Obywatelom Republiki Federalnej Niemiec chciałbym pogratulować dzisiejszego zwycięstwa. Sprowokowany przez dziennikarzy TVN-u, chciałbym się przy okazji podzielić garścią refleksji pro domo sua.
Ci, którzy na bieżąco śledzą postępy rozpoczętej w styczniu b.r. akcji „Przypomnijmy o Rotmistrzu” („Let’s Reminisce About Witold Pilecki”), pamiętają, że już w lutym i marcu b.r. na moja propozycja ustanowienia 25 maja Dniem Bohaterów Zmagań z Totalitaryzmem spotkała się z życzliwym odzewem ze strony tak prominentnych osobistości, jak Hans-Gert Poettering, Jan Figel i inni wysocy rangą przedstawiciele instytucji UE. Nie doczekałem się natomiast choćby zdawkowej odpowiedzi ze strony polskich eurodeputowanych, marszałków Sejmu i Senatu, prezydenta (nie licząc zapowiedzi owej odpowiedzi złożonej przez jednego z urzędników), szefów klubów parlamentarnych i wielu innych osobistości polskiej polityki. Nadal czekam również na odpowiedź ze strony Prezesa Rady Ministrów, a także dyrektora Poczty Polskiej. Od stycznia czekam także na odpowiedź ze strony gospodarzy Salonu24.pl
Być może brak odpowiedzi ze strony wymienionych (i nie wymienionych) adresatów, wiąże się z niewiarygodnie wysoką – w porównaniu np. z Przewodniczącym Parlamentu Europejskiego – pozycją w życiu publicznym naszych rodzimych notabli. Trudno przecież przypuszczać, żeby powodem milczenia w odpowiedzi na moje ponawiane od stycznia pytania i zaproszenia, było niedostawanie do europejskich standardów komunikacji z obywatelem. Trudno przecież zgodzić się z doktorem Pągowskim z Toronto, który komentując ową feudalno-postkomunistyczną obyczajowość III/IV RP, nazwał ją powszechnym schamieniem.
Dlatego indagującym mnie na tę okoliczność, wyraźnie zaskoczonym reporterom „Faktów” TVN odpowiedziałem, że zamiast zachodzić w głowę nad motywami działań, czy raczej – zaniechań naszych polityczno – medialno – instytucjonalno – biznesowo – thinktankowych baronów i grabiów, wolę być optymistą.
Rotmistrz Witold Pilecki powoli przestaje być incognita persona non grata. Nie tylko we własnej ojczyźnie. Dzięki osobom zaangażowanym w inicjatywę “Przypomnijmy o Rotmistrzu” cały świat może – od 25 maja 2008 r. – czytać „Raport Witolda” również w języku angielskim. Innymi słowy: są powody do radości i to one powinny nas mobilizować do dalszych wysiłków.
Do podzielenia się powyższymi refleksjami natchnęły mnie powtarzające się pytania, ale przede wszystkim wczorajsze zwycięstwo drużyny Niemiec nad Polakami. Warto w tym miejscu odnotować, że nie byłoby ono możliwe, gdyby nie nasza lokalna specyfika. Otóż ćwierkały wróble na dachu, że autor dzisiejszych dwóch bramek, napastnik Łukasz Podolski, starał się swego czasu o przyjęcie do reprezentacji Polski. Z uwagi na brak niezbędnych w Polsce kwalifikacji, jego prośby zostały odrzucone. To prawda, początkujący Podolski celnie strzelał do bramki. Co z tego jednak, jeśli brakowało mu czegoś znacznie w Polsce ważniejszego. Najwyraźniej bowiem Podolski nie należał do „naszych kolegów” odpowiednio Ważnych Ludzi. Nikt (z kim trzeba się liczyć) za Podolskim nie stał. Nikomu nie musiało na Podolskim zależeć. W każdym razie nikomu z tych, którzy od 20 lat tworzą wzrastającą z każdym dniem potęgę polskiej piłki nożnej.
Być może właśnie dlatego Łukasz Podolski – zamiast pozostawać poddanym zarządzających Krainą Powszechnej Niemożności „naszych kolegów”, postanowił zostać obywatelem Zjednoczonej Europy.
Być może cennych odpowiedzi na podobne pytania mogliby udzielić nie tylko działacze sportowi.
Hansowi-Gertowi Poetteringowi i Stefanowi Hamburze z całego serca gratuluję zwycięstwa drużyny Niemiec. Zaś Europie gratuluję Podolskiego!
***
Zobacz także:
komentarze
Panie Michale!
Widocznie Podolski nie należy do ferajny.
Jeśli idzie o brak odpowiedzi, to pewnie wygląda to tak, że urzędasy jeszcze z nadania PZPR (lub ich dzieci) wrzucają te pisma do kosza. Należy co dwa tygodnie wysyłać takie same pisma do wymienionych przez Pana adresatów, może trafi jakieś na normalnego urzędnika?
Nam się tylko wydaje, że żyjemy w innym świecie.
Pozdrawiam
wiki3 -- 09.06.2008 - 07:36