W ostatnim czasie ponownie głośno było na temat Iranu. Z dwóch względów. Interwencji Izraela w Strefie Gazy oraz zapowiedzi Obamy dotyczących zmiany polityki Stanów Zjednoczonych wobec Teheranu. Co ciekawe, okoliczności ułożyły się w taki sposób, że Iran odnosi korzyści. Ajatollahowie, wbrew obiegowej opinii, prowadzą bardzo rozważną politykę zagraniczną i pozycja Iranu umacnia się. Mahmud Ahmadineżad odzykał szansę na reelekcję. Wspólnota międzynarodowa jest nadal bezradna wobec – wyimaginowanego lub też nie –wojskowego programu atomowego. Dlatego właśnie Barack Obama postanowił zastosować inne metody polityczne wobec Iranu. Kto nie ryzykuje, ten nie wygrywa.
Najpierw zajmę się rolą Iranu w czasie konfliktu w Strefie Gazy. Prasa i komentatorzy rozpisywali się na temat sojuszu hamasowsko-irańskiego. W praktyce oznaczało to tyle, że Palestyńczycy mieli dysponować bronią, którą dostarczać mieli Irańczycy. Jeśli zaś chodzi o kwestie polityczne, to Iran – chociaż niezbyt to było oryginalne – potępił żydowską interwencję i trochę pogroził. Na tym udział Tehearanu się de facto kończy. Co prawda pojawiały się wesołe nowinki na temat potencjalnych rajdów piratów wynajętych przez Persów (debka.com!), ale jak to mówią w starym i mało śmiesznym dowcipie – fantastyka piętro wyżej
Możliwa jest również „nowa jakość” w kwestii stosunków (a raczej ich braku) między Stanami Zjednoczonymi, a Iranem. Warto podkreslić, że to Amerykanie, a nie Irańczycy zmieniają swoje podejście w tym przypadku. Nowy prezydent występuje w roli dobrego policjanta. Ryzykuje, bo władze Iranu wcale nie muszą tańczyć do tej samej muzyki, co on, ale ta inwestycja może się spłacić.I rańczycy wiedzą, że lepszego partnera do rozmów już nie będzie. Jeżeli usztywnią swoje stanowisko – osiągną tyle, co nasi na Euro2008.. Jeżeli uealstycznią – mogą uzyskać wiele korzystnych, szczególnie gospodarczo, rozwiązań. Barack Obama od razu potwierdził prawo Iranu do posiadania legalnego cywilnego programu atomowego. Tak naprawdę to niewielki postęp faktyczny w stosunku do Busha, ale w ustach nowego prezydenta brzmi to naprawdę nieźle. Należy też wziąć pod uwagę, że zaufanie Irańczyków do nowego prezydenta jest bezspornie wyższe. Obama stawia jeszcze dwa warunki, po pierwsze – zaprzestanie wspierania terrorystów, a po drugie – powstrzymanie się od gróźb wobec Izraela. O ile ten pierwszy punkt jest bardzo płynny, bo inna jest koncepcja terroryzmu wg Waszyngtonu, a inna wg Teheranu, o tyle spełnienie tego drugiego nie powinno być tak trudne, jak się to wydaje. Iran bardziej niż destabilizowania Iraku czy Libanu, potrzebuje teraz nowoczesnych technologii i wsparcia gospodarczego. Dlatego propozycje uczestnictwa w WTO i inwestycji zagranicznych muszą brzmieć atrakcyjnie. Do tego dochodzi ewentualny udział w gazociągu Nabucco w perspektywie paru lat. O ile Irańczycy będą w stanie w tej sprawie sprzeciwić się Rosji. Nie będąc jednak uzależnionym od tego kraju, tak jak wygląda to teraz, jest to o wiele bardziej prawdopodobne.
Na razie jednak nie oczekiwałbym szybkiego przełomu. Bardzo możliwe, że dojdzie do rozmów, ale zaufanie trzeba zdobywać stopniowo. Iran musi też określić, jakie są jego cele i zbadać, czy to nie blef. Obecna sytuacja polityczna nie bardzo również sprzyja oficjalnym rozmowom, bo Amerykanie oficjalnie wsparli Izrael, a w Iranie wybory zbliżają się wielkimi krokami. Istnieje jednak pewne pole, na którym można negocjować. Trudno jednak przypuszczać, by Iran np. nagle odciął się od Hezbollahu. Chodzi o to, by rozmawiać na jednocześnie ważne tematy, ale również takie, gdzie istnieje szansa porozumienia. Iranowi porozumienie gospodarcze z Zachodem może się opłacać, nawet kosztem programu atomowego. Mogą zresztą, w zamian za kontrolę, zażyczyć sobie nowoczesnych technologii z zakresu pokojowego programu atomowego. Irańczycy z czasem przestaliby traktować Amerykanów jak wrogów (i vice versa). Na pewno bardzo pozytywnie wpłynęłoby to na Irak. Puzzle zaczęłyby się układać. Tylko, że to optymistyczny scenariusz, a w dodatku raczej na lata, niż miesiące. Trzeba jednak zauważyć impuls.
Inne notki na temat Iranu
- Irańskie zagrożenie, czyli róbmy ludziom wodę z mózgu
- Tarcza antyrakietowa – przeciwko Iranowi?
komentarze
Czy Pan leci w kulki, czy jest naiwniakiem...
...posługując się uparcie i bezrefleksyjnie terminem “pokojowy program atomowy Iranu”?
Gdyby ten program był pokojowy, to Irańczycy nie budowaliby wirówek (gotowe paliwo taniej kupić na wolnym rynku) i nie interesowali się reaktorami powielającymi.
To jest typowy program plutonowy i trzeba być ciemniakiem z prowincji, żeby gadać od rzeczy o “pokojowym programie atomowym”, kiedy wystarczy minimalna orientacja w temacie, żeby rozpoznać, że jest to przede wszystkim program wojskowy, który może miec co najwyżej cywilną przykrywkę.
Czy jest Pan ciemniakiem z prowincji?
Zbigniew P. Szczęsny -- 03.02.2009 - 23:42Penie Zbigniewie!
Byc moze jestem ciemniakiem z prowincji, ale przynajmniej umiem czytac.
Czytamy wiec tekst…
Patryk:
“Barack Obama od razu potwierdził prawo Iranu do posiadania legalnego cywilnego programu atomowego”
.... zwrocilbym szczegolna uwage na sformulowanie “Barack Obama od razu potwierdzil”. Co prawda nie wiemy, czy Obama jest ciemniakiem z prowincji, ale tak sie oficjalnie wypowiadal, o czym ja napisalem. Jak widac w tekscie – po szybkiej analizie – nie jest to zdanie ani moje, ani Papy Smerfa, a Baracka Obamy. 44 prezydenta Stanow Zjednoczonych. Dla uscislenia: nie powiedzial on, ze Iran prowadzi pokojowy program atomowy, a POTWIERDZIL PRAWO IRANU DO PROWADZENIA TAKIEGO PROGRAMU. W gimnazjum pani od polskiego nazywala to precyzyjnym czytaniem.
Wracamy na gore:
Patryk:
“Wspólnota międzynarodowa jest nadal bezradna wobec – wyimaginowanego lub też nie –wojskowego programu atomowego. “ -> zasugerowalem wiec bardzo wyraznie, ze program atomowy iranski nie ma charakteru tylko i wylacznie pokojowego, a wrecz nazwalem go wojskowym. Widocznie napisalem to jak ciemniak z prowincji, bo pan tego nie zrozumial…
Trzeci raz, kiedy wspominam o programie:
“Iranowi porozumienie gospodarcze z Zachodem może się opłacać, nawet kosztem programu atomowego. Mogą zresztą, w zamian za kontrolę, zażyczyć sobie nowoczesnych technologii z zakresu pokojowego programu atomowego”
Jest to jeden z mozliwych scenariuszy negocjacji w przyszlosci. Moja ocena znaczenia ew. porozumien gospodarczych.
Mysle, ze kazdy czytelnik zrozumial, o co chodzilo mi w moim tekscie…
....a teraz na scene wkracza nie-ciemniak z metropolii.
“...posługując się uparcie i bezrefleksyjnie terminem “pokojowy program atomowy Iranu”?”
Jeden raz. I to w innym o 360 stopni znaczeniu, niz pan sugeruje. Bardzo uparty jestem. Bezrefleksyjnosc mozna zarzucic kazdemu. Tak jak, kazdemu mozna zarzucic, ze jest brzydki, za wysoki lub za niski.
“Gdyby ten program był pokojowy, to Irańczycy nie budowaliby wirówek (gotowe paliwo taniej kupić na wolnym rynku) i nie interesowali się reaktorami powielającymi.”
Bardzo sie ciesze. A gdzie ja napisalem, ze iranski program atomowy ma charakter wylacznie pokojowy? Moglby mi, ciemniakowi z prowincji, wskazac to w tekscie?
1) napisalem, ze swiat nie radzi sobie z problemem iranskiego programu atomowego
2) napisalem ze Obama uznaje prawo do takiego programu dla Iranu
3) napisalem, ze Iran, zmieniajac profil programu, moglby bardzo duzo zyskac w przyszlosci.
“To jest typowy program plutonowy i trzeba być ciemniakiem z prowincji, żeby gadać od rzeczy o “pokojowym programie atomowym”, kiedy wystarczy minimalna orientacja w temacie, żeby rozpoznać, że jest to przede wszystkim program wojskowy, który może miec co najwyżej cywilną przykrywkę.”
Jak wyzej. Polecam uwazniejsze czytanie. Z zasady nie kasuje komentarzy i teraz tego tez nie zrobie, ale robi pan obciach sobie, gdy pana streszczenie mojego tekstu sie do niego najzwyczajniej nie odnosi. Moze pan zgaduje, jakie mam poglady?
Patryk Gorgol -- 04.02.2009 - 02:29Niedlugo bedzie mi pan zarzucal, ze popieram gwalty i morderstwa ze szczegolnym okrucienstwiem…. Podobnie postapil niejaki Bolec w “Chlopaki nie placza” puszczajac “gangsterski” film “Smierc w Wenecji”....