Dziura

W Krakowie sypią się świeżo wybudowane drogi i mosty. Estakady, zwane dziwacznie kładkami, które miały odciążyć ruch na newralgicznej arterii miasta, rozlatują się po roku. Ruszyły naprawy, potęgując chaos w mieście, które dotąd nie dopracowało się czytelnego i sprawnego systemu komunikacyjnego. Urzędnicy obwiniają wykonawców, ogłaszając, że naprawy wykonane zostaną w ramach umów gwarancyjnych, drogowcy zaprzeczają, żądając zapłaty. Argumentacja bywa przy tym kapitalna! Rzecznik wykonawcy Mostu Kotlarskiego, gdzie zniszczeniu uległa część dylatacji, oświadczył, że nie mowy o rękojmii, bowiem wypaczeniu uległo zaledwie parę segmentów, a pozostałe sto kilkadziesiąt jest sprawne.
Kolejne przetargi na budowę i modernizację arterii komunikacyjnych wygrywają i przejmują do realizacji te same firmy, które zadania dotychczasowe koncertowo spartoliły.
Unosi się nad tym podejrzany, żeby nie powiedzieć kryminalny smrodek.
Może tak być, jak pisał lat temu kilkadziesiąt poeta.
Rzecz była co prawda o smogu nad Krakowem, ale można ją spokojnie rozciągnąć na wszelkie dziedziny komunalnej aktywności władz miejskich

Szewczyk Skuba, niecnota, tryka oprawiwszy,
Nakładł mu do wnętrzności siarkę usoloną,
Stawił chyłkiem przed jamą, i precz w mrok odbiega.
Wybawienie dla dziewic z triumfem ogłosiwszy

Smok gadzina, barana spożył z apetytem
I gdy ogień mu trzewia palić żarem począł,
Zwlekł swe cielsko ku Wiśle, ku wodzie zbawiennej
Żłopał wiele pacierzy , przygaszając żywioł,
Co mu w przepaścistej bani brzucha płonął

Potem ogon podniósł, i z dziury, co miał pod ogonem
Obłok wielce smrodliwy na miasto wypuścił.
Ten się trzyma nad grodem, mimo lat mijania
Wieki całe miazmatem pokolenia trując.
Nie masz wybawienia, bo przekleństwo silne,
Odpłata za zbrodnicze szewczyka knowania!

Odium niemożności, niekompetencji i głupoty. Jest więcej niż pewne, że autostrady i drogi ekspresowe budowane na czas EURO 2012, spełnią może swoje zadanie na okres piłkarskiego turnieju. Potem czekać nas będą lata całe remontów i łatania dziur.

Drogi nie są u nas tak straszne, jak to je Astolphe Louis Léonor de Custine opisywał w swoich “Listach z Rosji”. Jeszcze się na trakcie nikt nie utopił, jak to się w czasach saskich zdarzało, co dokumentował Kitowicz, opowiadając o tragicznym przypadku jednego chłopa, który na publicznej drodze puścił bańki wraz z zaprzęgiem wołów.
Nie przypominają jeszcze ukraińskich czy bułgarskich. Może się jednak zdarzyć, że wzdychać jeszcze będziemy do ich poziomu, patrząc jak oddala się nieubłaganie.
Są nowoczesne materiały, technologie, są przeszkoleni fachowcy, podobno nawet i środki.

A przekleństwo wisi nad nami takie, że w Polszcze, założona ambitnie przyzwoita sieć dróg kołowych zostanie ukończona, gdy ruch na świecie przeniesie się w powietrze, a auta będzie można oglądać już tylko w muzeach techniki.

Średnia ocena
(głosy: 0)

komentarze

Ja mam takie spaczenie

że przygladam sie jak osadzane są studzienki w drogach.
Jak to jest, ze co roku są poprawiane, bo się zapadają?


Kwestia studzienek, Panie Sajonaro,

jest ewenementem w skali europejskiej. Oczywiście w Polsce, bo tylko u nas sie one zapadają. Tak na wszelki wypadek, gdy się je osadza na nowo, to są one wysunięte ponad powierzchnię o 20 cm co namniej. I też można sobie krzywdę zrobić.

Za to dłużej trwa zanim sie zapadną.

Taka ciekawostka geologiczna.

Pozdrawiam serdecznie

PS. A Pan, Panie Sąsiedzie, niech Pan nie narzeka. Otwarli nam znowu wiadukt nad 29 Listopada? Otwarli. Mogę już dojechac do domu szybciej niż w ciągu 30 minut od Prądnickiej. Więc należy się cieszyć z drobiazgów:-)) Do czasu aż zamkną w drugą stronę.


.

.


No to my, mieszkańcy Krakowa,

serdecznie Panią pozdrawiamy.

Po naszemu:-)) Z holubcem i przytupami jako wyrazami surrealistycznego szaleństwa, bo normalnie to my z rozwagą i dostojeństwem pozdrawiamy


Sąsiedzie miły!

Wiersz przytoczyłem specjalnie z uwagi na Pański wyrafinowany gust literacki, i sentyment do owej gadziny, wiecznie dziewic głodnej.
Pomysł i zasadniczy rdzeń jest autorstwa mojego przyjaciela, ale poemat sam stworzyłem w dniu dzisiejszym na nowo. Bowiem literacki pierwowzór z 1979 roku, zaginąl.

Ukłony!

tarantula


Szanowny Panie Gospodarzu

poruszony pańskim poematem, tudzież zbulwersowany problemem studzienek nieśmiało przedkładam utworek pt.

Asfalt Polski

Asfalt Polski nasz specjalny,
bardzo miętki, kształtowalny
nic nie traci na miętkości,
uległości czy lepkości.

Chiba, że się zadarzą mrozy
wtedy dla zwiększenia grozy
Asfalt Polski nam hardzieje
wpierw twardnieje – wnet kruszeje.

Kraj się tym asfaltem kryje.
Latem grzęźnie, zimą ryje.
Każdy dumny jest ogromnie –
Bo mój asfalt świadczy o mnie!

Z pozdrowieniami od Budowniczych Autostrad,


Nasi budowlańcy, Panie i Panowie,

szczególnie od dróg wszelakich, sa juz legendarni, o czym swiadczą choćby poematy pisane przez wdzięcznych użytkowników dróg.

A zarazem pelni tajemnic, co widać w niezrozumieniu wielu aspektów tej trudnej sztuki przez laików. O ich tajemnych związakch świadczyc mogą choćby dlugie posiady, jakie w magicznej ciszy odprawiaja godzinami siedząc bez ruchu w miejscu wykonywania swej sztuki.

Chylę przed nimi czola.

A Państwu się klaniam

PS. Przez lata dręczyla mnie zagadka drogi lączącej Mszanę Dolną z Zabrzeżem. Od Mszany do środka olbrzymiej wsi Kamienica droga byla niczym dorodny ser szwajcarski, a od środka wsi do Zabrzeży gladka niczym aksamit, wykonana jakby z calkiem innych materialów. Dopiero za sprawę wybitnie zaslużonego dla polskiego drogownictwa Jana Pawla II (mial tamtedy przejeżdżać do Nowego Sącza), problem zniknąl niczym potraktowany magiczną różdżką.


merlot

To jest świetne!
Mam tytuł: Może być “Oda do asfaltu. Hymn polskich budowniczych dróg”?

Pozdrowienia!

tarantula


Lorenzo

Też mnie to nurtowało! Podejrzewałem jakieś związki z przaktykami buddyzmu zen, ale sposób wprowadzania umysłu w stan odmienionej świadomości jest jednak zupełnie inny.
Buddyści poszczą, uwalniają jaźń od krępujących i niepotrzebnych myśli. Medytacje naszych drogowców wspomagane są nieodmiennie wywarem z chmielu, przeważnie jakości ekstra-zwykłej. To umożliwia im przyjęcie charakterystycznej, opisanej przez miłego sąsiada pozycji “drogowca przydrożnego”, która zwykle szybko przechodzi do horyzontalnej pozycji relaksacyjnej. Umysł jest wolny od myśli a priori.

P.S. Niecierpliwie oczekuję opinii o możliwej zemście łuskowatej gadziny nad krakowskim grodem!

tarantula


Czy ja wiem, Panie Tarantulo, czy to jest zemsta?

Na moje oko, to owo zanieczyszczenie atmosfery i tak już dawno starych Krakusów, a także ich potomstwo, zmienilo w swojego rodzaju mutantów. Przecież wie Pan, co nalezy zrobić z omdlonym krakowianinem w górach – należy go natychmiast umieścić jak najbliżej rury wydechowej samochodu. I wtedy krakowianin, poczuwszy znajome powietrze, natychmiast przychodzi do siebie.

Obcy wytrzymują w naszym miesci góra dwa, trzy dni. A dlużej bez aklimatyzacji ani rusz. Inaczej snują się potem jacyś tacy smętni po mieście, pelni neurotycznej chęci natychmiastowego dzialania.

Gdy dodać do naszego powietrza charakterystyczna roztropność i rozwagę(odziedziczoną po licznych cesarzach austriackich i ichniejszych Tajnych Radcach Dworu), myloną przez obcych z niechęcią do nowomodnych obyczajów, to można sobie zadać pytanie, czy nasz Opiekun – jak Pan go raczyl nazwać “Luskowata Gadzina” – nie jest aby naszym zbawieniem i nadzieją.

Zas co do powodów rzekomej zemsty. Objadl się smok najpierw dziewic, ale tym samym te, co się uchronily, staly się zaczątkiem kasty dziewic żelaznych, czyli dlugodystansowych.

Baranki czy owieczki owe, zaprawione dodatkowo siarką, jakie szewczyk zaserwowal Smokowi, pozwolily potem licznym pokoleniom, uzdatnianym genetycznie, karmić się w uspolecznionych jadlodajniach, czy nawet po domach prywatnych różnymi wynalazkami, o których kilka dni temu wspominaliśmy.

Nawet ta Wanda, co się z Kopca rzucala do Wisly, bo nie chciala Rudego N., mogla sie przyczynić do rozwoju naszego miasta i jego spoleczności, choćby tym, że zamiast Niemca mieliśmy potem Nową Hutę, a ta jak wiadomo, byla jedna z przyczyn upadku wiadomego reżimu.

Gdyby Wanda nie uczynila tego, co uczynila, to być może mielibyśmy dzisiaj w naszym mieście fabrykę Vokswagena, kabarety z Brechtem, festiwal twórczości wagnerowskiej albo pomniki Nietzschego. A Wisla Krakau grywala by w Lidze Mistrzów.

Tak więc Drogi Panie Tarantulo, nic nie dzieje sie bez powodu, i nieznane są zamierzenia Opaczności, których na sobie doświadczamy.

Pozdrawiam serdecznie zachęcając do rozważenia powyższej kwestii


Wielce Szanowny Panie Lorenzo

Jesteś Pan dla własnego grodu niesprawiedliwy. W kwestii aklimatyzacji.

To prawda, że po dwóch dniach strudzonego wędrowca niemoc opada.
Ale wystarczy, by dowlókł się w okolice Rynku i zajął z góry upatrzoną pozycję w jednym z tamtejszych licznych lokali i myk – magic!, najpóźniej w ciągu szesnastu godzin jest zaaklimatyzowany co najmniej na następny tydzień roboczy.

Nigdy dotąd mnie ta metoda nie zawiodła.

Pozdrawiam,
zrzędząc i rzężąc w rozpalonym do szarości pępku naszej państwowości.


Magia

Informuję, że o ile w wielykiej stolicy możnaby jakoś wytłumaczyć brak koordynacji o tyle podobna choroba braku koordynacji w małym mieście jest dla mnie zadziwiająca, a też dość powszechna, a podejrzewam, że z braku alternatywnych objazdów może być nawet bardziej uciążliwe.


Subskrybuj zawartość