzinie bydlę tak zasmakowało, że na inwentarz patrzeć już nie chce. Próby dorobienia ideologii do ofiar ludzkich, innych niż dziewicze, spełzły na niczym. A kłótnia taka była, że kapłani Dażbóg-Swarożyca i Perkuna nawet brali się do noży.
Wreszcie kapłan bogini Makoszy poddał myśl śmiałą, co by Gada zgładzić. Zaproszono Chebdę, sługusa Krakowego do obrad, a ten rzekł, że władyka niechętnie się godzi na eliminację, bądź co bądź, symbolu krainy. Warunki postawił, co by zgładzenie bestyi poszło na karb syna starszego, a śmiałkowi obiecywał za żonę córkę Wandę. Kłopotliwa cisza zapadła. Piękna to była dziewczyna, i mądra nad podziw, ale rozmiary jej seksualnego apetytu budziły postrach u młodzieży płci obojga. Matki z trwogą myślały o możliwości takiego społecznego awansu dla swoich synów.

Rzecz znający kapłan Łady i Kupały znalazł szybko rozwiązanie –„Skuba!”

Nie pytali szewczyka o zdanie, bo honor był to taki, że już nic do gadania nie miał.. Znaleźli w zapadłej głuszy dziewoję, co ją suchoty toczyły, i od ojca drwala za spory okup zabrali. Całe ciało dziewuchy, imieniem Miła, a nazywanej na polanie Owieczką, kapłani pokryli strasznie trującymi driakwiami. O Miesiącu Pełnym Skuba dziewczynę łódką pod jamę podwiózł, i do chrapiącego smoka zaczął wrzeszczeć, co by jego uwagę zwrócić na dziewoję. Że chłód był od rzeki przenikliwy, szewczyk otulił litościwie suchotnicę baranią skórą, i przywiązał do palików, żeby przypadkiem nie zbiegła. Gdy Smok z jaskini wylazł, młodzian chyłkiem odbiegł na Okół, nie chcąc na nieszczęście patrzeć.

Rankiem, gdy zajrzeli grodzianie z kapłanami do jamy, nikogo tam nie było. Ani śladu po nocnych zdarzeniach. I Smok i dziewczyna zniknęli. Nie wieda gdzie. Różne potem słuchy o tych wypadkach chodziły. Ponoć gdzieś na wiślanych łachach, w okolicach dzisiejszego Nowego Brzeska żyło później plemię o łuskowatej skórze, zielonkawej barwy. Mocno na Bogi zawzięte, i sprzyjające nowinkom bizantyjskim. Bitne i Wiślanom nieprzyjazne. Ponoć.

Wincenty Kadłubek zabójstwo Smoka przypisał Krakowi Drugiemu. Marcin Bielski zaś Skubie.
Szewczyk pojął za żonę Wandę, a ta zgodnie ze zwyczajem nie mogła już z młódkami w misteriach uczestniczyć, ani z młodzianami spacerować wieczorami nad rzeką. Skazana na jednego męża szybko przywiodła go do wycieńczenia i śmierci. Tak, że wkrótce Krak mógł z księciem Obodrzyców pertraktować o oddaniu ręki swej córki, dla jego syna, Rodyka.
Ale to już historia całkiem inna.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

No ładnie, Panie Tarantulo, ładnie.

Niezłą ideologię Instytut Pamięci Smoka rozpowszechnia. I wydało się wreszcie, kto pierwszy takie sposoby wymyślił:

Gad wylazł z jaskini, i barana nieufnie obwąchał. Łeb mu odgryzł i z obrzydzeniem wypluł. Potem otworzył pysk tak szeroko, że aż mu świeczkę kontrolną było widać, i rozdzierająco ryknął. Natępnie ognistą strugą pociągnął po rybackich szałasach, i ruszył ku wioskom, żeby niedobory białka i węglowodorów rychło uzupełnić. Na krainę padł blady strach.. Nastały czasy smoczego terroru

Tak więc nieprawdą jest, jakoby barany albo owieczki dziewice zastąpić mogły jako dobro doczesne, jak to inne instytuty głoszą. Smok Wawelski był najpierwszy. Odejście od konserwatyzmu i wstzremiężliwości w stronę konsumpcjonizmu stało się podstawową przyczyną wymarcia smoków. A nie jakiś tam meteoryt.

Dręczy mnie jednak, czym wobec tego żywi się nasz ulubiony Smok W. Czyżby tylko nadzieją?, że tubylcza ludność powróci do żródeł?

Zaś co do Wandy, to ten syn Rodyka jakis feler musiał mieć znaczny, skoro dziewczyna do Wisły skoczyła. Albo miał czegoś za dużo, albo za mało. I to w zdecydowany sposób, skoro aż do tak drastycznych rozwiązań Wanda się posunęła.

Pozdrawiam serdecznie zdumieniem ogarnięty


Panie Lorenzo!

Smok od tamtych czasów przebył długą drogę, i z pewnością gusta kulinarne musiał częstokroć zmieniać. Jeżeli możliwym jest, że założył z Owieczką jakąś osadę w dół rzeki od grodu Kraka, to i pewnie jadać począł na nowo zwyczajny inwentarz. A nie dawali dziewusze więcej niz pół roku zycia! Widać miała w sobie jakiś czar, a Smok ujrzał życie w nowej perspektywie. Dzisiaj niedaleko ma “Jubilat”. I od groma marketów.
Inna sprawa, że jak Gadzisko ogląda współczesne wianki, to strasznie musi się z nas natrząsać. Przez pamięć na dawne czasy.

Wandzie, Valeria Messalina mogłaby łapcie czyścić. Znaczy Rodykowi niedostawało.

Pozdrawiam serdecznie!

tarantula


Świetne

I opowieść. Jak i znakomicie archaizowany język.

Złośliwcy powiadają, że neandertalczyków nie do końca zjedzono. Bardziej jędrne neandertalice pozostawiano na potem. Cichcem z nimi tymczasem baraszkując.

Skutki się potem okazały fatalne. Pozostałe po nich geny jawią się od tego czasu nawet w królewskich pałacach, gdzie rzecz jasna pojedyńcze osobniki je tylko wykazują. Ale już w pałacach mniejszych dostojników jawią się czasem parami a w sejmowych kuluarach całymi klubami.

Grzech zawsze wyłazi. Jak oliwa.

Pozdrawiam serdecznie.


Stary

W książce Wolfa i Buriana “Pradzieje człowieka” jest reprodukcja obrazu “Grupa neandertalczyków w poszukiwaniu nowej siedziby”. Gdyby nie to, że obraz powstał w latach 60-tych można by pomyśleć, że za model dla osobnika pierwszego po lewej stronie mógł posłużyć lider ugrupowania, którego już w sejmie nie ma. Wicelider drugiego ugrupowania, co go też już w sejmie nie ma, w neandertalczyków z kolei nie wierzył wcale. A oni są!
Nie tylko tam, gdzie byłeś łaskaw ich wskazać!
Dzięki za uznanie!

Pozdrawiam!

tarantula


Panie tarantulo,

te złośliwości pod adresem Wandy, to mi różne kawałki Fredry przypominają, którymi mój były uparcie mnie częstował.

Pozdrawiam ciesząc się, że Instytut Pamięci przybranej ojczyzny tak prężnie się rozwija


Panie Sąsiedzie Szanowny

Jest cus takiego, co się prekognicja nazywa. A artyście – jak wiadomo – wizjonera bywają niekiedy.

Milego wieczoru życzę


Jakie zlośliwości, Pani Pino,

jakie tam zlośliwości. Odrobina szczerej prawdy i już zlosliwości. Gdyby tak o Syrence, to zarzut rozumiem. Zreszta ona postacią mityczną jest, a nie z krwi i kości jak królewna W.

Pozdrowienia i dobrego samopoczucia źyczę


Tarantula

Dżen Gunowi, chińskiemu koledze z roku, po paru piwkach będąc szczerze dosyć odradzaliśmy lekkomyślne zbliżanie sie samotnie do katedry paleontologii. Wiadomo, im stale brakuje ogniwa. Mogą nie wytrzymać. Wspomniany przez Ciebie lider byłby chyba jeszcze bardziej zagrożony. Szczególnie z pierwotną fryzurą.


Pani Pino!

Serdecznie witam Nową Krakowiankę w moich skromnych progach!
Spieszę wyjaśniać: Instytut Pamięci Smoczej nie jest od wartościowania przekazu, bo jeżeli tak by być miało, musielibyśmy piać same peany na cześć witalności Wandy i jej bujnego temperamentu. Każde czasy i miejsca mają swoje normy etyczne, a my z rozrzewnieniem czytamy relację Ibrachima inb Jakub, żałując, że tak się z czasem to pokrzywiło. A już dziewojom w tamtych czasach zdecydowanie lepiej było, niż u nas lat temu bodajże trzydzieści…

Instytut będzie jeszcze weryfikował historię Wandy i młodego księcia Rodyka. Oczywiście, jeżeli będzie miał po temu stosowny mandat!

Pozdrowienia serdeczne!

tarantula


Stary

Wspominaliśmy z kolegami dawne czasy, te od Kraka i późniejsze. Ktoś przypomniał uroczy wierszyk z wczesnego stanu wojennego:
“Tu stoi popiersie S….a Albina,
Brakujące ogniwo w teorii Darwina”

Ale dawno to było, i czy prawda aby?

tarantula


Świetne, dopiero

teraz przeczytałem.
Strasznie smakowite.

pzdr


Grzesiu!

Instytut Pamięci Smoczej powołany z inicjatywy Pana Lorenzo ma wielkie plany. Na razie zlustrowaliśmy Smoka i rodzinę “księcia” Kraka. Polecam lekturę o Wandzie.
Jest to rzecz ciut powazniejsza, bo jednak o Smoku kłamliwe języki różne rozpuszczały wieści. Przedstawiając gadzisko w niekorzystnym swietle, a często nawet poddając jego istnienie w wątpliwość.
Miałem dzisiaj pogadankę dla szkolnej dziatwy. Doszło do takiej erozji świadomości historycznej w narodzie, że juz 9-latki w Smoka nie wierzą!

Pozdrawiam!

tarantula


Wierzą nie wierzą, Panie Sąsiedzie,

zawsze im można prawidłowy ogląd przywrócić, czego sam Pan dzisiaj doświadczył.

Ale ten merkantylizm?! Żeby Smoka W. zmuszać do ziania ogniem wrzucając złotówkę czy dwie do urządzenia stojącego pod Jamą? Żadnych świętości czy tradycji (o zasłużonych dla grodu naszego nie wspominając) już nie szanują!

Pozdrawiam wzburzony


Lorenzo

U końca mojej podstawowki Pan Chromy bardzo niezdarny konferfekt SW pod jamą ustawił. Ale podobizna ziała wtedy za darmo! Wandy by oryginał nie zachwycił z pewnością i historia (prawdziwa) wydarzyć by się nie mogła, bo i Miła (zwana Owieczką)wolałaby chyba zostać zjedzona!

Wzburzenie podzielam i pozdrawiam takoż!

tarantula


Panie Sąsiedzie!

smok1_1.jpg

Do czego to podobne?

tarantula


Do niczego, Panie Tarantulo,

a już najmniej do naszego Smoka W. Artyści, psiakrew! Ciekaw jestem, jakby Wandę przedstawili.

Ukłony


Subskrybuj zawartość