Jeszcze chwilę temu słońce przeglądało się w ciepłych, żółtych i czerwonych odcieniach liści szeleszczących wciąż na drzewach. Aż tu któregoś ranka patrzysz, a drzewa stoją nagie zupełnie, w morzu liści u swych stóp.
Teraz, słońce, gdy zaświeci w przesmyku między mglistymi i deszczowymi godzinami coraz krótszego dnia, patrzy Ci w oczy przenikliwie i jasno. Nie ma już cienia, w którym mógłbyś ukryć swoje zakłopotanie przenikliwością napotkanego spojrzenia.
Listopadowe zwyczaje ludzi są jednak trochę dziwne. Jak lustro odbijają nasze lęki i skłonność do patrzenia w przeszłość, zamiast w przyszłość, i w teraz, w chwilę, która co prawda mija, ale akurat jest, i poza nią nie ma nic innego. Chwilowo.
Dlaczego na przykład ludzie fotografują nagrobki swoich bliskich? Dlaczego nie fotografują raczej widoku, który z tego dokładnie miejsca się rozpościera?
Czy pamiętamy dla nich, czy tylko dla siebie?
Czy chcemy pamiętać śmierć, czy życie?
Gdy następnym razem pójdziesz na grób kogoś bliskiego, rozejrzyj się też wokół, spójrz w górę. Wytrwaj w tym nietypowym rozglądaniu się, przez chwilę. Może zobaczysz coś więcej?
Quem quaeritis? Non est hic.